Chciałbyś spotykać lokalnych wyspiarzy podpływających w czółnach do twojego jachtu i oferujących owoce na wymianę?
To wszystko jest możliwe i nawet nie trzeba umieć żeglować i mieć dużo pieniędzy.
Dwukrotnie żeglowaliśmy wspólnie z moją żoną po wyspach południowego Pacyfiku. Najpierw pływaliśmy po wodach Polinezji Francuskiej, pokonując dystans od Markiz, najbardziej wysuniętych na wschód wysp Oceanii, aż po archipelag atoli Tuamotu na Tahiti. Za drugim razem rozpoczęliśmy żeglugę od bardzo rzadko odwiedzanych Wysp Salomona, goszcząc na innych zachodnich wyspach Oceanii, a kończąc rejs w mistycznej Papui Nowej Gwinei.
Jak zorganizować taki rejs nie wydając fortuny i jak żegluje się w tamtych rejonach, to właśnie postaram się opisać w tym tekście.
Rezygnacja z luksusu
Nie trzeba czarterować ani pływać luksusowymi statkami wycieczkowymi. Otóż po morzach i oceanach całego świata pływają nieustannie prywatne jachty. Nie mam tu na myśli dopieszczonych łodzi żeglarskich, które ich bogaci właściciele wykorzystują kilka razy w roku na wakacje, ani jachtów czarterowanych w Chorwacji czy na Martynice. Mówię o dobrze przygotowanych morskich jachtach, na których ich właściciele mieszkają całe lata pływając dookoła świata. Trudno powiedzieć, ile jest takich łodzi i żeglarzy na wodzie. Oni sami szacują, że pewnie kilka tysięcy. Ci żeglarze, najczęściej pływający w pojedynkę i radzący sobie z żeglugą samodzielnie, lubią oczywiście dobre towarzystwo i pomoc w prowadzeniu jachtu. Nie trzeba więc czarterować za duże pieniądze jachtów, szukać kapitana i kompletować liczebnej załogi, żeby zmniejszyć koszty rejsu. Wystarczy tylko znaleźć taki prywatny jacht i dołączyć do jego właściciela jako załogant. Ale nie do pracy, tylko do wspólnej przygody, jako kompan podróży. Cała trudność polega na znalezieniu takiego jachtu, umówieniu się w konkretnym miejscu na odpowiednich warunkach, dostanie się do wyznaczonego miejsca oraz w końcu już samo zaokrętowanie.
Szukanie jachtu
Nie wiem, jakie byłyby możliwości znalezienia małego jachtu gdzieś na odległym morzu, gdyby nie dostęp do Internetu. Obecnie można w nim znaleźć kilka serwisów stworzonych z myślą ułatwienia nawiązania kontaktu turystom-żeglarzom, poszukującym jachtu, z właścicielami łodzi poszukujących załóg.
My z powodzeniem dwukrotnie w ostatnich trzech latach korzystaliśmy z findacrew.net, więc ten serwis możemy polecać jako wiarygodny. Należy prawdopodobnie do największych i najbardziej znanych. Na jego korzyść przemawia to, że spotykani przez nas na szlaku kapitanowie korzystali tylko z niego. Konstrukcja serwisu jest bardzo prosta. Właściciele jachtów umieszczają swój profil z informacjami o sobie, jachcie, gdzie płyną i kogo szukają. A potencjalni załoganci (czyli my) opisują siebie i punkt docelowy. W ten sposób jedni i drudzy mogą odnaleźć się nawzajem.
Po znalezieniu odpowiadającego nam jachtu trzeba po prostu skontaktować się z kapitanem. Członkostwo w serwisie może być dwojakie – bezpłatne i płatne. Bezpłatnie można bez ograniczeń stworzyć swój profil i wyszukiwać jachty. Następnie jest możliwość kontaktu z łodzią. Ale nie ma dostępu do danych kontaktowych. Oznacza to, że można wysłać bezpośrednio do kapitana informację, ale tylko automatyczną – tzn. że jest się zainteresowanym dołączeniem do jego załogi. Podobnie kapitanowie mogą wysłać systemową informację do zainteresowanej osoby.
Opcja płatna różni się tylko dostępem do danych kontaktowych. W związku z tym, żeby porozmawiać z kapitanem i umówić się, jedna ze stron musi mieć wykupione płatne członkostwo w serwisie. Z naszych doświadczeń wynika, że większość kapitanów korzystających na stałe z serwisu i szukających załogantów, ma wykupioną płatną opcję. Można więc wyszukiwać jachty, nawiązywać pierwszy kontakt bezpłatnie, a gdy kapitan będzie zainteresowany, to odpisze już bezpośrednio do ciebie na maila. W przypadku gdyby zainteresowany kapitan nie miał wykupionego członkostwa, to wyśle do ciebie automatyczną informację. Wtedy, żeby się z nim skontaktować, należy wykupić za kilkadziesiąt dolarów płatne członkostwo. My nie musieliśmy tego robić.
Umawianie się z kapitanem
Jeśli znaleźliśmy potencjalny jacht, nawiązaliśmy kontakt mailowy z kapitanem, to mamy dopiero pierwszy krok organizacyjny za sobą. Teraz zarówno kapitan chce się dowiedzieć jak najwięcej o nas, jak i my o nim i jego jachcie. To trudny moment, bo nikt nie chce wsiąść na źle wyposażoną łódź niedoświadczonego furiata. Często kapitanowie posiadają własne strony internetowe, można więc pooglądać zdjęcia i poczytać ich relacje. Znając imię i nazwisko kapitana oraz nazwę żaglówki można spróbować szukać opisów na forach i blogach innych osób, które żeglowały na tym jachcie. Ale pewne ryzyko zawsze istnieje i o tym poniżej.
Gdy już mamy namierzony jacht, na którym chcemy pływać, to teraz trzeba się umówić z kapitanem. Pamiętajmy, że to nie jest pociąg ekspresowy z tablicą przyjazdów i odjazdów. To nawet nie jest zaplanowany rejs z rozpisanymi datami różnych etapów. To prywatna łajba z kapitanem, który ma czas i po prostu sobie żegluje. Trzeba więc być elastycznym. Po umówieniu czasu i miejsca spotkania wystarczy już tylko polecieć. Jeżeli spotkanie jest na jakiejś głównej wyspie, np. Fidżi, to ograniczeniem mogą być tylko koszty przelotu. Nieco trudniej będzie nam dotrzeć na miejsce spotkania na jakiejś małej wysepce, bo wtedy zwykle trzeba korzystać z lokalnych awionetek lub promów. Jak dolecieć, to temat na oddzielny artykuł. Ale na pewno koszty przelotu będą największą inwestycją. My w przypadku obu naszych rejsów musieliśmy dotrzeć na małe i odległe wyspy i zapewniamy, że można to zorganizować za rozsądne pieniądze.
Ryzyko
Istnieje ono zawsze, ponieważ nie jest to wycieczka wykupiona w biurze turystycznym. Mamy do czynienia z morzem i nigdy nie mamy stuprocentowej gwarancji, że kapitan dopłynie tam, gdzie się umówił. W zeszłym roku mieliśmy spotkać się w porcie w Honiarze na wyspie Guadalcanal, stolicy Wysp Salomona, tymczasem w Sydney dostaliśmy maila, że z powodu niekorzystnych wiatrów jacht oczekuje nas w Gizo, kilkaset mil morskich dalej. Musieliśmy więc dolecieć gdzie indziej. Dwa lata wcześniej, gdy lecieliśmy na Markizy, inny kapitan ostrzegał nas, że ma do przepłynięcia z Galapagos kilka tysięcy mil, więc dopuszcza nawet tydzień opóźnienia. Wzięliśmy na wszelki wypadek namiot, ale jacht już czekał. Pamiętajmy jednak, że kapitan ponosi takie samo ryzyko, bo my możemy się nie pojawić w umówionym miejscu i pozostanie bez załogi.
Po długiej podróży i zapoznaniu się z właścicielem żaglówki może okazać się, że kapitan zmieni zdanie i nie weźmie nowego załoganta na pokład. To zdarza się raczej bardzo rzadko. Ale pamiętajmy, że to jest jego dom i jego życie, a nie opłacona wycieczka. Ja też nie chciałbym mieć w domu u siebie nieodpowiedniej osoby, szczególnie na morzu. Byliśmy świadkami takiej sytuacji, kiedy w połowie rejsu na Wyspach Salomona miała dołączyć do nas nowa załogantka. Po zapoznaniu się z nią kapitan podziękował za przybycie i nie pozwolił jej wsiąść na jacht. I wszyscy byliśmy mu wdzięczni, bo żadne z nas nie chciało dzielić z nią niewielkiej przestrzeni jachtu. Osobom otwartym, tolerancyjnym i pracowitym oczywiście to nie grozi. I znowu, takie samo ryzyko ponosi również kapitan. Nasz miał przypadki, że załogant tuż przed wypłynięciem zrezygnował.
Trudno jest ocenić na odległość umiejętności kapitana i jego charakter. Co do spraw żeglarskich w miarę obiektywne jest doświadczenie. Ale prawdziwy charakter każdego z nas objawia się na pełnym morzu. Nasz współzałogant rejsu najpierw poleciał zaokrętować się na Hawajach. Po kilku dniach po prostu zszedł z łódki z powodu nieobliczalnego zachowania kapitana. My jednak mamy za sobą dobre doświadczenia i większość znanych nam osób również.
Po co ten cały trud?
Podróżuję już w sumie dwa lata, odwiedziłem 50 krajów iwszystkie rejsy były moimi najlepszymi podróżami. O przeżyciach, przygodach i pięknie takiego rejsu można dużo pisać. Tutaj tylko wypunktuję główne zalety takiego rejsu:
– piękne, odległe, niezamieszkałe i nieskażone wyspy, plaże, zatoki;
– codzienne nurkowanie i pływanie z rybami i rekinami pośród kolorowych i żywych raf;
– traktowanie życia na łodzi nie jako rejsu szkoleniowego lecz zabawy i przygody, gdzie zatraca się pojęcie czasu, odległości, pośpiechu, rygoru;
– obcowanie z kapitanem, który żyje na morzu i ma zupełnie inne podejście do życia;
– żeglowanie w międzynarodowej załodze,
– docieranie tam, gdzie nie ma dróg, lotnisk, samolotów i natłoku turystów;
– niesamowite spotkania z miejscową ludnością i kulturą (nam udało dotrzeć się do wiosek, gdzie nie widziano jachtów od 20 lat);
Koszty
Opisane żeglowanie jest na zasadzie współdzielenia kosztów podróży. Większość kapitanów nie robi tego dla pieniędzy. Najczęściej ustala się stawkę dzienną. My w rejsie po Polinezji płaciliśmy 40 USD od osoby, a to jeden z najdroższych archipelagów. W zeszłym roku na Wyspach Salomona płaciliśmy już tylko 15 USD. W tym rozrachunku wszystko było policzone, nawet piwo. Oczywiście kapitan oprócz jedzenia, różnych opłat i paliwa ponosi duże koszty związane z utrzymaniem jachtu. Ale nas to nie interesowało. Czasem właściciel jachtu deklaruje, że poniesie wszystkie koszty. To najczęściej zdarza się, gdy np. planuje przepłynąć Atlantyk i ma problem z załogą. Można też znaleźć jachty, na których da się zarobić. Ale to już nie będą wakacje, tylko praca. Zwykle trzeba być doświadczonym żeglarzem lub kucharzem.
Jak znaleźć odpowiedni jacht?
Większość jachtów pływających po wodach południowego Pacyfiku przepływa przez Kanał Panamski lub zaczyna rejs w Australii. Można więc polecieć do Panamy i tam szukać jachtu. Słyszeliśmy o osobach, które nie miały z tym problemu. Prawdopodobnie najlepiej robić to pod koniec kwietnia i w maju, bo jachty płynące wtedy do Australii muszą zdążyć przed jesiennymi sztormami, więc jest szansa na największą ilość okazji. W Australii jest bardzo dużo portów, ale polecałbym Sydney i Cairns, bo tam jest zawsze dużo jachtów. Wydaje się, że każdy pływający wzdłuż australijskiego wybrzeża kiedyś tam cumuje i wiele rejsów tam bierze swój początek.
Umiejętności i doświadczenie żeglarskie
Większość kapitanów nie oczekuje od załogantów żadnych umiejętności ani doświadczenia żeglarskiego. Wymagają dobrych chęci do nauki i wykonywania wszystkich prac na jachcie. Oni sami radzą sobie doskonale ze swoim jachtem i nauczą was przy okazji wszystkiego, co potrzeba. A można zdobyć dużo wiedzy o żeglarstwie morskim i oceanicznym. Oczywiście, jeśli umiesz żeglować i masz doświadczenie w pływaniu na morzu, będzie to tylko twoją zaletą. Ale bądź zawsze otwarty na inne podejście do żeglugi. Przekonaliśmy się, że każdy właściciel jachtu ma swoje sposoby na różne sytuacje i często odbiegają one znacząco od tego, czego uczono nas na kursach żeglarskich. Zwykle jednak sprawdzały się w praktyce.
Czy tylko Pacyfik?
W ten sam sposób można zorganizować rejs po różnych morzach, przede wszystkim po Karaibach i Morzu Śródziemnym (choć tu jest więcej komercyjnych ogłoszeń). Skupiłem się na Pacyfiku, bo to najciekawszy rejon i pływa najmniej jachtów, więc trudniej tam popłynąć i trudniej poznać go w inny sposób, niż z pokładu żaglówki.
Jakie jachty
Większość łodzi to standardowe kilkunastometrowe, jedno lub dwumasztowe jachty morskie. My pływaliśmy na wytrzymałym, stalowym slupie-samoróbce i osiemdziesięcioletnim drewnianym szkunerze. Widzieliśmy również na przykład popularną w Chorwacji bavarię. Już na pierwszy rzut oka jachty te zwykle różnią się od łodzi czarterowych. Są po prostu przygotowane do wielomiesięcznej morskiej żeglugi. Mają wszystko, co niezbędne, ale nie oczekujcie luksusów. W końcu to ma być żeglarska przygoda, a nie wakacje w luksusowym ośrodku.
Tekst i zdjęcia: Monika i Michał Przybysz
Po więcej informacji zapraszam na naszą stronę
Jest tam kontakt, do którego zachęcamy, jeśli macie pytania.