Jesteśmy w Kryzysie. Czas na akcję!

Dollar background

Niektórzy z polityków utrzymują, że jest to zjawisko przejściowe i periodyczne, jak pory roku. Po zimie przyjdzie wiosna i lato obdarzy nas kornukopią wszelkiego dobra w postaci taniej benzyny i płaskich telewizorów. Politycy uważają, że mówienie społeczeństwu prawdy byłoby ich politycznym samobójstwem. Dlatego tez karmią je informacyjną papką-manną i fatamorganą, a środki masowego przekazu im dzielnie sekundują.

Niemniej kilku znanych amerykańskich przemysłowców i finansistów takich jak Lee Iaccoca, były prezydent firm automobilowych Forda i Chryslera, a także finansista-miliarder Georgie Soros, starają się obudzić społeczeństwo z marazmu prowadzącego go do katastrofy.

Do ludzi, którzy rozumieją dzisiejsze zagrożenie dla Ameryki, zalicza się także prof. Zbigniew Brzeziński, były doradca prezydenta Jimmy Cartera, a także sam prezydent – Jimmy Carter.

Ludzie ci, finansowo niezależni, mogą sobie pozwolić na mówienie i pisanie prawdy o sytuacji w USA. Jak długo im będzie wolno – nie wiadomo. Czy społeczeństwo im uwierzy i odpowiednio zareaguje, także jest zagadką. W pewnej mierze sytuacja Stanów Zjednoczonych przypomina sytuację Polski przedrozbiorowej z warcholskim Sejmem i ślepotą szlachty. Był wtedy co prawda ksiądz Skarga i błazen królewski Stańczyk, którzy starali się przywołać króla i naród do rozsądku, widząc zbliżającą się katastrofę. Czy wołanie Lee Iaccoci nie stanie się wołaniem zagubionego na puszczy? Przyszłość pokaże, czy losy Ameryki nie będą podobne do losów Polski przedrozbiorowej.

Widząc zbliżający się kryzys Lee Iaccoca napisał i wydał książkę pod tytułem: „Gdzie podziali się nasi przywódcy?” (Where Have All the Leaders Gone?, Simon & Schuster) z intencją obudzenia społeczeństwa z marazmu.

Oto co pisze Lee Iaccoca w swobodnym tłumaczeniu:

— Czy ja jestem jedynym człowiekiem, który jest zaniepokojony tym co się dzieje? Gdzie do diabla jest nasza złość i oburzenie? Dlaczego nie słyszę krzyku, że na naszych oczach popełniana jest krwawa zbrodnia?

U steru naszego statku stoi gang półgłówków sterujących nasz statek w kierunku przepaści. Na czele naszych wielkich spółek akcyjnych stoją gangsterzy, którzy okradają nas w biały dzień, a nasz kraj nie potrafi nawet posprzątać po sztormie „Katarzynie”, nie mówiąc już o budowie samochodu hybrydowego. My natomiast, zamiast się wkurzyć, siedzimy głupawo przytakując, kiedy politycy nam mówią: „Trzymajcie się wyznaczonego kursu!”

Trzymać się kursu? Chyba żartujecie? To jest Ameryka a nie przeklęty “Titanic”. Ja wam radzę – „Wyrzućcie dupków za burtę!”

Może wam się wydawać, że jestem starym stetryczałym starcem, który spadł z bujanego fotela. Być może macie racje, ale w końcu ktoś musi powiedzieć prawdę, gdyż ja już nie poznaję tego kraju.

Kapitanami przemysłu nie są już wynalazcy i przedsiębiorcy, ale faceci w kajdankach. W czasie, kiedy my rzępolimy w Iraku, cały Bliski Wschód jest w ogniu i nikt nie wie co robić dalej.

Nasza prasa zamiast zadawać twarde pytania i żądać jasnych odpowiedzi, ochoczo powiewa karnawałowymi pomponami.

To nie jest już Ameryka, do której moi i Wasi rodzice płynęli przez ocean. Ja mam już tego dosyć. A Wy?

Powiem nieco więcej. Nie możesz nazywać się patriotą, jeśli nie jesteś wkurzony. Ja jestem gotowy o to walczyć!

Największy problem zaczyna się na „K”, a jest nim „Kryzys”!

Przywódcy się tworzą a nie rodzą. Kryzys wykuwa wodzów! Bardzo łatwo jest wygłaszać teorie trzymając nogi na stole i wysyłać obce dzieci na wojnę, w której nigdy nie brałeś udziału. Natomiast trudno być wodzem, kiedy świat się wali.

11 września 2001 roku, bardziej niż kiedykolwiek w historii, nasz kraj potrzebował silnego przywódcy. Potrzebowaliśmy pewnej i silnej ręki, która nas wyprowadzi z popiołów. Zamiast tego, znaleźliśmy się wśród przeklętej wojny bez planu na zwycięstwo ani na wycofanie się z tej wojennej zawieruchy.

Nasz kraj pogrążony jest w największym deficycie historii. Tracimy naszą moc produkcyjną na korzyść Azji w tym samym czasie, gdy nasze przedsiębiorstwa są zarzynane przez stale rosnące koszty ubezpieczeń medycznych.

Ceny benzyny sięgają niebios, a nikt nie ma rozsądnej polityki energetycznej. Nasze szkoły mają problemy. Nasze granice są dziurawe jak sito.

Klasa średnia ledwie zipie z powodu rosnących cen i podatków.

Nastał czas abyśmy krzyknęli: „Dajcie nam przywódcę!”

Ale kiedy się rozejrzysz, to się zapytasz: “Gdzie się podziali nasi wodzowie?” Gdzie są ci dociekliwi przywódcy, ludzie z charakterem, odwagą, przekonaniem … i zdrowym rozsądkiem?

Nie lubię się powtarzać, ale mam nadzieję, że mnie zrozumieliście.

Pokażcie mi przywódcę, który będzie miał inny pomysł na walkę z terroryzmem, niż zdejmowanie butów na lotnisku i konfiskatę buteleczek z szamponem? W czasie, kiedy wydajemy miliardy dolarów na biurokrację bezpieczeństwa wewnętrznego, jedynym rezultatem tych wydatków jest odruchowa reakcja na wypadki, które już miały miejsce w przeszłości.

Pokażcie mi jednego przywódcę, który się wykazał zdolnościami organizacyjnymi w czasie huraganu „Catarina”. Nasz Kongres nie spędził nawet jednego dnia na analizie odpowiedzialności za wypadki, które miały miejsce w tamtych krytycznych pierwszych godzinach po sztormie. Wszyscy teraz schowali głowy w piasek, siedzą ze skrzyżowanymi palcami, pukając w nieheblowane drewno, życząc sobie, aby coś podobnego się nie powtórzyło.

To idiotyzm! Sztormy się zdarzają! Musimy być gotowi. Musimy mieć plan. Musimy mieć plan, jak zadziałać następnym razem.

Wskażcie mi przywódcę o twórczym umyśle, który ma pomysł jak odbudować nasz przemysł. Kto by kiedyś pomyślał, że trzy największe firmy produkujące samochody, będą firmami japońskimi?

Jak to się stało? A może ważniejszym jest, jaki mamy plan na zmianę tej sytuacji.

Nazwijcie mi polityka, który poda jasny plan na spłacenie narodowego długu, rozwiązanie kryzysu rządowego, albo problemu ubezpieczeń zdrowotnych. Cisza dzwoni mi w uszach. A to są właśnie kryzysy, które prowadzą nas do zguby.

Mam wiadomość dla gangu w Kongresie. Nie wybraliśmy was, abyście siedzieli na tyłkach w czasie, kiedy nasza demokracja jest zeszmacona, a nasza wielkość jest zastąpiona przez przeciętność. Czego się boicie? Czy boicie się, że jakiś twardogłowy z telewizyjnego Fox News nieprzyjemnie was skomentuje? Przestańcie mi zawracać głowę. Pokażcie, że macie jakiś kręgosłup.

Czy wam to, co mówię, wystarczy?

Hej tam! Nie chcę być głosem smutku i tragedii. Chcę jedynie zapalić w was iskrę nadziei. Wołam, bo mam jeszcze nadzieję. Ja wierzę w Amerykę. Moje życie przypadło na okres wielkich amerykańskich czynów, ale także doświadczyłem na własnej skórze czasów „wielkiego kryzysu” i II wojny światowej, wojny koreańskiej, zabójstwa Kenediego, wojny wietnamskiej, kryzysu paliwowego lat 70-tych i wypadków 11 września.

Z tych doświadczeń wyciągnąłem wniosek, że nie dojdziemy do niczego stojąc z boku, czekając na kogoś, kto za nas podejmie decyzję i zainicjuje akcję.

Czy będzie to budowa nowego samochodu, czy przyszłość dla naszych dzieci – my wszyscy musimy w tym uczestniczyć. Takie właśnie jest przesłanie mojej książki, która jest hasłem do podjęcia „Akcji” przez ludzi takich jak ja, którzy wierzą w Amerykę. Jeszcze nie jest za późno, ale czasu zostało mało. Dlatego otrząśnijmy się z łajna i bierzmy się do roboty. Powiedzmy „im”, że mamy tego dosyć!

Nasza przyszłość od tego zależy!

Więcej na ten temat w samej książce.

Wstępny komentarz sporządził i przetłumaczył słowa Lee Iaccoca

Jan Czekajewski

[email protected]

Jan Czekajewski – dr inż. elektronik, amerykański biznesmen urodzony w Częstochowie, wykształcony na Politechnice Wrocławskiej i Uniwersytecie w Uppsali (Szwecja); laureat nagrody Stanu Ohio w konkursie na najlepszego biznesmena w dziedzinie wysokiej technologii; założyciel firmy Columbus Instruments eksportującej aparaturę biomedyczną do ponad 50 krajów świata.