JO: Powiedziałaś kiedyś, że kto jest na co dzień otoczony ludźmi, często decyduje się na samotne wyprawy. NC: Płynie się między innymi po to, by mieć czas na myśli, na które nie ma się czasu na lądzie. Śmieję się z tego, ale myślę, że jeśli ktoś chce być w centrum uwagi, powinien właśnie samotnie pływać, bo wtedy wszyscy się o niego martwią, piszą, dzwonią. To zabawne, ale wzbudzasz więcej zainteresowania niż na lądzie, choć nie po to się przecież płynie.
JO: Ten rejs to spełnienie Twoich marzeń. Jak to jest, gdy spełniają się marzenia?
NC: Człowiek czuje jakąś wewnętrzną siłę, nie wiadomo skąd. Gdy się spełniają marzenia, to wszystko się udaje, łatwo jest pokonać problemy, dać sobie radę z ludźmi, którzy nie zawsze ci dobrze życzą itp. Cóż mogę powiedzieć? Jestem teraz bardzo szczęśliwą osobą.
JO: Można Ci tylko zazdrościć.
NC: Dziękuję. Sama sobie zazdroszczę.
JO: Na morzu człowiek jest sam czy samotny? Jak na to patrzysz?
NC: Na morzu nigdy nie czuję się samotna. Jestem otoczona moimi ukochanymi książkami, mam też swój wewnętrzny świat. Gdy chcę być sama, to jestem, ale nigdy samotna.
JO: Ile dni najdłużej byłaś na morzu bez dobijania do brzegu?
NC: Kiedyś, dostawiając jacht z Pago Pago na Hawaje, 56 dni, ale planuję 70 w ostatnim etapie z Panamy na Hawaje.
JO: Czy po tak długim czasie powrót na ląd i do rzeczywistości jest ciężki, czy raczej przebiega łagodnie?
NC: Zawsze cieszę się na powrót do domu. Fajnie jest założyć ciepłe kapcie, położyć się w czystej, pachnącej pościeli i zanurzyć w wannie pełnej piany, ale po jakimś czasie ciągnie mnie z powrotem na wodę. Już teraz przebieram nogami, wiem, że mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, ale już bym chciała wskoczyć na jacht. Nie spędzam długich miesięcy na wodzie, płynę z przystankami, mam kontakt z ludźmi, dlatego przejścia są łagodne. Ciężko by mi było na pewno odnaleźć się w pracy na poczcie, a kiedy wiem, że to, co robię teraz, jest tymczasowe, że muszę tylko załatwić parę spraw i wracam na morze, to wcale nie jest mi źle.
JO: Żeglowanie podobno uczy dystansu do problemów dnia codziennego.
NC: Gdy człowiek jest na morzu i nadchodzi sztorm, to musi sobie jakoś poradzić. Tak jak w życiu – zdarzają się burze i trzeba je przeczekać. Jak porównam sobie jakiś problem, z którym borykam się na lądzie do tego, z czym musiałam walczyć na morzu, to wydaje się on błahostką. Przestaje się zwracać uwagę na rzeczy mało istotne. Gdy jesteś na morzu, nie myślisz o tym, jaki samochód stoi przed twoim domem, jakie masz nazwisko czy jaki ciuch na sobie. Ważne jest, jakim jesteś człowiekiem. Po takim rejsie zupełnie inaczej patrzy się na życie, na niektórych ludzi, na pewne problemy.
JO: Nie masz wrażenia, że jak wyjeżdżasz dokądś na długo, wydaje Ci się, że tyle ważnych rzeczy Cię ominie, a po powrocie okazuje się, że tak naprawdę nic się nie zmieniło? NC: Właśnie dzisiaj o tym myślałam. Jadąc tu na wywiad, usłyszałam w radiu jakąś informację o Australii i usiłowałam przez chwilę przypomnieć sobie nazwisko prezydenta Australii, ale nie mogłam. Biała plama, a jeszcze niedawno na Papui-Nowej Gwinei pamiętałam. Zdałam sobie jednak szybko sprawę, że tak naprawdę to nie ma większego znaczenia. Nie liczą się nazwiska, liczy się to, co robisz dla kraju. Żeglowanie tego właśnie uczy – nie są ważne zmiany personalne na jakiś stanowiskach, liczy się to, czy są to zmiany na lepsze.
JO: Czego dowiedziałaś się o sobie podczas samotnego rejsu?
NC: Cały czas się siebie uczę. Nie przypuszczałam na przykład, że nie będę potrafiła zabić ryby, że w tej sprawie wykonam nawet telefon satelitarny do przyjaciela z prośbą o ratunek. Myślałam, że będę twardsza. Nauczyłam się też, że można więcej niż się przypuszcza.
JO: Tęsknisz na morzu?
NC: Pewnie. Za drzewami, za moim psem, za dobrym kinem. Oglądanie filmów na laptopie to nie to samo.
JO: A za Polską?
NC: Bardzo. Za tymi obdrapanymi murami, za pijaczkiem, który spotyka cię o drugiej w nocy, gotowy do bójki. Tęsknię za Ustką, za moją Plażą Zachodnią, za Zakopanem.
JO: Co jest najtrudniejsze w samotnej żegludze?
C: Bezsilność. Taka bezsilność, kiedy na przykład nie jestem w stanie czegoś naprawić i wiem, że komuś, kto się na tym zna, zajęłoby to pół godziny, a mnie to zajmuje trzy dni. Wtedy się wściekam. Ale cała reszta rekompensuje ten trud.
JO: Najpiękniejszy moment rejsu?
NC: Każdy dzień, każdy poranek i każdy zachód słońca.
JO: Czujesz się kobietą żeglarzem czy po prostu żeglarzem?
NC: Absolutnie kobietą żeglarzem. Są w żeglarstwie rzeczy, w których są zdecydowanie lepsi mężczyźni, na przykład nie jestem im w stanie dorównać siłą, a są takie, w których kobiety są równie dobre albo nawet lepsze od mężczyzn. Ja jestem kobietą żeglarzem, bo jak zajeżdżam do portu, to chcę zrobić sobie paznokcie i tak jak nie czesałam sobie włosów przez dwa tygodnie, to chcę pójść do fryzjera. A potem na spotkanie w klubie żeglarskim wejść w szpilkach albo na jakieś regaty pomalować sobie na czerwono paznokcie. Jak się zna swoje miejsce na jachcie, to nie trzeba nikogo udawać.
JO: Na jaki luksus możesz sobie pozwolić na łódce?
NC: Po ciężkiej pracy lubię odpocząć, czytając książkę, ale najczęściej śpię. Moim zdaniem na łódce podczas samotnej żeglugi prawdziwym luksusem jest po prostu sen.
JO: Dziękuję za rozmowę.
“Jachting” NR 04/2008 (37)