Z propozycją utworzenia strefy po raz pierwszy wystąpił w 1974 roku na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ Iran, zyskując natychmiastowe poparcie Egiptu. Od czasu rewolucji islamskiej w 1979 roku to właśnie ten drugi kraj jest największym zwolennikiem i propagatorem tej idei. Nie mniej jednak droga do ustanowienia na Bliskim Wschodzie strefy bezatomowej – czy też szerzej: strefy wolnej od wszystkich broni masowego rażenia w tym regionie jest obecnie jeszcze bardziej odległa niż w momencie jej zaprezentowania.
W 1991 roku wydawało się, że projekt stworzenia strefy na dobre ruszył z miejsca. Wtedy to bowiem Rada Bezpieczeństwa ONZ, w rezolucji kończącej wojnę w Zatoce Perskiej, wezwała głównego w tamtym czasie regionalnego „proliferatora” – Irak do bezwarunkowego zniszczenia zapasów broni masowej zagłady, środków jej przenoszenia i przestrzegania postanowień traktatu o nierozprzestrzenianiu broni atomowej (non-proliferation treaty – NPT). Ponadto, w preambule rezolucji zaapelowano o utworzenie na Bliskim Wschodzie strefy wolnej nie tylko od broni atomowej, ale także od pozostałych rodzajów broni masowego rażenia oraz, w jednym z paragrafów, określono rozbrojenie Iraku jako krok naprzód w tej dziedzinie. Ciekawostką może być fakt, iż z pomysłem rozszerzenia zakresu strefy o broń chemiczną i biologiczną wyszedł już wcześniej były prezydent Egiptu Hosni Mubarak.
W styczniu 1992 roku powołano grupę roboczą ds. kontroli zbrojeń i bezpieczeństwa regionalnego. W jej skład weszły Jordania, Izrael, Egipt, Tunezja, państwa zrzeszone w Radzie Współpracy Zatoki Perskiej oraz Kanada, Japonia i przedstawiciele Wspólnoty Europejskiej. Trwające w latach 1992-95 rozmowy nie posunęły jednak kwestii utworzenia strefy do przodu. Powodem tego były głębokie różnice zdań, zwłaszcza pomiędzy Egiptem a Izraelem. Kair chciał dyskusji na ten temat przed debatą dotyczącą ustanowienia trwałego pokoju izraelsko-arabskiego, na co państwo żydowskie stanowczo się nie zgadzało. Egipt próbował także przeforsować rezolucję wzywającą wszystkich uczestników rozmów do przystąpienia do traktatu NPT, co również spotkało się ze sprzeciwem Tel Awiwu. Brak udziału w rozmowach w ramach Grupy takich krajów jak Libia, Liban, Iran oraz Syria, też niewątpliwie przyczynił się do ich końcowego fiaska, jeśli chodzi o przybliżenie się do urzeczywistnienia idei strefy wolnej od broni masowego rażenia.
W 1995 roku odbyła się pierwsza konferencja przeglądowa traktatu NPT w Nowym Jorku, w której uczestniczyli wszyscy jego sygnatariusze. Przyjęto na niej rezolucję wzywającą kraje bliskowschodnie do podjęcia praktycznych kroków mogących przyczynić się do powstania strefy w regionie oraz do powstrzymania się od działań mogących utrudnić realizację tego celu. Oba apele nie znalazły jednak szerszego posłuchu. W 2002 roku na światło dzienne wyszedł bowiem fakt prowadzenia tajnego programu atomowego przez Iran. O rozwój broni masowej zagłady oskarżana jest też Syria. Również Izrael, niebędący nawet sygnatariuszem Traktatu, cały czas kontynuuje politykę „atomowej niejednoznaczności” konsekwentnie odmawiając przyznania się do posiadania tej broni, pomimo powszechnego, popartego poszlakowymi dowodami przekonania o jej istnieniu. Sukcesem na tym polu była jedynie Libia, która w 2003 roku wyrzekła się broni masowego rażenia wpuszczając do siebie zagranicznych inspektorów.
Kolejne konferencje przeglądowe, w 2000 i w 2005 roku, nie przyniosły żadnych rezultatów. Podczas tej drugiej nie przyjęto nawet, z powodu nieporozumień m.in. w kwestii bliskowschodniej strefy, końcowego dokumentu. Wobec tego mogłoby wydawać się, iż światełkiem w tunelu są wyniki ubiegłorocznej konferencji, której ostateczny dokument nie tylko potwierdza aktualność oraz konieczność wdrożenia rezolucji z 1995 roku, ale również przedstawia kilka praktycznych działań w tym kierunku. Najważniejszym z nich jest zwołanie w 2012 roku konferencji na temat ustanowienia na Bliskim Wschodzie strefy wolnej od broni masowego rażenia. Partycypować w niej miałyby wszystkie państwa regionu plus stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jak powiedziała Anne Penketh z British-American Security Information Council: „Decyzja o zwołaniu w ciągu dwóch lat konferencji (…) jest, po 15 latach impasu, ogromnym osiągnięciem. Jest to kreatywny sposób no to, żeby Izrael oraz Iran zasiadły do stołu rokowań i rozmawiały o kwestiach bezpieczeństwa.”
Wszystko wskazuje jednak na to, iż ten optymizm jest niestety na wyrost. Izraelski premier Benjamin Netanjahu dał jasno do zrozumienia, że jego kraj odrzuca postanowienia konferencji przeglądowej wzywające do utworzenia strefy. Na taką reakcję bez wątpienia wpływ miało wymienienie Izraela w jej dokumencie końcowym. Tel Awiw określił jako hipokryzję fakt, iż wypomniano mu nieprzystąpienie do traktatu NPT, nie wspominając jednocześnie o Iranie, który od lat jest pierwszy na celowniku, jeśli chodzi o wysiłki społeczności międzynarodowej w kwestii zapobiegania proliferacji broni atomowej. Czy jednak Izrael można uznać za jedyną przeszkodę na drodze do produktywnej konferencji w 2012 roku i, w konsekwencji, do ustanowienia strefy wolnej od broni masowego rażenia na Bliskim Wschodzie? Biorąc pod uwagę inne problemy, które wymagają rozwiązania, śmiało można powiedzieć, że zdecydowanie nie.
Pytania, na które nie udzielono jeszcze odpowiedzi, pojawiają się już przy próbie zdefiniowania geograficznego zasięgu strefy. Czy powinna ona obejmować tylko Izrael i jego sąsiadów, czy także Libię, pozostałe kraje arabskie z Afryki Północnej i państwa Zatoki Perskiej? Łatwo się domyślić, że Izrael oraz sunnickie monarchie z Zatoki nie zaakceptują strefy, która nie będzie obejmowała Iranu. Problematyczna wydaje się też być sprawa Pakistanu, posiadacza broni atomowej niebędącego sygnatariuszem traktatu NPT. Jego strategiczne interesy skierowane są co prawda w zupełnie innym kierunku, nie mniej jednak bliskość takiego „sąsiada” pojawia się w debacie i pewnie wypłynęłaby w trakcie konferencji w 2012 roku. Kolejną przeszkodą jest wspomniana już kwestia bliskowschodniego procesu pokojowego. Izrael stanowczo twierdzi, że niemożliwe jest stworzenie strefy nie tylko bez osiągnięcia trwałego pokoju izraelsko-arabskiego, ale także, jak to ujął dyrektor izraelskiej komisji energii atomowej Shaul Chorev, bez „…istotnego przeobrażenia się postawy krajów regionu wobec Izraela”. Takie samo stanowisko zajmują również Stany Zjednoczone.
Obecnie tylko Egipt i Jordania uznają Izrael jako państwo i utrzymują z nim stosunki dyplomatyczne (Swego czasu utrzymywano relacje z Katarem, które zostały zerwane w następstwie konfliktu w Gazie w 2008/2009. W ubiegłym roku Katar proponował Izraelowi wznowienie relacji w zamian na pewne ustępstwa – m.in. transport materiałów budowlanych do Gazy – ale ten ofertę odrzucił). Z pozostałych państw arabskich większość stawia rozwiązanie przewlekłego konfliktu bliskowschodniego jako warunek uznania Tel Awiwu. Osobną kwestię stanowią stosunki Izraela z Syrią. Oba kraje wciąż nie podpisały układu pokojowego po wojnie Yom Kippur z 1973 roku. Ewentualne porozumienie Damaszek warunkuje zwrotem Wzgórz Golan, które Izrael zagarnął w 1967 roku, a 14 lat później zaanektował. Na relacje pomiędzy dwoma krajami negatywnie wpływa też sojusz Syrii z Iranem, którego prezydent znany jest ze swoich złowrogich wypowiedzi pod adresem Izraela. Wysiłkom zmierzającym do ustanowienia strefy nie pomaga również brak powszechnej implementacji konwencji dotyczących broni biologicznej i chemicznej w rejonie basenu Morza Śródziemnego. Egipt i Syria nie podpisały konwencji o broni chemicznej. Izrael natomiast sygnował ją, ale jeszcze nie ratyfikował. Odwrotnie wygląda sytuacja, jeśli chodzi o konwencję o broni biologicznej i toksycznej. Izrael jej nie podpisał, Egipt i Syria z kolei parafowały, ale nie ratyfikowały. Na wizerunku Egiptu cieniem kładzie się również fakt, iż kraj ten będąc „apostołem” utworzenia strefy wolnej od broni masowego rażenia na Bliskim Wschodzie, nie ratyfikował jeszcze Traktatu z Pelindaby, ustanawiającego strefę bezatomową na kontynencie afrykańskim. Trzeba też oczywiście pamiętać, że Izrael nie jest stroną traktatu NPT. Tłumacząc decyzję Tel Awiwu o pozostaniu poza Traktatem, wspomniany wcześniej Shaul Chorev zwraca uwagę na problem mechanizmu weryfikacji i egzekwowania postanowień Traktatu w krajach – sygnatariuszach, co, mając na względzie nawet mglistą perspektywę powołania strefy do życia, już stawia pytanie o modus operandi w sytuacji, w której jeden z jej członków złamałby swoje zobowiązania. Jak powiedział, mając na myśli Iran oraz Syrię: „Najbardziej znane przypadki pogwałcenia postanowień traktatu NPT miały miejsce na Bliskim Wschodzie, w państwach, które są jego sygnatariuszami.”
To stwierdzenie doskonale pokazuje, dlaczego społeczność międzynarodowa tak usilnie zabiega o stworzenie strefy wolnej od broni masowej zagłady w tym regionie. Potwierdziła to także Hillary Clinton mówiąc podczas otwarcia ubiegłorocznej konferencji przeglądowej, że „Bliski Wschód prezentuje obecnie największe zagrożenie proliferacją broni atomowej”. Stany Zjednoczone, podobnie jak reszta stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, gorąco popierają zarówno ideę konferencji, jak i samą koncepcję utworzenia strefy. Mimo to lista złożonych problemów stojących na drodze do realizacji tego ambitnego projektu sprawia, iż mało prawdopodobne jest, aby w 2012 roku zapadły jakieś przełomowe decyzje w tej kwestii. Jakby tego było mało, na organizację konferencji może negatywnie wpłynąć obecna sytuacja w Afryce Północnej i rejonie Zatoki Perskiej, co już delikatnie sygnalizują oficjele zaangażowani w proces. Według ekspertów w całej sprawie najważniejszym jest jednak uniknąć podejścia „wszystko albo nic” i rozpocząć debatę od kwestii technicznych (jak np.: skuteczne mechanizmy weryfikacji), stopniowo przechodząc potem na coraz wyższe szczeble decyzyjne. Podobny pogląd reprezentuje minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow, który stwierdził, że „Nie będziemy mogli zobaczyć jak bardzo możliwe do wykonania jest to zadanie, jeśli nie zaczniemy nad nim pracować.”