Od dawien dawna, opłatek na wigilijnym stole symbolizował obecność samego Jezusa. Często podczas dzielenia się nim, ustawały zajadłe spory i rodzinne waśnie. Dlatego też uważano, że posiadał on znaczenie magiczne. Ponieważ mamy już połowę grudnia, w niektórych domach wypieka się już opłatkowe chlebki. Przypomnijmy sobie zatem kilka opowieści o nich.
Czasy ostatniego Piasta
W dawnych wiekach, kiedy polskimi ziemiami rządził król Kazimierz Wielki, ostatni męski potomek z dynastii Piastów, w niewielkiej miejscowości Staszów, urządzono wigilię dla tak zacnego władcy. Nie wiadomo dlaczego, w ten pełen magii wigilijny wieczór, króla Kazimierza bardzo bolała głowa. Nadobne zielarki i znające kunszt leczenia zakonnice, musiały starać się w niezwykle pracowity sposób, by tratować Kazimierza z takowej przypadłości. Niestety, żadne mikstury i spirytusowe nalewki nie przynosiły polskiemu królowi upragnionej ulgi. Dopiero, gdy suto zastawiono stół wigilijny i na sianku położono biały opłatek, ból głowy tak dostojnej osoby począł powoli ustępować. Gdy zaś wszyscy zebrani goście połamali ten święty chlebek, by składać sobie życzenia, król w nader doskonałym nastroju zupełnie zapomniał o nękającej go dolegliwości.
W pieleszach hrabiny Opolskiej
Hrabina Julia Opolska, w swym młodym życiu doświadczyła wiele bólu i cierpienia. Jej ukochany mąż, z niewiadomych przyczyn zmarł nagle pewnej nocy, a dwoje jej dzieci zabranych zostało do ochronki dla osób obłąkanych, którą zarządzały siostry zakonne. Dlatego też, hrabina ani myślała o urządzaniu wieczorów wigilijnych, ponieważ nie chcąc spotykać się z ludźmi często zamykała się na długie godziny w swej rezydencji. Pewnego razu, ksiądz z pobliskiej parafii, zauważył jej długą nieobecność w coniedzielnych nabożeństwach. Toteż wziąwszy ze sobą oleje święte, udał się do młodej hrabiny, by porozmawiać z nią i wskazać jej odpowiednią drogę, z której skutecznie zepchnął ją zły los. Początkowo Opolska, nie chciała wpuścić do domu duchownej osoby, ale za długą namową służby w końcu nakazała otworzyć wielkie wierzeje starego zamczyska. Ksiądz olejami natarł skronie dręczonej życiem kobiety, a że zbliżała się wigilia, zaprosił hrabinę do siebie, by i ona mogła fetować tak wspaniały wieczór. Długa rozmowa księdza z kobietą, skończyła się nad ranem, ale niestety, nie postawiła ona do pionu nękanej życiowymi doświadczeniami kobiety. Nadszedł w końcu ten piękny wieczór, który od zawsze uważany był za magiczny i wyjątkowy. Wyjątkowość tego wieczoru, doprowadziła w końcu hrabinę do złożenia wizyty w plebani wspomnianego księdza. Ksiądz podzieliwszy się z hrabiną opłatkiem, zauważył jak na jej strutym życiowymi wypadkami obliczu zajaśniał uśmiech, z którym kobieta się już nigdy nie rozstawała.
W murach starego zamczyska
W starym zamczysku w Żarach, mieszkał od dawna pewien rycerz, który brał udział w odsieczy wiedeńskiej, gromiącej nawałnicę turecką. Przy boku Jana III Sobieskiego, dostąpił on znamienitej chwały jak na polskiego żołnierza przystało, ale też doznał on wielu ran i obrażeń, które nie goiły mu się przez długie miesiące. Gdy po wiktorii wiedeńskiej, rycerz wrócił do swej żarskiej rezydencji, służba leczyła jego zbolałe ciało, jak tylko mogła najlepiej, ale niestety zadane mu przez nieprzyjaciela rany, wcale nie chciały się zabliźniać. Mieszkająca opodal zamku jego stara piastunka Bonifacja, pewnego razu wybrała się do zamku, by odwiedzić tam swojego wychowanka. Zdumiona zobaczyła, że jego ciało pokrywają ropiejące rany, które wcale nie wykazywały chęci do gojenia się. Stara kobieta, postanowiła przyjść z pomocą biednemu rycerzowi, zatem w płócienne bandaże, starła nieco zeszłorocznego opłatka, by w ten sposób wykonać rycerzowi opatrunki. Po upływie kilku dni, ciało rycerza zaczęło się goić. A jego stara niania, zyskała miano okolicznej znachorki.
W te przesiąknięte rodzinną atmosferą wieczory, warto jest poczytać sobie o zamierzchłych czasach, w których w szczególny sposób fetowano wigilijny czas.
EWA MICHAŁOWSKA – WALKIEWICZ