Katolicka Irlandia zamyka ambasadę w Stolicy Apostolskiej.

Irlandia

 

 

Irlandia  Spotkałem się ostatnio z bodaj 30 ambasadorami ze wszystkich stron świata akredytowanymi w Stolicy Apostolskiej, aby podyskutować na temat roli Watykanu w polityce międzynarodowej. Wielu z nich przyznało, że wątpi, czy za 10 lat ich placówki będą nadal istniały. Jeden z nich powiedział, że czuje się, jakby był ostatnim ambasadorem w Wenecji w roku 1797, gdy miasto zostało zdobyte i zniszczone przez Napoleona” – opowiadał Massimo Franco, dziennikarz „Corriere della Sera”, w wydanej niedawno książce „C’era una volta un Vaticano” („Był sobie kiedyś Watykan”).

 

 Oszędności?

 

To, co kilka miesięcy temu zapowiadał Franco, powoli staje się faktem. 4 listopada Irlandia ogłosiła, że zamyka ambasadę w Watykanie. Podobno z przyczyn finansowych, ponieważ koszty utrzymania placówki się nie zwracają. Jednak gdyby stosunkowo niewielkie oszczędności (pół miliona euro rocznie) były jedyną przyczyną tej zaskakującej decyzji, to dlaczego Irlandczycy pozostawiają np. ambasadę w egzotycznym Lesoto? Watykan oficjalnie zachował zimną krew. W rzeczywistości wpadł jednak w popłoch. – Fatalnie się stało. Irlandia jest pierwszym dużym krajem katolickim, który tak postąpił, a przecież katolicyzm odegrał ogromną rolę w irlandzkiej historii – wyznał anonimowo jeden z watykańskich dyplomatów. W domyśle pojawia się pytanie: kto będzie następny?

 Irlandia to kraj, w którym aborcja jest nadal nielegalna. 90 proc. szkół podstawowych znajduje się w rękach Kościoła. Niemal połowa Irlandczyków uczestniczy w mszy co najmniej raz w tygodniu, a ponad 85 proc. uważa się za katolików. Premierzy mieli zwyczaj deklarować, że są przede wszystkim katolikami, a dopiero w drugiej kolejności Irlandczykami. Do lat 90. Kościół mógł zawetować właściwie każdą ustawę w parlamencie. Jeszcze niedawno myśl, że Irlandia zacznie stawiać  się Watykanowi, wydawała się absurdalna. Dziś sytuacja się zmieniła – irlandzki premier Enda Kenny zdaje sobie sprawę, że wojna ze Stolicą Apostolską politycznie mu się opłaca i z pewnością nie będzie go kosztować ani jednego głosu w wyborach.  

  Wygnać nuncjusza

 We wrześniu tego roku kierowcy dublińskich taksówek zjeżdżali z trasy, aby na ekranikach swoich smartfonów obejrzeć historyczne wystąpienie Kenny’ego. Przemówienie premiera zaszokowało Irlandię. Oskarżył Watykan o bagatelizowanie gwałtów i torturowania dzieci przez irlandzkich księży i zakonników oraz stosowanie kruczków prawnych w celu uchronienia winnych przed odpowiedzialnością karną. W niektórych irlandzkich gazetach opublikowano karykaturalne wizerunki Benedykta XVI z dopiskiem „persona non grata”, domagano się wygnania z kraju nuncjusza apostolskiego i zamknięcia wszystkich klasztorów.

 Irlandzcy internauci prześcigali się w udostępnianiu w sieci kolaży i fotomontaży krytycznych wobec Kościoła. Byli wśród nich m.in. księża katoliccy o kilku twarzach i językach przypominający postacie z filmowych horrorów. Nie zabrakło też papieża Benedykta XVI podczas audiencji na placu św. Piotra z twarzą stylizowaną na szatana.

 Co może się wydać zaskakujące, ale pozostaje niezwykle wymowne, atak Kenny’ego na Watykan poparło także wielu irlandzkich duchownych. – Premier jest praktykującym katolikiem i zrobił to z miłości do Kościoła. Głośno powiedział to, co myślą wszyscy – mówił ksiądz Tony Flannery, prezes Association of Catholic Priests. Opublikowane w tym roku rezultaty śledztwa prowadzonego w diecezji Cloyne wykazały, że hierarchowie irlandzkiego Kościoła kryli księży pedofilów jeszcze w roku 2008. Największy skandal wywołał  list z roku 1997 roku. Watykan tłumaczył irlandzkim biskupom, że zgłaszanie przypadków pedofilii policji kłóci się z regułami obowiązującymi w Kościele. To władze Kościoła powinny decydować o karach, a sądom nic do tego.

 W liście podpisanym przez nieżyjącego już nuncjusza papieskiego, arcybiskupa Luciano Storero, ostrzegano, że każdy biskup, który będzie domagał się dla księdza pedofila kary nieprzewidzianej w prawie kanonicznym (czyli wyroku sądowego), musi się liczyć z tym, że jego decyzja zostanie odwołana przez Rzym. To nie wszystko. Wcześniej prymas Irlandii, kardynał Seán Brady, przyznał się, że w roku 1975 uczestniczył w spotkaniach z ofiarami pedofila recydywisty ojca Brendana Smytha i zmusił poszkodowanych do podpisania oświadczenia, że o niczym nie powiedzą policji. Po roku 1975 Smyth podróżował w ramach kościelnych misji po Irlandii, Wielkiej Brytanii i USA i przy okazji molestował dziesiątki dzieci, które zostały powierzone jego opiece. Umarł w więzieniu, gdy odsiadywał 12-letni wyrok za udowodnione 74 przypadki pedofilii. A rządowe śledztwa zakończone w roku 2010 wykazały, że od lat 30. aż do lat 90. przypadki molestowania seksualnego w szkołach, przytułkach i szpitalach były notoryczne i dotyczyły dziesiątek tysięcy dzieci.

 Ktoś powiedział, że ujawnione w ostatnich latach przypadki pedofilii są dla Kościoła tym, czym dla Ameryki były zamachy z 11 września 2001 roku – świadczą o zmierzchu i słabości. Ale przecież pedofilia istniała zawsze i nękała różne instytucje. Przedstawiciele Kościoła wskazują – absolutnie słusznie, wbrew temu, co czytamy w antyklerykalnych piśmidłach – że tylko niewielki odsetek czynów pedofilskich jest popełniany przez księży. Jednak dziś problem polega na czymś innym – przez dziesięciolecia Kościół katolicki uważał, że pedofilia stanowi przede wszystkim grzech wobec Boga i to dlatego nie świeckie instytucje, lecz duchowni powinni wymierzać karę winowajcom.

 Taka doktryna była może do przyjęcia dla społeczeństw, w których wierzący stanowili absolutną większość. Dziś, gdy większość Europy powoli odwraca się od Boga, stanowisko Kościoła musi uchodzić za skandaliczną uzurpację. Akty pedofilii są po prostu traktowane jako poważne przestępstwa i nie ma znaczenia, co sądzi o tym papież czy prymas.

 

 Nowa epoka

 Zamknięcie irlandzkiej ambasady w Watykanie jest wydarzeniem historycznym. Nie tylko dla Irlandii. Jeszcze niedawno Watykan był potężną instytucją, utożsamiającą nie tylko cywilizację, lecz także interesy Zachodu (przypomnijmy choćby Ronalda Reagana i Jana Pawła II walczących ramię w ramię z komunizmem). Dziś te wizje świata kompletnie się rozeszły – katolicyzm stanowi na Zachodzie subkulturę mniejszości, a wspólny wróg w postaci komunizmu odszedł do lamusa historii. Dlatego rządy nie mają najmniejszego powodu, aby traktować Stolicę Apostolską z taką powagą i nabożnością jak wcześniej. To już nie jest żadne centrum międzynarodowej polityki. Zapewne nie wszyscy dyplomaci pójdą w ślady Irlandii. Ale watykański korpus dyplomatyczny – w miarę upływu lat – z całą pewnością mocno się przerzedzi.

 Maciej Nowicki – Newsweek Polska

Foto: PAP