Nie zmieniło to samych obywateli Aten, ich słabości i rόżnych mniej lub bardziej dojrzałych pragnień lub dążeń. Oznaczało to tylko tyle, że prόbowali oni, opracować system, albo jak to chcą nazywać inni ustrόj wspόlnoty, oparty na jakichś przejrzystych dla wszystkich zasadach i nie dający się podważyć autorytet, i miała to być właśnie wola większości. Takie mniejsze zło.
Ponieważ maczali w tym palce uczeni filozofowie i zaprawdę przenikliwi analitycy, ich argumenty po wielu dyskusjach i utarczkach przeszły w czyn i wola ludu stała się faktem. Doszło zresztą do tego, że jak z woli ludu tu i όwdzie zapragnięto nagle dyktatury, (monarchii, cesarstwa czy o zgrozo republiki), to ją sobie implementowano, na dłużej lub krόcej i tak da capo al fine trwa to mniej więcej po dzień dzisiejszy. Chcemy tego czy nie, od tego czasu niczego już ludzie nie wymyślili, jeśli idzie o ustrόj, powielając jedynie, mniej lub bardziej nieudolnie to, co dzisiaj nawet monarchiom służy jak najbardziej a dyktatorom (wszystko jedno przejściowym, czy bardziej długowiecznym), oświeconym i liberalnym, czy zawziętym i autorytarnym, jeszcze lepiej.
Jak to tak być może i dlaczego właśnie tak – zastanawiają się czasem jacyś mędrkowie i gęgacze. Punktem wyjścia do dalszych rozważań może być na przykład decyzja albo jeszcze lepiej cały proces jaki towarzyszy jej podejmowaniu. Decyzja w jakiej sprawie?
W życiu codziennym podejmujemy dziesiątki, a nawet miliony decyzji i nawet nie zastanawiamy się nad tym dłużej, jak ułamek sekundy. Skręcić w lewo czy pojechać prosto. Czasem sprawy się komplikują, bo żona chce nad morze a małżonek w gόry i wtedy dochodzenie do decyzji może stać się kwestią być albo nie być (w małżeństwie). A kto ma decydować o budowie osiedla, elektrowni albo armii?
Tak więc na zapleczu większej decyzji, o bardziej złożonym charakterze, wymagającej większej wiedzy a nieraz doświadczenia, odwołujemy się do decyzji zastępczych a jeszcze częściej cudzych.
Nie zawracamy sobie głowy czymś takim, mamy zakładnika, wiemy komu decyzję powierzyć, całe ryzyko wkładamy w cudze ręce, usta i . . . w ten oto prosty sposόb, wszyscy trafiamy na Wall Steet naszych interesόw, czyli tam gdzie jesteśmy.
Czy zatem sposόb ten jest przejrzysty, albo choć przejrzysty na tyle, że spełnia jakieś elementarne kryteria przejrzystości? Zwolennicy „pozytywnej recepcji rzeczywistości w warunkach bojowych” twierdzą, że takim najlepszym z przejrzystych instrumentόw rozpoznawania rzeczywistości jest prawo. Tamże to bowiem ustawodawca określa swoje najlepsze z intencji mających na celu szczęście ludu.
Do prawa zaś w demokracji, rόwny dostęp mają wszyscy jest więc sprawiedliwie.
Dla zupełnej ścisłości i gwoli odnotowania rzeczywistości jaką ona jest, czytanie litery prawa takiej jaką ono jest tu i teraz, nikomu nie nastręcza najmniejszych trudności, bo po to ludzie chodzą do szkoły aby umieli czytać, a niektόrzy po takiej szkole umieją nawet coś napisać. Szkoły prawnicze zaś są tak rozwinięte i produktywne, że praktycznie każdemu zapewniają pomoc na odpowiednim poziomie. Kwestię płacenia za tę usługę, będziemy tutaj dyskretnie pomijać, nie chcąc narazić się na zarzut trywialności i komercyjności.
Czy obraz dopełnimy widzeniem tych podglądaczy rzeczywistości, ktόrzy twierdzą, że specjalizacja zaszła już tak daleko, że dwaj prawnicy – dawniej mόwiło się cywiliści – zajmujący się powiedzmy ubezpieczeniami i sprawami rodzinnymi, są już tak bardzo od siebie oddaleni, że odnalezienie wspόlnego języka tamże już dziś napotyka nie lada trudności, a przecież jak to wszyscy wiemy postęp, także i na tym gruncie trwa nieustannie. Podobnie jest w innych dziedzinach, gdzie translacja językowa już nie wystarcza, bo niczego nie jest w stanie przetransponować z jednego pola interesόw na inne, konieczne jest jednak podjęcie decyzji. Kto zatem podejmuje decyzje? Otόż decyzje są podejmowane i co do tego nie ma wątpliwości. Bazą dla ich podjęcia, są panelowe dyskusje specjalistόw, ktόrzy zdolni są jedynie do tego, aby zaprotokołować rozbieżność poglądόw i opinii. Wniosek jest oczywisty: do podejmowania decyzji potrzebni są ignoranci. Nie musimy dodawać, że jest ci ich u nas dostatek. U nich toże.
Jak zwykle w takich przypadkach, ludzie ktόrzy interesują się jakością w otaczającej ich rzeczywistości, zadają wiele niewygodnych pytań, prowadzących do ustalenia okoliczności zdarzenia, akcji prewencyjnej, polepszającej (na przykład działanie) i korygującej (to jest przywracanie stanu pierwotnego lub zamierzonego). W omawianym przypadku, kiedy decyzje podejmują ignoranci, pytanie wścibskich zmierza do tego czy: lepiej jest w przypadku podejmowania decyzji, kiedy takową podejmuje ignorant mniejszy czy większy. Bynajmniej nie mamy tu na myśli wzrostu.
Nieoczekiwanie i tutaj sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej. Często bowiem czynnik czasu przy podejmowaniu decyzji ma rolę decydującą. Może być tak, że decyzja absolutnie uzasadniona ale podjęta za pόźno, kosztuje więcej niż wprawdzie błędna ale podjęta z wyprzedzeniem. Mόwi się wtedy o przypadku, ryzyku i . . . szczęśliwym lub nie zbiegu okoliczności.
Przedstawiony wywόd, prowadzi nas gdzieś na manowce. Chcieliśmy jak najlepiej, wyszło na opak. Dziwujemy się dlaczego. Otόż system jaki chołubimy z takim zagrzaniem, zawiera jedno podstawowe założenie, uczynione przez nas na początku i przyjęte z całym dobrodziejstwem i obciążeniem inwentarza zarazem: raz na jakiś czas, decydujemy się na to, aby oddelegować w naszym imieniu kogoś, kto podejmować będzie za nas wszystkie te niewygodne decyzje, nieraz przerastające nasze możliwości (możliwości naszego delegowanego zresztą także). Vulgo: przenosimy odpowiedzialność za nie na naszych politykόw, a sami umywamy ręce. Potem wszystko już toczy się utartą rutyną wynikającą z mocy ustanowionego w ten sposόb prawa (cesja) z wszelkimi konsekwencjami. Ba, kiedy nasi przedstawiciele, wystawiają nam rachunek do zapłacenia, za nasze własne decyzje, płacimy, płacimy i jeszcze chcemy dołożyć, byle tylko mieć z tym święty spokόj.
Też w końcu jest to jakaś decyzja. Ponieważ jest to decyzja suwerena, nie ośmielę się oceniać czy jest ona trafna, czy przedwczesna.
Marcisz Bielski