To odważne stwierdzenie ale pisane nie przez „zakręconego” fana lecz owszem , zagorzałego kibica Bulls, który jednak spędził na meczach NBA wiele, wiele godzin i był również bacznym obserwatorem konkurentów koszykarzy z Wietrznego Miasta.
Chicago Bulls wywalczyli pierwsze miejsce w Konferencji Wschodniej a styl w jakim pokonali naszpikowane gwiazdami teamy Boston, Miami jest imponujący. Do chwili obecnej (po piątkowym meczu z Cleveland) ich zapis w tabeli to 59 zwycięstw i 20 porażek. Zespół z United Center pozostawił w tyle o 4 mecze wyżej wspomniane drużyny Celtics i Heat i aż o 9 meczów Orlando. W meczach dywizyjnych Bulls ponieśli tylko 1 porażkę. Na własnym parkiecie przegrali 5 razy (35 zwycięstw). Do Bulls , a właściwie do ich kibiców , należy jeszcze jeden rekord NBA: nieprzerwanie od pierwszego meczu sezonu rozgrywanego w United Center frekwencja jest 100% a średnia widzów ponad 21 000/mecz jest najwyższa w Lidze.
Derrick Rose
Kto przyczynił się do tego sportowego i organizacyjnego sukcesu Chicago? Ja osobiście kłaniam się w pas trzem postaciom chicagowskiego teamu: Derrick Rose , Tim Thibodeau i Scottie Pippen. Chyba należałoby jeszcze wspomnieć o Vice Prezydencie Paxsonie i GM Formanie. Ale zacznijmy od ulubieńca chicagowskich kibiców, którym jest oczywiście Derrick Rose. Ten bardzo młody jeszcze koszykarz (22 lata) bardzo szybko został gwiazdą światowej koszykówki. Od początku swej profesjonalnej kariery gra w Chicago i od początku jest niekwestionowanym liderem tej drużyny. Jego niebywałej popularności w Wietrznym Mieście sprzyja na pewno fakt, że Rose jest rodowitym Chicagowianinem. Ale popularność to nie wszystko – Rose to prawdziwy profesjonalista, doskonały jako gracz ofensywny i defensywny i co bardzo ważne – koszykarz, który sam potrafi poderwać zespół i poprowadzić do wygranej. Taki musi być MVP NBA a przecież wielu analityków koszykówki twierdzi, że ten tytuł przypadnie Derrickowi już w tym sezonie. Przyjrzyjmy się więc kto oprócz niego ma szansę wywalczyć te zaszczytne wyróżnienie?
Derrick Rose – #1 PG ; 6`3“ 190 lbs ; 24.9 PPG ; 44.1 FG% ; 7.9 APG ; 4.1 RPG
Dwight Howard (Orlando Magic) – #12 C ; 6`11“ 265 lbs ; 23.1 PPG ; 59.6% FG% ;
1.3 APG ; 14.1 RPG
LeBron James (Miami Heat) – #6 SF ; 6`8“ 250 lbs ; 26.6 PPG ; 51.0 FG% ; 7.0 APG ;
7.5 RPG
Kobe Bryant (L.A. Lakers) – #24 SG ; 6`6“ 205 lbs ; 25.1 PPG ; 45.0 FG% ; 4.7 APG ;
5.1 RPG
Trzeba przyznać, że wszyscy z tej czwórki , to znakomici zawodnicy i każdy z nich zasługuje na tę nagrodę. Komu przypadnie w tym roku? Trzeba jeszcze troche poczekać na rozstrzygnięcia.
Wracając jednak do Bulls jako zespołu, trzeba przyznać, że wielki wpływ na tworzenie tego nowego teamu miał nowy coach – Tom Thibodeau. Pamietamy go jako asystenta głównego trenera w Boston (jeszcze przed rokiem pełnił tę funkcję) i już wtedy zbierał bardzo pochlebne opinie. Thibodeau nie pozuje na gwiazdora , nie popisuje się na konferencjach prasowych sztuczkami słownymi – jest konkretny i otwarty a przy okazji bardzo profesjonalny. Nie zdziwię się, gdy zostanie trenerem roku NBA.
Wspomniałem wcześniej o legendzie Bulls Scottie Pippenie. Na poczatku sezonu został mianowany ambasadorem teamu i sprawdza się w tej roli w 100%. Jest lubiany przez graczy, uwielbiany i szanowany przez kibiców. Zawsze na meczach Bulls usmiechnięty, otwarty dla mediów , zawsze pomocny wszelkim organizacjom działającym przy Chicago Bulls. Frekwencja na meczach to także jego zasługa.
Tyle o postaciach z pierwszych stron gazet ale trzeba przyznać, że władze Bulls prowadzą bardzo dobrą i przemyślaną politykę kadrową. Nie wydają bezmyślnie pieniędzy na ściąganie gwiazd (czasami przereklamowanych przez media albo wypalonych po wieloletnich bojach w NBA), lecz inwestują w młodych, utalentowanych graczy. Najlepszym przykładem jest ostatni sezon : Chicago nie licytowało się z Heat w przyciąganiu finansowym Jamesa czy Wade`a. Bulls nie oddali „swego” Noaha w zamian za gwiazdę Carmelo Anthony. Tu, w Wietrznym Mieście,w drużynie koszykarzy,prowadzona jest systematyczna, celowa selekcja i jestem przekonany, że jeśli nie w tym sezonie, to w nastepnym na pewno przyniesie to oczekiwany skutek.
A chyba nikomu nie muszę tłumaczyć jaka to byłaby radość w Chicago, gdyby tytuł przypadł w udziale znów Bulls w 20 rocznicę wywalczenia pierwszego mistrzostwa. Także nikomu nie muszę tłumaczyc, że sezon regularny to sezon regularny a playoffs rządzą się swoimi prawami a zajęcie 1 miejsca w Konferencji w czasie rozgrywek nie równa się absolutnie z mistrzostwem Konferencji a tym bardziej daleko jest do mistrzostwa NBA.
Ale coż byłby ze mnie za kibic Bulls gdybym nie wierzył , że to właśnie koszykarze Chicago wywalczą tytuł najlepszej drużyny świata?
Tekst i zdjęcia:
Jacek Urbańczyk