Z „Dziennika zarazy”.
Rząd, nie po raz pierwszy, pokazał mapę drogową odchodzenia od obostrzeń. Oczywiście warunkową, czyli jak będziecie grzeczni i zacznie spadać, to będą otwierać, jak podali. Ale już raz był taki numer, podali mapę, spadało i dojechali dwa miesiące dłużej. Jak by jeszcze raz zrobili taki numer, to nie wiem, czy to przejdzie. Choć już zwątpiłem, kiedy widziałem potulne tłumy stojące do zaszczepienia w majówkowym deszczu. Chyba wszystko już łykniemy. Dla mnie granicą będzie społeczna zgoda na zaszczepienie dzieciaków.
Ale choć wychodzi, że będzie luźniej, ja już widzę rozsiewane przez speców ziarenka, które będą sobie spokojnie leżały w bruździe, aż przyjdzie czas na ich wzrost. Zaczyna się bąkanie o czwartej fali. Tak, tak, jeszcze się trzecia nie skończyła, a tu niektórzy mówią, że wiedzą, że przyjdzie i kiedy. To idzie tak: do końca maja popuścimy i na lato będzie tak jak w zeszłym roku, czyli – tu pesymiści – pozakażamy się na plażach i zjedziemy do szpitali na jesień. Wychodzi z tego – choroba sezonowa. Strach napisać – grypa sezonowa, bo cię zaraz zapiszą do płaskoziemców. A więc czwarta fala będzie na jesieni i pojedziemy z tym do… maja 2022?
No bo mamy dwie znoszące się historie, a jak dwie narracje się biją to wiadomo, że winna jest strona trzecia, czyli płaskoziemcy. Jedna narracja to opowieść o irracjonalnej nadziei, że zaszczepienie wyrobi w narodzie odporność zbiorową i przestaniemy chorować. Za to druga narracja mówi, że szczepionka wcale nie immunizuje, a co najwyżej pozwoli przejść kowida w lżejszym stanie. Tylko skąd my mamy wiedzieć, że ten stan to jest lżejszy? Ale ta opowieść wskazuje, że wcale takiej odporności nie musimy uzyskać, co oznacza, że szczepionki pomogą, ale nie w zwalczeniu wirusa.
Ale świat nie powie, że szczepionki nie spełniają swojej roli, razem z tymi paszportami, bo nic nie gwarantują. Ani, że nie przenosisz, ani że nie zachorujesz. A więc skoro na jesieni okaże się, że krzywa nam rośnie, to trzeba będzie znaleźć winowajcę zastępczego. I sięgniemy do już zachowanych ziarenek na zapas. Czyli będziemy odgrzewali winę tych płaskoziemców, którzy nie chcieli się zaszczepić. To oni przeniosą tego wirusa ponad falami szczepionek. Ale wtedy co: mamy dwa wyjścia – zakażą zaszczepionych (czyli szczepionka jest be), albo sami się pozakażają. Ale wtedy co to obchodzi zaszczepionych?
Jak to? Pojawiają się już głosy, że zaszczepieni nie chcą płacić za niefrasobliwość foliarzy. Ale foliarze, tak jak i normalni, przecież płacą składki za opiekę medyczną. Tak, jak palacze, czy popijający. I jak sobie zaszkodzą, to idą do służby zdrowia, bo za to płacą. Człowiek się ubezpiecza na wypadek różnych chorób, a nie po to by nie korzystać ze służby zdrowia. Co jest pewnie marzeniem ubezpieczalni, ale może nie każdego człowieka. A już paru polityków i co gorsze – medyków – zgłosiło takie pomysły, że jak nieszczepionkowiec zapadnie na kowida, to niech płaci za swoje leczenie. Masakra.
Zobaczycie, że będzie czwarta fala i będzie nagonka na niemaseczkujących foliarzy, bo to łatwo wskazać zewnętrznego wroga, odsunąć uwagę od systemowej zapaści służby zdrowia. Chętni się znajdą, w dodatku popędzani do samosądów przez media, które za to, co robią w pandemii od ponad roku, to pójdą czwórkami do piekła. I zamiast mieć debatę co robić, będziemy mieli nagonki. Stado baranków potrafi zagonić ofiarę nie gorzej niż wataha wilków. Wystarczy, że jest wystarczająco zastrachane, to nawet pastuszków nie trzeba.
Moim zdaniem większość ludzi już ma albo miała kowida, teraz tylko trafiają do szpitali nie ze względu na samego wirusa, tylko – mając pozytywne wyniki testów i organizm z osłabioną stresem i izolacją odpornością są rozwalani przez byle choróbsko, którego wcześniej nawet by nie zauważyli. I to robi nam fale. Jak patrzę na wykresy, to… pierwszej nawet nie było. Zaczęła się w październiku i to masowymi niekowidowymi zgonami. I kończy się na wiosnę, tak jak sezonowa grypa. Większość ludzi już miała kontakt z kowidem, a ci, co nie mieli to właśnie borykają się zdrowotnie z osłabioną odpornością.
Grypa gdzieś zniknęła – fenomen, który można wytłumaczyć tylko tym, że ukrywa się pod wielką czapką pt. testy PCR. I będziemy mieli albo jedną falę sezonowych zachorowań – listopad-kwiecień, albo nieustanną falę napływu do leczenia szpitalnego ludzi, którym siadł system odpornościowy, a którzy do ostatniej chwili będą zwlekali ze zgłoszeniem się do szpitala, o co codziennie dbają media komercjalizujące na potęgę panikę.
Czekamy więc na czwartą falę, ciekawe kiedy przestaniemy już je liczyć? Tylko na kogo zwalimy falę nr 56, kiedy wszyscy niezaszczepieni zginą z głodu bez paszportów? A może zwalimy na sześćsetną wersję wirusa południowoamerykańskiego z okolica Sao Paulo, który wytłumaczy nam, że szczepionki nie działają i musimy się szczepić co sześć miesięcy. Jak mówił nieoceniony Owsiak – do końca świata i jeden dzień dłużej.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.