„Muzykiem jest się z powołania, nie dla pieniędzy” – mówią członkowie niekomercyjnej kapeli „Rentgen” z Wrocławia.
Rentgen to wrocławski zespół, grający muzykę rockową z lekkimi elementami funky. Powstał 15.10.2009 r. z inicjatywy Yaca oraz Miśka. Obaj panowie stwierdzili, że chcą wspólnie założyć zespół w takim klimacie, więc zaczęli poszukiwania wokalisty i gitarzysty.
Na zdjęciu: Andrzej „Major” Kubrycz, Michał „Misiek” Okupnik, Mateusz „Matys” Dymarski, Jacek „Yaco” Polański.
Dlaczego powstał Rentgen?
Rentgen: Michał (Misiek) i Jacek (Yaco) grali ze sobą w jednorazowym projekcie powstałym na koncert charytatywny. Obaj po jakimś czasie doszli do wniosku, że trzeba pomyśleć nad projektem długofalowym.
Mowa o koncertowaniu charytatywnym?
– Prawdę mówiąc założeniem powstania Rentgena nie była gra tylko i wyłącznie dla szpitala. Dwaj winowajcy tego zamieszania czyli Misiek i Yaco wiedzieli, że chcą grać. Z drugiej strony nie odmówimy gry w szczytnym celu. Misiek z Yacem pracują na oddziale hematologii i na co dzień mają kontakty z chorymi. Ci ludzie potrzebują pomocy i my chcemy im ją dać. Niedawno zbieraliśmy na pompę infuzyjną i jakąś część kwoty udało się uzbierać.
Coma, Red Hot Chilli Peppers, Ocean. Te zespoły to Wasza święta księga, z której czerpiecie te najlepsze wzorce. Fascynacja?
-Na samym początku graliśmy rocka z elementami bluesa ale nie szło zbyt dobrze, ponieważ to nie był ten rodzaj muzyki, który zakładaliśmy, że będziemy grać. Stanęliśmy pod ścianą. Albo poszukamy nowego wokalisty albo rozwiążemy zespół zanim tak naprawdę powstał. Wybraliśmy miłość do muzyki ale podziękowanie Piotrowi [pierwszy wokalista – przyp. red.] było jedną z trudniejszych przeszkód do ominięcia. Ostatecznie dołączył do nas Major, który swoim wokalem udowodnił że muzyka, którą chcemy tworzyć w połączeniu z dźwiękami z jego gardła to jest to czego szukaliśmy.
Wszyscy mieszkacie i tworzycie we Wrocławiu. Czujecie nutkę lokalnego patriotyzmu?
– Jak najbardziej. Misiek i Matys mieszkają od urodzenia we Wrocławiu. Yaco ponad 20 lat, a Major przyjechał tu na studia kilka lat temu i został. Wrocław to nasze miasto i każdy z nas myśli o nim na swój sposób.
Matys i Misiek grają w dwóch zespołach. Rentgen to zdecydowanie bardziej grzeczna wersja rocka. Sigmar to już mocniejsze brzmienie z dobrym wdepnięciem. Ta druga inicjatywa to rodzaj oderwania się od rzeczywistości i wyszalenia na próbie lub koncercie?
Generalnie to są dwa światy, ale czy gramy próbę lub koncert z Rentgenem bądź z Sigmarem bawimy się tak samo dobrze. Z naszej strony chodzi o to żeby zagrać swoje utwory pokazać się publice.
Wracając do Wrocławia. Miasto inspiruje was w tworzeniu tekstów, grze?
Wrocław to nasze miasto. Mimo, że jesteśmy zespołem undergroundowym, to miasto odciska piętno na naszą twórczość. Publika wrocławska odbiera nas pozytywnie, ludzie pod sceną fajnie się bawią a to największa satysfakcja dla zespołu.
Przyznajcie czy macie epizody gry na ulicy lub pod mostem zbierając do kapelusza? Niedawno usłyszałem, że prawdziwą szkołę otrzymujesz próbując, choć na moment skupić na sobie uwagę zabieganego przechodnia.
– Nie. Takiej okazji nie mieliśmy i raczej mieć nie będziemy. Ale możemy wspomnieć o grze na początku sierpnia zeszłego roku na otwarciu sezonu piłkarskiego Śląska Wrocław. Jesteśmy im wdzięczni za daną nam szansę występu na wrocławskim rynku.
Jak to się stało?
– Nasz menadżer Przemek Bąk dowiedział się, że poszukują zespołów na taką imprezę. Być może jeszcze nie byliśmy gotowi na grę przed dużą publiką ale bez stresu weszliśmy na scenę i zagraliśmy swoje. Ludziom się podobało. Chodzi o dobry fun i serce włożone w muzykę bo bez tych dwóch składników dobrej muzyki nie stworzysz i na zawsze Twoje muzyczne serce zostanie skalane.
Otrzymaliście propozycje występów po tym wydarzeniu?
– Jeden z organizatorów podszedł do mnie i powiedział ze będą nas brać do takich przedsięwzięć. Niestety nic ponad, ale to już coś! Te propozycję, o których wspominasz pojawiały się w różnych knajpach.
Im dłużej rozmawiamy tym bardziej zastanawiam się skąd nazwa Rentgen.
– Nie ma nic wspólnego ze szpitalem. Uprzedzimy Twoje następne pytanie. Tak, są wśród nas sanitariusze. Misiek i Yaco pracują na oddziale hematologii . Major to pracownik banku, a Matys urzędnik państwowy. Przyznamy, że czasem mamy ubaw z tego jak muzyka może połączyć ludzi o tak odmiennych profesjach. Znów się zagadaliśmy…. Rentgen… Rzecz najprostsza na świecie. Kiedyś podczas próby Misiek siedział w fotelu i gapił się w stary sprzęt do wokalu o nazwie Regent. Stworzył anagram i wyszło Rentgen 10-60. Po przedstawieniu pomysłu reszcie zespołu, chłopaki zgodzili się na tą nazwę i tak już zostało.
Dlaczego akurat 10-60?
– 10-60 to był model Regenta. Koniec końców pozbyliśmy się zbędnych cyferek. Ludzie mylili nazwę i nie ma w tym nic dziwnego.
Nie męczy Was ciągłe kojarzenie Rentgena ze szpitalem?
Nie. Szczerze mówiąc to może raz lub dwa razy zdarzyła się taka sytuacja, że ktoś nas wypytywał czy to ma związek ze szpitalem.
Jak udaje Wam się połączyć koncertowanie ze sprawami rodzinnymi?
– Jeśli naprawdę któryś z nas ma poważną sprawę rodzinną to niestety ale trzeba zrezygnować z próby czy koncertu. Mamy swoje zasady ale rodzina także jest niesamowicie ważna. W takich sytuacjach dzwonimy do siebie i dogadujemy się na inne terminy. Yaco np. ma żonę i dziecko, dla którego musi mieć najwięcej czasu. Rozumiemy to. Z tego powodu wszystkie koncerty ustawiamy właśnie pod niego. Zespół jest rodziną, ufamy sobie i pomagamy nawzajem.
Najwybitniejsze zespoły w historii np. Pink Floyd czy The Beatles też tworzyli taką rodzinę. W końcu doszło do kłótni i sprzeczek o podział finansów. Was ta sytuacja nie dotyczy ale powiedzcie mi dlaczego tak się dzieje? Zmęczenie materiału?
– To prawdopodobne. Czyta się i słyszy o polskich zespołach, które rozpadły się bo odszedł któryś z muzyków. Najczęstszym powodem tego są pieniądze, bądź po prostu zmęczenie sobą.
Czy nie przychodzi w pewnym czasie chęć ustatkowania się? Kobiety mawiają, że muzyk rockowy to duże dziecko.
– Spotykaliśmy się już z takim stwierdzeniem ale zapewniamy, że ono Rentgena nie dotyczy. Chyba, że na scenie bo wtedy naprawdę jesteśmy dużymi dziećmi i szalejemy dając z siebie 110%. Yaco na jednym z ostatnich koncertów zszedł ze sceny do publiki i zaczął bawić się z nią grając jednocześnie na gitarze. Zwaliło to wszystkich z nóg. W tym momencie wracamy do kwestii rodziny. Jeśli nie powiążesz tego z muzyką, to nikt Cię dużym dzieckiem poza sceną nie nazwie.
Muzyka to inne życie. Druga osobowość.
– Tak. Można gdybać ale np. gdyby nie muzyka w życiu naszej czwórki, kto wie co każdy z nas by robił. Ciężko powiedzieć.
Trzeba znaleźć swojego konika, który pozwoli na głębszy oddech zanurzenie się.
– Dla jednych zabawą jest pranie innych ludzi, ćpanie a dla nas robienie muzyki i granie dla publiczności. Nie robimy tego dla pieniędzy, chociaż bardzo fajnie gdy uda się przy okazji cos zarobić. Wynajęcie studia i nagranie płyty trochę kosztuje. Wspominałeś o zanurzeniu… tak w muzykę można się wtopić i zapomnieć o całym świecie.
Weźmy trochę głębszy oddech i zanurzmy się. W którym kierunku zmierza współczesna muzyka. To tylko komercja? Jest jeszcze serce na scenie muzycznej z prawdziwego zdarzenia?
– Od kilkunastu lat polski rynek muzyczny jest strasznie skomercjalizowany. Jeśli teraz wygrywasz jakiś program typu X-Factor czy Must Be the Music, to nagrywasz płytę, góra dwie i znikasz. Nikt o Tobie nie pamięta. Jeśli grasz dla ludzi, to nie pozwolisz na przypięcie łatki uczestnika takiego a takiego show.
A ostatni zwycięzca X-Factora? Gienek Loska nie podszedł po wygraną tylko podziękował muzykom za współpracę.
– Jeśli przyjmujesz oferty tylko dlatego bo wiesz, że na twoje konto wpłynie niezła sumka to nie wiem czy to można nazwać miłością do muzyki. Muzykiem jest się z powołania, nie dla pieniędzy. My cieszymy się z każdego koncertu bo to lubimy.
Wystąpilibyście w takim programie?
Raczej nie bo i Matys i Misiek podchodzą z dość dużym dystansem do takich przedsięwzięć.
Granie po knajpach może trwać latami. Udział w takim programie to droga na skróty ale z większymi nadziejami na sukces.
– Raz. Jest to droga na skróty. Dwa. Gdy przejdziesz kolejne etapy i dotrzesz do finału i w 80% wiesz, że wygrasz to zaczyna niektórym po prostu palma odbijać. Bardziej marzy nam się współpraca z kimś kto nas dojrzy na koncercie. Taka lokomotywa, która nas pociągnie dalej.
Kto tak naprawdę zwycięża w tych programach? Artysta czy stacja telewizyjna? Nie reklamuje się koncertów np. Kamila Bednarka, lecz finalisty Mam Talent.
– Jeżeli wygrywasz taki program mając zespół, to nie wygrywa wokalista z zespołem ale sam wokalista. Przyjeżdżasz na koncert do miasta i zaczyna się wielka promocja. Po udziale w show lidera zespołu, pozostali muzycy są traktowani jako sesyjni, schodzą na dalszy plan. Promowana jest osoba uczestnicząca w tym programie. Smutne.
Każda szanująca się stacja telewizyjna posiada taki program. Uczestniczy w nim wielu potencjalnych artystów i jest to szansa dla piwnicznych grajków. Z drugiej strony kreuje się nie muzykę, lecz historię ludzi, którzy wiele przeszli, cierpieli i przez lata zbierali na chleb do kapelusza lub mają dwanaście lat.
– To wpływ tzw. american dream. Moda na te programy przyszła razem z falą komercji amerykańskiej zalewającej nasze sklepy. Polacy sami na coś takiego by nie wpadli. Zauważ, że wszystkie te projekty są amerykańskie i tylko odpowiednio je dopasowano na nasze realia. Trzeba jednak zauważyć, że na Zachodzie szanuje się muzyków. Fakt, komercja to podstawa ale artysta nie jest tam rzuconym byle gdzie ochłapem. Fajną anegdotę podał kiedyś Peter z zespołu Vader. Chłopaki byli w trasie koncertowej i grali ze skandynawskim zespołem. Tam w poważnej prasie podano na pierwszej stronie informację kto gra, gdzie i z kim. W Polsce olewa się ambitne projekty Polaków i myśli tylko o komercji.
Behemoth i Vader są znani na całym świecie. Poza Polską.
– Chłopaki zwiedzili cały świat zbierając świetne recenzje ale w Polsce to za mało. Z takich zespołów musimy być dumni. Niemcy potrafią wypromować swoja perełkę- Rammstein. Jeszcze długa droga przed nami.
Czas na postawienie hipotezy. Co jeśli Rentgenowi uda się kiedyś wybić? Nie odbije Wam wspomniana wcześniej palma?
– To niemożliwe. Kochamy muzykę. Koniec kropka.
Piotr Bera