A mowa tu o naszych polskich nadbałtyckich obyczajach. Skończył się czas „dzikich plaż”, gdzie wszystko wolno. Monitoring zachowań plażowych stał się normą. Wzdłuż nadmorskiego pasa w sezonie letnim przechadzają się patrole, przejeżdżają na rowerach i motorach służby miejskie. I wcale nierzadko pozostawiają po sobie… mandatowe odium.
A za cóż to karzą plażowiczów?
Oczywiście za biwakowanie, za nieobyczajne zachowanie, za palenie, za wprowadzanie psów, za rozpalanie ognisk, ale nade wszystko – za spożywanie alkoholu.
Ta ostatnia przypadłość plażowiczów podlega wyjątkowo skrupulatnej kontroli. Miasta nadmorskie w swoich uchwałach bardzo wyraźnie artykułują zakaz spożywania napojów alkoholowych na plażach i wyrokują o wysokości mandatów za popełnianie tego typu wykroczeń.
Gdańsk i Gdynia jednoznacznie zakazują picia alkoholu, w tym także piwa. Sopot ma prawo bardziej liberalne, albowiem dopuszcza się tu picie piwa na plaży w godzinach od 9.00 do 18.00. Nocą natomiast picie jest zabronione, gdyż podchmieleni plażowicze często zostawiali potłuczone butelki i lekceważyli podstawowe zasady bezpiecznego pobytu na plaży.
Kołobrzeg, bardzo surowy w przestrzeganiu niepicia na plaży, jednocześnie zezwala na spożywanie alkoholu w barach i przybarowych ogródkach, posadowionych wręcz przy samej plaży.
A tymczasem w Świnoujściu, gdzie także obowiązuje plażowa prohibicja, służby miejskie stawiają na uświadamianie wczasowiczów a nie karanie ich mandatami.
Dziwi niewątpliwie, że w innych państwach europejskich nie ma tak restrykcyjnych przepisów, zabraniających spożywania piwa w miejscach publicznych, tak więc i na plażach. A jeszcze bardziej to, iż – mając te nasze zgubne obyczaje picia pod kontrolą specjalnych służb miejskich i straszaka w postaci mandatów – jesteśmy w Europie krajem – liderem utonięć; powodem 78% wszystkich utonięć był właśnie alkohol we krwi.