Nie tylko naród polski szczyci się swymi kolędami. Mają Niemcy swoje Weihnachtslieder, Rosjanie swoje koliady, zaś Francuzi śpiewają swoje Noëls.
Niektóre z kolęd, jak niemiecka „Cicha Noc”, czy też kolędy francuskie są także bardzo piękne i pociągające. Ale chyba nigdzie pośród innych narodowości te bożonarodzeniowe pieśni nie stały się czymś tak bardzo „narodowym”, tak bardzo przez cały naród ukochane i z pietyzmem pielęgnowane, jak w Polsce.
W dobie dzisiejszej nazwa „kolęda” kojarzy się przede wszystkim z pieśnią o tematyce bożonarodzeniowej, względnie odwiedzinami duszpasterskimi w polskich parafiach. Etymologia tego słowa sięga czasów rzymskich. Starożytni Rzymianie pierwszy dzień każdego miesiąca nazywali „calendae”. Przy reformie kalendarza „juliańskiego” w roku 46 przed Chr. ustanowiono 1 stycznia jako początek roku administracyjnego. W Rzymie obchodzono ten dzień szczególnie uroczyście. Odwiedzano się wzajemnie, obdarowywano podarkami, śpiewano okolicznościowe pieśni. Wraz z przyjęciem chrześcijaństwa zwyczaje te stopniowo powiązane zostały z okresem bożonarodzeniowym, czyli z początkiem obchodów rachuby nowego czasu, „nowej ery”, czyli narodzin Chrystusa. Kolędy w Polsce oznaczają przede wszystkim pieśni religijne, tematycznie związane z biblijnymi wydarzeniami, nawiązującymi do narodzin Chrystusa i są tradycyjnie śpiewane począwszy od mszy-pasterki o północy w święto Bożego Narodzenia aż po święto Matki Boskiej Gromnicznej, obchodzone 2 lutego.
Odmianą kolęd są pastorałki, czyli rodzaj ludowej pieśni bożonarodzeniowej. Dotyczą one tematyki bożonarodzeniowej, jednak niekoniecznie są tak poważne jak kolędy. Ich pochodzenie przypisuje się pogańskiej tradycji Karoli. Pastorałki zawierają wątki wywodzące się z życia codziennego i ich śpiewanie po kościołach podczas nabożeństw religijnych zostało zakazane przez Watykan ze względu na ich świecki charakter. Od kolęd należy też odróżnić piosenki o tematyce związanej nie z narodzinami Jezusa, lecz ze świętami Bożego Narodzenia, jak np. polską piosenkę „Jest taki dzień”, niemiecką „O Tannenbaum” czy angielskie „Jingle Bells” i „White Christmas”.
Śledząc zawartość tematyczną kolęd rodzących się przez wieki w różnych krajach i środowiskach, zauważymy, że są one jakby odzwierciedleniem wydarzeń historycznych, społecznych, moralnych a nawet narodowych i patriotycznych, w które ich twórcy „przyozdabiali” treści pieśni, zabarwiając je lokalnym kolorytem. Kolędy bowiem, to nie tylko rzeczowe i biblijne przedstawienie faktów, lecz także jakby literacki gatunek śpiewanej teologii, w której jest miejsce na pewne spoufalenie z Bogiem-Chrystusem. Zawierają w sobie duży ładunek emocjonalny, czasami wyrażany nawet językiem pewnego infantylizmu czy plebejskiego liryzmu w postaci licznych zdrobnień (dzieciąteczko, sianeczko, aniołkowie, pastuszkowie, osiołek, itp.). Wprawdzie ideą powstania kolęd było ukazanie ubóstwienia Chrystusa-człowieka, lecz dokonał się w nich odwrotny proces, a mianowicie – uczłowieczenie Boga.
Dlatego kolędy są takie „ludzkie”, rodzinne, swojskie i bliskie wszystkim. Także ich forma literacka sprawia, że są one chętnie wykonywane. Spotyka się na co dzień kolędy-kołysanki kolędy adorujące, życzeniowe, patriotyczne, winszujące, obyczajowe, radosne, itp. Na ich przetrwanie miała wpływ ich przebogata i ciągle odnawialna forma muzyczna, chętnie dostosowywana do aktualnych trendów czy nawet mody. Często można usłyszeć kolędy śpiewane rytmach poloneza, mazurka, oberka, marsza, a nawet bluesa czy rocka.
Podobną bogatą różnorodność odnajdujemy również wśród autorów kolęd. Według tradycji autorem pierwszej kolędy był św. Franciszek z Asyżu i była ona śpiewana w zorganizowanej przez niego szopce. Później tworzyli je anonimowi pielgrzymi i waganci. Tłumaczono je z łaciny, czy z języków krajów sąsiedzkich (w Polsce znane są przekłady kolęd niemieckich, czeskich itd.). Kolędy powstawały w klasztorach, na dworach, w środowisku żaków czy służby kościelnej. Jakkolwiek ogromna większość kolęd powstała w łonie Kościoła katolickiego, nie brak jednakże zbiorów kolęd luterańskich, kalwińskich, czy nawet husyckich (braci czeskich).
Najstarsza polska kolęda pochodzi w 1424 i została spisana przez Jana Szczeknę, spowiednika królowej Jadwigi. Jej pierwsza zwrotka brzmi następująco:
Zdrów bądź królu anielski,
k nam na świat w ciele przyszły,
Tyś zajisty Bóg skryty
W święte, czyste ciało wlity.
Pierwszorzędne znaczenie dla rozwoju kolędy w Polsce miał zakon franciszkański, którego mnisi za przykładem swych braci włoskich, pielęgnowali tradycję jasełek, ustanowionych przez założyciela zakonu św. Franciszka. Pierwsze kolędy były zapewne śpiewane po łacinie. Później jednak ze względu na duże zainteresowanie ludu jasełkami kolędy łacińskie zaczęto tłumaczyć na język polski. I oto w pierwszej połowie XVI wieku poczęły pojawiać się w rękopisach i druku pierwsze większe zbiory kantyczek. Niektóre z kolęd dotrwały do naszych czasów, jak np. „Kiedy król Herod królował” z 1521 roku.
Szczególny wzrost popularności tego gatunku nastąpił na przełomie XVII i XVIII wieku, wtedy ustalił się sam termin kolęda w znaczeniu pieśni bożonarodzeniowej. Powstała wówczas jedna z najważniejszych polskich kolęd „W żłobie leży” do melodii poloneza koronacyjnego króla Władysława IV, a przypisywana Piotrowi Skardze. Inną bardzo popularną kolędę w rytmie poloneza „Bóg się rodzi” napisał Franciszek Karpiński. Twórcami kolęd byli także między innymi Mikołaj Sęp Szarzyński i Andrzej Morsztyn, a w XIX w Feliks Nowowiejski i Zygmunt Noskowski. Kolędę „Lulajże Jezuniu” Fryderyk Chopin zacytował w środkowej części scherza h-moll op. 20. Ze współczesnych kolędy komponował Witold Lutosławski. Jest rzeczą charakterystyczną, jak nasi wielcy poeci wspominając lata młodości podkreślali potęgę i czar „kolędy jasnej”, która „w przyćmionej piekarni płakała w rytmy ubrana najlichsze” (Słowacki, Złota Czaszka), i jak jej przypisują wielką rolę w walce o duszę Konrada (Część III Dziadów), gdzie staje się jednym z czynników zwycięstwa nad złem. Kolęda, śpiewana przy ognisku domowym w noc wigilijną, ucisza szalejące burze w duszy drugiego Konrada, kładąc koniec jego błąkaniu i udręce (Wyzwolenie).
Zapadłszy w duszę Polaka w latach dziecięcych, kolęda towarzyszyła mu wiernie w dalszej drodze życiowej. Ileż to razy dawała mu chwile szczęścia, choćby tylko przez oderwanie od nędzy i szarości codziennej rzeczywistości i przeniesienie w zupełnie inny wymiar. Na obczyźnie dawała mu wrażenie ojczyzny, przenosząc duszę utęsknioną do oddalonego kraju rodzinnego. Szła z wygnańcami na Sybir, i tam osładzała im straszną dolę. W czasie dwu wojen światowych była wierną towarzyszką polskiego żołnierza na drogach frontowych.
Złotym wiekiem kolędy polskiej i okresem największego jej rozkwitu, tak pod względem ilościowym, jak i jakościowym, był okres baroku przypadający na wiek XVII i pierwszą połowę wieku XVIII. W tym czasie powstała największa liczba najpiękniejszych, najbardziej charakterystycznych i najbardziej polskich kolęd i pastorałek.
Obie te formy nabierają animuszu, tryskają humorem i wesołości. Mieszają się w nich różnorodne elementy, zostaje zarzucona „czystość” rodzajów literackich i jednolitość nastroju. W tej samej pieśni obok strofy podniosłej, niemal ekstatycznie religijnej znajdujemy elementy realistyczne, codzienne, nieraz wręcz trywialne. Aby do tych pastorałek przyłożyć właściwą miarę należy na nie spojrzeć od strony historycznej, a nie według dzisiejszych naszych wyobrażeń. Dzisiejszy autor takich kolęd czy pastorałek zostałby uznany za parodystę lub nawet bluźniercę. Poeta czasów baroku czynił to w najgorętszej wierze i najlepszej myśli. Weźmy np. jedną z typowych pastorałek, w której pasterze przychodzą do szopki, gdzie po momencie rozczulenia nad Dzieciątkiem i ekstazy następuje radość, zabawa i wesele. Pastuszkowie grają, śpiewają i tańczą. Z początku czynią to dyskretnie, aby tylko rozweselić płaczące Dzieciątko:
A cóż z tą Dzieciną będziem czynili,
pastuszkowie mili, że się nam kwili?
zaśpiewajmy Jej wesoło,
i obróćmy się raz w koło,
hoc, hoc, hoc, hoc.
Ale potem zabawa rozkręca się na całego, przekształcając się w wiejskie wesele. Jego uczestnicy raz po raz przekraczają dozwoloną miarę i pozwalają sobie na zbytnią poufałość ze Św. Józefem:
a że Maciej nie miał pary,
tańcował z nim Józef stary,
wziąwszy w rękę laskę.
Pasterze przychodząc do szopy z darami przynieśli dla „Józefa starego… winka dobrego, by się dziaduś napił”. Upoili nim niebawem staruszka:
Napił się wina – stary dziadowina,
i tak mocno zasnął.
Zasnął na żłobie – zaśpiewał sobie,
aż się Jezus rozśmiał.
Panna woła: stójcie, stójcie,
a przecie się Boga bójcie,
dziadka nie mordujcie!
W dzisiejszych czasach autor podobnej pastorałki zebrałby burzę protestów, lecz dawny poeta, z pewnością na wskroś religijny, nie miał poczucia, że traktuje rzecz nieodpowiednio. On tylko w danej chwili w św. Józefie widział być może własnego dziadka-staruszka. Czuje więc dla niego miłość, przywiązanie i sympatię, ale nie żywi przed nim obawy, która nie dopuszcza do bliższej poufałości. Chociaż pastuszkowie nie przejawiają tej poufałości w stosunku do Najświętszej Panny i Dzieciątka, to jednak należy uprzytomnić sobie fakt, że przybyli do Boga-człowieka, dzieciątka boskiego ale i ludzkiego zarazem, a więc wszystkim bliskiego, zwłaszcza biedakom i ludziom prostym. Pomimo, że zachowują należyty dystans, to jednak czują się bliskimi temu Panu. Dlatego też w tej szopce kolędy polskiej Święta Rodzina nie siedzi z surową powagą i nieruchomością ikon bizantyńskich. Jest ludzką i wdzięczną pastuszkom za ich miłość, za proste dary, za gorące serca, biorąc szczery udział w ich weselu:
Zatrzęsła się z nami cała stajenka,
cieszyło się Dziecię, śmiała Panienka.
Cieszy się nie tylko Św. Józef , ale i Dzieciątko:
i gra była i śpiewanie,
tak że aż niebieskie Panie
rączkami klaskało, nóżkami tupało.
Albo:
dziecię się cieszyło,
dary przytuliło,
i pasterzów i pasterki.
Maryja Panna najdłużej utrzymuje powagę, ale i ona patrząc na radość pasterzy, na ich zabawy i figle, w końcu się roześmiała:
Marya, choć się trzymała
długo, – i Ta się rozśmiała!
Jakby tego było mało, sama poczęła zachęcać do wesołości:
Panna woła: dalej, dalej!
aż się wszyscy dziwowali
tak wielkiej ochocie.
Przedstawione pomysły poetyckie, oprócz swej urokliwości i poetyczności, są piękne dzięki swej prostocie i szczerości, z jaką zostały zrealizowane. Pod tym względem owe kolędy przypominają żywo poezję ludową. Podobnych kolęd-pastorałek jest mnóstwo w skarbcu kultury narodowej.
Jeżeli dla Polaka wyraz „kolęda” łączy się nierozerwalnie z całym szeregiem przeżyć natury duchowej, to niewątpliwie wiąże się to ze wspomnieniami z dzieciństwa: gwiazdki, wigilii, drzewka; wspomnienia tak na wskroś rodzinnego święta; wspomnienia tak działającej na wyobraźnię pasterki w mroźną, wyiskrzoną noc księżycową. Pośród innych pamiątek z dzieciństwa te są może najczystsze, najpiękniejsze, najbardziej wolne od wszelkiego zła, i to one najsilniej zachowują się w naszej pamięci. Wraz z nimi przechowuje się w naszej świadomości i pieśń kolędowa, tak integralnie z nimi spojona. Ale przecież i u innych narodów święto Bożego Narodzenia jest także świętem typowo rodzinnym, zostawiającym w duszy dziecka niezatarte wspomnienia. Istotnym powodem, że dla Polaków kolęda stała się czymś tak cennym, jest ten, że jej rozwój poszedł dziwnie szczęśliwą drogą. Na drodze swego dojrzewania przesiąkła ona na wskroś całym szeregiem bardzo charakterystycznych pierwiastków duszy narodowej. Zawarła się w niej w niej – zarówno w tekście, jak i melodii – dostojność i skupienie duchowe, bujny sarmacki temperament, słowiańska zaduma i tęsknota, rzewność i czułość, wesołość i melancholia zarazem. Podobne elementy można znaleźć w muzyce Szopena i Moniuszki, poezji Kochanowskiego, Mickiewicza, Słowackiego, na obrazach Matejki, Wyspiańskiego czy Chełmońskiego.
Związki kolędy ze wspomnieniami z dzieciństwa oraz jej polskość, sprawiły, że chyba nigdzie na świecie ten rodzaj pieśni religijnej, ale i świeckiej zarazem, nie stał się tak ogólnie przyjętym i umiłowanym, jak na polskiej ziemi.