Kiełbasizm

 

Ktoś, kto nigdy krowy nie widział, różne może mieć wyobrażenie o otaczającym go Świecie. W każdym razie różne od tego Świata. Niektórzy powiedzą, że mleko pochodzi z supermarketu, a ściślej z butelki, puszki, torebki lub kartonika. A są i pewnie tacy, co powiedzą, że pochodzi z biedronki, albo innego netto. Nie uprawiajmy kryptoreklamy, choć słowa nie są zastrzeżone.

Zapytałem pewnego naukowca, co tam będziemy się szczypać, ponieważ chcę tego człowieka pochwalić,
choć tytuł tekstu jest dość dziwny, nie licujący z powagą i takie tam różne… zagadnąłem (el
profesore) Dobiesława Nazimka o to, czy ta cała afera podsłuchowa nie dotyczy próby zniszczenia polskiego
przemysłu węglowego. Ostatni rodzimy wielki przemysł, który jeszcze jakoś dycha, a wielkie monstra
energetyczne pchają się drzwiami i oknami, by go wykończyć. I tak jakoś – jak gadaliśmy o tej zmajstrowanej
przez nasz Rząd złodziejskiej przysłonce – gdzie jakiś pajac robi spektakl dla ludu, a inni mogą
spokojnie kraść, bo odwrócił uwagę od nich. Usłyszałem nieco o rzymskiej zasadzie korzyści, ale
wszystko niejako ma być inspirowane przez naszych bliskowschodnich sąsiadów. Już dawno wiedziano w
Polszcze, że Ruskom nie można ufać. Co z tego, że dziś mówimy o nich per Rosjanie. Rusek zostanie Ruskiem.
Ale czy to na pewno robota Ruskich?

Przypadkiem wplątała się nam w rozmowę zasada nieoznaczoności Heisenberga. Potomna – niejako
dziecko nie tyle teorii ewolucji, a tym bardziej teorii myślenia – co teorii kwantów. Wszystko możemy
postrzegać do pewnego miejsca, gdzie postrzeganie zbyt mocno zaburzy obiekt obserwowany, bo
światło jest jakby takim obiektem jak i materia, którą przy jej pomocy postrzegamy. Układ ma pewną
rozdzielczość zawsze, zatem obserwacja zawsze jest nieścisłą, a po przekroczeniu pewnej granicy w mikroświecie, widzimy tylko pewne jakby coś. Pięknie to określa język fizyki na pograniczu z matematyką
jako chmurę prawdopodobieństwa. Gdzieś ten elektron, czy co tam sobie obserwujemy, jest – ale dokładnie
nie wiemy gdzie i jaką ma prędkość. A ściślej nie wiemy z jednakową dokładnością o jego ruchu i
miejscu. I co w tym odkrywczego?
W wydanej w końcu na naszym marnym rynku wydawniczym konkursowej (i zwycięskiej) rozprawce
Artura Schopenhauera „O wolności ludzkiej woli” w dopisku tłumacza czytamy przejmujące dwa
zdanka:
„Wszędzie, gdzie jest przyczynowość, jest wola, a żadna wola nie jest czynną bez przyczynowości.
Poznanie tej prawdy utrudnia ta okoliczność, że inaczej (z zewnątrz) poznajemy przyczynowość,
a inaczej (z wewnątrz i całkiem bezpośrednio) wolę, że więc poznajemy o tyle lepiej jedną, o ile gorzej
drugą.”.

To za trudne, by to wyłożyć zrozumiale nawet profesorom filozofii, choć akurat taka uwaga wydaje
się niesprzeczna z pospolitą obserwacją. Ale istota pewnej nieoznaczoności, która zawsze gdzieś w
końcu się objawi, wynika ze sprzeczności ruchu i miejsca w którym ktoś lub coś sprawi ten ruch. I dodatkowo,
że w nieokreślonej przestrzeni, gdzieś tam na samym dnie poznania, nie można w istocie określić
czy ruch jest czy nie. I nagle miejsce zlewa się w ruch. Proste prawda?

Jeśli ktoś czegoś nie rozumie, niech zastanowi się nad tym. Schopenhauer i Nietzsche twórcy niejako
szkół pesymizujących, którzy wcale tych szkół nie tworzyli, szczególnie ten drugi, wzięli swe lotne
myśli prowadzące do tego, że nie ma Boga od myśliciela, dyplomaty i pisarza hiszpańskiego z XVII wieku
Baltazara Gracjana – jezuity. Jezuita ich nauczył, że Boga nie ma. Oczywiście w uproszczeniu. I jak widzę
teraz papieża wybranego spośród jezuitów, który udaje franciszkanina i taki jest dobry dla kioskarza, u
którego kupował prasę, że już jako papież, dzwoni do niego, by zrezygnować ze zlecenia, to to czysty jezuityzm
w najczystszej jego formie. Destylat a nawet redestylat jezuityzmu. A przy tym w istocie żyje papież,
któremu ten ktoś odebrał władzę w Kościele Katolickim – oczywiście ze skromności. Z tego punktu
widzenia nie dziwi mnie wcale, że niemieccy pseudofilozofowie w maskach klaunów z karnawału weneckiego
przyodziali myśli jezuity hiszpańskiego, by obalić mit o Bogu, jak sami chcieliby go określić. I: Gdy
ktoś Cię pcha, to czujesz z zewnątrz, a gdy chcesz pchnąć, to czujesz chęć w środku.
I wracając do tematu postrzegania prawdy. A kto demontuje urządzenie podsłuchowe zaraz po
podsłuchiwaniu albo może „podsłuchiwaniu”, jeśli nie ktoś, komu zależy, by to urządzenie od razu zabrać,
bo stanowi ślad po podsłuchiwaniu? Kelner w gabinecie czy, jak kto woli, viproomie – co za pokraczna
nazwa, a może w WiPrumie (dawne towarzystwo wzajemnej adoracji w Polsce za upadającej
komuny Wolność i Pokój – i dużo trunku marynarskiego), w każdym razie kelner ma stale nad tym kontrolę
i po kiego miałby to stale odrywać czy odklejać, kiedy pilnuje tych pomieszczeń na okrągło. Jedynymi
zainteresowanymi w zabraniu tego urządzenia byliby ludzie z zewnątrz, może ochrona podsłuchiwanych.
A może właśnie „podsłuchiwanych”, bo jak ktoś sam siebie podsłuchuje, to musi zabrać sprzęt,
by mu nie przepadł do następnej okazji.

I wracamy do nieoznaczoności. Dawno temu, podczas badania nad ciałem idealnie czarnym, jak
kto nie wie, co to takiego, niech wklika (wpuka, wmlaska) w wyszukiwarkę i mu podpowie ogólnoświatowa
sieć dezinformacji, podczas tego badania ciała idealnie czarnego stwierdzono, że coś jest nie tak z tą
energią, że rozchodzi się w porcjach. I wymyślili kwanty. Tak to ogólnie było, choć to wykład wyjątkowo
na skróty i to po wybojach (intelektualnych). Ale w takim Świecie żyjemy.

Wyobraźmy sobie co innego, bo te kwanty to takie niezbyt. Wyobraźmy sobie, że ktoś nie widział
nigdy mięsa, nie widział jak się zabija zwierzę na mięso, jak się je oprawia i przetwarza, ale widział jedynie
kiełbasę w pętach. I taki wyobraża sobie, że mięso ma charakter nieciągły, jak kiełbasa. Zapomniał o
tym, być może, że mięso jest dość w sumie w dużych kawałkach po oddzieleniu go od kości. Ale nie, bo
przecież nie widział mięsa, nie wie, że jest to część złożonego i urozmaiconego w budowie organizmu, i
że była miejscami ciągłe, ale ma specyficzną strukturę, kształt i formę. Ale jego interesuje tylko kiełbasa,
którą zna. Z innymi kwestiami nie zapoznano go, jak chciał jeden z głównych aktorów politycznych jatek
Otto von Bismark – kanclerz Niemiec, Prusak z dziada pradziada. Kiełbasa skrywa swoje tajemnice, a
konsument kiełbasiany zna tylko ją, kiełbasę, bez poznania tych tajemnic.
Ale potem siada i kroi tę kiełbasę w plasterki, i coś mu nie pasi z tą nieciągłością kiełbasianą, bo
podzielił porcję – czyli kiełbasę – na kawałki – czyli mniejsze porcje. I teraz patrzy, stupor w oczach i w
facjacie, ale kiełbasa się podzieliła. I jak to zinterpretować?

Jednakże najgorzej jest, gdy to dzielenie kiełbasy przypomina dzielenie włosa na czworo. Gdzie na
jakimś bezrybiu, ktoś na kiełbasę czeka jak na zbawienie, zacznie uprawiać myślenie z rozdzielnika prasowego,
rządowego czy urzędniczego. Wtedy mamy kolaps totalny. I jeśli nawet jakiś człowiek w takim
otoczeniu stanowi fenomen, jak mój rozmówca, a to przecież nic złego, bo zjawiskiem jest w końcu każde
ludzkie istnienie, jeśli je zaczniemy szanować i po ludzku traktować, zatem jeśli ten fenomen istnieje, to co
z tego, gdy wokół są tylko miłośnicy kiełbasy? Takim można wmówić dowolną ilość jako jakoś, a jakość
tak zbrzydzić, że najmniejsza jej ilość budzi u takich obrzydzenie. Zaczyna się taniec w szklanym pudełku
(jak je zgrabnie określił gość ze Średniowiecza w jednej z francuskich komedii filmowych) w pudle z minstrelami.
Tylko gdzie są ci muzykanci? Gdzie są ci grajkowie? Kto tu z nas wszystkich wała robi, napychając
nas na siłę jak kiszkę kiełbasianą?

Mielonka, to jest w istocie to, co widzimy w Polsce ostatnio. Wybitny szacunek dla ludzi, wiedzy,
inteligencji, pomysłów i mądrości. Rzeźnia przy tym i to ta koszerna i niekoszerna to małe nic. A prawda
nie jest jak pęto kiełbasy. Choć jakieś podobieństwo jest. Bo łańcuch przyczyn i skutków – ktoś lub coś
chce czegoś, sprawia, że to coś nabiera pary i prze, bo coś lub ktoś natchnął i to coś wolą, i znowu i to
coś zaczyna czegoś chcieć i sprawia coś. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy łańcuch przyczyn i
skutków zamiast z nieskończoności w nieskończoność pójdzie w pęto zamknięte. Ani końca ani początku.
Tylko niech mi kto taką znajdzie kiszkę. A o czym mówię? O tym, że taki układ zakłada, że organizm zacznie
się odżywiać swoimi odchodami. I że jeszcze na dodatek przeżyje, nie zatruje się i nie pochoruje.
Doprawdy widoczek przepiękny. I jaki podnoszący na Duchu i rozwijający intelekt.

A niedługo pozwolimy każdemu wejść i kupić kawałek tego organizmu. Znowu stare pruskie metody
wywłaszczania ludzi dadzą znać o sobie. Najpierw kupią całą ziemię w jakiejś gminie. Potem w następnej.
Potem wykupią cały powiat. Potem plebiscycik czy referendum o przyłączeniu do wielkiej rzeszy.
Stare pruskie metody. A wiesz, czytelniku, gdzie to wszystko zalatuje jadem kiełbasianym, czyli jedną z
najbardziej jadowitych trucizn? Niemcy, napływający na Warmię i Mazury wybili do nogi naród Prusów i
teraz to oni mieli czelność używać ich nazwy własnej. To tak jakby Amerykanie po wybiciu Indian nazwali
się Indiańczykami. Albo Niemcy po wybiciu Izraelitów nazwali się Izraelczykami. Tam szukaj przyczyny
tego zamętu w informacji i tej zzieleniałej kiełbasy, jaki pakują ci, czytelniku, do głowy, gdy zamiast
wstać i nie oglądać tych bździn telewizyjnych, narkotyzujesz się nimi. Lepiej, o, przeczytaj do końca
ten zakręcony tekst, póki ktoś Ciebie nie przekręci przez maszynkę obojętnie czego: propagandy, handlu,
konsumizmu czy jakiej innej zarazy, mającej na celu pozbycie Cię resztek rozumu.
Z Bogiem.
Andrzej Marek Hendzel

www.hendzel.pl