To odwrotny od zamierzonego efekt zmienionej ustawy o kształceniu lekarzy – doktorów miało przybywać.
Inaczej skutki ustawy widzą uczelnie medyczne.
– Jeśli skracamy studia o rok, to w trosce o bezpieczeństwo przyszłych pacjentów naszych lekarzy, uczciwie sobie powiedzieliśmy: nie jesteśmy w stanie wykształcić w tak krótkim czasie takiej samej liczby osób, jak dotychczas – mówi prof. Tomasz Grodzicki, dziekan Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum UJ. – Dziś na zajęciach klinicznych w grupie jest około sześciu studentów na jednego nauczyciela. Po reformie powinno być najwyżej dwóch, trzech. Musimy zmniejszyć liczbę studentów, bo uczelnia nie ma wystarczającej liczby nauczycieli, by zmniejszyć grupy. Nie otrzymaliśmy też dodatkowych pieniędzy na pensje dla nowych profesorów czy na nadgodziny.
W ubiegłym roku CM w Krakowie przyjęło 240 osób na medycynę. O jedno miejsce biło się 13 kandydatów. W tym roku miejsc na dziennych studiach ma być 200.
– O tym, że możemy stanąć przed koniecznością zmniejszenie naboru na pierwszy rok studiów medycznych, informowaliśmy Ministerstwo Zdrowia w trzech pismach. Na żadne nie dostaliśmy odpowiedzi – mówi prof. Małgorzata Tafil-Klawe, prorektor UMK ds. Collegium Medicum w Bydgoszczy. Tu decyzja o liczbie miejsc w nowym roczniku jeszcze nie zapadła.
Na innych uczelniach też usłyszeliśmy – „analizujemy sytuację”.
Wyjątek stanowi Śląski Uniwersytet Medyczny. – Chcemy wystąpić do ministra zdrowia z propozycją zwiększenia limitów przyjęć na rok akademicki 2012/13 – informuje prorektor uczelni prof. Jan Duława.
– Faktem jest, że byliśmy informowani o finansowych skutkach zmian. Zwracaliśmy uwagę innym ministrom, że medycyna to najdroższe studia i trzeba je lepiej finansować, ale bez efektów – powiedział wiceminister zdrowia Andrzej Włodarczyk kilka dni przed informacją, że ma być odwołany ze stanowiska.
Źródło: esculap.pl