Pod koniec roku 1937, w niewielkim świętokrzyskim miasteczku Skarżysko Kamienna rozpoczął swoją działalność amatorski teatr, noszący nazwę Świt. W tym okresie, teatr ten nie posiadał stałego miejsca na organizowanie cyklicznych prób. Musiały się one odbywać w kościele, prywatnych domach lub też w istniejącym w tym mieście hotelu Promień. Po wojnie natomiast, teatr ten znalazł sobie siedzibę w murach kina noszącego również nazwę Świt, w którym działał on do końca lat siedemdziesiątych, ubiegłego stulecia.
Dziś, kiedy już minęło tyle lat, kiedy to amatorski teatr Świt, działający w Skarżysku –Kamiennej zaczął wystawiać pierwsze sztuki, o jego świetności możemy dowiedzieć się z relacji żyjących do dziś aktorek.
– Od zawsze delektowałam się naszą literaturą, która stanowiła dla mnie solidną podstawę polskiego jestestwa – informuje Helena Banaś skarżyska aktorka, teatru Świt. Będąc bardzo młodą osobą, zaczytywałam się w poezji Aleksandra Fredry, Adama Mickiewicza, czy też Zygmunta Krasińskiego, co stanowiło dla mnie niezastąpioną ostoję mojej polskości i przynależności do tego kawałka polskiej ziemi. Nawet uczyłam się niektórych wersów na pamięć, ponieważ już wtedy czułam, że potrafię żyć tylko polską poezją i dla poezji – relacjonuje pani Helena.
Lata wojny
Wiele późniejszych aktorek, swoją miłość do teatru odkryło w latach szkolnych. Jako uczennice szkoły powszechnej w Skarżysku, organizowały one liczne przedstawienia teatralne dla rodziców i znajomych. Najczęściej były to krótkie komedyjki fredrowskie, które potrafiły rozbawić oglądającą je publiczność. – Wówczas już wiedziałam, że dla aktorstwa warto jest żyć, że aktorstwo to moja miłość. Gdy tylko w naszym mieście rozpoczął swoją działalność teatr Świt, nie było takiej możliwości, abym nie spróbowała w nim swoich szans – dodaje pani Helena.
Początkowo, teatr wystawiał sztuki komediowe, na bazie utworów Fredry i Zabłockiego. Przychodząc na takowe spektakle, wszyscy zachłystywali się tą odrobiną polskości, która jeszcze do niedawna była zabroniona. Wybuch II wojny światowej, nie wpłynął ujemnie na organizowanie szeregu przedstawień teatralnych. Skarżyski teatr, przeniesiony został do pobliskiego kościoła parafialnego, gdzie po wieczornych mszach, można było delektować się obejrzeniem szeregu krótkich sztuk.
Widzowie przychodzący na przedstawienia, tak naprawdę do szpiku kości czuli się prawdziwymi Polakami, gdyż tylko dzięki temu teatrowi mogli zachłystywać się polską kulturą, w tych tragicznych dniach szalejącej wojny. Mijały miesiące, groza wojny dopadła też i kościół. Jedno z bombardowań, uszkodziło dach świątyni oraz miejsce prezbiterialne, w którym znajdował się chór i garderoba aktorska. Teatr oczywiście został zawieszony, ale wierzący w lepsze jutro aktorzy z tętniącym pełnią wiary sercem wiedzieli, że kiedyś na pewno doczeka on lepszych, powojennych czasów, kiedy znów Polska będzie Polską.
Mijały tygodnie i lata, terror II wojny światowej trwał nadlał. Teatr i ukochana przez wszystkich polska poezja, była dla skarżyskich aktorów największym skarbem. W niedzielne popołudnia, cała trupa teatralna zbierała się w domku Helenki Banasiówny, w którym w jednym z pokoi, wystawiano sztuki Moliera i Shakespeara. Niestety największą grą, jaka toczyła się wtedy wokół wszystkich i wszystkiego, była wojna, której szala zwycięstwa przechylała się na korzyść wroga.
Praca w Fabryce Amunicji
Tygodnie wojennej zawieruchy ciągnęły się bez końca. Aby zatem, nie umrzeć z głodu, wiele aktorek zmuszone były podjąć zatrudnienie w pobliskiej Fabryce Amunicji, która od lat dwudziestych minionego wieku, pobudowana była na terenach miasteczka Skarżyska. Z momentem wybuchu wojny, została ona przejęta przez Niemców, a jednocześnie przemianowana na firmę Hasag Werke, gdzie dalej trwała produkcja, ale tym razem dla potrzeb wojska naszego agresora. Szaleńczy terror wylany przez Niemców, gasił nasze jestestwo, które z dnia na dzień pozbawione było godności i ludzkiej czci. Ale nikt nie zdołał z serc i umysłów gorących patriotów, wymazać miłości do tego, co polskie i tego, co dawał teatr.
– Pamiętam jak wraz z moją koleżanką, chciałyśmy się nauczyć na pamięć kilku „Sonetów Krymskich” Adama Mickiewicza. Ja miałam połowę tej książki, a mój kolega Zenek Jaworowicz, miał jej drugą część, która w połączeniu dawała nam całkowite zaspokojenie naszych literackich potrzeb – dodaje pani Helena. Głód, chłód i codzienna poniewierka, nie zdołały ze skarżyskich aktorów wymazać miłości do polskiej sztuki. W końcu, nadeszła zima roku 1945. Wszędzie słychać było o upadku kraju nadludzi. Miasto Skarżysko – Kamienna, zostało wyzwolone dnia 17 stycznia i już wtedy Fabryka Amunicji przeszła z powrotem w polskie ręce. Priorytetem dla ówczesnej dyrekcji fabryki, była reaktywacja Teatru Świt.
Próby w odrodzonym teatrze Świt
Pierwszym dyrektorem Świtu i nauczycielem ruchu scenicznego, był pan Bolesław Orski, który przybył do Skarżyska z Teatru Stefana Żeromskiego w Kielcach. – On był naszym szefem, reżyserem i choreografem, zaś jego żona pomagała mu w prowadzeniu teatru, poprzez pracę w kasie – dodaje Helena Banaś. Po ośmiogodzinnej pracy w fabryce, zatrudnione w niej aktorki ochoczo wracały do domu, by o godzinie osiemnastej pójść na próbę do teatru, który znalazł swoją siedzibę w budynku skarżyskiego kina, noszącego również nazwę Świt. I znów potwierdziła się teza, że dla miłości jaką była dla ówczesnych aktorek sztuka i teatr, warto było żyć.
Z szeregiem przedstawień Świt wyjeżdżał do Kielc, Końskich, Radomia, Szydłowca, czy też do pobliskiego Suchedniowa. Wystawiał on sztuki Fredry, Gigola, Majakowskiego, a nawet mickiewiczowskie „Dziady”. Tam na scenach organizowanych w szkołach, kinach czy domach kultury, zakochane w swoim kunszcie skarżyskie aktorski, dawały ukojenie widzom, którzy zawsze tłumnie przychodzili na wszystkie spektakle.
– Antek Póltorak robił dla nas afisze, które rozwieszał osobiście na kilka dni przed premierą. A gdy zobaczyłam na nich moje nazwisko tuż przy przypisanej mi roli, niejednokrotnie zdarzało się, że płakałam – mówi pani Zuza przedwojenna aktorka. Rolę suflera, pełnił Andrzej Motyka, na którego kunszt mogłyśmy zawsze liczyć. A jego dobre i spokojne oczy, nigdy nie miały nam nic za złe, nawet wtedy, gdy zapomniałyśmy jakiejś dłuższej kwestii. Moją mistrzynią prawdziwego aktorstwa zawodowego, była Helena Grossówna, na której filmy, co niedziela chodziłam do kina – dodaje pani Banaś,
Kwiaty od wielbicieli
Zdarzało się często, że po skończonym przedstawieniu, aktorki otrzymywały od wielbicieli bukiety pięknych kwiatów, lub całe ich kosze, przesyłane do garderoby. Miłość do teatru była wykładnikiem powojennego życia skarżyskich aktorek. Gra na scenie, była dla nich sensem ich istnienia.
Ewa Michałowska – Walkiewicz