Mój Drogi Bracie,

Nigdy nie miałem, trudno. Jak doskonale wiesz, znam mojego współpracownika przeszło 30 lat. Porozumiewamy się w dwóch językach. Ja nauczyłem się hiszpańskiego, żeby było łatwiej dogadywać się z ludźmi z którymi pracuję.

Po tylu latach, kiedy nachodzą mnie wątpliwości, czy ja aby używam j. hiszp. jak należy, tzn. w celu porozumiewania się, mam kolejną obserwację. Aby zakończyć wątek wątpliwości co do mojej znajomości języka, przepytuję czasem rdzennych Meksykanów, co zrozumieli z wydanych przeze mnie pracowniczych instrukcji. Odpowiedź sprawdzająca, polega na zadaniu pytań, odpowiedzi na które, pozwalają mi na konkluzje.

Atoli dzisiaj, wykonałem przypadkowo inny eksperyment. Napisałem 6 zdań po hiszp. z tym, że są to zdania (niestety) współrzędnie złożone (ale tylko raz).

Następnie chciałem aby osoba mówiąca „z domu” językiem Cervantesa, poprawiła mi ten tekst. I co się okazało?

Pierwsze zdanie było napisane po hiszp. OK, ale już to po przecinku było niezrozumiałe. Zacząłem dochodzić, dlaczego takie zdanie, jak mi powiedziała „nie ma sensu”? „Bo to nie ma sensu” oryginalna odpowiedź, (którą przecież słyszałem z wielu ust uczestniczących w pewnej kampanii wyborczej). Zdumiałem się, ponieważ moja „konsultantka” nic o problemach owej kampanii nie słyszała. A zwłaszcza nie ma ona pojęcia o tej metodzie. A potrafi ją stosować. Co więc to znaczy?

Przytoczę to zdanie:

{Jest osobą uczciwą z umiejętnością zrobienia wiele, więcej niż ktoś inny wymaga}

Zdanie było w j. hiszp. Do przecinka było OK, ale ta część po przecinku „nie miała sensu”. Na moje pytanie dlaczego „nie ma sensu”, dowiedziałem się: „bo nie ma sensu”.

Dobrze, powiedziałem. W jaki sposób mam więc wyrazić taką treść: „…, więcej niż ktoś inny wymaga”? Po dalszym tłumaczeniu i jakimś namyśle, odpowiedziała mi, że tak, jak ja chcę może zostać.

W różnych elukubracjach można usłyszeć od dziennikarzy, zwłaszcza tych wytrawnych, oraz nauczycieli pisania tekstów, że należy w tekstach (prasowych – książkowych także) posługiwać się krótkimi, jasnymi „komunikatami”.

Komunikat ma to do siebie że:

  • jest krótki (to pierwszy powód, że można ogarnąć)

  • nieskomplikowany (jak budowa kija)

  • łatwo przyswajalny (jak woda)

  • dobrze jeśli emituje go ktoś znany (i robi to z aktorskim umieszczaniem)

  • o ile można, jest podkolorowany (wyższa szkoła jazdy po bandzie)

  • niech brzmi sensacyjnie (nie ważne z jakiego powodu)

  • niech się kojarzy (ile wlezie, a im bardziej tym lepiej, a zwłaszcza jeśli mylnie)

  • niech brzmi podobnie (łatwiej się przyjmie np. taka sama liczba sylab = zaśpiew; np.” „Dyskretny Urok Małmazji” – „Dyskretny Urok Burżuazji”, „Na Zachodzie bez zmian” – a „Na Wschodzie …” tam dopiero się kotłuje, etc.)

  • nic odbiorcy nie kosztuje (a ewentualnie zabawić może).

Jeżeli do tego wszystkiego dodamy hałas na poziomie 120 decybeli, sukces mamy zapewniony.

P.S. Ucho ludzkie, jest już przy tym poziomie hałasu, niezdolne do spełniania swych funkcji!

A tak w ogóle to powiadają, że „na początku było słowo …” .

Rozmowa z autorem, sprefabrykowana

P. Co to pan wymyślił?

M.B. Zwykły „użytkownik komunikatu” słyszy:

  • to co chce – to po pierwsze

  • następnie, o ile usłyszy jakoś pierwszą część wypowiedzi i jest w stanie skojarzyć o co chodzi, to następna część wypowiedzi, jest być może dosłyszana, ale jeśli chodzi o absorpcję a zwłaszcza skojarzenie z pierwszą częścią, to w bardzo licznej populacji zachodzi zjawisko skróconej atrofii. Oznacza to, że już się nie pamięta składowych, nie kojarzy faktów a jeśli się kojarzy to na odwrót, etc.

  • obok dosłyszenia komunikatu, następna faza uczestnictwa w przekazie, polega na ogół na zrozumieniu jego treści; zrozumienie ma miejsce, nie ma miejsca w ogóle, zdarza się, albo ktoś myśli, że pojął ale jest odwrotnie

  • wymienione atrybuty przekazu są już wystarczającą podstawą do tego, aby stopień manipulacji treści, odbywał się stosownie do wykonanych wcześniej ćwiczeń aktorskich, semantycznych, erystycznych, dyskusyjnych, etc. etc.

  • a odpowiadając wprost na zadane pytanie, to nie ja wymyśliłem a stosują bardzo różni przebierańcy

P. To znaczy ci nieprzebrani nie stosują?

M.B. Tu mamy do czynienia z czymś innym. Po pierwsze stosuje, kto chce. Po drugie jeżeli komuś chcemy wmówić, coś czego nie powiedział a nawet nie zamierzał powiedzieć, to wystarczy odpowiednio sformułować pytanie i zażądać odpowiedzi w trybie 0 / jedynkowym. Ale o chwytach poniżej pasa możemy podyskutować innym razem.

P. Nie każdy rozumie przenośnię, mówcy przebranego za co? …

M.B. Skoro koniecznie chce pan wiedzieć, jak odróżnić przebranych w szaty … od tych ubranych bez dekoracji, to wystarczy zauważyć, że:

  • do tej wypowiedzi jestem zmuszany, a uważam, że już udzieliłem wskazówek

  • przeciętny obywatel, raczej wie, co to znaczy „malowany lis” oraz „przebrany za księdza” etc.

  • czy mam kontynuować?

P. Unika pan odpowiedzi wprost.

M.B. Widzi pan, ta rozmowa nie odbywa się ani na posterunku Gestapo w 1942 roku, ani na posterunku UB w 10 lat później. Ze swej strony, ja przepytywany, oczekuję natarczywości to prawda, w dochodzeniu do sedna problemu, natomiast nie uczestniczę w procesie degradacji przepytywanego, tylko po to aby zadowolić interlokutora. To jest metoda zastępcza, kiedy ten który powinien wiedzieć o co pyta, orientuje się nagle, że nie może sprostać zadaniu.

P. Co to niby za rozmowa, kiedy nie można zapytać …?

M.B. To jednak będziemy udawać, że białe jest czarne, tak?

P. Ja tylko chcę aby pan wyjaśnił o co chodzi z tymi przebierańcami?

M.B. Niestety drogi panie, obstajemy przy małym detalu, któremu na imię „przebierańcy”, słowo doskonale rozumiane wraz przenośnią, której interpretacja przychodzi pewnie lepiej zorientowanym z większym trudem. Ale to mało, ponieważ ja, proponuję analizę tego, czym przebierańcy się posługują, jako metodą komunikacji. Pan z kolei doskonale wie, że sprzedać to, co oferują przebierańcy, normalnie recypującemu obywatelowi, nie jest łatwo. Ja nie muszę definiować przebierańców, ponieważ ich istnienie pośród nas, jest oczywiste. Tak, jak oczywiste staje się, że pan woli przekomarzać się o przebierańcach a nie o ich o la Boga metodach.

P. Jak się to stało, że się pan pośliznął na tym temacie?

M.B. Jeszcze się tak nie stało, ale wszystko przed nami. Jak o tym wcześniej wspomniałem, ci którzy powinni dosłyszeć co się do nich mówi, są albo czymś zajęci, albo nieuważni, albo mają trudności ze skupieniem uwagi, albo ignorują przemawiającego, albo nie kojarzą, albo wszystko naraz. Są oczywiście i tacy, którzy tylko udają, że im o coś chodzi, że o coś pytają, że ich coś uwiera. Starają się usilnie nie zauważać, że rozmówca wyraził już stosunek do czegoś i usiłują odwrócić jego uwagę, a następnie dopytują, jak im się wydaje tego co chcą. Co ciekawe, mniej rozgarnięty rozmówca, daje się na to nabrać.

P. To jak to jest, że 2/3 chętnych chce cukierka a 1/3 nie chce?

M.B. Ja nie usiłuję przekonywać, że akurat to wiem. W postawionym wyżej pytaniu, autor nie zadał sobie trudu, aby wyjaśnić, czy:

  • wszyscy, którzy chcą cukierka, są pewni, że jest tak słodki, jak tego oczekują

  • być może, w badanej populacji są tacy, którzy już tej słodyczy kiedyś spróbowali a dzisiaj woleliby na zimne dmuchać

  • ci którzy rezygnują z nieznanej słodyczy, być może są procesowo ostrożniejsi, bardziej doświadczeni a może wydaje im się, że to nieodpowiedzialne oczekiwać słodyczy w miejscu gdzie „produkuje się raczej gorycz” i to od lat.

  • Amerykanie twierdzą, że „nie ma darmowych lunchów”. Mam pokorną nadzieję, że nie będę musiał tego wyjaśniać.

  • Jak z tego krótkiego przeglądu wynika, relacja 1/3 oraz 2/3 niewiele wyjaśnia, a wręcz przeciwnie, skłania do lepszego przyjrzenia się problemowi „odmrażania uszu na złość mamie”. Ale o skutkach takiej ekspiacji, chętnych do merytorycznej dyskusji nie widać.

P. To by świadczyło, że jest normalnie.

M.B. Słusznie, bo jak sprawę oczywistą zamienić na nieodwracalnie skomplikowaną, wiedzą tylko ci, którzy od lat zajmują się tym zawodowo. Jednocześnie zauważyć jednak wypada, że oto jest normalnie w miejscu określonym zupełnie odmiennie i to przez fachowca.

P. Widocznie się pomylił.

M.B. I tu się całkowicie zgadzamy. Pewnie nie po raz ostatni.

Marcisz Bielski GH, USA 10/25/2023