Formula 1 w Ameryce?

 

Amerykanie kochają sport i motoryzację, ale w obu dziedzinach nie oglądają się na Europejczyków. Jednak raz za razem wracają pomysły by zarazić Formułą 1 ponad trzysta milionów, zakochanych w NASCAR oraz IndyCar, Jankesów.

Pierwszym amerykańskim zespołem w F1 był Vel’s Parnelli Jones Racing, mający swoją siedzibę w kalifornijskim Torrance. Ekipa założona przez byłego kierowcę wyścigowego Parnellego Jonesa, startowała w F1 w latach 1974-1976, a jej kierowcą był Mario Andretti. Z powodu problemów finansowych jedynie w sezonie 1975 team był pełnoprawnym uczestnikiem mistrzostw świata z pokaźną liczbą startów na koncie.

W 1984 roku biznesmeni Carl Haas i Teddy Mayer założyli zespół Haas Lola, który rywalizował w F1 w latach 1985 i 1986, korzystając z własnych nadwozi i silników Forda. Nie był to jednak rasowy zespół „made in USA”. Siedzibę miał w angielskim Colnbrook, a jego kierowcami oprócz Amerykanina Eddiego Cheevera byli Francuz Patrick Tambay oraz Australijczyk Alan Jones.

Kolejną próbę “amerykanizacji” Formuły 1 w 2009 roku podjęli Ken Anderson i Peter Windsor. Współpraca amerykańskiego inżyniera z brytyjskim dziennikarzem motoryzacyjnym – pracującym wcześniej w zespołach Williams i Ferrari – trwała nieco ponad rok. Siedzibą ekipy US F1 miało być Charlotte – zagłębie serii NASCAR. Jej auta miały być owocem amerykańskiej myśli technicznej, a za ich kierownicami mieli zasiadać Amerykanie. Z powodu problemów finansowych nic z tych planów nie wyszło.

Szef wszystkich szefów w Formule 1 – Bernie Ecclestone tak mocno sparzył się na przygodzie z US F1, że przez następne lata unikał publicznych dyskusji na temat wprowadzenia do Królowej Motosportu nowych zespołów. Swoje zrobił też światowy kryzys finansowy, który w międzyczasie pochłonął hiszpański zespół HRT. Z jego powodu wiele innych ekip do dziś z trudem domyka swoje budżety.

„Możemy pokonać Europejczyków w ich własnej grze”

Dość nieoczekiwanie szóstego kwietnia Bernie Ecclestone napomknął dziennikarzom, że w 2015 roku w F1 mogą pojawić się dwie nowe ekipy. Tydzień później Amerykanin Gene Haas, który nie ma nic wspólnego ze wspomnianym wcześniej Carlem Haasem, poinformował świat, że otrzymał od Ecclestone’a zgodę na budowę zupełnie nowego zespołu – Haas Formula.

Haas plany ma nie mniej ambitne od twórców niesławnego US F1. Ale wybrał inną drogę. Jego inżynierowie przez pierwsze lata mają uczyć się fachu od swoich europejskich kolegów, tak by w bliżej nieokreślonej przyszłości móc samodzielnie zbudować bolid F1. Pierwsze auto z logo Haas Formula będzie więc miało nadwozie wykonane przez, słynną w branży wyścigowej, włoską firmę Dallara. W sprawie zakupu jednostek napędowych Haas sondował Mercedesa i Ferrari, ale nie wyklucza także budowy silnika przez któregoś z amerykańskich producentów.

Szefem Haas Formula został Gunther Steiner, który w F1 pracował już dla Jaguara i Red Bulla. Siedziba zespołu ma mieścić się w Kannapolis w Północnej Karolinie, gdzie za płotem urzęduje już startująca w serii NASCAR ekipa Stewart-Haas Racing. Kierowcami nowego teamu rzecz jasna mają być Amerykanie. Doświadczony weteran będzie pomagał w rozwoju aut, a przyszłość ma należeć do młodego wilka. Na razie zespól otrzymał dwuletnią licencję wyścigową, ale jego twórca planuje swoją obecność w F1 przynajmniej do roku 2020.

„2015 to za wcześnie, a 2016 za późno”

To nie pierwszy raz, gdy na Haasa patrzy cały amerykański świat motosportu. W 2009 roku właściciel Haas CNC Racing zaskoczył kibiców, dziennikarzy i konkurentów gdy do spółki ze słynnym kierowcą Tonym Stewartem uruchomił swój drugi zespół serii NASCAR: Stewart-Haas Racing. Obecnie kierowcami czterech aut z napisem “Haas” są wspomniany Stewart oraz Kurt Busch, Kevin Harvick i wielokrotnie przymierzana do startów w Formule 1 Danica Patrick. Właśnie dlatego Haas wydaje się pewny swego, choć wielu powątpiewa w jego entuzjazm.

„US F1 startował od zupełnego zera. Nie mieli ani zespołu, ani zasobów. Ja do spółki z Tonym Stewartem z sukcesami prowadzę ekipy w NASCAR. Oprócz tego posiadam firmę, zdolną do budowy najbardziej skomplikowanych maszyn na świecie. Mam też własny tunel aerodynamiczny z ruchomą nawierzchnią. Dzięki temu wszystkiemu może mi się udać.”

Jest jeszcze jeden powód. W odróżnieniu od wielu obecnych w F1 ekip, Haas ma konkretny produkt który chce zareklamować. Jego firma Haas Automation to znany na całym świecie producent precyzyjnych maszyn CNC, obecny także na polskim rynku. Wejście w F1 ma służyć Haasowi podwojeniu sprzedaży produkowanych przez niego urządzeń. Ale Formuła 1 to hobby dla bogatych. Bernie Ecclestone twierdzi, że miliard dolarów wystarczyłby nowej ekipie na przetrwanie w F1 czterech lat. Przodujące w wydatkach Ferrari, rocznie wydaje na utrzymanie swojego zespołu 400 milionów euro. Zapytany o wielkość swojej inwestycji Gene Haas zażartował, że co tydzień zwiększa ją o miliard. Po chwili na poważnie dodał jednak:

„Nie chcę tworzyć przedsięwzięcia w europejskim stylu: wydajmy mnóstwo pieniędzy i chodźmy się ścigać. To będzie wydajna i dobrze zarządzana amerykańska organizacja.”

Decyzja czy zespół przystąpi do rywalizacji w F1 od sezonu 2015 czy rok później, ma zapaść w ciągu najbliższego miesiąca.

„To szaleństwo!”

Spore obawy budzi niechęć biznesmena do umiejscowienia siedziby Haas Formula w Europie, gdzie urzędują wszystkie pozostałe zespoły. Znany z niewyparzonego języka były kierowca Formuły 1 – Juan Pablo Montoya, który w tym roku serię NASCAR zamienił na bolid IndyCar, nie zostawia na tym pomyśle suchej nitki.

„Jeśli on chce zbudować zespół z siedzibą w USA to jest kompletnym szaleńcem. Nie zmusisz przecież Europejczyków do przeprowadzki do Charlotte. Formuła 1 narodziła się w Europie, tam są jej najwięksi fani i nie można ich porzucić. Wiem, że na innych kontynentach można zarobić więcej, ale wyobraźcie sobie co się stanie, gdy zlikwidujemy wyścigi w Wielkiej Brytanii lub Hiszpanii.”

Kolumbijczyk ma sporo racji. Ale w porównaniu z 2010 rokiem i klapą US F1, wiele się zmieniło. W Teksasie funkcjonuje ultranowoczesny tor Circuit of the Americas, na którym ubiegłoroczny wyścig F1 na żywo obejrzało ponad 110 000 widzów, a w trakcie całego wyścigowego weekendu przez obiekt przewinęło się ćwierć miliona ludzi. Co więcej, od dwóch lat mówi się o organizacji drugiego amerykańskiego wyścigu na ulicach New Jersey. Wygląda więc na to, że Amerykanie są głodni Formuły 1, a Gene Haas postanowił ten głód zaspokoić.

Źródło: Polsat Sport