Boże Narodzenie 2008 w USA

santa

O ekonomii w USA raczej się nie rozmawia. Rozmawia się natomiast o businessie, a ściślej o tym gdzie, na czym  i ile można jeszcze stracić lub zarobić, zależnie od punktu siedzenia. Kiedy więc chciałoby się, tak jak dzieje się to w Polsce, wyrazić swoje zdanie na temat ekonomii państwa, jedyne na co można liczyć, to zrozumienie hasła, że deficyt budżetowy jest duży. Dalsza część dyskusji już nie jest możliwa, ponieważ właścicielem tego obciążenia jest rząd i to on musi rozwiązać ten problem, za to mu płacą. Jakkolwiek chytre rozumowanie ma tę wadę, że ewentualne dochody rządu pochodzą z podatków korporacji i obywateli, i lepiej by było gdyby pozostały w ich kieszeniach.

Zadłużenie rządu USA w grudniu 2008 wynosi ok. $13 000,000,000,000. Ludność USA w grudniu 2008 liczy ok. 301,000,000 obywateli. Średnia wartość zadłużenia przypadająca na jednego obywatela USA w 2008 roku wynosi ok. $43,200.- i nieustannie rośnie. Średnie zadłużenie obywatela USA w 2008 roku wynosiło ok. $15,000.- i ma tendencję wzrostową. Średnie oszczędności obywatela USA w 2008 roku wynosiły ok. $0,000.- i ciągle spadają. Średni dochód przypadający rocznie na jednego mieszkańca USA w 2008 roku wynosi ok. $25,000.- i ciągle maleje.

Obrazków tego typu jest więcej. Wszyscy, którzy tylko tego chcą, od czasów słynnego Lee Iacocca wiedzą, że przemysł samochodowy w USA jest przedsiębiorstwem funkcjonującym na zasadach „pure socialism”. Jak dowiedziono na uniwersytetach ten typ ekonomii ma skończoną rację bytu i zwyczajnie po wyczerpaniu zasobów upadnie. Realny socjalizm dawnych demoludów upadł dlatego, że zawalił się pod własnym ciężarem. W USA A.D. 2008 trzech wielkich cwaniaków z Detroit uznało – nie bez zachęty ze strony rządzących oraz po przyznaniu rządowego „wsparcia” banków – że nic tak nie pomoże ich samochodowej wytwórczości, jak właśnie czuły dotyk „pańskiej łaskawości”. Parafrazując słynne powiedzenie o sznurze i wieszaniu, kapitaliści doszli do wniosku, że najlepszym dla nich wyjściem z sytuacji jest pożyczyć pieniądze na sznur, który ich samych udusi. Naprawdę rewelacja…

Mało kto zdaje się dzisiaj zauważać, że Amerykanie mogli osiągnąć stan względnego dobrobytu, którego największe nasilenie przypadło gdzieś na lata 50-te, dzięki niesamowicie sprzyjającej okoliczności: państwo bardzo rzadko i naprawdę bardzo niechętnie ograniczało inwencję i przedsiębiorczość swoich obywateli. Patrząc na to przez końskie okulary własnego jedynie interesu i własnej kieszeni oznacza to, że własną pracę można tu było nieźle wycenić i jeszcze lepiej sprzedać. W każdym razie lepiej niż gdzie indziej.

W latach 70-tych ubiegłego stulecia, przedmiotem wielu dyskusji i zajadłych ataków ze strony oponentów, stała się „teoria konwergencji systemów”. W brutalnym skrócie można to ująć tak: systemy kapitalizm i socjalizm (jaki wówczas istniał) upodabniały się jeden do drugiego. Czy to rechot historii lub bajka, a może jeszcze jedna opowiastka besserwisserów, kpina w żywe oczy z normalnych ludzi – czy w końcu burleska w wykonaniu Marka Twaina?

A może zagadka? Jedno państwo – dwa systemy. Kto to zaproponował?

Wtajemniczeni twierdzą, że system socjalistyczny może oczywiście istnieć, pod warunkiem, że na swoją rewelacyjną działalność otrzyma nisko oprocentowane a następnie umarzalne kredyty. Ktoś niepoprawny politycznie lub arogant, i bez wątpienia bez odpowiedniej wrażliwości na ludzkie losy zapytał: No dobrze, a kto tych kredytów miałby udzielić?

Jak to kto? – sprawnie funkcjonujący kapitalista.

Myślę więc, że na koniec tego felietonu mam dla państwa pozytywną, pełną dobrej nadziei konkluzję:

Socjalizmu będziemy bronić do końca i nie zapomnimy o obronie tych, którzy udzielają nam kredytów.

P.S.

Warunkiem istnienia interesu jest utrzymanie go w ruchu. Aby go zapewnić każdy rodzaj działalności, który do tego prowadzi, każdy motyw, każdy rodzaj inwencji jest oczywiście bardzo mile widziany.

Z najlepszymi życzeniami na Boże Narodzenie 2008

Marcisz Bielski