Charyzmatyczne kłamstwo

demokraci

 

 demokraci  Przemysł medialny, którego głównym zajęciem jest sprzedaż, produkcja, dystrybucja i zarządzanie rynkiem, a jedynym produktem jest pijarowski wizerunek (PR), operuje w przestrzeni publiczno-wirtualnej tak „naturalnie”, jak naturalnym jest powietrze, woda czy popularnie rozumiana Matka ziemia.

Dźwięk jest ulotny, podobnie wizja, naturalnie wizerunek – wraz ze wszytkimi tego skutkami. Niektóre media pozbawione są dźwięku, inne dynamicznego obrazu, ale za to próbują oddziaływać na powonienie. Jeszcze nie wprowadzono do powszechnego „użytku” gadżetów oddziałujących na konsumenta bodźcami ruchowymi, temperaturowymi, oraz na receptory (o ile takie są), które oddziaływają na konsumenta poza obszarem jego świadomego pojmowania rzeczywistości. Wszystkie te metody oddziaływania mają jeden cel wspólny: bardziej skuteczne dotarcie do odbiorcy towaru produkowanego przez medialników. Kluczem do sukcesu jest przekonanie odbiorcy o tym, że bez oferowanego mu towaru nie może się obejść, ba czasem nawet nie może przeżyć. Instynkt samozachowawczy, którego większość obywateli (i tu także kłania się demokracja) nie jest przecież jeszcze zupełnie pozbawiona, podpowiada dokładnie i niezawodnie, co należy uczynić, po otrzymaniu tak ważnej wiadomości.

 Oczywiście absolutna większość z nas, bez względu na to czy jest prorządowa, czy pozostaje w opozycji, nie ma szans na weryfikację poprawności merytorycznej składników dźwiękowych czy wizualnych, docierających do nas komunikatów i w tym miejscu producent takich „treści” jest skazany na powodzenie, choćby nie wiem co. Łapią się na tym nawet sami fachowcy, kiedy czasem dowiadują się o czymś, co z rzeczywistością nie ma związku a oni tymczasem dali się na to coś nabrać, jak zwykli odbiorcy. Można nawet dostrzec tutaj pewną nierównoprawność podmiotów. Fachowiec medialny ma większe możliwości pojmowania rzeczywistości referowanej przez media, natomiast zwykły konsument (zdaje się, że jest ich większość), możliwości takich w sposób naturalny nie posiada. No ale ponieważ to większość ma rację, stąd uszanować musimy resultat naszych konkluzji. O jakie tu dokładnie konkluzje chodzi? Z ukazanego w tym miejscu wywodu, wyraźnie wynika, że większość to ignoranci. A zatem szkodzą sobie sami i do tego jeszcze mają rację, bo są w większości. A może ktoś z czytelników ma tutaj coś przeciw demokracji?

 Przy okazji odbywających się wyborów powiedzmy że parlamentarnych, wszystkie demokracje razem i każda z osobna święcą swój tryumf i potwierdzają istnienie. Przywódcy (ktokolwiek by to nie był), mają wtedy carte blanche na składanie obietnic. Przyjęło się od Pirenejów po Kamczatkę i od Przylądka Najlepszej z Nadziei po Morze Barentsa, że politycy obiecują gruszki na wierzbach, a wyborcy ich za to kochają bardzo a nawet jeszcze bardziej, co potwierdzają oddawaniem na nich głosów. Rzadko, a w każdym razie zupełnie niemrawo, zwraca się tam uwagę na realność obietnic. Obowiązuje reguła – chciał dobrze ale mu nie wyszło. Istotą tego spektaklu nie jest jednak nierealność składanych obietnic. Po najmniejszym nawet namyśle każdy przyzna, że to fikcja, burleska, chucpa. Idzie o coś zupełnie innego: kto tu kogo okłamał? Kandydat na parlamentarzystę, który obiecał „szklane domy”, czy wyborca, który kogoś takiego poparł? Kto tu kogo oszukuje? No, ale skoro większość oszukuje, a jak wiadomo większość ma rację, to raczej nie dziwota, że na takim gruncie wyrastają jabłonie, owocujące jedynie skwaśniałymi zgniłkami i ku ogólnemu zadowoleniu większości. I z pewnością na własne życzenie tejże.

 Jak komuś kłamstwo jakieś dokuczy i zorientuje się w istocie problemu, wzrusza tylko ramionami i udaje, że wszystko jest bez zarzutu. Większość (a wiemy przecież czym jest demokracja), zdecydowanie najmniej przejmuje się kłamstwem. Mało tego, kłamstwo jest tak obecne w naszym życiu, jak azot w powietrzu: do niczego jakby nie służy, jednak nikt nie interesuje się tym, że tam jest, każdy rozgląda się za jakąś dostępną jeszcze cząsteczką tlenu. Ba niektóre osoby, noszą ze sobą tlen w butlach. Są nawet pomysły tlenowych kawiarenek, gdzie w przerwach na obiad, można by sobie pooddychać powietrzem o podwyższonej zawartości tlenu lub nawet całkiem czystym tlenem.

 No tak, tymczasem kłamstwo już tak mało kogo obchodzi, że nawet nikt nie zgłasza pomysłów przebywania w środowisku wolnym od kłamstwa. Przyjrzyjmy się nieco bliżej zjawisku. Czy podkolorowanie rzeczy, wydarzeń, opisów, jest już od razu kłamstwem, czy tylko mija się z prawdą? Czy interpretowanie wydarzeń, raportów, deklaracji, oświadczeń, że się tak wyrażę jednostronnie, jest już kłamstwem, czy ociera się jedynie gdzieś o granice przyzwoitości, roztropności, dobrego/złego smaku, czy prawdy. Jak zresztą wiemy, rozumiemy a nawet wierzymy, w demokracji rację ma większość, więc to właśnie większość decyduje, czy to jest prawda, czy to jest jakaś prawda niesłuszna, (o prawdę słuszną, każdy demokrata gotów jest oddawać życie), której demokracja nie chce, nie życzy sobie, odrzuca. W końcu to demokracja w swojej większości powie nam, czy ziemia jest płaska czy zaokrąglona, czy jak tam. A my z szacunku do demokracji przyjmiemy oczywiście ten zły szeląg za dobrą monetę. Bo czyż demokrację da się wycenić, skoro jest bezcenna?

 Obok metod barwienia czy interpretacji rzeczywistosci, mamy przecież nasze zwykłe jej postrzeganie, rozpoznawanie, przyswajanie no i w najgorszym przypadku rozumienie tego, co do nas dociera. Ponieważ wielu z nas, co demokracja uznaje za bezsporne, nie ma pojęcia co to znaczy „właściwie rozumieć” przekaz informacji otrzymywany drogą medialną, np. tabuny redakcyjnych pomocników zatrudnia się wyłącznie w tym jedynym celu, aby „prawdziwa treść przekazu” mogła do nas dotrzeć w sposób nieskażony, jedynie słuszny i posłuszny. Dzięki takiej owocnej działalności osób szczególnie utalentowanych i poświęcających czas dla przedstawienia nam codziennej rzeczywistości, możemy dowiedzieć się nie tylko, co się wydarzyło, ale również i to jest ważniejsze – jak to coś należy pojmować.

 Na przykład katastrofa samolotu. A czyż to pierwszy, czy też ostatni może raz? Każdy z nas wie, że nie ostatni, trochę to głupie, no więc w tę stronę nie pójdziemy. Każdy wie, że takich katastrof od początku świata były tysiące, no a w ogóle to najczęściej dzieje się tak z powodu pogody lub błędu człowieka. Przezornie nikt nie wyjaśnia, czy chodzi o człowieka znajdującego się w tym momencie na ziemi czy w samolocie, no ale to przecież detale, których ustaleniem zajmą się specjaliści.

Albo wysoka woda. Każdy wie, że jak spadnie duży deszcz, to ta woda musi się gdzieś rozejść. Przy okazji i zatopi trochę obszaru albo w całości, no ale to jest siła wyższa. Wszędzie się tak dzieje: w Europie, w Azji, ba w Ameryce nawet częściej. Tej sile wyższej ulec musi przejściowo nawet demokracja, choć nie wierzę, aby się znalazł ktoś, kto by tego chciał nawet trochę. No więc z tego rodzaju prawdą musimy sobie poradzić sami, bo jak to wiemy i rozumiemy nadzwyczaj dobrze, żaden rząd, a nie tylko demokratycznie wybrany, nie może ulec takiej presji. I najmniejszego znaczenia nie ma fakt, że jest, albo że nie ma stosownej ustawy, która pozwala rządowi wybranemu demokratycznie, ratować swoich obywateli z opresji po powodzi, skoro przed powodzią zaniemógł.

 Demokracja demokracją a śmieci przecież, odpady różne i inne nieczystości, każdy z nas produkuje codziennie, przy czym im cywilizacja bardziej zaawansowana, tym ta produkcja większa. Czy ktoś z nas, korzystając z dobrodziejstw demokracji, stara się zmniejszyć ilość śmieci, odpadów, nieczystości? Nie tyle u siebie w mieszkaniu, bo to prawdopodobnie zdarza się większości, ale poza nim, w tak zwanej przestrzeni publicznej. Oczywiście demokracja robi to swoimi instytucjami za nas, ale czy tutaj o to właśnie chodzi?

 Hipokryzja doszła to takiego punktu, że ludzie nie tylko okłamują innych, ale w swojej wyjątkowej doskonałości robią to doskonale w stosunku do siebie samych. Jest dobrze, wszystko OK., nie ma się wiec o co martwić. Może będzie jeszcze lepiej. Trzeba myśleć pozytywnie i trzeba myśleć, że będzie lepiej, bo przecież sami chcemy, żeby nam było lepiej a nie gorzej. Samo się co prawda lepiej nie zrobi, ale nie możemy się załamywać, przejściowymi trudnościami, bo przed nami jest przyszłość, nowe wynalazki i nowe odkrycia, a w związku z tym rodzi się nadzieja. No i co z tego, że dziś jest gorzej niż wczoraj, a jeszcze tydzień temu sądziliśmy, że gorzej być nie może. Przecież kiedyś się to musi skończyć, odbijemy się od dna i poszybujemy w górę. Nie twierdzę że od razu, że wszyscy, ale z całą pewnością większość, bo przecież to większość w demokracji ma rację.

 Czy da się z tego żyć? W demokracji oczywiście, że większość żyje z tego właśnie inaczej nie byłoby demokratycznie. Jeżeli ktoś ma trudności ze rozumieniem tej prostej prawdy, to powinien lepiej wsłuchiwać się w medialne interpretacje rzeczywistości. Zdecydowana ich większość właśnie o niczym innym nie mówi. No a chyba nie może być lepszego dowodu na prawdę. Aż tylu na raz nie może się mylić.

Acha już wiem, co miałem poprawić: Ziemia jest okrągła, no ale Galileusz był nie tylko ulubieńcem Kościoła.

 Kłamię ja, kłamiesz ty –  jesteśmy kłamczuchami

kto nam zabroni kochać się, życie wypełnić snami

róbta co chceta, kogo krzywdzita swoimi marzeniami

znów do roboty budzą nas, a raj nas swymi atrakcjami mami.

Marcisz Bielski

[email protected]