Bogdan Węgrzynek: Trzecie Igrzyska Po Pekinie i Atenach, gdzie trzymamy się stałej liczby 10 medali w rywalizacji państw. Czy kierunki, w jakich zmierza polski sport są nadal dobre?
Arkadiusz Mąkina: Wyniki uzyskane przez naszych medalistów pokazują, że nadal są wśród nas talenty, które należy odkrywać, w których drzemie ogromny potencjał na miarę mistrza olimpijskiego, bo przecież takich mamy. System wykrywania i prowadzenia talentów, profesjonalizacja sportu, która następuje wokół nas, nadaje wyczynom sportowców nowego wymiaru, w którym nowoczesne i innowacyjne techniki szkolenia, a także technologia decydują o końcowym wyniku rywalizacji. Nurt ten wytycza ścisły kierunek, za którym należy podążać.
Bogdan Węgrzynek: Co to oznacza dla osób zarządzających sportem w kraju?
Marcin Urbaś: Potencjalnie mówi to bardzo wiele, a oznacza przede wszystkim powiększanie „bazy” potencjalnych mistrzów – z czym wiąże się rozwój sportowy młodzieży. To jeden z pierwszych kroków. Upowszechnianie sportu jest ważne. Zwróćmy uwagę, iż w Państwach, gdzie dzieci biegają po ulicach, a większą część dnia stanowi ruch mamy potencjalnie więcej mistrzów olimpijskich niż w krajach wysoko rozwiniętych.
Arkadiusz Mąkina: Dalej idąc tym tokiem należy zrozumieć funkcję Państwa, rodziców, szkoły w wychowaniu do sportu. Przecież to, że nasze dzieci posiadają komputery i rozrywki elektroniczne nie oznacza, iż nie będą chciały np. grać w piłkę, biegać. Dla rozwijającego się młodego organizmu ruch jest jedną z atrakcyjniejszych form zabawy. Ciało domaga się ruchu. To nasze przyzwyczajenia i ignorancja wysiłku fizycznego sprawia, że utrwalamy model, gdzie rozrywki typu siedzenie przed telewizorem mają pierwszeństwo.
M.U.: Dokładnie. Przecież tyle mówi się o wychowaniu poprzez sport, a nic o wychowaniu do sportu (sic!), a to jedna z najważniejszych funkcji każdego rodzica, nauczyciela, trenera.
B.W.: Wychowaniu do sportu?
A.M.: Ile razy młodemu sportowcowi zdarza się usłyszeć od nauczycieli, że znów był na treningu zamiast się uczyć, albo dostać karę od rodziców w postaci braku możliwości uczestnictwa w dodatkowych zajęciach sportowych. Przecież sport jest potrzebny do harmonijnego rozwoju – to tak jak zabierać witaminy „za karę”. Stwarzając takie podejście do sportu automatycznie wprowadzamy w społeczeństwie pewien schemat myślenia i odbioru sportu.
M.U.: Schemat ten nie ma wpływu tylko i wyłącznie na ilość wysportowanej młodzieży, ale też na nasze nawyki żywieniowe, postrzeganie sportowców przez managerów i potencjalnych sponsorów, którzy ze sportem nie mieli nic do czynienia wcześniej.
B. W.: Czy stworzenie odpowiednich warunków dla młodzieży, by zarazić ją sportem wystarczy?
M.U. Oczywiście, że nie. Przygotowania do Igrzysk Olimpijskich to kompleksowy rozwój na wielu poziomach, nie tylko pojedyncze kroki podejmowane „na szybko” po Igrzyskach. To tylko jeden z wielu etapów. Poza tym nie ujmujmy tego, jako „tworzenie warunków”. Wybudowanie Orlika nie powoduje, że będą prowadzone na nim odpowiednie zajęcia. Potrzebne jest dokształcanie ludzi i kadr sportowych. Nie wystarczą twarde inwestycje. Często sami ludzie tworzą sobie warunki do pracy, jeśli posiadają odpowiednią do tego motywacje. Kadry sportowe chcą się rozwijać, lecz dobrze jest wskazać kierunek tego rozwoju.
A.M. Twórzmy i poprawiajmy bazę sportową – owszem też, samorządy już to robią i to całkiem sprawnie, ale pamiętajmy też, że sport to ludzie. W woj. wielkopolskim przy twardych inwestycjach wspieranych z samorządu nie wystarczy dobry projekt hali sportowej – beneficjent ma za zadanie zapewnić prowadzenie na nim zajęć sportowych. To są rozwiązania zasługujące na pochwałę!
By znaleźć talenty i mieć duży wybór musimy mieć ludzi, którzy nie będą tylko kształtować wyniku sportowego, ale też wg najlepszych idei coachingu przede wszystkim rozwiną potencjał sportowców, szczególnie młodych. Niech wynik będzie efektem ubocznym rozwoju tego potencjału. Pamiętajmy, że nie każdy jest mistrzem olimpijskim. Ale każdy, który nim nie był, a pozytywnie wspomina swoje przeżycia sportowe będzie zachęcał innych do uprawiania sportu, będzie popierał swoje dzieci by uprawiały sport.
B.W. Czy to niezbyt górnolotne słowa o tworzeniu potencjału ludzkiego i wychowaniu do sportu?
A. M. Ależ, nie. Spójrzmy na projekty, które są już realizowane lub dopiero będą. Stowarzyszenie Sport7 wraz z Ministerstwem Sportu i Turystyki oraz Mariuszem Czerkawskim promują projekt powstawania „białych orlików”. Mamy tu 3 podstawowe elementy nowoczesnej organizacji sportu. Pierwszy z nich to współpraca Państwa z inicjatywą prywatną, co sprzyja ustaleniu i zaspokojeniu potrzeb tych drugich. Druga, to właściwi ludzie, którzy posiadają już doświadczenie przy realizacji podobnych przedsięwzięć. Pamiętajmy, że powinniśmy wypracowywać nowe skuteczne rozwiązania lub korzystać z narzędzi benchmarkingu. Skutecznie kopiować rozwiązania już przyjęte. Trzecim elementem jest marketing – twarz i poparcie Mariusza Czerkawskiego, a właściwie realizacja również swoich prywatnych idei w tym projekcie sprzyja potencjalnemu sukcesowi, który może odnieść.
B.W. Czy wsparcie projektu przy współpracy z organami Państwa nie wpłynie poprzez swoje zawiłe procedury na realizację podobnych projektów?
M.U. Takie wsparcie jest konieczne. Przecież nie ma ono na celu utrudniać, a wesprzeć merytorycznie i finansowo podobne projekty. Działanie w trybie projektowym jest dość istotne, gdyż pozwala na weryfikację celów projektu, a także poszukiwanie potencjalnych słabych stron i wprowadzanie działań korygujących podczas jego realizacji.
A.M. „Białe Orliki” to tylko jeden z przykładów wzorcowych projektów. Wystarczy skorzystać z rozwiązań zachodnich – nawet z modelu europejskiego, gdzie wokół boisk sportowych i przystani kajakowych toczy się życie pozasportowe, gdzie społeczeństwo wychowywane jest do sportu. To pozwala stworzyć solidne podstawy marketingu sportowego i łatwiej odnajdywać sponsorów.
M.U. Nie oszukujmy się, ale sportowcy nie są w stanie funkcjonować bez finansowania pozapaństwowego. W Polsce do teraz przedsiębiorcy wolą promować biznes z wykorzystaniem sportowców, którzy osiągnęli już sukces, niż szukać potencjalnych nośników reklamowych w postaci młodych talentów, w które niewiele trzeba zainwestować, a jednak późniejsze sukcesy zwrócą się z nawiązką.
A.M. Spójrzmy na przykład Adama Małysza, który jest świetnym nośnikiem promocyjnym również po zakończeniu kariery i wspaniale promuje biznes przy okazji rajdów samochodowych. To jest prawdziwe zaangażowanie sportowców, gdzie nawet po zakończeniu kariery są przydatni i ich losy dobrze się układają. Przecież taki system wsparcia nie musi być jednostkowy i nie polega na dawaniu przez Państwo pieniędzy, a na kreowaniu warunków do samofinansowania.
B.W.: Czy to oznacza, że powinniśmy promować działania wpływające na mechanizmy rynkowe rządzące sportem?
A.M. Jest to oczywiste spostrzeżenie. W kraju kluczowym działaniem powinien być rozwój i sprzyjanie lokalnemu sponsoringowi. Mógłby to być jeden z kroków Państwa – opracowanie mechanizmów sprzyjającym powyższemu, jak również edukacji przedsiębiorców i podmiotów sportowych, jak być atrakcyjnymi dla sportowców.
B.W.: Przedsiębiorcy wcale nie mają łatwo w wyszukiwaniu takich „nośników”, w które nie trzeba wiele inwestować, by się wypromować. Często nie wiedzą, jak wykorzystać sport w celach marketingowych.
M.U. Nośników jest wiele – lokalna gwiazda lekkoatletyczna, dziecięca szkółka piłkarska, również świetnym przykładem jest projekt Rugby Elita, który udało nam się zapoczątkować w zeszłym roku i co ważniejsze angażuje Reprezentację Narodową w Rugby Olimpijskim, którą właśnie dzięki współpracy jednostek badawczo-rozwojowych, agencji marketingowych oraz przy udziale Polskiego Związku Rugby promujemy.
B. W. Zwiększanie ilości aktywnych osób, wychowywanie młodzieży, projekty wypracowujące modele współpracy pomiędzy jednostkami B+R, sportowcami, marketingiem i Państwem. Ale czy to w perspektywie kolejnych Igrzysk Olimpijskich wystarczy?
A. M. Nie wystarczy nawiązać współpracy między naukowcem, a przedmiotem jego badań, żeby uzyskać wysokie wyniki. Wszystko zależy od mechanizmu wypracowania tych wyników. Przecież Państwo może wyłożyć pieniądze na naukowców, których zatrudnią sobie kluby. Tylko czy o to chodzi? Sztaby szkoleniowe, które powstają i współpracują powinny kontrolować jakość swojej pracy – zarządzanie jakością jest kluczem do wszystkiego. Państwo jednocześnie nie powinno zamykać drogi do kreatywności. Ale uwaga – kreatywność tylko służąca projektowi Rio 2016, kreatywność rewidowana na bieżąco a nie po długim okresie.
B.W. Jak rozumieć zarządzanie jakością w sporcie?
M.U. Najprostszy przykład. Dostaję dotację na rozwój treningu technicznego ze sportowcami. Dzięki finansom przeprowadzam go więcej niż inni i mam lepszych zawodników? Tylko czy to teoretycznie pozwoli mi wygrać z najlepszymi na świecie? Przecież celem nie jest bycie w reprezentacji kraju, czy najlepszym w lidze. Reprezentacja jest tylko środkiem do celu, więc muszę myśleć bardziej globalnie. Co jeśli inni mieli tyle samo pieniędzy, co ja, a przeprowadzili trening lepiej? Właśnie tu występuje czynnik ludzki.
A.M. Nie jest usprawiedliwieniem powiedzieć „nie mamy odpowiednich ludzi”, albo „ludzie się nie sprawdzili”. Trenerom trzeba dawać duży kredyt zaufania, natomiast należy wymodelować mechanizmy funkcjonowania sztabów, kontrolować jakość tego co wypracowują. Wiąże się to ze stworzeniem nawet koncepcyjnego „laboratorium” pracy dla sztabów szkoleniowych i sportowców, którzy będą mogli W PRAKTYCE wykorzystywać wiedzę i konkluzje z działań, a nie tylko suche wyniki badań. Nie można oczekiwać od każdego olimpijczyka, jak się często u nas robi medalu olimpijskiego. Sztaby i „laboratorium” powinny natomiast maksymalizować potencjał naszych olimpijczyków wyselekcjonowanych wcześniej z szerokiej rzezy młodzieży wychowanej do sportu.
B.W. Rozumiem, że wobec przedstawionych faktów sprawa progresji sportowej w najbliższym czteroleciu olimpijskim nie będzie taka prosta i oczywista?
A. M. Każdorazowa zmiana systemu wymaga poświeceń. Jeśli nie chcemy inwestować środków państwowych, to pomóżmy wspólnie z Rządem wypracować mechanizmy, gdzie sportowcy będą łatwo finansowani przez instytucje sektora prywatnego. Stwórzmy w końcu i wypromujmy współpracę z jednostkami badawczo – rozwojowymi na poziomie, którego wymagają potencjalni mistrzowie. Stwórzmy odpowiednie zaplecze medyczne, które na bieżąco, a nie tylko w ramach prowadzonych zadań opiekuje się sportowcami – wyprzedzajmy świat. Instytut Sportu, Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej świetnie już to robią, lecz skupmy się również na naszych podwórkach – w miastach i gminach. Starajmy się wypracować powyższy już na najniższym stopniu, bo czas ucieka, młodzież szybciej specjalizuje się w swoich dyscyplinach sportowych i potrzebuje specjalistycznej opieki dużo wcześniej niż nam się wydaje. Wynik olimpijski kształtuje się przez całe życie sportowca, a nie tylko na 4 lata przed Igrzyskami.
M.U. Jeśli nie jesteśmy w stanie wypracować komfortowych warunków finansowych do realizacji tych celów, to postarajmy się choćby poszukać synergii w kooperacji pomiędzy instytucjami sportu.
A.M. Przykładów synergii i tworzenia wartości dodanej jest wiele. Weźmy pod uwagę inicjatywę klastrową, która dzięki zgromadzeniu jednostek medycznych, ośrodków szkolenia, specjalistów – trenerów, z których każdy prowadzi działalność gospodarczą sprzyja obniżeniu kosztów działalności, gdzie każdy z nich oferuje pojedynczą i drogą usługę szkoleniową. Razem tworzą w poziomej strukturze sporą przewagę konkurencyjną – tworzy się niesamowita synergia i zwiększa dostępność do profesjonalnych usług sportowych. Wyobraźmy sobie taki zespół współpracujący ze Związkiem Sportowym. Wspieranie takich przedsięwzięć i tworzenie przede wszystkim mechanizmów gospodarczych finansujących sport powinno być kluczowe. Wtedy odnalezienie talentów będzie znacznie łatwiejsze, nie wspominając już o wydobyciu ich pełnego potencjału. Przecież nie ma przeciwskazań we współpracy biznesu i sportu, tak samo jak we współpracy Ministerstwa Sportu z organami odpowiedzialnymi za gospodarkę. Nie jest to łatwe, a jednak możliwe w długim okresie do realizacji. Myślmy ekonomicznie. Dzielmy się doświadczeniami i nie bójmy się korzystać
z doświadczeń naszych sąsiadów!