Niewidzialna Ręka Rynku Zdetronizowana!

Liberty

Prywatyzacja

Dla mnie osobiście jest to szczególnie gorzka lekcja historii.  Zbyt dobrze pamiętam powiedzenie: „Ten majątek jest bezwartościowy gdyż nie ma na niego kupca!”  Ten dogmat wolnorynkowy wrył mi się głęboko w pamięć, kiedy pracowałam nad prywatyzacją przemysłu samochodowego w Polsce w połowie lat dziewięćdziesiątych.  Do dziś stoją mi przed oczami dumni inżynierowie z Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Bielsku Białej, którzy z nieukrywaną rozpaczą zwracali się do mnie: „Wy tam w Warszawie mówicie, że to krzesło, ten stół, ta linia produkcyjna nie maja żadnej wartości? Jak to?  Przecież one mają wielką wartość dla nas!” Do dziś pamiętam ten solidny, dębowy stół w sali konferencyjnej FSM, na który wskazywali palcem.  Nawet dla mnie, tej reformatorki z Warszawy, miał on wtedy oczywistą wartość.  Ale jak większość młodych polskich profesjonalistów tamtego okresu, wtedy ja również widziałam w amerykańskim modelu wolnego rynku jedyną szansę na odbudowę Polski z gruzów komunistycznych.  Odpowiedziałam więc zdecydowanie standardowym sloganem tamtych czasów: „Wasza technologia jest przestarzała, a cały zakład jest niekonkurencyjny.”  Na to starszy wiekiem i doświadczeniem inżynier FSM zaprotestował:, „ Ale przecież my doskonale znamy włoskich producentów bo ściśle z nimi współpracujemy.  Oni w niczym nie są od nas lepsi.”  Jego głos był mocny, zdecydowany, ale z nutą desperacji. Ta rozmowa wstrząsnęła mną.  Zdałam sobie bowiem sprawę, że oto stała przed tym spracowanym fachowcem młoda dziewczyna z Warszawy i mówiła mu, że wszystko co do tej pory zrobił, nad czym z pasją pracował przez cale życie, nie miało żadnej wartości.  Wtedy to po raz pierwszy zwątpiłam w słuszność ideologii wolnego rynku w amerykańskim wydaniu.  Zaczęło mnie dręczyć pytanie, dlaczego zarówno ten dębowy stół w sali konferencyjnej jak i ta cała fabryka będąca dorobkiem życia wielu utalentowanych inżynierów FSM, jak i wreszcie cały polski przemysł bez wyjątku, nie mają żadnej wartości dla post-komunistycznych rządów w Warszawie.    

Otoczona zewsząd euforią prywatyzacji, stwierdziłam, że widocznie nie w pełni rozumiem zawiłości wolnego rynku i postanowiłam bardziej zgłębić ten skomplikowany mechanizm. W następnych latach pracowałam nad infrastrukturą prawną rynku kapitałowego w Centralnej Azji i w Rosji.  Współpracowałam bezpośrednio z legendami Wall Street, którzy na boku dorabiali sobie jako doradcy tworzących się giełd kapitałowych na terenie bloku postkomunistycznego. Uczestniczyłam w teoretycznych sesjach i niekończących się dywagacjach na temat wspaniałości rynku kapitałowego i innowacyjnych programów masowej prywatyzacji w Kazachstanie, Kirgistanie i Rosji .  Był to okres ekscytujący, stymulujący intelektualnie i optymistyczny do momentu, kiedy to okazało się, że amerykańska recepta na sprywatyzowanie Rosji nie zdała egzaminu. 

Prawdziwe Oblicze Wolnego Rynku

Wtedy to podjęłam pracę w dużej amerykańskiej firmie finansowej gdzie przygotowywałam raporty z działalności firmy i byłam odpowiedzialna za relacje z inwestorami.  Był to dla mnie ostateczny etap weryfikacji ideologii amerykańskiego modelu rynku kapitałowego.  Wszystkie zasady, jakimi byłam karmiona w czasie prywatyzacji w Polsce jak również w trakcie tworzenia infrastruktury prawnej rynku kapitałowego na wschodzie zostały ostatecznie zweryfikowane w praktycznym działaniu amerykańskiego konglomeratu finansowego. Bardzo szybko zorientowałam się, że transparentne działanie to wróg numer jeden zarządu firmy. Wąska, zażyła grupa zarządu nieustannie manipulowała informacjami udzielanymi inwestorom, manipulowała prasą i informacją udzielaną funduszom inwestycyjnych.  Krótkowzrocznie pojęty własny interes, czyli w naszej nomenklaturze zwyczajna prywata doprowadzana do skrajności w wyniku dzikiej i brutalnej konkurencji oraz ciągłego poczucia zagrożenia, powodowała, że manipulacja przeradzała się w oszustwa, a działalność firmy stawała się coraz mniej racjonalna. Walka szła wyłącznie o przysłowiowe stołki, które oferowały lukratywne bonusy. Po dojściu do władzy republikańskiej administracji Georga Busha, regulacje prawne rynku kapitałowego egzekwowane przez amerykańską Komisję Papierów Wartościowych zostały w praktyce zastąpione dogmatem samoregulacji opartym na założeniu, że firmy we własnym interesie będą udzielać inwestorom prawidłowych informacji o swojej działalności.  Wprawdzie samoregulacja jest nieskuteczna z powodu konfliktu interesu, jaki stwarza, jednak na tym etapie również regulacje konfliktu interesu zostały odstawione do lamusa. Wtedy to zrozumiałam, że upadek amerykańskiego modelu wolnego rynku jest już tylko kwestią czasu.    

Nacjonalizacja

Pierwsze symptomy kryzysu ideologii niewidzialnej ręki rynku zaobserwowałam, kiedy Amerykanie zaczęli się oburzać, że zagraniczne firmy wykupują ich strategiczne zakłady. Oburzenie społeczne na przyznanie kontraktu zbrojeniowego firmie europejskiej było tak wielkie, że po interwenci Kongresu przetarg został unieważniony.  Zacieśnienie kontroli dostępu do informacji naukowej oraz nowych technologii było kolejnym symptomem wzrastającego interwencjonizmu państwowego. Jednak trzeba było trzęsienia ziemi na rynkach finansowych i groźby bankructwa całego sektora finansowego włącznie z oszczędnościami emerytalnymi milionów Amerykanów, aby przełamać ślepą wiarę w doskonałość wolnego rynku w amerykańskim wydaniu.  Trzeba było dopiero upadku banków inwestycyjnych z Wall Street oraz nacjonalizacji Fannie Mae i Freddie Mac oraz konglomeratu ubezpieczeniowego AIG, aby raz na zawsze pogrzebać amerykański dogmat wolnorynkowy.   Obecnie najgorętsi zwolennicy tej ideologii twierdzą, że trzeba zbudować „podłogę” pod załamanym rynkiem kapitałowym, aby giełda przestała wreszcie spadać.  W tym celu rząd amerykański sam wykupi papiery wartościowe związane z długami hipotecznymi Amerykanów.   Ponieważ nikt nie chce kupować papierów wartościowych opartych na długach hipotecznych, czyli tzw. mortgage backed securities, więc ich wartość spada praktycznie do zera i powoduje bankructwo firm finansowych na całym świecie. Dlatego też rząd jako kupiec ostatniej szansy wykupi te papiery, aby oczyścić rachunki instytucji finansowych z podejrzanych instrumentów.    Koszty tej transakcji już we wstępnych kalkulacjach przewyższają koszty pięcioletniej wojny w Iraku.   

Panta Rei                                           

U podłoża tego dramatycznego i jakże kosztownego przełomu ideologicznego leży ta sama koncepcja, którą zakwestionowali inżynierowie FSM w Bielsku Białej kilkanaście lat temu: „Ten majątek jest bezwartościowy, bo nikt go nie chce kupić”.  W Polsce nikt nigdy nie był w stanie przeciwstawić się temu dogmatowi.  Ideologia terapii szokowej opartej na niewidzialnej ręce rynku została tak głęboko zakorzeniona w świadomości większości Polaków, że stała się niejako symbolem naszej zemsty nad komunizmem. Okres masowej prywatyzacji w Polsce po upadku komunizmu to dla mnie okres odpowiadający rewolucji kulturalnej w Chinach.  Irracjonalna ideologia zaślepiła nas do tego stopnia, że własnymi rękami niszczyliśmy nasz rodzimy, ciężko zbudowany dorobek tylko dlatego, że został stworzony za rządów komunistycznych.  Argument, że „nie ma kupca na ten złom, “ jak to ciągle powtarzali politycy w Warszawie, dotyczył całego polskiego przemysłu praktycznie bez wyjątku i przekonywał bez mała wszystkich.  Nikt się nie zastanawiał, że skoro cały post-komunistyczny blok w tym samym momencie zaczął się prywatyzować, jest zrozumiałe, że podaż przewyższa popyt i może należy poczekać na lepszy moment.  Nikt się nie zastanawiał, że brak kupca wcale nie oznacza, że zakład jest nierentowny i niekonkurencyjny.

Polityczne naciski, często wywierane przez międzynarodowe i amerykańskie agencje pomocowe, aby przyśpieszyć tempo prywatyzacji powodowały, że polscy negocjatorzy byli skłonni nawet dopłacić zachodnim biznesmenom, aby tylko tamci zechcieli przejąć polskie firmy.  Efekty tego owczego pędu były dramatyczne.  Zakłady przemysłowe były sprzedawane za przysłowiową złotówkę, czasem jedynie za przejecie długów, gospodarka polska została praktycznie zrujnowana, a Polacy stali się tanią siłą roboczą obcego kapitału we własnym kraju. W ten sposób Stomil Dębica, doskonale zarządzany i dobrze prosperujący zakład, został okazyjnie zakupiony przez firmę Goodyear i przez wiele lat był jedynym źródłem zysku tego giganta.  Solidnie wypracowane przez załogę Dębicy zyski były transferowane w formie dywidendy do Ameryki, aby zasilić astronomiczne bonusy nigdy nienasyconych dyrektorów Goodyeara.   Mimo tego absurdu Polacy i tak byli dumni, że tak renomowana firma jak Goodyear zainteresowała się Polską.

Koniec Epoki  

Ale czasy się zmieniają.  Jeden z brytyjskich dziennikarzy ostatnio napisał: „Ten kryzys finansowy jest dla ekonomii światowej tym, czym atak na Irak był dla amerykańskiej polityki zagranicznej – śmiertelnym ciosem dla wiarygodności amerykańskiego przywództwa nad światem”.   Jednak większość Amerykanów nadal nie dostrzega zagrożenia dla pozycji Ameryki w świecie. Wielu wręcz uważa, że narzekanie na obecny kryzys gospodarczy jest nie patriotyczne.  Zadłużenie kraju, zwiększające się w ostatnich miesiącach w sposób astronomiczny, jest zjawiskiem abstrakcyjnym dla przeciętnego Amerykanina.  Wiążące się z tym mechanizmy wywierające presję na wartość dolara oraz stymulujące inflację są trudne do zrozumienia i jeszcze mało wyczuwalne. Dlatego też głęboka wiara w niepodważalność potęgi Ameryki nadal trwa niezachwianie.

Maria Szonert