Wpis nr 296
Zniecierpliwością oczekiwałem na rozpoczęcie akcji promującej szczepienia w wykonaniu obiecanych celebrytów. Akcji właściwie nie było, ale życie nie znosi próżni i zrobiło po swojemu. Czyli po polsku. Okazało się, że 18 celebrytów zostało zaszczepionych po znajomości i poza kolejnością. To jeszcze małe miki, ale najlepsze było patrzeć jak większość z nich (oprócz cynika Millera) wije się złapana na haczyku, próbując wytłumaczyć swój krok.
Janda zeznała, że się… poświęciła jako „królik doświadczalny”, co raczej promocji szczepionce nie przydaje. Pani Seweryn najpierw się wypierała, że dostała szczepionkę, potem – przyłapana – stwierdziła, że tylko towarzyszyła na szczepieniu swemu ojcu (trzeba było pomóc człowiekowi o kulach) i okazało się, że jest jakaś otwarta i wolna fiolka, więc zachęcona przez personel – zgodziła się. W końcu, jako jedyna, przeprosiła.
Mechanizm był prosty. Rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, członek fundacji TVN, zadzwonił do wiceprezesa TVN Edwarda Miszczaka, że ma „wolne” szczepionki, ten zaś obdzwonił swoich znajomych ze „stajni” pani Jandy, której fundacja spełniła rolę dealera wśród wybrańców. Oczywiście niektórzy celebryci od razu pochwalili się w mediach społecznościowych i sprawa się wydała. Rektor jeszcze się wkopał na konferencji prasowej, którą sam zwołał, bo stwierdził, że zaszczepił celebrytów w celach promocji szczepionek, jako ambasadorów akcji. Jednak minister Niedzielski zaprzeczył, żeby taka akcja miała miejsce. Rektor odmówił jednak podania pełnej listy nazwisk zasłaniając się RODO. W dodatku, co celnie zauważyła redaktor Gozdyra, wkopał się jeszcze bardziej, bo co to za akcja promocyjna oparta na celebrytach, skoro ich nazwiska są ukryte. Rektor WUM w dodatku skłamał publicznie, że nic nie wiedział o szczepieniach spoza grupy „zero”, choć okazało, że był przy nich osobiście. Koniec końców wiceminister zdrowia pan Michał Woś oznajmił, że zgłosił sprawę profesora Gacionga do prokuratury.
To rybki na haczyku. Ale łatwo popaść w sadyzm obserwując obrońców tego procederu – ci to się muszą nakombinować. Ja uwielbiam takie sytuacje, kiedy wypadki nagle weryfikują „rzeczywistość zapośredniczoną” i można zobaczyć jakie stwory wychodzą spod kamienia polskiego układu, by go bronić. Najbardziej niewinne próby to przekonywanie, że przecież i tak by się mogły przeterminować te szczepionki, więc chyba lepiej, że się je daje przypadkowym sławom z ulicy. Pojawiają się podejrzenia, że wszystko ukartował… Kaczyński, by skompromitować znienawidzonych celebrytów. W dodatku – tu Giertych – Kaczyński tą prowokacją miał przykryć przejęcie Idea Banku oraz zatuszować inne afery z całego 2019 roku. To dowodzi jednak paranoi opozycji i jej zwolenników, którzy widzą strasznego Kaczyńskiego za każdym rogiem własnej głupoty. Opozycja totalna jak zwykle podjęła się obrony straconej sprawy, zamiast mądrze milczeć. No i moja ulubienica – Róża Thun von coś tam. Ta stwierdziła, że Kaczyński się zemścił, bo celebryci ukradli mu show: miał się bowiem, według pani Róży, zaszczepić w otoczeniu patriotycznych orkiestr. Przy takim poziomie przeciwników politycznych Kaczyński będzie rządził jednak wiecznie.
Słabo wyszło, co każe się zastanowić nad głębszymi podstawami tego stanu. Bo to nie są przypadki – to są znaki. Pokazał to prezydent Poznania pan Jaśkowiak, który stwierdził, że nasi celebryci to dobro narodowe, które trzeba chronić specjalnie, bo to ono stanowi o naszej tożsamości. W dodatku odwołał się do czasów socjalizmu i obecnej władzy, które – według niego – były właśnie czasami, gdy celebrytów zwalczano. Ja jednak pamiętam coś odwrotnego – znani aktorzy, piosenkarze i inne osobistości były pieszczochami również słusznie minionego systemu, są to do dziś często te same osoby, a więc niewiele się tu się zmieniło.
W Polsce istnieje nasz piastowski „deep state”. Nieformalny układ powiązań sieci klientelistycznej. Aktorzy znają lekarzy, lekarze piosenkarzy, politycy wszystkich i tak się nawzajem wspierają. Kolejne pokolenia elit dziedzczą pozycję społeczną rodziców. I widać, że ten układ istnieje bez względu na to kto rządzi krajem. Jest głównym spoiwem III RP, odziedziczonym po PRL. Systemem dojść i podwieszeń funkcjonującym równolegle do oficjalnych reguł, często im wbrew. To rzeczywiste mechanizmy funkcjonowania naszej społeczności – dystrybucji prestiżu, władzy symbolicznej. Widać to i teraz – celebryci, zagorzali przeciwnicy PiSu są w stanie utrzymać układy dojść, nawet z PiS-em u władzy.
To też pokazuje, że jesteśmy wciąż Bantustanem. Mamy ciemne masy, które muszą poczekać, aż się obrobią elity. Do tego dostaną wsparcie od różnych pożytecznych czy mniej pożytecznych, ale zawsze idiotów, którzy będą tłumaczyć, że tak trzeba, bo to chroni naszą warstwę elit, odpowiedzialną za uwznioślenie narodu. Jest to więc wartość nadrzędna, a więc ratownicy medyczni z oddziałów kowidowych muszą poczekać, bo właśnie jakiś celebryta przechodził z tragarzami i się przypadkiem załapał na szczepienie.
Głównym problemem elit polskich jest odwrotny kierunek dynamiki społecznej. Normalnie powinno być tak, że elity swą pozycję zawdzięczają temu, że mają wygórowane własne standardy, i wtedy stają się wyższą klasą społeczną, do której „dociąga” reszta, powielając jej wzorce. U nas jest odwrotnie – elity są tylko dlatego „wyżej”, że stawiają ogół „niżej”. W związku z tym społeczeństwo otrzymuje od nich lekcję pogardy, której szybko się uczą aspirujący akolici, zaś ogół uważa swą „ekstraklasę” za zdegenerowaną, z czego niektórzy czerpią ochoczo wzorce społecznych zachowań a właściwie – patologii.
Społeczeństwu potrzebne są elity, ale nie po to by się te ustawiły wyżej niż masy, ale by społeczność się rozwijała. Odziedziczyliśmy je po PRL-u i choć generacyjnie się zmieniły, to mechanizm pozostał. Elity się nie odnawiają, działają na zasadzie kooptacji, to znaczy, że każdy do nich aspirujący musi przestrzegać środowiskowych reguł wejścia. Dlatego też nic tam się nie dzieje nowego. Elity są samonominowane, nie poddane żadnej weryfikacji, na której próby odpowiadają ze świętym oburzeniem. Ale cóż to za żałość narodowa, że naszymi przewodnikami w życiu społecznym mają być ludzie, których jedynym przymiotem jest udatne udawanie emocji, miły głos czy regularne rysy twarzy?
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.