O rany ale przytyłam!

 Jako nastolatka wykręca się od jedzenia jak piskorz, a przygotowane do szkoły kanapki oddaje koleżankom.

          Jedzenie nie obchodzi jej również w późniejszym wieku. Często dopiero wieczorem przypomi­na sobie, że nic dziś nie miała w ustach i, aby pozbyć się burczenia w brzuchu, przetyka z niesmakiem ka­wałek jabłka lub sucharka. Strzelista figura modelki, która niegdyś była jej głównym atutem, po czterdzie­stce staje się, niestety, wadą. Chuda, płaska, koścista wygląda Bliźniaczka tak mało ponętnie, że nawet jej rodzony mąż nie tyka jej całymi miesiącami.

W przeciwieństwie do innych kobiet, zaprzątniętych myślami, jak schudnąć, ona robi wszystko, by się za­okrąglić. Ze wstrętem zjada góry ciastek, czekolady i pije szklankami gęstą, tłustą śmietanę.

Niestety, jej ruchliwość, pobudliwość, temperament i zamiłowanie do wszelkich sportów sprawiają, że choćby zjadła konia z kopytami, spala wszystkie kalo­rie w ciągu kwadransa i nie osiągnie w życiu wagi większej niż 50 kilogramów.

Ma wielkie pretensje do lekarzy, psychoanalityków i re­daktorów pism kobiecych, że zajmują się wyłącznie grubasami, lekceważąc problemy kobiet z niedowagą.

 Rak

Wprostu wielbia, zresztą jak jej babka, ciężko strawną, kaloryczną kuchnię.

Jest święcie przekonana, że tylko wówczas uszczęśliwi swoją rodzinę, gdy porządnie napcha wszystkim brzuchy.

 Nie dość, że innym na siłę wciska jedzenie, to również sama obżera się cały dzień. To skubnie chlebka spróbuje bigosu, to doje po mężu wczorajsze kartofle. Często wraz z dziećmi opycha się słodyczami. Ani się więc spo­strzeże, jak sadełko zaczyna obrastać ją z każdej strony, a jej nogi zamieniają się w dwa słupy bez wcięcia w kostce, łazi po domu otyła i rozmemłana, głowiąc się, co by tu dziś upitrasić – schabowe, gu­lasz, a może golonkę? Podczas obiadu zadręcza ro­dzinę pytaniem: czy dobre? Jeśli wyczyta z czyjejś twarzy, że kotlety wyszły jej tym razem średnio, traci humor do wieczora.

Koleżanki z lat młodości, gdy spotykają w delikatesach lub supermarkiecie przy dziale z mięsem i wędlinami to stukilogramowe uosobienie ma­cierzyństwa i głupoty, kiwają z politowaniem głowami:

– A taka była z niej kiedyś szczupła i inteligentna dziew­czyna… Nawet nie przyjdzie jej do głowy, że mogłaby się odchudzić. Po co? W imię czego? Ma już przecież męża, dzieci, nie musi się nikomu podobać!

Jeśli zde­cyduje się na dietę, to tylko na polecenie lekarza i pod warunkiem, że „najpierw omówi to z mężem”.