Oczywiście zwyczaj ten dotycz- czasów nowożytnych i luddzi zamożnych, na wsi bowiem zabawy nie były tak huczne. Bale te inicjują karnawał. Barszcz i bigos goszczą często na sylwestrowym stole w towarzystwie pasztetu, pieczeni i słodyczy, ale dzień ten nie ma specjalnych potraw obrzędowych.
Karnawał, a jak mówiono dawniej mięsopust, był dorocznym okresem zabaw, kończącym się środą popielcową. Tradycja ta jest bardzo stara. Już w XVI w. ksiądz Jakub Wujek, tłumacz Pisma Świętego, gorszył się, utrzymując, że zapusty są „Od czarta wymyślone”. Zabawom i balom towarzyszyły kuligi, czyli korowody na saniach od dworu do dworu, a w każdym domu czekał poczęstunek i tańce.
Karnawał, jako okazja do spotkań i zawierania nowych znajomości, był ważny w późniejszych wiekach, a zwłaszcza w XIX w., ze względu na sprawy matrymonialne. Rodziny były przeważnie wielodzietne i jeśli nawet nie było trudności z utrzymaniem familii, to kłopoty zaczynały się wmomencie dorastania młodzieży. Dotyczyło to w równym stopniu arystokracji, ziemian, jak i nowej społeczności, gdyż córki należało wyposażyć , a i synowie musieli dostać coś, by założyć rodzinę. Rzadko zdarzało się, by majątku starczało dla wszystkich dzieci, stąd skomplikowane zabiegi mające na celu korzystne małżeństwo. Zazwyczaj był to kompromis między pieniędzmi a „urodzeniem”. Panna ze zubżałego, ale znakomitego rodu miała szanse na podniesienie do wyższych kręgów towarzyskich zamożnego kawalera, częstsze jednak bywały sytuacje odwrotne, kiedy mężczyzna wnosił do związku nazwisko, kobieta zaś pieniądze.
W mieście oczywiście nie urządzano kuligów. Bale karnawałowe urządzane przez zamożniejszych obywateli miasta były kosztowne. Jeśli nawet dysponowano stosowną salą, a nawet zapleczem w postaci małego folwarczku, który dostarczał przynajmniej części produktów, to wymagały zaopatrzenia się w odpowiednią zastawę z tłukącej się przecież porcelany i wynajęcia służby. Nieszczęściem była konieczność sprawienia odpowiednich toalet żonie i córkom. Suknie stanowiły duży wydatek, ale były też oznaką bogactwa. Na karnawał trzeba było mieć kilka, gdyż – pomijając względy kokieterii- przetańczenie kilku nocy w delikatnych tiulach i muslinach powodowało ich zniszczenie. Podczas balu podawano wystawną kolację, kończoną lodami oraz wino i szampan.
Mniej zamożni ludzie również chcieli się bawić w karnawale, przy czym usiłowali powtarzać zaobserwowane wśród wyższych sfer wzory. Ta parodia karnawału była co roku pożywką rysowników i dziennikarzy, wykpiwających tandetność i snobizm drobnomieszczańskich imprez.
Na podstawie książki „ Przy polskim stole”, Krystyny Bockenheim