Jeszcze na dobre nie ucichły echa problemów z przylotem, awariami i uziemieniem polskich Dreamlinerów, a tu nowa „wpadka”. Podczas rutynowego przeglądu silników okazało się, że w Dreamlinerze brakuje jednego z dwóch filtrów paliwa. Po natychmiastowym sprowadzeniu mechaników firmy Boeing z Seattle odnotowano taki sam brak jeszcze w jednej maszynie.
Filtry paliwa, o których mowa, to filtry paliwowe niskiego ciśnienia. Oprócz nich w silnikach zamieszcza się także filtry wysokiego ciśnienia. Tradycyjny system paliwowy nie może się bez nich obejść. Konieczny jest zwłaszcza po to, by wyłapywać wszelkie paprochy. Jak mówi prof. Zdobysław Goraj z Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej, „Mogą się one dostać do paliwa nawet w trakcie tankowania. Brak filtrów oznacza, że mogą się zatkać wtryskiwacze, a wtedy ryzyko, że jeden z silników odmówi pracy, jest duże”. Inny z profesorów politechniki, Janusz Nurkiewicz, dodaje: „Można sobie wyobrazić, że w następstwie takiego zaniedbania nastąpi awaria układu paliwowego. Czym to grozi, nie muszę chyba dodawać”.
PLL LOT zgodnie z procedurami natychmiast poinformowały o zdarzeniu Urząd Lotnictwa Cywilnego. W miejsce uziemionych znowu naszych 5 Dreamlinerów trzeba było wynająć samoloty Boeing 777 i Boeing 767 od prywatnego przewoźnika EuroAtlantic. Zastąpiły one Dreamlinery na trasach, jakie pokonują zgodnie z rozkładem lotów, czyli na 280 rejsach w rozliczeniu miesięcznym. Obecnie LOT liczy straty, które dopisze do innych finansowych roszczeń wobec firmy Boeing.
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych zakwalifikowała całe zdarzenie do kategorii „incydent lotniczy”. Według prawa lotniczego, „incydent” to sytuacja związana z eksploatacją statku powietrznego, która ma wpływ lub mogłaby mieć wpływ na jej bezpieczeństwo.
E.M.