3 maja 1916 roku. Pochód na Nowym Świecie http://warszawa.wyborcza.pl/
Bartoszewicz Kazimierz, Księga pamiątkowa setnej rocznicy ustanowienia Konstytucji 3 Maja, t. 2, Kraków 1891
Kazimierz Bartoszewicz
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_Bartoszewicz
AMERYKA.
Bay City (Mich)
Z rana odprawił Wielebny ksiądz proboszcz Matkowski solenną Mszą św. na pomyślność narodu polskiego. — Po południu o godzinie 5-tej wyruszył pochód składający się z wszystkich przybranych w szarfy i chorągwie należące do każdego towarzystwa, na czele którego to pochodu powiewał dumnie Orzeł biały. Pochodowi towarzyszyła wielka masa ludu. Dwie orkiestry — jedna polska a druga zaproszona z miasta uprzyjemniały swą muzyką pochód. — W pochodzie wzięły udział także obce towarzystwa — Francuzkie i Niemiecko-katolickie — gdyż przez nasze towarzystwa były zaproszone. Marsz po mieście trwał blisko dwie godziny. Wieczorem zaś zebrała się licznie publiczność do nowo budującego się kościoła, który był w wewnątrz gustownie przystrojony w herby, obrazy, w kolory polskie, chorągwie narodowe i amerykańskie.
Obchód otworzył prezydujący tegoż obchodu pan W. Przybyszewski, który poprosił na przewodniczącego Wielebnego ks. proboszcza Matkowskiego — tenże powoławszy na sekretarza obchodu obywatela W. Dukarskiego — przemówił w krótkich lecz treściwych słowach o znaczeniu tej uroczystości obchodu stuletniej rocznicy ogłoszenia konstytucji 3-go maja 1781 r.
Ksiądz Rafter proboszcz Irlandzkiej parafii, wygłosił mowę w angielskim języku wykazując jak sławną i potężną była kiedyś Polska — jakich to wielkich i zacnych mężów posiadała—jako to Kościuszkę, Puławskiego i wielu innych, którzy chętnie życie swe kładli, jak za wolność swego narodu tak też i za niepodległość Stanów Zjednoczonych. — W końcu mówca wspomniał też o ważności Konstytucyi 3-go maja 1791 r. Publiczność nie szczędziła mu swych oklasków. Drugą mowę wygłosił Major miasta p. D. J. Jackson — mówca przemówił w kilku słowach odnoszących się do obywateli polskich tu w Ameryce zamieszkałych i o wzroście narodu Polskiego. Pan J. Breski miał odczyt również w angielskim języku — wykazując ważność dnia, w którym obchodzimy tak wielką pamiątkę ogłoszenia Konstytucyi 3-go maja 1791 r. Poczem nastąpił śpiew polski „Warszawianka”.
Pierwszym mówcą w polskim języku był p. Józef Dukarski, „Konstytucya ta, wołał mówca, jest to testament umierającej naszej Matki Ojczyzny, która wstępując do grobu nam swym dzieciom takowy pozostawiła, jest to pomnik, którego żadna moc carska ani siła Wilhelmowska, ani nawet można powiedzieć, żaden piorun skruszyć i zetrzeć nie zdoła — gdyż fundamentem tegoż pomnika jest wiara nasza św. rzymsko-katolicka”. Nastąpił angielski duet „Drift my Bark”.
Następną mowę w angielskim języku wygłosił ks. Schreen proboszcz parafii Francuzkiej z West Bay Gity, wykazując ważność dnia tego, w którym naród polski obchodzi stuletnią rocznicę ogłoszenia Konstytucyi 3-go maja 1791 r. Mówca mówił dobitnie i głośno, oświadczając, iż naród Polski ma prawo istnienia, jako naród, który całą Europę wybawił z niewoli Tureckiej i że cała Europa może tylko Polsce zawdzięczać swe istnienie, a jednakże niewdzięczni wrogowie sprzysięgli się na jej zgubę. W ciągu swej mowy szanowny mówca nadmienił i to, że amerykanie czują wielką sympatyą do narodu polskiego, który także walczył za wolność i niepodległość Stanów Zjednoczonych. Mowy tej publiczność wysłuchała z wielkiem zainteresowaniem, a mówcę obsypała licznemi oklaskami. Poczem był śpiew polski „Dzwon”.
Następnie wygłosił mowę Wielebny ks. Zalewski proboszcz z East Saginaw. Skreślił pobieżnie całą potęgę i zacność naszego narodu, odkąd chrześciaństwo zostało przez niego przyjęte i wykazał, że dopóty ten nasz naród był potężnym i sławnym, dopóki stał przy tej wierze świętej. W końcu wykazał dokładnie znaczenie Konstytucyi 3-go maja 1791 r. Publiczność wynagrodziła mówcę licznemi oklaskami. — Nastąpiła deklamacya panny Wiśniewskiej (sześcioletniej), która pomimo swej młodości wywiązała się świetnie z swego zadania.
Trzecim mówcą polskim był p. Józef Rydlewicz. — Mówca mówił o znaczeniu Konstytucyi 3-go maja 1791 r. Następnie skreślił jak niedbałe wychowanie odbiera w Ameryce młodzież polska. — Upominał rodziców, ażeby bardziej dbali o dobre czysto polskie wychowanie swych dzieci, gdyż jedynie od dobrego wychowania tego młodego pokolenia zależeć będzie szczęśliwa przyszłość naszego narodu. Publiczność oklaskami okazała mówcy swe uczucie. Potem nastąpił śpiew polski „Orzeł Biały”.
Nastąpiła deklamacya p. W. Rachelskiego w angielskim języku. Poczem orkiestra polska zagrała „Jeszcze Polska nie zginęła”.
W końcu przemówił w krótkich lecz treściwych słowach prezydent obchodu p W. Przybyszewski, dziękując publiczności za wzięcie tak licznego udziału w obchodzie, najprzód w angielskim, a potem w polskim języku. Podziękował też ks. Matkowskiemu za trudy podjęte około dobra swych parafian. Na zakończenie orkiestra polska zagrała „Boże coś Polskę”.
Berlin w Kanadzie.
Obchód stuletniej Rocznicy Konstytucyi 3 maja, urządzony przez studentów polskich Kollegium św. Hieronima odbył się w sposób następujący: W niedzielę 3go maja odprawiła się msza św. solenna, którą celebrował Ks. J. Steffan, profesor kollegium tutejszego. Właściwy zaś obchód odbył się po południu o godz. 3ciej. Sala obchodu udekorowana pięknie w korony, chorągwie, herby i napisy różne w polskim języku, była zapełniona przez Polaków z Berlina i okolicy. Przybyła także publiczność innych narodowości, a lak obchód odprawiał się nie tylko przed synami Polski, ale i przed wielu innemi narodowościami. Program rozpoczął prezydent obchodu p. A. Podlewski i przemówił w kilku słowach w języku polskim i angielskim przedstawiając cel i ważność zebrania. Następnie orkiestra kollegialna wykonała piękny utwór muzyczny. Jako pierwszy mówca wystąpił S. Banasiewicz. Przedstawił on w całej pełni znaczenie Konstytucyi 3go maja i dobro, jakie taż sama narodowi polskiemu wyświadczyła. Mowę swoją zakończył wypowiedzeniem słów pociechy, iż ojczyzna nasza od przemocy wrogów uwolnioną zostanie. Liczne oklaski świadczyły, iż dzielnie ze swego zadania się wywiązał.
Po nim nastąpiła deklamacya W. Żarka, choć nie długa, ale treściwa. Następnie odśpiewał chór studentów polskich pieśń: „Orzeł Biały”, do której przygrywała orkiestra. Potem wystąpił M. Jagłowicz i przemówił do publiczności w języku angielskim, zaznaczając, dlaczego my Polacy szanujemy i czcimy pamiątki narodowe, objaśnił także znaczenie Konstytucyi, ażeby także publiczność innych narodowości wiedziała czem była owa Konstytucya i co dla Polski zdziałała; zakończeniem było życzenie, ażeby Polska jeszcze powstała. Muzyka zagrała pięknego marsza, a następnie J. Lewandowski deklamował wiersz, który przedstawił rycerza walczącego w obronie swej ojczyzny. Nastąpił „Śpiew z nad Wisły”, który pięknie solo wykonał W. Żarek, a reszta studentów polskich chór, muzyka zaś przygrywała tej pięknej i melodyjnej pieśni. Po śpiewie wystąpił F. X. Pruss i w dość długich słowach przedstawił dawniejszy stan Polski, jej potęgę i sławę, jej dzielnych i walecznych króli i bohaterów. Rzucił także okiem na obecny stan Polski, na ucisk pod jakiem zabory Polski się znajdują, dowodził także i dał przyczyny dla których ojczyzna nasza upadła. Mowę swoją zakończył wypowiedzeniem słów nadziei, iż Polska jeszcze powstanie. Następnie M. Jagłowicz zagrał pięknie solo na fortepianie. S. Pottien powiedział potem deklamacją i w pełnych powagi słowach przedstawił ucisk nasz od wrogów. Następnie chór studentów zaśpiewał pieśń: „Polska powstaje”. Pan F. Łuczkowski zaznaczył cały przebieg życia Polaków w Ameryce. Zachęcał, ażeby Rodacy wiązali się więcej w Towarzystwa i organizacje polskie, napominał także Szan. Polki, ażeby w dzieciach swych pielęgnowały język polski, gdyż zagraża mu tu w Ameryce niebezpieczeństwo.
Mówca mówił na końcu, iż Ojczyzna, widząc nas chętnie dla jej dobra pracujących, cieszyć się będzie, a prace nasze koroną nagród uwieńczone zostaną. Następnie wystąpił Wiel. Ks. Steffan i przemówił w języku polskim do Polaków, wyrażając swoje zadowolenie z dotąd wykonanego programu i zachęcał Polaków, ażeby i nadal pracowali w zgodzie i jedności, a Polska nasza niezawodnie lepszych doczeka się czasów. Potem deklamował S. Banasiewicz piękny i wzniosły wiersz. Na zakończenie zaśpiewał chór: „Boże coś Polskę”, a błagalne pienia: „Ojczyznę, wolność, racz nam wrócić Panie połączone z muzyką wznosiły się przed tron Najwyższego.
Buffalo.
W sobotę 2 maja parafia św. Stanisława B. i M. przybrała świąteczną postać. Wszędzie, gdzie tylko można było rzucić okiem, powiewały chorągwie narodowe i amerykańskie. Domy patryotów polskich były misternie udekorowane.
O 8-mej z rana W. ks. J. Pitass, proboszcz, w asystencja WW. ks. Wójcika i Sułka odprawił solenne nabożeństwo.
Parada oraz wieczorny obchód, urządzony pod protektoratem W. ks. J. Pitassa, a szczególnem staraniem pp. A. F. Górskiego, B. Barasewicza i innych, wypadły bardzo świetnie.
W pochodzie wieczornym wszystkie towarzystwa biorące udział zostały podzielone na 3 dywizye, które poprzedzane muzyką i stosownemi transparentami, oraz oświecane sztucznymi ogniami, maszerowały i zebrały się w ogromnej hali szkolnej, wspaniale przystrojonej za staraniem p. F. A. Knaszaka. Piękna hala ta zapełniła się po brzegi. Między publicznością wielu było wybitnych Amerykanów. Obchód otworzył ob. A. F. Górski i serdecznemi słowy zaprosił W. ks. proboszcza na przewodniczącego obchodu, a ten powołał na sekretarza ob. J. Strokę i wszystkich prezydentów obecnych Towarzystw na wiceprezydentów. Na estradzie widzieliśmy miejscowe polskie duchowieństwo, majora miasta Bischop’a i słynnych Buffalouskich mówców.
Pierwszym mówcą był W. ks. Wójcik, który w treściwych słowach dokładnie objaśnił znaczenie konstytucyi 3. maja, oraz ówczesne stosunki w Polsce i Europie, tudzież pracę czteroletniego sejmu, przyjęcie konstytucyi przez króla i sejm i niektóre ważniejsze z niej punkta. Zakończył swoją mowę zapewnieniem, że jeżeli będziemy stali przy wierze naszych ojców, żyli w zgodzie i jedności, oraz pielęgnowali swój język narodowy, wtedy sprawdzi się, że „Jeszcze Polska nie zginęła. Szanowny mówca został wynagrodzony rzęsistemi oklaskami.
Następnie został przedstawiony p. Bischop, który przemówił w języku niemieckim. Wspomniał, iż senator Lockwood nie mógł przybyć, lecz wspólnie z nim wyraża najserdeczniejsze życzenia dla nas Polaków. Chwalił nas tudzież jako dzielnych robotników, kochających wolność obywateli, oraz życzył nam jak najlepszego powodzenia.
Potem przemówił w języku polskim ob. B. Dorasewicz. Mówił o potrzebie urządzania podobnych narodowych demonstracyj, o czci i miłości ku twórcom Konstytucyi 3-go maja. Dowodził co to jest patryotyzm i wskazał, na jakich podstawach można mieć nadzieję w przyszłość całej niepodległej Polski, oraz w kilku prześlicznych alegoryach przedstawił obecny nieszczęśliwy stan naszej ubóstwianej ojczyzny. Mowa jego wywołała wielki w słuchaczach entuzyazm.
Potem przemawiał w języku angielskim adwokat Buschnell. Mówca oświadczył, że zna dokładnie historyę Polski i konstytucyę 3 maja. Dzieje naszego narodu zajmowały go i zajmują szczerze. Wyraża przytem przekonanie, że tak szlachetny naród polski, przyzwyczajony do swobód i wolności, chociaż obecnie nieszczęśliwy, ale prędzej czy później zgruchocze jarzmo tyranów i odzyska wolność. Nie potrzebujemy nadmieniać, że mowa jego wszystkim się bardzo podobała.
Na zakończenie po krótkiej mowie sekretarza majora p. Fishera, w. ks. Pitass wyraził radość, że obchód ten odbył się tak wspaniale i dziękował parafianom za liczne wzięcie udziału w tej uroczystości. Dodać należy, że wieczór ten urozmaicały śpiewy narodowe.
Kościół św. Stanisława Kostki
Chicago.
Prześliczny dzień majowy zawitał przed południem 3 maja. Wszędzie świąteczny nastrój: każdy, nawet obcy, który przypadkowo byłby przybył w stronę przez Polaków zamieszkałą, na pierwszy rzut oka musiałby spostrzedz, że nie tylko niedzielny dzień tu święcą, że z dniem tym łączy się tym razem jakaś niezwykła wielka uroczystość narodowa. Wszystkie niemal domy świetnie były przybrane; z okien i z dachów powiewały tysiące chorągwi narodowych i amerykańskich, we wielu miejscach portrety wielkich Polski patryotów zdobiły zewnętrzne strony domów, a pomiędzy nimi dało się spostrzegać także portrety ojca Stanów Zjednoczonych, Washingtona; odpowiednie napisy tu i ówdzie jaśniały. Po ulicach panował ruch nadzwyczajny, a niemal każdy przechodzący już to medalami różnymi na piersiach zawieszonymi, już też przynajmniej trójkolorową wstążką przypiętą do sukni, okazywał także zewnętrznie, iż jest uczestnikiem uroczystości tej wiekopomnej.
Wnętrze kościoła św. Stanisława Kostki, od rana przepełnione ludźmi na każdej z Mszy świętych, także emblematami narodowymi tak polskimi, jak amerykańskimi ozdobione, również świadczyło, że z uroczystością kościelną połączoną jest tym razem wielka uroczystość narodowa. Kiedy jednak po godzinie dziesiątej miała się odbyć Msza święta ofiarowana na intencyą Ojczyzny, już wielka ta Pańska świątynia nie mogła pomieścić wszystkich tych, którzy pragnęli właśnie na tej Mszy świętej wspólnie wznieść modły do Boga.
Wkrótce po południa zapełniły ponownie olbrzymie masy ludu wszystkie dziedzińce i ulice naokoło kościoła, obok którego malowniczy przedstawiał się widok. Miały się odbyć uroczyste Nieszpory, przeznaczone dla Towarzystw i wszystkich Oddziałów Rycerskich. Oddziały Rycerskie Najświętszej Maryi Panny w malowniczych uniformach stały w gankach; w ławkach po regaliach i odznakach można było poznać, gdzie jakie Towarzystwo dla siebie miejsce znalazło, a po obu stronach ołtarza stanęli chorążowie z rozlicznemi chorągwiami Towarzystw.
Nabożeństwo nieszporne rozpoczęło się o godz. 3ciej. Patryotyczne kazanie miał Wiel. ks. Feliks Zwiardowski, który na tę uroczystość z Texas przybył, a po kazaniu odśpiewaną została Litania do Najśw. Maryi Panny Loretańskiej, w której po tytułach Litanią przepisanych, Królowę tę Niebios trzykrotnie błagano o przyczynę jako Królowę Korony Polskiej. Po litanii udzielonem zostało błogosławieństwo Przenajświętszym Sakramentem.
Wieczorem obchód we wspaniale przybranej wielkiej hali polskiej rozpoczął się o godzinie 8mej wieczorem. Wiel. ks. Szukalski, proboszcz z Beaver Dam. Wis. w pouczającym i długim, a przecież nadzwyczaj zajmującym i wcale nie nużącym odczycie, na podstawie faktów historycznych wykazywał drogi, któremi naród polski doszedł do ogłoszenia Kostytucyi Trzeciego Maja, i któremi go przywiedziono do smutnych rozbiorów jego Ojczyzny. Nauczyciel pan Klarkowski w mowie z zapałem wypowiedzianej opisał samo jej przyjęcie i zastanawiał się nad jej duchem w nas żyjącym, a Wiel. ks. Wincenty Baczyński poszczególne jej punkta wymieniał i tłumaczył. Oprócz tych mówców młody p. Jóźwiakowski miał przemowę pełną zapału do młodzieży, w której pouczył młodzież, jaka dla niej nauka w ogłoszeniu tej Konstytucyi się mieści.
Owe numera programu, które pomiędzy mowy wplecione, urozmaicały program wieczorku, także ściśle do uroczystości były zastosowane. Orkiestra jedna z najlepszych, jaką w mieście otrzymać było można, czysto narodowe polskie tylko grała utwory.
Znakomicie wyuczone chóry: parafialny, a potem chóry dziewcząt szkolnych (około 80 dziewcząt) i chłopaków szkolnych (około 50) pod kierownictwem organisty parafialnego i nauczyciela śpiewu, p. Andrzeja Kwasigrocha, znakomicie z zadania się wywiązały. Chórowi parafialnemu towarzyszyła orkiestra, chórom zaś szkolnych dzieci akompaniowała panna Róża Kiołbassa.
Umiała ona zachwycać publiczność w różny sposób i błyszczeć swoim talentem: i w chórze jej czysty, dźwięczny głos altowy szczególnie się odznaczał, i z wdziękiem i biegle na fortepianie akompaniowała do śpiewu młodzieży— i wreszcie wystąpiła także z deklamacyą (O miłości Lenartowicza), którą tak umiała zachwycić publiczność, że entuzyazm powstał niesłychany, końca oklaskom nie było, bukietami ją zasypano i zmuszano kilkakrotnie do dziękowania ukłonami za uznanie.
Róża Kiołbassa Kwasigroch
http://dziennikzwiazkowy.com/polonia/z-archiwum-fotografii-muzeum-polskiego-w-ameryce/
Poważny obchód ten, zakończył się wspólnem odśpiewaniem pieśni „Boże coś Polskę”.
Prezydował na nim skarbnik miejski, obyw. Piotr Kiołbassa, a na platformie zajęli miejsca Wielebni Księża i Prezydenci Towarzystw.
4 maja od rana do parafii św. Stanisława Koostki, zjeżdżali się delegaci tak z innych stron Chicago, jak i z poza tego miasta.
Wedle programu o godzinie 10tej odbyło się uroczyste żałobne nabożeństwo za dusze ś. p. tych. co za Wiarę św., dla miłości Narodu Polskiego i za zasady w konstytucyi 3go maja zawarte życie swe poświęcili.
Obchód popołudniowy, urządzony przez dzieci szkoły św. Stanisława K., wypadł nader świetnie.
Uroczystość odbyła się podług z góry zakreślonego programu, początkując marszem wstępnym, odegranym przez dziewczęta szkolne na fortepianie. Następnie chór dziewcząt, przystrojonych odświętnie w biel i barwy narodowe, odśpiewał pieśń p. t. „Gdzie tylko polskie serce tchnie”; poczem nauczyciel p. B. Klarkowski wygłosił krótką lecz nadzwyczaj treściwą mowę do młodzieży szkolnej, zaznaczając fakt ogłoszenia konstytucyi, upominając tę młodzież, by podczas tego obchodu zachowała się przyzwoicie i z uwagą, a jako mówcę powołał małego Leosia Jóźwiakowskiego, który jak na swój wiek wygłosił bardzo piękną mowę, zaznaczając na wstępie, że „Pan Bóg nie pozwolił nam znaleźć się dzisiaj na tej ziemi, na której gnieżdżą się orły polskie“.
Po skończonej, rzęsistemi oklaskami nagrodzonej mowie małego Leosia, odegrały dwie panienki szkolne prześliczny „Philomy Brilliant” na 4 ręce, poczem kilkudziesięciu małych chłopaczków zaprodukowało swoje ćwiczenia z piłkami, a starsi koledzy w sali widzów zazdrościli tryumfów maluczkim … Przyszła jednak i na tych kolej w wiązance pieśni polskich, jakie chóralnie wykonali z wielkiem zadowoleniem publiczności.
Na szczególne uznanie zasługuje prześliczna sentencya p. t. „religia a szczęście”, przedstawiona przez starsze uczennice szkoły św. Stanisława K.
Śpiewy chóralne dziewczątek i chłopców, ćwiczenia gimnastyczne, gra na fortepianie na 4 i 6 rąk, oraz mowa o Dąbrówce I. chrześciańskiej, przez starsze uczennice szkoły św. Stanisława K. wykonane wypełniły resztę programu.
Chórami dzieci dyrygował p. A. Kwasigroch, a Wiel. Siostry i panna Róża Kiołbassa akompaniowały na fortepianie.
Na zakończenie Wiel. ks. proboszcz W. Baczyński wypowiedział krótką mowę o patryotyzmie matek, jaki się u nas ujawnia i jakim on być powinien.
Zaintonowana przez Wiel. ks. proboszcza pieśń „Boże coś Polskę”, kilkoma zwrotkami zakończyła tę uroczystość, która bodajby najdłużej pozostała w pamięci tak starszym jak i maluczkim — przynosząc im prawdziwą korzyść dla sprawy narodowej polskiej.
Kulminacyjnym punktem uroczystości w dniu 4 maja był obchód wieczorny we wielkiej Hali polskiej, na który zaproszono gości amerykańskich i niemieckich, oprócz gości polskich.
Wielka hala napełniała się pokaźnie przed 8mą godziną wieczorem i podczas kiedy orkiestra grała długą a miłą uchu Polaka wiązankę melodyj narodowych, publiczność ciągle napływała.
Stosowną przemową w języku angielskim otworzył posiedzenie Wiel. Fr. Szukalski i na prezydującego powołał sędziego Sądu apelacyjnego, pana Morana, który pośród licznych oklasków zajął krzesło przewodniczącego.
Po odśpiewaniu amerykańskiej pieśni „O Columbia” przez chór parafialny pod kierownictwem p. A. Kwasigrocha, pan Moran wystąpił z mową.
Zaznaczywszy, jak piękną i ważną dla Polaków uroczystość święcimy i w głównych rysach podawszy treść Konstytucyi trzeciego maja, opisał okoliczności, pośród których ją ogłoszono. Otoczeni wrogami, przeciwnymi wolnym i sprawiedliwym zasadom, Polacy taką przyjęli Konstytucyą, iż sławę nieśmiertelną im przyniosła, wzorem świetlanym była dla wszystkich: a wolność, cywilizacya chrześcijańska, sprawiedliwość względem Polski zaciągnęła dług nigdy nie spłacony, bo Polska to była, która poważyła się Europie całej ówczesnej ogłosić zasadę, iż wszelka władza od narodu pochodzi, do tego stopnia, że królowi Rzeczyposplitej — za jego własną zgodą — nawet tyle nie pozostawiono władzy, ile jej ma Prezydent Stanów Zjednoczonych.
Polska żyje — mówił dalej sędzia Moran — żyje historyą, literaturą, szlachetnemi cnotami, dziełami wielkich i sławnych mężów. Macie swych bohaterów, uczonych, artystów. — Wymienił świetne przykłady z naszej historyi, wspomniał nazwiska Sobieskiego, Kościuszki, zaznaczył ich wielkie czyny, i dodał, że gdziekolwiek są miłośnicy wolności, tam sławią Polaków, którzy także napływają do Stanów Zjednoczonych i tu łącząc się w pracy z narodem miłującym porządek, zaszczyt krajowi przynoszą. Z tego względu — wyraził się — dla mnie jest wielkim zaszczytem przewodniczyć dzisiejszemu zgromadzeniu. Naszym urządzeniom, naszym tu pracom, naszym szkołom, w których uczą na równi po angielsku, jak i po polsku, wysokie oddawał uznanie; z nich się okazuje, iż mamy dążność do ustanowienia rządu podobnego, jaki jest w Stanach Zjednoczonych, że tego dopiąć powinniśmy, że wszyscy nam życzą, ażeby nam się powiodło. — Sędziemu Moran przerywano często hucznemi oklaskami, na które co chwila zapałem i swoją widoczną sympatyą dla polskiej narodowości zasługiwał.
Nastąpił duet pani P. Kiołbassa z córką, panną Różą. Odśpiewały prześlicznie wspaniałą serenadę Schuberta i zebrały wielkie oklaski i uznanie w formie bukietów….
Następnie przewodniczący przedstawił następującego mówcę słowami:
„Wielki zaszczyt dzisiejszemu zgromadzeniu i mnie jako przewodniczącemu przypadł dzisiaj w udziale, iż mam szczęście na następnego mówcę przedstawić jednego z największych mówców w Ameryce i jednego z najznakomitszych biskupów w naszym kraju, J. W. J. L. Spalding, biskupa z Peoria Ill”.
John Lancaster Spalding, Bishop of Peoria
https://en.wikipedia.org/wiki/John_Lancaster_Spalding
Pośród niezmiernych oklasków, które mu przez chwilę rozpocząć nie dozwalały, Najprzew. Biskup ks. J. L. Spalding wystąpił.
Rozpocząwszy od tego, iż dwom rasom wielkim zawdzięczamy dotychczas największe skarby ludzkości: rasie semickiej przekazanie wprawdzie absolutnej, ale prawdziwej Religii i rasie aryjskiej wiedzę i naukowe zdobycze, Biskup Spalding mówił o zasługach tej ostatniej, do której zarówno należą Polacy, jak inne wielkie narodowości Europy. A największa zdobycz wiedzy — mówił — największe odkrycie i udowodnienie faktu, którego dawniej nie znano, sprostowanie zupełnie błędnego pojęcia przez lat tysiące się utrzymującego, świat naukowy zawdzięcza katolikowi, księdzu, Polakowi, którym był Mikołaj Kopernik.
Porównawszy Polaków do Irlandczyków, mówca przeszedł do wykazania powodów upadku Polski. Naród temu nie był winien: nie brakło mu ani patryotyzmu, ani rycerskości, ani żadnych z przymiotów stanowiących siłę żywotną narodu; nie brakło mu nic, co by go nie uprawniało do życia i błyszczenia znakomitego pomiędzy wszystkiemi państwami Europy, między któremi może stał najwyżej: ale Polsce było przeznaczonem upaść i powodem zewnętrznym do tego był brak naturalnych granic (gór, oceanów i rzek wielkich), przewaga niesprawiedliwa arystokracji (co dało okazyą do wykazania sprawiedliwości rządów opartych na zasadach demokracji, takich, jakie są w Stanach zjednoczonych) i one to doprowadziły do tego, iż zaborcze ościenne drapieżne państwa spełniły akt, który mówca nazwał największą zbrodnią dziejów ludzkości, bo Polska, która górować nad innemi być powinna, została rozszarpaną.
W zachwycających słowach dostojny mówca zachęcał do miłości tej cudownej Ojczyzny Polski, do myślenia o Polsce z nadzieją i odwagą, do patryotyzmu zarówno polskiego jak amerykańskiego: bo jeden drugiemu nie tylko nie przeszkadza, ale nawet niegodnym jest ten człowiek, który o własnej Ojczyźnie zapomina przy przybranej; tem bardziej kochać powinniśmy naszą Ojczyznę, iż jest nieszczęśliwą: tem droższą i świętszą nam być powinna.
Mowy tego wysokiego Dostojnika z zajęciem, z poszanowaniem, z radością, z dumą, zachwytem i entuzjazmem słuchano wedle tego, jakie rozmaite uczucia umiał wywoływać.
Następnie pod umiejętnem kierownictwem swego nauczyciela, p. Kwasigrocha, chłopcy i dziewczęta szkolne odśpiewały amerykańską pieśń: Thee Star Spangled Banner a potem chór damski polskie melodie przez tegoż nauczyciela muzyki zebrane.
Po tym śpiewie przewodniczący przedstawił następnego mówcę.
P. Onahan — b. skarbnik Chicago — mówił niezbyt długo, ale nadzwyczaj sympatycznie. Główny nacisk kładł na religijność Polaków i wspomniał obok innych, o dwóch faktach historycznych i o Sobieskim, który po zwycięstwie pod Wiedniem najprzód jako kochający mąż i dobry syn Ojczyzny wieść o zwycięstwie posiał do małżonki i do Polski — ale potem natychmiast pomyślał o Głowie Kościoła i przesłał sztandar zdobyty do Rzymu; — następnie o Puławskim, którego ostatnie słowa, gdy poległ w Savannah, były: Jezus, Marya, Józef. —
Chór mieszany p. A. Kwasigrocha, odśpiewał ustępy z oratoryum: „Św. Wojciech”. Obok uznania dla chóru, szczególną wzmiankę uczynić musimy o solistach. Mówimy o prześlicznym sopranie panny Franciszki Bok, który nagle zwrócił uwagę wszystkich gości i ich oczy ściągnął na śpiewaczkę i o pięknym basie pana Jana Kondziorskiego. — W następnej pieśni z oratoryum „o Ziemi naszej” odśpiewanej przez chór męski odznaczył się kwartet męski i tenor, pan A. Barwig.
Zakończyło się posiedzenie, zwyczajem gdzieniegdzie w Ameryce zaprowadzonym, potrójnemi okrzykami zgromadzonych na cześć różnych osób. I tak najprzód na cześć Najprzew. biskupa Spaldinga, na cześć sędziego Moran, na cześć pamięci twórcy Konstytucyi i Polaków z roku 1791 I potem na cześć Amerykanów z roku 1891.
The Most Reverend, Patrick A. Feehan
https://en.wikipedia.org/wiki/Patrick_Feehan
Dzień 5 maja był naznaczony jako „Główny Dzień Obchodu wspólnego Stuletniej Uroczystości Narodowej”.
W Hali szkolnej przed południem około godz. 8mej zebrali się delegaci ze stron różnych przybyli.
15 minut przed godziną dziesiątą Oddziały Rycerskie, a za nimi wszyscy delegaci udali się na spotkanie Najprzew. Arcybiskupa Chicagowskiego, J. W. P. A. Feehan, ulicą Noble ku North Ave. a w kilka minut po godz. 10tej procesya wprowadziła Arcypasterza do Kościoła już ludem od
godziny przeszło przepełnionego. Procesya składała się z oddziałów rycerskich, dzieci szkolnych (dziewcząt w bieli ubranych), za którymi 16 duchownych i Najdostojniejszy Gość postępowali. Za nimi weszli delegaci.
Najprzew. Arcybiskup zajął miejsce na tronie dla Niego przygotowanym, a Mszę Pontyfikalną celebrował w licznej asystencji Duchowieństwa Przew. Ks. Szymon Kobrzyński Z. Z. Honorową straż pełniły oddziały rycerskie.
Kazanie patryotyczne, którego głównym tematem było zachęcanie do zgody i bratniej jedności wypowiedział Wiel. ks. Śnigurski. Kazanie wzruszyło do głębi zgromadzonych i zwłaszcza przy końcu kazania dały się słyszeć pomiędzy zebranymi wiernymi płacz i szlochanie.
Odśpiewano wspaniałą Mszę Reissigera z towarzyszeszeniem doborowej orkiestry i chór zaszczytnie się odznaczył.
Po południu po godzinie drugiej zebrali się w hali polskiej Wielebni Księża i delegaci Towarzystw. Wybrano przewodniczącym ob. Jana Koziczyńskiego, delegata ze South Chicago, który znowu na sekretarza powołał obyw. Stanisława Szwajkarta. Radnym duchownym przy obradach naznaczono Wiel. Ks. Wincentego Baczyńskiego.
Wedle ogólnego programu rozpoczęły się obrady nad trzema głównie punktami, a mianowicie tyczyły się one najprzód należytego zrozumienia Konstytucyi Trzeciego maja, następnie zaprowadzenia wśród Polaków, a najprzód pośród Polaków zamieszkałych w Stanach Zjednoczonych, jednomyślności i solidarności polityczno-narodowej, na koniec zaś zatamowania niezgody tamującej prawdziwą oświatę polskiego ludu.
Najgłówniejszym rezultatem obrad nad pierwszą częścią programu było, iż stosownie do Konstytucyi 3-go maja delegaci oświadczają z naciskiem, że religią narodową dla Polaków w Ameryce jest i będzie wiara św. rzymsko katolicka.
Go do drugiej części programu oświadczono, iż celem zaprowadzenia jednomyślności i solidarności pomiędzy Polakami, a najprzód Polakami w Ameryce zamieszkałymi, niezbędnem jest albo zwołanie sejmu po porozumieniu się z innemi towarzystwami, albo wzięcie udziału w sejmie przez innych zwołanym, skoro takowe dadzą rękojmię, czy zapewnienie, że na tym sejmie religia katolicka w niczem naruszoną nie będzie.
Do propagowania tej myśli w czasopismach polskich w Ameryce, do obudzenia żywego zajęcia się tą sprawą pomiędzy Polonią i jak najspieszniejszego przyprowadzenia tej myśli do skutku, obrano komitet z 7 osób cywilnych, którym mają wedle życzenia delegatów dać pomoc dwaj kapłani w tym celu przez samychże kapłanów obrani.
W sprawie trzeciej części programu powzięto kilka rezolucyj.
Wieczorem nowa hala polska była tak przepełnioną, że literalnie nikt więcej do tej hali już wejść nie mógł. Programem była zapowiedzianą mowa jednego z bezsprzecznie najznakomitszych mówców polskich w Ameryce, ks. Ed. Kozłowskiego, proboszcza z Manistee, Mich., i odegranie nowej sztuki umyślnie na ten obchód napisanej przez pana Szczęsnego Zahajkiewicza, p. t. „Jasnogóra, czyli obrona Częstochowy”.
Jakie wrażenie na publiczności nieporównana mowa ks. Ed. Kozłowskisgo i następnie przedstawienie amatorskie uczyniły, najlepszym dowodem było to, że tak liczna publiczność — a było tam 4 do 5000 osób zgromadzonych — od początku aż do późnego końca (bo przedstawienie skończyło się dopiero dobrze po północy) nie tylko z największą wytrwała cierpliwością, ale i swojem zachowaniem się. ciszą, jakoby w hali zaledwie kilkanaście nader zainteresowanych było gości, przerywaną tylko od czasu do czasu oklaskami entuzyastycznymi i niemal nabożnym nastrojem udowadniała, iż w jak najwyższym stopniu zajętą jest tem, co widzi i słyszy.
Houston w Texas, (wycinek z gazety angielskiej, podany w streszczeniu).
„Polacy (w liczbie około 150) maszerowali przez ulice w strojach z przed stu laty i przedstawiali szczególny widok. Amerykańskie i polskie chorągwie powiewały obok siebie w powietrzu i pochód wszędzie wzbudzał wielkie zajęcie. Polacy z takim szacunkiem przechowują w pamięci swoję konstytucyą z r. 1791, jak Amerykanie swoję. Konstytucya polska miała wielkie znaczenie nie tylko dla Polaków, ale dla całej Europy i Polacy w Texas obchodzą stuletnią rocznicę jej ogłoszenia z entuzyazmem.
„Byli tu delegaci z Wawerly, Bremond, Lubing, Moscow i innych miast. O godzinie 10-tej rano rozpoczął się pochód z muzyką. Naprzód szedł oddział policyi. Mer Szherffins i 5 aldermanów w powozach wzięli udział w procesyi, która przeszła przez wszystkie niemal ulice miasta. Wielki Marszałek Majorowicz był przybrany w strój księcia polskiego i miał przypasaną historyczną szablę (karabelę?) używaną w wojnach w starym kraju przed laty. Pochód odbył się do kościoła Zwiastowania, gdzie odbyło się nabożeństwo. Ks. Gayduszek w polskim języku miał wspaniałą i wzruszającą mowę. W czasie nabożeństwa parafianie zachowali zwyczaj polski stania z dobytemi szablami.
„Po nabożeństwie pochód ruszył dalej i Polacy wrócili do Turner Hall, gdzie przemowę miał kap. Hutcheson. Opisywał walki Polaków celem odzyskania niepodległości. Po polsku przemawiał L. Kochanowicz. Potem wszyscy rozeszli się do domów, ażeby po południu zebrać się w Volksfest Park. Tam znowu mnóstwo występowało osób z mowami. Dzień spędzono mile i obchód udał się wybornie”.
Manistee. (Michigan)
Po majowem nabożeństwie w d. 3 maja wszystkie towarzystwa w regaliach wymaszerowały po mieście według pierwej ułożonego planu, któremu to marszowi przygrywały trzy kapele. Wymarsz trwał przeszło dwie godziny, poczem cały obchód przybył do hali, która już od dawna zapełniona była ludźmi różnej narodowości.
W. ks. Kozłowski proboszcz tutejszy rozpoczął obchód, ze względu na obcych gości, mową angielską, a następnie mową polską, poczem powołał sekretarza obchodu. Kapela polska zagrała „Jeszcze nie zginęła”, a potem ob. J. Reich wypowiedział mowę po polsku na temat „Trzeci maj w Ameryce”, po której chór męski odśpiewał na głosy „Pieśń Filaretów”. Śpiewacy popisali się śpiewem prześlicznie, za co cała publiczność ich nagrodziła długo trwałemi oklaskami.
Mowę w języku angielskim wygłosił tutejszy adwokat pan E. C. Higgins. Złote jego słowa zastosowane do czasu i do okoliczności, podniosły naszą narodowość w oczach innych bardzo wysoko, albowiem szanowny mówca nie szczędził objaśnień z historyi polskiej, zdobiąc je dobitnie faktami.
Trzy dziewięcioletnie dzieweczki szkolne: Urszula Gołębowska, Weronika Guza i Helena Reich odśpiewały „Śpiew z nad Wisły“. Młode te jeszcze patryotki tak się przejęły tym śpiewem, że gdy po każdej zwrotce powtarzały „Boże daj, by nam wrócił wolny kraj“, to niejednemu ze starszych łza oko zwilżyła. I im też w nagrodę brzmiały oklaski. W. ks. Kozłowski wypowiedział mowę na temat „Trzeci Maj”, poczem panna M. Skiera odśpiewała (solo) „Gdyby orłem być” — wdzięczny jej głos zachwycał słuchaczy, a w nagrodę publiczność po trzykroć oklasków jej nie szczędziła. W. ks. Grimone wygłosił mowę w języku niemieckim. Pomiędzy mowami i śpiewami muzyka przygrywała różne kawałki.
Drugą część obchodu uzupełnił dramat odegrany przez Kółko Dramatyczne p. t. „Łobzowianie”. Po odśpiewaniu „Boże coś Polskę” zebrani rozeszli się do domów pełni zadowolenia. Dodać należy, że obok WW. księży z Manistee raczyli wziąść udział w obchodzie wszyscy znaczniejsi urzędnicy miasta i osoby.”
Milwaukee, Wisconsin
W południe dnia 2. maja wszystko prawie już było do pochodu przygotowane, gdy po południu zaczął deszcz padać. Nad wieczorem deszcz ustał i pojedyncze dywizye zaczęły się spiesznie gromadzić. Poczem rozpoczął się pochód dywizyj ze strony południowej i wschodniej ku środkowi miasta.
W tym samym czasie komitet zapraszający urzędników stanowych pojechał do hotelu Plankintona, gdzie się miał z gośćmi spotkać. Gubernator nie przybył — poprzednio odebrał M. Kruszka od prywatnego sekretarza gubernatora, p. Clark’a telegram, że gubernator Peck nagle zachorował i nie może przybyć do Milwaukee. Nad wieczorem nadszedł list usprawiedliwiający.
Przybyli jednak na obchód pp. vicegubernator Jonas, sekretarz stanu Cunningham, kasyer stanowy Hunner, stanowy komisarz ubezpieczeń Root i naczelnik stanowego biura gruntów Kennan, którzy w towarzystwie komitetu w powozach przyłączyli się do pochodu na rogu Milwaukee i Oneida ulic, skąd wspólny pochód wszystkich dywizyj ulicami programem wyznaczonemi się rozpoczął. Szedł więc naprzód szereg policyi, potem generalny marszałek i adjutanci, za nimi doborowa kapela, potem gwardya Kościuszki Rycerze św. Marcina, Rycerze św. Kazimierza, Rycerze św. Floryana. Za nimi ośm powozów z urzędnikami stanowymi i wszystkimi urzędnikami polskimi, oraz księżmi polskimi i komitetem obchodu. Za powozami toczył się stosownie przybrany wóz, na którym siedzieli Piast i Rzepicha, przyjmujący pierwszych słowiańskich apostołów chrześciaństwa śś. Cyryla i Metodego.
Następnie szła druga dywizya, z Krakusami i wozem z królem Kazimierzem Wielkim. Byli tam także i Kościuszko i Puławski i Waschington, i Jagiełło z królową Jadwigą na stosownie przybranym wozie. W trzeciej dywizyi szli sławni Kosynierzy oraz wóz z astronomem polskim Kopernikiem. W czwartej dywizyi był wóz z przedstawieniem sejmu czteroletniego. W piątej dywizyi jechał król Jan Sobieski w pośród swych słynnych skrzydlatych husarzy, oraz Bartosz Głowacki na armacie. W szóstej dywizyi jechali pierwsi królowie polscy, Mieczysław i Bolesław. Każdą dywizyę poprzedzała doborowa kapela.
W pochodzie miano na wozach także piękne obrazy: Biały orzeł broniący się trzem czarnym; Poseł cesarza błaga na kolanach króla Jana Sobieskiego o pomoc dla Austryi i inne.
Za ostatnią dywizyą jechało około 140 powozów i bryczek.
Pochód był nadzwyczaj wspaniały; pochodnie świeciły przez 30 bloków równocześnie; porządek panował jak najlepszy, co staraniom i dobremu kierownictwu naczelnego marszałka, adjutantów i marszałków zawdzięczyć należy.
Pochód przybył do gmachu wystawy pół do jedenastej. Goście, księża, urzędnicy, orkiestra Bacha i rycerze zajęli miejsca na platformie. Olbrzymia sala wystawy zapełniła się w krótkiej chwili ludem. Sądzą, że około ośm tysięcy było obecnych, pomiędzy tymi co najmniej dwa tysiące obywateli i obywatelek rozmaitych innych narodowości.
Prezydent komitetu obchodowego p. Weńdziński przemówił do zgromadzonych w kilku słowach w języku polskim a p. Wincenty Pawiński w języku angielskim. Poczem jako pierwszy mówca przedstawiony został W. X. Gulski. X. Gulski mówił głosem czystym i donośnym i dał sposobność i obcym podziwiać swe zdolności jako mówca, to też mowę jego przerywano często hucznemi oklaskami.
Następnie wystąpiło towarzystwo śpiewu „Harmonia” z piękną pieśnią: „A czy znasz ty bracie młody”. Śpiewaków nagrodziła publiczność hucznemi oklaskami.
Następnie przedstawiono vicegubernatora p. Jonasa jako mówcę w języku angielskim. Pan Jonas mówił z zwykłą sobie werwą i silnym głosem; przebiegł po krótkości historyę i położenie Polski w niektórych czasach, przedstawiał Polskę i Polaków w korzystnem świetle, przytoczył działania trzech najzacniejszych swego czasu patryotów Małachowskiego, Potockiego i X. Kołłątaja, w końcu przepowiadał odrodzenie się i wyswobodzenie Polski jak i wszystkich Słowian Europy i zakończył mowę swą słowy wzniosłego hymnu naszego: „Ojczyznę, wolność—racz nam wrócić Panie!”
Na te słowa przejmujące serce każdego Polaka, sala zagrzmiała okrzykami i oklaskami. Mowę p. Jonasa przerywano często oklaskami.
Pan Jonas już przez poprzednie mowy do Polaków stał się ich ulubieńcem, a ostatnią serca ich do reszty sobie zjednał.
Po mowie vicegubernatora wystąpiło towarzystwo „Harmonia” z nową, piękną pieśnią, przez profesora Ernesti umyślnie na obchód ten ułożoną.
Następnie wystąpił pan Bolesław Straszyński z krótką, ale wzniosłą mową. Poczem prezydujący zakończył krótką przemową uroczystość, podziękowawszy publiczności za tak nadzwyczaj liczny udział w tym obchodzie, — który tak dla nas jak i dla naszych innonarodowych współobywateli na długie lata zostanie w pamięci, a który w niejednym z nas gorętsze dla naszej ojczyzny uczucie, u innych zaś większe dla nas poszanowanie i szczere dla naszej narodowości współczucie wzbudził.
Nowy Jork
Uroczysty obchód wielkiej rocznicy narodowej trwał dwa dni: w niedzielę i w poniedziałek. W niedzielę złożono tylko wieńce na pomniku Kościuszki i uwieńczono posąg wolności; zresztą obchód niedzielny miał charakter prawie wyłącznie religijny.
Germania Assembly Rooms http://www.maggieblanck.com
Zaraz rano odbyły się nabożeństwa w kościołach Nowego Jorku, Brooklyna, Williamsbridge, Newarku i t. d., na których obecne były delegacye komitetów i asysta wojskowa. Po południu uroczyste nieszpory. Wieczorem dano przedstawienie „Kościuszko pod Racławicami” w Germania Assembly Rooms. Sztukę tę odegrało towarzystwo „Gwiazda wolności” pod patronatem ogólnego komitetu, urządzającego obchód. Przedstawienie to odwiedziło tak wiele osób, że trzy wielkie sale Germania Assembly Rooms nie mogły wszystkich pomieścić. Dochód znakomity — zysk czysty obracamy na założenie pierwszego domu emigracyjnego, którego tak bardzo potrzeba!
Wieczorem w niedzielę tutejszy kościół polski był wspaniale iluminowany.
Właściwy obchód patryotyczny odbył się dopiero na drugi dzień w poniedziałek, ponieważ zwyczaj tutejszy nie pozwala na tego rodzaju wielkie manifestacyjne obchody w dzień świąteczny.
Od samego rana w poniedziałek dzielnica zamieszkana głównie przez Polaków w okolicy Rivington-Street, Bowery aż do East-River przybrała uroczysty charakter i zaraz o godzinie 7 rano cztery kompanie strzelców, z muzyką pieśni narodowych wyruszyły do City-Hall, gdzie wręczono kustoszowi gmachu Marcinowi Keyes, piękny trójkolorowy sztandar polski, który wkrótce zabłysnął u szczytu ratusza, a strzelcy wśród radosnych okrzyków rozpoczęli marsz odwrotny.
O godzinie 9 odbyło się uroczyste nabożeństwo pontyfikalne w polskim kościele św. Stanisława, celebrowane przez biskupa Conroy. Podczas nabożeństwa na kościele powiewały trzy sztandary: polski, papieski i amerykański, Na nabożeństwie obecny był cały komplet delegatów, Towarzystwa kościelne i asysta wojskowa. Po nabożeństwie biskup z duchowieństwem zasiadł przed ołtarzem, i przemówił do duchowieństwa generał Mc. Dowel po angielsku; — jest to wnuk owego sławnego bohatera amerykańskiego, którego Kościuszko swym orderem dekorował. Następnie hr. Wodzicki po polsku wyraził podziękowanie proboszczowi Nowego Jorku i duchowieństwu, które asystowało przy nabożeństwie, Biskup zaś udzielił błogosławieństwa komitetowi obchodu.
Główną część obchodu stanowił wielki pochód patryotyczny, który wypadł istotnie wspaniale i imponująco, a uczestniczyło w nim około 10 000 ludzi; podstawę i tło tego imponującego pochodu stanowiły cztery alegoryczne wozy tryumfalne, przedstawiające cztery żywe obrazy, a mianowicie: 1) Polska w kajdanach. Polonia z wieńcem cierniowym na głowie — ręce okute; Ruś i Litwa tulą się około niej; po bokach Austryak, Moskal, i Prusak z najeżonemi bagnetami; 2) Polska wolna, w blasku chwały i bogactwa, z alegorycznemi postaciami Francyi i Szwajcaryi; 3) Wygnańcy na Syberyi. Więzień przykuty do taczek, umierający; po bokach niewiasty z niemowlętami i żołdak z bagnetem; 4) Karpaccy górale.
Około godziny piątej po południu prezes rady miejskiej Arnolo z kilku aldermanami przyjął pochód z kolumnady ratusza, a wkrótce potem nadjechał powóz biskupa i biskup błogosławił sztandary polskie. Następnie pochód udał się powoli przez Union-Square do Washington-Square gdzie przy pomniku Waszyngtona wypowiedziano mowy po polsku i po angielsku.
Wreszcie pochód wyruszył ku Cooper-Institute, gdzie odbyło się wieczorne zebranie patryotyczne, na które przybyło przeszło 5000 osób.
Cooper-Institute, poświęcony zwykle nauce, tym razem wyglądał bardzo po wojskowemu, kiedy mnóstwo Polaków w uniformach wojskowych zajęło wielką salę instytutu; obok tego stroje narodowe, proste sukmany chłopskie, piękny toalety dam i czarne tużurki lub fraki.
Nad drzwiami iluminowany napis: „Konstytucya 3 maja 1791 — 1891”, a w głębi sali sztandary o barwach polskich i amerykańskich, oraz godła rozmaitych stowarzyszeń i korporacyj.
Punkt o godzinie 8 pan Kucharski otworzył zgromadzenie i przedstawił hr. Piotra Wodzickiego, jako pierwszego mówcę i przewodniczącego. Hr. Wodzicki w mowie swej wspomniał o wielkiem znaczeniu dnia tego dla Polaków, jako narodu i odczytał w końcu rezolucye po polsku, po angielsku i po niemiecku, w których wyrażono Stanom Zjednoczonym wdzięczność Polaków za okazaną im gościnność i uznano uroczyście tę wspaniałą manifestącyę narodową za „protest przeciwko największej zbrodni historycznej — przeciwko rozbiorowi Polski i uciemiężeniu jej mieszkańców”.
Generał Irvin McDowell
http://www.ohiohistorycentral.org
Po hr. Wodzickim przemawiał po angielsku generał Mc. Dowell, o którym wyżej wspomniano, a który brał udział w uroczystości, jako reprezentant amerykańskiego kongresu. Potem orkiestra grała hymny polskie, potem mowa ks. Bronikowskiego.
A następnie odczytano listy: byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Clevelanda, arcybikupa Jana Ireland, kardynała Gibbona, gubernatora Hilla, prywatnego sekretarza prezydenta Harrisona, majora Granta i majora Chapina z Brooklynu — wszyscy usprawiedliwiali swą nieobecność, żałując, iż nie mogą uczestniczyć osobiście w obchodzie. Arcybiskup Corrigan przysłał zgromadzeniu pisemne błogosławieństwo, które p. Kraemer przetłumaczyła naprędce na język polski.
Pan Kątski odegrał na fortepianie „Przebudzenie się lwa” i kilka pieśni narodowych, które przyjęto frenetycznemi oklaskami; poczem pułkownik Weber, komisarz emigracyjny, przemawiał po angielsku. „Jam dziecko Buffalo — mówił p. Weber — w mieście tem jest przeszło 50.000 Polaków, i tam się ich kochać i szanować nauczyłem — za ich zdolność, za ich cnoty obywatelskie” — potem mówił o działalności Polaków w Ameryce, o ich wpływie na ludność, z którą się stykają.
Z kolei zabrała głos pani Teofila Kraemer, jedna z najpiękniejszych, a zarazem najdzielniejszych kobiet tutejszej kolonii; polskiej — jej mowę, wypowiedzianą z zapałem i energią, kilkakrotnie przerywano nieustającemi oklaskami. Mówiła po angielsku i między innemi odezwała się w te słowa:
„Serce moje i miłość moja podzielone między moją ukochaną ojczyznę i ten kraj mego wyboru, w którym znalazłam szczęście. Moje najgłębsze uczucia należą do Polaków, do tego ludu polskiego, uciśnionego pod jarzmem tyranów i krwią zbroczonego. Mojem najgorętszem pragnieniem jest ujrzeć jeszcze kiedyś Polskę wolną.
„Ale dumną jestem z tego, że jestem żoną wolnego, niezależnego amerykańskiego obywatela i wielkim jest mój podziw i uwielbienie dla tego sławnego kraju, dla jego wolnych i postępowych urządzeń, i wdzięczną mu jestem za tę gościnność, żadnej nie znającą różnicy, której i my, biedni wygnańcy doznajemy. A kiedy widzę naszego, chwałą dziejową okrytego, białego orła — dzisiaj niestety zranionego i krwią zbroczonego — pod opiekuńczą osłoną tego sławnego sztandaru wolności — natenczas serce moje przepełnia się radosną wdzięcznością: natenczas, drodzy rodacy uwielbiajmy nową ojczyznę za te schroniska pod błękitnem niebem Nowego Świata, w których tyrania i ucisk nieznane, a w których setki tysięcy biednych Polaków zażywa wolności wyznaniowej i obywatelskiej”.
Dalej mówiła pani Kraemerowa o niezmiernym ucisku, jakiego doznają Polacy we własnym kraju rodzinnym, o prześladowaniu języka polskiego i katolicyzmu; a następnie przypomniała znaczenie konstytucyi 3 maja. która miała ożywić Polskę nowym duchem wolności obywatelskiej, i zakończyła temi słowy:
„O gdyby orzeł polski przebudził się raz jeszcze ze swego twardego snu. O gdyby Polska była znowu wolną, jakże chętnie odpłacilibyśmy za doznaną u was gościnność, Kiedy dzień ten upragniony zaświta, pokażemy wówczas, że jesteśmy godnymi potomkami Kościuszki i Pułaskiego”.
Inne mowy, jako też produkcye wokalne i instrumentalne, zyskały również żywy poklask publiczności.
Porządek pochodu w dniu 4 maja 1891 r.:
Dywizya 1. Główny marszałek, Teodor Kornobis, adjutant, Jan Domagalski, 1 Sztab złożony z wojska polskiego różnej broni
2. Powóz z portretem śp. Małachowskiego, marszałka sejmu z roku 1791. 3. Muzyka. 4. Batalion Wolnych Polskich Strzelców, 5 Pojazdy Mayora miasta, ojców miasta i wybitnych urzędników. 6. Pojazd z dekoracyą do pomnika Washingtona. 7 Pojazdy przewielebnych księży. Pojazdy komitetu głównego. Weterani z powstań. 8. Kosynierzy z r. 1831 To w. „Gwiazda Wolności”. 9. Tow. „Trzeci Maj” w powozach.
Dywizya II. Wóz. „Polska w kajdanach”. 1. Marszałek 2. Muzyka. 3. Legion Wol. Pol. Krakusów. 4. Tow. Br. Pomocy „Kościuszko” (New-York). 5. Tow. Zjednoczonych Polaków (New-York). 6. Towarz. dramatyczne (Brooklyn). 7. Tow. Biały Orzeł (Brooklyn). 8. Muzyka. 9. Tow. „Harmonia” (New-York). 10. Tow. „Kolonia” (New.-York). 11
I. Tow. Śpiewu (Brooklyn). 12. Klub niezależny (New-York.)
Dywizya III. Wóz. „Karpaccy Górale”. 1. Marszalek ob. Ombach. 2. Muzyka 3. Czwarty oddział Krakusów. 4. Tow. Jana III. Sobieskiego z Newarku. Wszystkie towarzystwa z Newarku należały do tej dywizji według porządku ułożonego przez marszałka dywizyi Newarku.
Dywizya IV. Wóz. „Sybir”. Marszałek ob. Stanisław Dybczyński. 2. Muzyka. 3. Tow. Bratniej Pomocy (Brooklyn.) 4. Tow. św. Wojciecha (Brooklyn). 5. Tow. św. Kazimierza (Brooklyn). 6. Tow. św. Józefa (Brooklyn). 7. Towarzystwo Jana III Sobieskiego (Greenpoint). S. Tow. Chorągiew Polska (Brooklyn).
Dywizya V. Wóz. „Nadzieje Polski”. 1. Marszalek.
2. Muzyka. 3. Tow. im. Mickiewicza z Jersey City.
4. Tow. Bosaka Hanke z Jersey City.
5. Tow. Dramatyczne z Jersey City.
6. Tow. Zgoda z Paterson. N.J.
7. Tow. Jana III Sobieskiego z Paterson, N.J. 8. Tow. księcia Poniatowskiego z Passaic.
Dywizya VI.
1. Marszałek.
2. Muzyka.
3. Pułk Ułanów.
4. Towarzystwo św. Stanisława.
5. Tow. św. Kazimierza.
6. Tow. św. Józefa. 7. Tow. św. Alojzego.
8. Miejsce dla Słowian i Czechów.
9. Kosynierzy z 1848 r. (Brooklyn), Wreszcie prywatne pojazdy.
Omaha (Nebraska)
W poniedziałek dnia 4 maja o g. 9 odśpiewane zostały wigilie za umarłych, potem odprawioną została Msza św. za dusze rodaków poległych dla dobra ojczyzny, w czasie której powiedziane zostało kazanie o wytrwałości aż do śmierci.
Po południu o godzinie 3 nieszpory, a potem odczytanie konstytucyi dla dzieci, śpiew „Boże coś Polskę” i piknik w parku, gdzie dwoje dziewcząt śpiewało kilka pieśni narodowych. Wieczorem powróciły dzieci i przed kościołem odśpiewano jeszcze jedną pieśń, poczem wszyscy wielce zadowoleni się rozeszli.
We wtorek dnia 5 maja o godzinie 8 rano była Jutrznia a potem Msza św. za pomyślność narodu Polskiego, wreszcie kazanie o miłości ojczyzny na fundamencie wiary i pieśń: „Boże coś Polskę”.
Po południu o godz. 4 odbyły się nieszpory, poczem rozpoczął się pochód ku hali przez ulice miasta. Polki i Polacy w pochodzie tym udział biorący mieli odznaki polskie i medale łub krzyże pamiątkowe stuletniej rocznicy.
Naprzód szła muzyka, potem niesiono chorągiew amerykańską i chorągiew polską; za temi czterej rycerze jechali konno (obywatele Jan Szymański, N. Dorgaczewski, Józef Czerwiński i Jan Kowalewski), następowało Towarzystwo św. Pawła, rycerze św. Kazimierza, Klub polski, a na koniec powóz dla księdza.
Pośród dźwięków muzyki grającej marsza polskiego udano się przez główne ulice miasta do pięknie przybranej hali, gdzie nad drzwiami jaśniał polski wyraz: „Witamy” a w hali umieszczony był napis: „Boże zbaw Polskę”. Na ścianie we środku wisiał obraz Najśw. Matki Boskiej Częstochowskiej; po jednej stronie portrety Sobieskiego i Puławskiego, a po drugiej portret Kościuszki i obraz przedstawiający bitwę pod Racławicami.
W hali najprzód grała muzyka, poczem obyw. Kowalewski przedstawił mówców i śpiewaków. Mowy były następujące: 1) Mowa w polskim języku o Konstytucji 3. maja, którą wygłosił proboszcz, Wiel. ks. T. Jakimowicz. 2) Mowa angielska ks. Mc. Carthy. 3) Mowa angielska p. Rush. 4) Mowa angielska pana Cushing.
Śpiewały zaś panny: Franciszka Piotrowska, Maryanna Sosińska i Maryanna Jankowska. Na koniec chórem znowu odśpiewano „Boże coś Polskę”.
Cały obchód, można powiedzieć, odbył się wspaniale i drogie u tutejszych Polaków pozostawił na zawsze wspomnienie, a wdzięczność za zajęcie się urządzeniem tego obchodu należy się czcigodnemu proboszczowi, ks. T. Jakimowiczowi.
Scranton, (Pa). (Streszczenie z dziennika „Scranton Daily Times”). Miłość polskiego narodu ku swej ojczyźnie okazała się licznym udziałem Polaków w obchodzie setnej rocznicy nadania konstytucyi 3-go maja, który odprawili tutaj 12. maja. Że się cieszą wzięciem w naszem mieście widocznem było stąd, iż znaczniejsi obywatele i wielka liczba Towarzystw połączyła się z nimi.
Towarzystwa wyruszyły z parku o pół do 8-mej wieczorem. Marszałkowi W. H. Burke asystowali J. A. O’Hara, mayor E. J. Quinnan i Jyn Gibbons.
Towarzystwa ustawione w szyku wojskowym były: dwie kompanie A. i B. strzelców Scheridana, strzelcy irlandzcy, Towarzystwa T.A.B. Św. Jana i Św. Patryka, oraz trzy polskie Towarzystwa.
Za przybyciem do arsenału cofnęły się inne Towarzystwa, a trzy polskie weszły doń w towarzystwie Polaków, ich żon i dzieci. Każde siedzenie olbrzymiego budynku było zajęte, a setki publiczności stały.
Na platformie zajęli miejsce: sędziowie Arhbald, Connoli i Gunster; Wielebni księża Melley, Śnigurski i Dunn z Scranton, ks. Świnarski z Trenton, N. Y., O W. Barzyński z Chicago; doktorzy O’Malley i Menley; F. J. Fitzsimmons, P. W. Stokes, T. P. Hoban, C. F. Boland i J. W. Vanghan.
Sędzia R. W. Archbald prezydował na zebraniu. O 8 ½ godzinie przemówił do publiczności tak uważnej, jak prawie nigdy w tym gmachu się nie zdarzało. Wielki to dla mnie zaszczyt — mówił — prezydować obchodowi w sprawie Polski, a chociaż ta sprawa postawioną została w cieniu przez 100 lat, widzę, że żyje w sercu narodu polskiego. Chociaż Polska wymazana jest z mapy Europy, to na sześć wieków przed upadkiem cieszyła się przywilejem demokratycznej formy rządu, podczas gdy w sąsiednich mocarstwach panowała jeszcze niewola.
Wspomniał, że Kazimierz W. był tak dobrotliwym w swych zapatrywaniach i tyle się troszczył o klasę roboczą, że go nazwano królem chłopków.
Demokratyczny pokój i dobrobyt wzbudziły niepokój zazdrość sąsiednich państw.
Nadanie konstytucja podało Rosyi, Prusom i Austryi pozór do zaczepki.
Mówił o wytrwałych walkach mężnego Kościuszki i jego towarzyszy, o uwięzieniu ich, o odrzuceniu przez nich wszelkich datków ofiarowanych im, by zdradzili ojczyznę.
I cóż to była za konstytucya, za którą ci dzielni mężowie walczyli? Gdyby była weszła w wykonanie, każdy polski obywatel byłby został wolnym.
Amerykanie mają względem Polaków dług wdzięczności. Gdy bowiem w wojnie o oswobodzenie pruscy najemnicy walczyli przeciwko nim, pomoc Polaków przyczyniła się do odniesienia zwycięstwa w wielu bitwach.
Jakkolwiek przelano morze krwi polskiej i tysiącami zesyłano Polaków na Sybir, są oni niezwyciężeni i żyją nadzieją, że biały Orzeł dumny i niezależny, rozwinie kiedyś swe skrzydła nad ich ojczyzną. Żaden naród, w którego sercu żyje miłość wolności, nie może być zupełnie podbitym.
Potem zabrzmiały polskie melodye wykonane przez polskich muzykantów; publiczność wysłuchała ich stojąc.
Następny mówca T. P. Hoban mówił, że będąc zeszłego poniedziałku w New Yorku, widział białego Orła polskiego powiewającego swobodnie obok sztandaru amerykańskiego na ratuszu. Wygnańcy polscy w liczbie 10.000, widząc to, poruszeni byli do łez.
Wiel. ks Świniarski z Trenton, N. J., miał następnie mowę w języku polskim.
Col. E. J. Fitzsimmons oświadczył w swej mowie, że ktokolwiek obeznany jest ze smutną a bogatą w następstwa historyą Polski, nie może nie cenić wysoko objawu patryotyzmu widniejącego w tem licznem i entuzyazmu pełnem zgromadzeniu. Dowód to, że Polska jakkolwiek umarła nie jest zapomnianą. Naturalną jest rzeczą, że naród zebrał się na obchód rocznicy zdarzenia, które mu miało otworzyć wrota wolności. Polska przysłała w te strony Sheridana rewolucyi, Kazimierza Puławskiego i dlatego naród polski zawsze będzie szanowany w Ameryce.
Na zakończenie obchodu wygłosił O. W. Barzyński polską mowę.
Scottdale, (Pa).
Polski polityczny klub w Everson zajmował się od kilku tygodni przygotowaniami do godnego obchodu tej uroczystości. Obchód ten zaczął się od sumy odprawionej w tutejszym kościele. Po obiedzie zebrały się rozmaite Towarzystwa i Polacy w kościele, skąd się zaczęła parada.
Brało w niej udział 90 członków Towarzystwa św. Kazimierza, 75 członków Towarzystwa św. Józefa i 30 członków Rycerzy św. Michała w pięknych uniformach, 40 dziewcząt chóru św. Józefa, dzieci szkolne i inne osoby, tak, że liczba uczestników parady wynosiła około 700 głów. Muzyka składała się z dwóch band, Excelsior i Scottdale Citizens. O godzinie 2-giej dosiadł marszałek Jan Pissula dziarskiego rumaka i wyruszył na czele parady, która przechodziła następujące ulice: Creek, Brodway, Mulbery, Chesstnut, Markert Str., Stonner Ave, Pittsburg Srr., do Wielkiej Centralnej opery, gdzie Towarzystwa odbyły ćwiczenia wojskowe. Publiczności było tu przeszło półtora tysiąca. Mnóstwo amerykańskich chorągwi otaczało wielki sztandar noszący na jednej stronie napis w języku angielskim i polskim: „Konstytucya 3-go maja 1791”, na drugiej: „Za wolność i prawo — Polacy z rodu, lecz amerykańscy obywatele z wyboru”.
Muzyka Excelsior wykonała hymn narodowy polski, gdyż miasto nasze nie posiada muzyki polskiej. Profesor W. J. Barkell i Wiel. A. Szmigiel, proboszcz kościoła św. Józefa ułożyli piękną wiązankę melodyi narodowych na obchód. Pan S. C. Stevenson wygłosił piękną mowę, po której odśpiewano „Spread the Tidings”. Dalej przemawiali panowie A. Schwed i Cieślik po polsku, a T. S. Fleming i Wiel. ks. M. A. Lambing po angielsku. Pomiędzy mowami wygrywała muzyka Excelsior melodye narodowe polskie. Po drugiej mowie angielskiej odśpiewano „Z dymem pożarów”; P. K. Goraleska deklamowała „E Pluribus Unum“. P. M. Martynowski wygłosił polską deklamacyę. Uroczystość zakończono odśpiewaniem „Homme sweet Home” po angielsku i polsku. Śpiew udał się znakomicie, dzięki umiejętnemu akompaniamentowi, który wykonała panna Helena Różańska, nauczycielka.
Scena była ozdobiona narodowymi sztandarami; tarcze z herbami Polski i Stanów Zjednoczonych z wieńcem laurowym, którym je uwieńczyła bogini Zwycięstwa, były ślicznie wykonane. Po obchodzie wrócono w paradnym szeregu do kościoła, skąd się zgromadzenie rozeszło.
Na ulicach przy kościele ustawione były łuki tryumfalne. Wieczorem mieliśmy ognie sztuczne przy olbrzymich światłach naturalnego gazu.
Si Francis.
Polacy w Seminaryum duchownem św. Franciszka choć nieliczni, złączeni w Towarzystwo św. Stanisława Kostki, szczerze starali się uświetnić setną rocznicę Konstytucji.
Śpiew „Z dymem pożarów” rozpoczął obchód — poczem przemówił p. Byrgier, słuchacz II r. teologii — rzuciwszy ogólny pogląd na uroczystość, podał zarazem program całego obchodu. P. J. Kempa, uczeń III klasy wystąpił z „Hymnem Nadziei” — ogólne zadowolenie świadczyło o dobrem oddaniu wiersza.
Po deklamacyi p. Stef. Nowakowski obszernie i jasno opowiedział Konstytucyą 3-go maja. Następnie p. J. Andrzejewski, uczeń V. klasy, deklamował wiersz poważny; — Odśpiewano „Mazur na 3-ci maj” i „Wygnaniec”. P. Fr. Jachimiak, słuchacz I. r. teologii, przemówił na temat: „Czem była Polska i czy zasłużyła na rozszarpanie przez ościenne mocarstwa”. Opracowanie gruntowne tematu, jako też precyzya wywoływały liczne oklaski. Po tej mowie nastąpiła kompozycja Moniuszki, wykonana przez p. Byrgiera.
Na zakończenie przemówił Czcigodny i kochany nasz Rektor, ks. J. Rajner. W wzruszającej swej mowie i rzewnej, bo płynącej z serca, przedstawił obowiązki każdego Polaka względem swej ojczyzny, a kiedy nadmienił, że Naród Polski którego miłość ku Wierze i Ojczyźnie jest tak wielką, upaść nie może, oczy wszystkich zwilżone zostały łzą radości, nadziei i tryumfu
.WARSZAWA.
Manifestacją warszawską, która wywołała prześliczny poemat Teofila Lenartowicza: „Trzeci Maja, wiersz poświęcony młodzieży warszawskiej” najdokładniej przedstawił Korespondent Dziennika Poznańskiego, jemu więc głos dajemy:
„Ci co zamierzali pomimo odradzania, demonstracjami zamanifestować swój patryotyzm w dniu setnej rocznicy Konstytucyi 3 maja, wydali hasło, aby zebrać się jak najliczniej w kościele farnym, a później w ogrodzie botanicznym, gdzie się znajdują szczątki kaplicy, postawione na pamiątkę Konstytucyi 3 maja. Liczba osób zgromadzonych na sumie w farze nie przechodziła zwykłej normy niedzielnych uczestników nabożeństwu. Spostrzeżono atoli pomiędzy obecnymi wielu studentów’.
Po nabożeństwie wyruszyło około 60 studentów przez Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat i aleje Ujazdowskie, a więc przez główne ulice i zarazem najkrótszą drogą do ogrodu botanicznego. Ulice były niezwykle puste, bo prawie wszyscy mieszkańcy należący do klas zamożniejszych, nie opuścili wcale mieszkań. Studenci szli gromadą, ale niezbyt gęsto. Na ulicach wojska nie było, a chociaż oberpolicmajster w ostatnich 10 dniach dwukrotnie ogłaszał, iż nie wolno zbierać się na ulicy w większej liczbie, ponieważ ruch na tem cierpi, policya pochodowi studentów, do którego się zresztą nikt z publiczności nie przyłączył, żadnych przeszkód nie stawiała.
Studenci tedy poszli do ogrodu botanicznego, z odkrytemi głowami obeszli na około szczątki kapliczki i powrócili przez aleje Ujazdowskie do placu Trzech Krzyży, na którem rozeszli się w różne strony.
Zaznaczyć warto, że corocznie w dniu 3 maja około szczątków kapliczki w ogrodzie botanicznym stoi warta (oczywiście nie dla oddania honoru miejscu pamiątkowemu), złożona z 3 żandarmów. Wczoraj patrolował tam tylko 1 policyant.
Wiedziałem o tem, że nad wieczorem ma znowu dużo osób przybyć do ogrodu botanicznego. Jakoż istotnie około godziny pół do 7 nagle dosyć gęsty tłum zebrał się w alei Ujazdowskiej około ogrodu botanicznego. Wszyscy jednakże zachowywali się spokojnie i przez policyę, już cokolwiek liczniej zebraną, wcale nie byli nagabywani. Publiczność, złożona z kilkuset osób, weszła parami do botanicznego ogrodu, gdzie tymczasem przybył także, mianowany onegdaj jenerałem, oberpolicmajster Kleigels w asystencyi jednego komisarza policyi. I tu publiczność zachowywała się zresztą zupełnie spokojnie; tylko wszyscy, którzy przechodzili około szczątków kaplicy, zdejmowali czapki i kapelusze. Toteż p. Kleigels, którego znające go osoby nawet witały, niemej tej demonstracyi przypatrywał się zupełnie spokojnie, odzywając się tylko od czasu do czasu „razajdities gaspada” (rozejdźcie się panowie). Do dużej grupy idącej w zbitej masie, miał tylko powiedzieć: „Gaspada etakaja progułka dla was weśma nieudobna” (panowie taki spacer jest niewygodny).
Po godzinie pół do 8 publiczność opuściła ogród botaniczny i tłumnie zaczęła wracać ku miastu. Prawda, że co niedzielę, gdy dzień jest pogodny, liczne tłumy zalegają aleję Ujazdowską, Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście. Wczoraj było stosunkowo pusto na tych ulicach, a więc tłum ciągnący już z wdartym pochodem od ogrodu botanicznego tem bardziej się odznaczał. I tu jednakże policya żadnych nie stawiała przeszkód, a wojska na ulicy nie było widać, chociaż liczba uczestników pochodu dochodziła może tysiąca później nawet dwóch tysięcy osób.
Gdy pochód zbliżał się do zamku królewskiego (w którym jak wiadomo mieszka jen. Hurko) z zamku wyszedł znów oberpolicmajster Kleigels, który widocznie podążył tam z botanicznego ogrodu w asystencyi jednego komisarza i stanąwszy przed tymi, którzy stanowili czoło pochodu zapytał, czego chcą. Gdy nie było żadnej odpowiedzi, zawołał głośno po rosyjsku, wzywając do rozejścia się w różne strony i ostrzegając, że w zamku jest wojsko.
Istotnie, w jednej chwili tłum się rozdzielił tak, iż pozostały tylko grupy spacerujące po ulicy, które rozeszły się: w różne ulice, przytykające do zamku.
Sądziłem, że na tem zakończyła się manifestacja; udałem się więc do domu, aby natychmiast wam zdać z niej sprawę, gdy po godzinie 10 wpadł do mnie znajomy z wiadomością, że na placu saskim i teatralnym jest pełno wojska, że kozacy rozpędzają tłumy nahajkami, a w ogrodzie saskim odbywają się liczne aresztowania. Udałem się więc na miejsce, aby się naocznie przekonać o tem, co się dzieje.
Na placu saskim wojska już nie zastałem, ale z opowiadań wnioskuję, że pewna część osób, które znajdowały się w pochodzie do zamku królewskiego, zwróciła się ku placowi saskiemu, a może i ku ogrodowi.
Ponieważ policya była przekonaną, że osławionemu pomnikowi na placu saskim grozi niebezpieczeństwo, więc zdaje się, że tam istotnie zebrano cokolwiek wojska. Dokładnych szczegółów, co się tam działo atoli w tej chwili wam jeszcze podać nie mogę. Faktem jest, że około godziny 10 kozacy istotnie weszli do akcyi, że zamknięto ogród saski, do którego weszła pewna liczba osób, uczestniczących w pochodzie i że do godziny 11 policya w połączeniu z żandarmerją przedsięwzięła bardzo dużo aresztowań. Na własne oczy widziałem dwie partye aresztowanych prowadzone przez policyę. Mogło ich być około 30. Z innych stron słyszę, że ma być ich około 100 osób, jeszcze inni podają liczbą aresztowanych na kilkaset. Faktem jest, że policja aresztowała bardzo wielu studentów, ale nie z pochodu, ani na ulicy, lecz dzisiejszej nocy, gdy wracali do domu. Mam do tej pory już wiadomość zupełnie autentyczną o trzech podobnych wypadkach.
W ogóle przyznać trzeba, że manifestanci zachowywali się spokojnie; były chwile np. w ogrodzie botanicznym, w których nastrój byt bardzo uroczysty. Ale z drugiej strony i policyi nie można odmówić taktu. Chociaż 7000 wojska było przygotowanych i czekało tylko rozkazu, aby wystąpić na ulicę, zrobiono bardzo mądrze, nie pokazując go wcale. Policyi było o mało co więcej jak zwykle na ulicach, manifestujących nie zaczepiano, a aresztowania przedsięwzięto dopiero późnym wieczorem. Pomiędzy aresztowanymi mają się znajdować studenci Rosjanie.
Jednę nietaktowność popełniła dziś policja. Gdy rano na majowem nabożeństwie zaintonowano suplikacye, obecny policyant zaczął wołać: „nie lzia” (nie wolno), Wtedy ksiądz od ołtarza obrócił się, dając znak, aby nie śpiewano dalej i zaintonowano wtedy: „Gwiazdo morza”
* * *
Dla ciekawości i na wieczną rzeczy pamiątkę podajemy także następujący komunikat urzędowy „Warszawskiego Dziennika“.
„Zapowiadany przez zalewające Królestwo Polskie proklamacje dzień 21-szy kwietnia, a według nowego stylu 3-ci maja, do upamiętnienia którego przez szczególne demonstracje na uczczenie stulecia konstytucja 3 maja proklamacje te wzywały ludność, nie przedstawiał w Warszawie wczesnym rankiem nic niezwykłego ze strony ludności polskiej. Dzień ten, niedzielny, przypadający jednocześnie z dniem wielkanocnym ludności prawosławnej, niczem się nie odróżniał od innych świąt polskich.
Od godz. 10 rano miasto zaczęło przybierać zwykły swój charakter. Za pośrednictwem ajentów stało się wiadomem, że demonstracyę rozpoczną studenci uniwersytetu warszawskiego w kościele św. Jana.
Około godz. 11 zaczęli się oni istotnie zbierać tam, wchodząc do kościoła po 2-3, umieszczając się w trzech punktach między publicznością. W przybliżeniu zebrało się ich w kościele do 70, a w tej liczbie byli także wychowańcy warszawskiego instytutu weterynaryi. Takaż sama w przybliżeniu liczba studentów zebrała się także w kościele Panny Maryi, położonym w pobliżu kościoła św. Jana.
Po skończeniu nabożeństwa wychodząc także po 2-3 skierowali się oni przez Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat i aleję Ujazdowską ku ogrodowi Botanicznemu, mieszając się z publicznością, wychodzącą z kościołów. W tym samym czasie z ulic: Pięknej, Wilczej i Instytutowej, przylegających do alei Ujazdowskiej, zaczęli jeszcze liczniej ukazywać się studenci uniwersytetu i wychowańcy instytutu weterynaryjnego, kierując się niewielkiemi grupami także ku ogrodowi Botanicznemu.
Do ogrodu wchodzili oni grupami nie większemi nad 5-ciu i kilka razy, w milczeniu z odkrytemi głowami, obeszli znajdujące się w końcu ogrodu rozwaliny kaplicy, początek budowy której, według wiadomości miejscowej, przypadł jednocześnie z konstytucyą 3 maja 1791 roku. Do studentów przyłączyło się w tym czasie kilku gimnazyalistów starszych wiekiem oraz dam znajdujących się w ogrodzie, które w szczeliny rozwalin kładły bukieciki.
Następnie wszyscy podzielili się na dwie partye i po niedługiej przechadzce po ogrodzie, zwrócili się przez aleję Ujazdowską do miasta, gdzie od placu św. Aleksandra rozeszli się w różne strony.
Około godz. 5 wieczorem w alei Ujazdowskiej, przy masie spacerującej tam publiczności, znowu pokazały się grupy studentów. Wchodzili oni do ogrodu Botanicznego i wychodzili partyami mieszając się z publicznością. Do nich stopniowo znów przyłączały się osoby prywatne, gimnaziaści starsi wiekiem, uczniowie innych szkół i damy.
W ogrodzie botanicznym zaczęli oni znowu partjami obchodzić rzeczone rozwaliny, odkrywając głowy a damy składały tam bukieciki. Miejscowy pomocnik komisarza wzywał tłum do rozejścia się, lecz partye nie przestawały chodzić dokoła rozwalili i dopiero po przybyciu p. oberpolicmajstra i po usilnych przestrogach z jego strony zaczęły się rozchodzić, kierując się przez aleję Ujazdowską ku placowi św. Aleksandra. Po drodze czytały jakieś litografowane notatki, oddając je jeden drugiemu, a po odejściu tłumu na ławce, naprzeciw rozwalin kaplicy znalazł się napis czerwonym ołówkiem: „Konstytucya i rewolucya”, a wśród kwiatów, powkładanych w szczeliny, metalowe listki laurowe z czapek gimnazyalistów.
Z placu św. Aleksandra tłum studentów w liczbie 100, skierował się przez Nowy Świat i Krakowskie przedmieście, w asystencyi masy publiczności, na plac zamkowy z widocznym zamiarem wejścia do kościoła św. Jana. Tam oberpolicmajster ponownie wezwał do rozejścia się i jednocześnie wobec rozpoczynającego się zmroku, zawezwano sotnię kozaków. W tym czasie tłum skierował się przez plac Teatralny ku ogrodowi Saskiemu, a po ukazaniu się kozaków rozprószył się, ale znaczna część ukryła się w ogrodzie saskim, gdzie też zatrzymano 32 osoby, co do których prowadzi się śledztwo administracyjne”.
(…)
Gorlice (spr. wł. Ks. Pam.)
Dnia 2-go maja br. odegrali amatorowie w kasynie dramat Kraszewskiego p.t. „3. Maja’. Przedstawienie wypadło bardzo dobrze. Rano dnia 3 maja pobudka muzyczna, o godzinie 9 solenne nabożeństwo celebrowane przez miejscowego proboszcza N. kanonika Marcelego Żabickiego, przyczem wygłosił katecheta X. A. Sos stosowną mowę. Następnie było nabożeństwo w synagodze izraelickiej, podczas którego nauczyciel Mojżesz Jakób powiedział mowę w języku polskim.
Koło południa ugoszczono w tutejszej szkole z ramienia Rady powiatowej przybyłych na nabożeństwo i nastąpić mający odczyt, okolicznych włościan.
O godzinie 4-tej po południu miał burmistrz miejscowy p. W. Biechoński bardzo piękny odczyt dla wykształceńszych kół, a o godzinie 6-tej wygłosił p. Dr. Kazimierz Szczaniecki, właściciel Kwiatanowa świetny odczyt dla włościan, oparłszy go na motywach religijnych, który wzbudził nie tylko w inteligentniejszej części zebrania, ale i w samych włościanach słuchających go serdeczne uczucia. Odczyt ten odbył się w lasku sokolskim, ulubionem miejscu przechadzek Gorliczan, poczem nastąpiły tam śpiewy chóralne amatorów, puszczanie balonów i ogni sztucznych wśród dźwięków muzyki.
Wieczór zajaśniało miasto nasze rzęsistą illuminacyą, ozdobioną kilkoma większemi, a wieloma mniejszemi transparentami, przedstawiającymi bądź godła i herby narodowe, bądź wyrażające uczucie jedności i braterstwa. Wiele domów ozdobionych było zielenią, dywanami i chorągwiami o barwach narodowych. Nawet góry okoliczne płonącemi beczkami smolnemi oświecone były. Mianowicie naftodajne Siary liczne zapaliły ognie.
Na ostatek dodać należy, że na pamiątkę dnia tego postanowionem zostało, na wniosek p. Edwarda Miłkowskiego, utworzyć przy Radzie powiatowej bibliotekę powiatową, będącą niejako biblioteką matką dla bibliotek kółek rolniczych i szkół wiejskich w powiecie.
Z Gorlickiego. Odbyły się uroczystości we wsiach Ropica ruska, Sękowa i Siary, do których przyłączyły się jeszcze 2 sąsiednie Pętna i Męcina wielka. Z własnej inicjatywy oświetliły one wielkiemi ogniami najwyższe wyniosłości gór, położone na ich terytorjum. W sobotę już tj. w wilję uroczystości pod wieczór, zaroiły się trójkolorowe flagi na wszystkich wieżach kopalnianych i domach mieszkalnych, przystrojonych prócz tego w zieleń i kwiaty. Gdy na drugi dzień zagrzmiały o g. 7 rano dynamitowe salwy na rychwałdzkiej górze, równocześnie zagrały i wszystkie serca nie dającem się opisać uczuciem. Kanonada trwała 2 godziny pod dyrekcją ob. Mrazka, poczem odprawiono nabożeństwo w kościele Sękowskim, którego dekoracją zajął się włościanin tamtejszy Ludwik Tenerowicz. Wotywę przed ołtarzem królowej korony polskiej odprawił proboszcz-kanonik Jan Kieler, a następnie wygłosił z ambony mowę.
Kraków.
W dniu 2 maja odprawił o godzinie 10 rano JE. Książe Kardynał solenne nabożeństwo na Wawelu. Już o g. 8 zapełniła się świątynia pobożnymi. Straż obywatelska, straż ogniowa miejska i ochotnicza utrzymywały porządek wewnątrz i zewnątrz świątyni. Główną nawę kościoła zajęły: Rada miasta z p. Prezydentem Szlachtowskim na czele, członkowie Izby panów, prezes Akademii umiejętności, rektor i profesorowie uniwersytetu, władze autonomiczne, oraz cechy z 40-ma chorągwiami sztandarami. Pensjonaty żeńskie, sieroty tow. Dobroczynności i t. p. ulokowały się w bocznych nawach kościoła, JE. Kardynał i dwaj djakoni przybrani byli w ornaty pochodzące z daru króla Stefana Batorego. Chór amatorski pod kierownictwem p. Barabasza, odśpiewał wspaniałą „Mszę Lingenberga, „Graduale” Pale- striny i „Ave Maria” Witta. Ks. kanonik Chromecki wypowiedział prześliczne kazanie, które głębokie na słuchaczach wywarło wrażenie. (Kazania tego nie podajemy, gdyż wyszło osobno.)
Po skończonem nabożeństwie zaintonował JE. Ks. Kardynał „Święty Boże”, a wtórowały mu w czasie owych suplikacyj tysiące ust. Na zakończenie nabożeństwa odśpiewano „Boże coś Polskę”. Pieśń ta popłynęła pełną piersią tak starców jak dzieci, bez różnicy stanu.
Tegoż dnia odbył się wieczór w „Sokole”. Sala „Sokoła” nigdy uroczyściej nie wyglądała. Portal jaśniał oświetlony gwiazdami gazowemi, a wnętrze sali i jej dekoracya godnie odpowiadały nastrojowi chwili. Tylna ściana sali, stanowiąca oparcie dla estrady, przystrojona pąsowemi materyami, ozdobioną była olbrzymiemi a nader gustownie wykonanemi godłami, wyobrażającemi herby Polski, Litwy i Rusi. Na estradzie w udekorowaniu wyobrażono zjednoczenie stanów symbolami rolnictwa i rękodzieł.
Uroczystość zagaił poseł dr. Adam Asnyk następującem przemówieniem:
„Sto lat ubiegło od wiekopomnego w dziejach naszych dnia, w którym prawomocni przedstawiciele wolnej jeszcze Rzeczypospolitej, w zakończeniu chlubnej prawodawczej działalności ogłosili uchwaloną przez siebie ustawy, znaną pod imieniem konstytucyi Trzeciego Maja.
„Nauczeni smutnem doświadczeniem po hańbie pierwszego rozbioru, któremu bezrząd i swawola utorowały drogę, ocknęli się prawi synowie ojczyzny i zabrali się do naprawy zła, starając się o podłożenie podwalin dla silniejszej budowy państwowej, zgodnej z wymaganiami nowożytnych czasów.”
W tym celu poświęcili na ołtarzu zazdrośnie dotąd strzeżone przywileje złotej wolności jednego wyłącznie stanu, a rozszerzając podstawy narodowego bytu, wzmacniając siłę rządu i roztaczając opiekę prawa nad upośledzonym dotąd ludem, dokonali wielkiej i wzniosłej jak na one czasy reformy, która byłaby wystanie odrodzić i ocalić Polskę, gdyby wróg, czyhający na jej zgubę, nie zniszczył w samym zarodzie zbawczego czynu.
„Niemniej przeto nawet po doszczętnym pogromie, jak niegasnące nigdy światło przyświecał on pogrążonemu w grobowych ciemnościach narodowi i wskazywał mu dalsze drogi pochodu! — Niemniej stanowi jedną z najpiękniejszych kart naszych dziejów, która całej Polsce słuszną przynosi chlubę.
„Szczycić się nią przede wszystkiem może i powinien ów stan szlachecki, który odniósł nad samym sobą świetne zwycięstwo, gdyż stłumiwszy głos wiekowych przesądów i podszepty egoizmu, wyciągnął szczerze bratnią dłoń do mieszczaństwa i wiejskiego ludu.
„Ale dumni z niej muszą być i wszyscy ci, którzy tym chrztem duchowym do narodowej i obywatelskiej samowiedzy zostali powołani.
„Słusznie więc czyni naród, że święci pamięć tej dziejowej chwili z całą czcią i uroczystością, na jaką mu się zdobyć wolno.
„Podobny obchód nie jest to czcza demonstracya dla zabawki tłumu, jak go niektórzy chcą uważać, ale jest to wyraz wdzięczności dla tych naszych ojców, którzy w samej chwili upadku wytknęli nam drogi odrodzenia, jest to serdeczne przejęcie się najszlachetniejszą tradycyą przeszłości, jest to co więcej żywa nauka naszej historyi, wniesiona do poddasza robotników i słomianej strzechy wiejskiego ludu.
„Obchód taki nauczy go więcej i silniej przemówi do jego duszy, niż szeregi suchych dat, które mu czasami przypaść mogą w udziale i będzie niejako dalszym ciągiem przewodniej myśli twórców Trzeciego Maja.
„Naród bowiem, jeżeli ma istnieć i rozwijać się, oprócz chleba potrzebuje jeszcze ideału.
„Trzeba mu odsłonić jasne karty przeszłości, żeby ją mógł poznać i ukochać i czuć się w żywym z nią związku, trzeba w nim rozbudzić samowiedzę tej ciągłości bytu, w której każde pokolenie jest tylko jednem ogniwem wielkiego łańcucha i ukazać jakiś cel idealny, choćby okiem niedościgły.
„Inaczej w imię czego będzie żył, cierpiał i wałczył z przeciwnościami?
„Jeżeli nie ukocha przeszłości i nie będzie miał wiary w przyszłość, pozbawiony będzie najważniejszego bodźca, który ześrodkowuje wszystkie myśli i czyny na ołtarzu wielkiej całości. Bez tego bodźca żadna społeczna praca skutecznie podjętą być nie może, gdyż zamiast związanego wspólnością dążeń i kroczącego w oznaczonym kierunku narodu, pozostanie tylko zgraja niesfornych jednostek, słuchających kłamliwych haseł powszechnej walki o byt, kłócących się o kęs chleba i służących jedynie własnemu egoizmowi i własnym namiętnościom.
„Obowiązkiem więc jest naszym tu, gdzie możemy, krzepić i wzmacniać poczucie narodowe w granicach praw nam służących.
„Poszanowanie prawa jest dowodem dojrzałości politycznej, ale to poszanowanie nie polega wyłącznie na biernej ostrożności, żeby go w niczem nie naruszyć, ale polega również na czynnem jego wykonywaniu. Nie dość jest unikać starannie wszelkiego praw przekroczenia, trzeba jeszcze ich umieć strzec i bronić i wyzyskiwać w całej pełni dla publicznego dobra. Kto zaniedbuje tego obowiązku, kto nie korzysta rozumnie z obywatelskich i narodowych swobód udzielonych społeczeństwu, ten zasługuje na to, żeby mu je zaprzeczono i odjęto, ten przy największym wymiarze wolności, pozostanie zawsze dobrowolnym niewolnikiem”.
Po mowie dra Asnyka rozpoczęły się produkcye muzykalno-wokalne, których przygotowaniem zajął się dyrektor Towarzystwa muzycznego p. Wiktor Barabasz. Poważną introdukcyą były odśpiewane na wstępie starodawne chóry „Alleluja” z r. 1635 Niewiadomego oraz Gorczyckiego „Gaude mater Polonia”. Wyuczone i wykonane wzorowo ustępy powyższe były piękną i poważną okrasą wieczoru. Po nich nastąpiły dwie piękne pieśni Moniuszki „Wiejska serenada” i „Poleć pieśni”, odśpiewane przez chór żeński.
Z kolei nastąpił odczyt posła dra Augusta Sokołowskiego: „O politycznym i społecznem znaczeniu konstytucyi 3 maja”. (Drukowany później w odcinku N. Reformy.)
Jednym z najbardziej zajmujących punktów obfitego programu był występ orkiestry amatorskiej, która pod batutą p. Barabasza odegrała Polonez Ogińskiego, oraz „Tańce tatrzańskie” Paderewskiego. Chór męski odśpiewał na zakończenie Pieśń wojenną Moniuszki-Galla i krakowiak Grossmanna.
Program części muzycznej złożony był wyłącznie z utworów polskich kompozytorów.
Dnia 3-go maja wspaniały ranek majowy o godz. 7. powitała orkiestra młodzieży rękodzielniczej „Harmonia” odegraniem pobudki. Gały komplet orkiestry maszerował po ulicach miasta i utworami narodowemi zapowiadał pamiętną rocznicę.
Młodzież szkolna zebrawszy się o godzinie 9 ½ przez kamieniem Kościuszki na Głównym Rynku, złożyła na nim prześliczny wieniec z białemi szarfami, a utworzywszy potem półkole, odśpiewała „Boże coś Polskę”. Następnie w zwartych szeregach udali się zebrani na cmentarz Rakowicki, gdzie u grobu poległych weteranów wojsk narodowych, odśpiewano pieśni patryotyczne. W powrocie do miasta, aż do rogatki, śpiewano marsze polskie. U drzewa wolności i przed pomnikiem Rejtana, powtórzyły się te same śpiewy.
W kościele św. Anny obchodzono w tym dniu uroczyście założenie bractwa ślubnego N. M. Panny, Królowej Polskiej. Sumę odprawił ks. kanonik Bukowski, kazanie zaś wygłosił ks. kanonik Pelczar. W końcu kazania, zachęcał mówca wiernych, aby się zapisywali do Bractwa ślubnego N. Panny, królowej Polski, mającego na celu zadosyćuczynić ślubom uroczyście w imieniu narodu poprzysiężonym w imieniu króla i Rzeczypospolitej; oraz zachęcał, aby łącząc uroczystość Konstytucyi 3 maja z uroczystością N. Maryi Panny, Królowej Polski, mieszkańcy miasta wystawiali w oknach obrazy Matki Boskiej i takowe oświetlali. Po nabożeństwie odśpiewano „Święty Boże” i „Bądź pozdrowiona Panienko Marya“.
O godzinie ½ l z południa, po nabożeństwie w kościele św. Anny, kilkuset włościan, mężczyźni, kobiety i dzieci, w swych malowniczych strojach, zebrało się przed Sukiennicami. Do nich przyłączyli się wszyscy prawie członkowie Towarzystwa „Gwiazdy” i razem weszli na salony Towarzystwa sztuk pięknych i do muzeum narodowego.
Wstęp na wystawę dla włościan był zupełnie bezpłatny, a do muzeum narodowego, którego zarząd niema prawa bezpłatnie wpuszczać, po cencie od osoby. Nowy obraz Matejki bardzo zainteresował naszych włościan, wypytywali się o jego znaczenie i wszystkie szczegóły obrazu. Kilka osób dawało im żądane wyjaśnienia, a między innemi szczególnie jasny, zrozumiały i do pojęć, i wyobrażeń ludu zastosowany był improwizowany wykład p. Józefa Parczewskiego, nauczyciela szkoły św. Barbary. Włościanie słuchali opowiadań i wyjaśnień z zajęciem i ciekawością.
O godzinie wpół do trzeciej po południu zebrali się włościanie z okolicznych włości Krakowa, jako to: z Bieńczyc, Wyciąż, Brzegów, Mogiły, Dębnika, Bielan, Kobylan, Krowodrzy, Łobzowa, z obydwu Prądników, Olszy, Dąbia, a dalej z Krzeszowic, Śmierdzącej, Liszek, Tyńca itd. w rynku przed Sukiennicami, gdzie im członkowie komitetu obywatelskiego rozdali bilety do teatru.
Po godzinie 3 wyruszył pochód z rynku ku gmachowi teatralnemu i wkrótce lud w pięknych swych strojach wieśniaczych zajął fotele, krzesła, loże parterowe, pierwszego piętra i drugiego, krzesła balkonowe, cały parter i galeryę. Jednego miejsca nie było wolnego. Nastrój publiczny od początku przedstawienia „Kościuszki pod Racławicami” nosił na sobie cechę wyjątkową; a ci widzowie nie przyzwyczajeni do teatralnych wrażeń okazali się wybornem audytoryum i na twarzach malowało się zaciekawienie, w twarzach współczucie dla rozwijającej się akcyi, w zachowaniu się tłumów powaga i dojrzałość.
Nie wszystkie ustępy „Kościuszki” jednakowo przypadły do gustu widzów: początek i ta część, która się odbywa w Krakowie, podobały się bardzo i wywarły dodatnie wrażenie. Bartosz Głowacki i kosynierzy mieli szczególniejszy urok dla widzów, którzy też śledzili ich losy z wielkiem zajęciem. Modlitwa do Matki Boskiej, odśpiewana na scenie, wzruszyła do łez włościan. Za to wszystkie sceny z Moskalami wywołały mars na czoła, patrzano na ich fizjognomje i znoszono ich widok niechętnie. Orkiestra „Harmonii”, bardzo zręcznie wprowadzona na scenę, odegrała doskonale marsza i spełniła zadanie drugie, urozmaicając antrakty wybornie wykonanemi dziełami muzycznemi. Z prawdziwem wzruszeniem widziano jak w czasie hymnów narodowych wieśniacy z miejsc swych powstawali, jak chciwie rzucali się na ofiarowane im w antraktach książeczki i jak mimo niebywałego natłoku wzorowy porządek w teatrze był utrzymywanym.
Ze zmierzchem rozpoczęła się illuminacya. Zapalono przede wszystkiem wspaniałe pochodnie z dwóch stron Sukiennic: imponujące urny wyrzucały ze siebie słupy ognia rozlewającego się dokoła. Sukiennice zajaśniały tysiącem małych światełek rozrzuconych po bokach, z wystawy sztuk pięknych przebiegło kilka elektrycznych promieni w kierunku wieży Mariackiej, która dopiero wraz z kościołem zarysowała się wspaniale na tle czarnego nieba, kiedy ją oświetlono czerwonym ogniem z dołu.
Okna wszystkich prawie kamienic zajarzyły się mnóstwem świateł. Ślicznie wyglądał magistrat, gmach Towarzystwa ubezpieczeń, Kasa oszczędności, gmachy straży pożarnej i akcyzy itd., prywatne domy również wyglądały bardzo ładnie, zwłaszcza w Rynku głównym i Małym: znać tu było gust w udekorowaniu i oświetleniu.
Rondel za bramą Floriańską otwierał iluminację przy wjeździe do Krakowa w sposób wysoce artystyczny. Bardzo zręcznie poumieszczano lampki w zagłębieniach muru: padało stąd efektowne światło na pokryte już zielenią planty Brama Floriańska, uwieńczona rzędami lampek, poprzybijanych od góry do dołu, jaśniała prześlicznym transparentem: na tle czerwonem płynął orzeł biały, a dokoła biegł napis, „Królowo korony polskiej, módl się za nami!”
Artystyczne dekoracje w niektórych domach zwracały powszechną uwagę; i tak na ulicy Szczepańskiej, na dole, pięknie wyglądał transparent, wyobrażający „Wiarę, Nadzieję i Miłość”; na Rynku u Krzysztofowicza wybornie obmyślano dekoracyę; z domu p. Roszkowskiego padało jasne światło magnezjowe; w oknach lokalu „Ogniska” królował orzeł biały. W oknach redakcji N. Reformy umieszczono w przeźroczach portrety: Staszyca, Kołłątaja, Kościuszki i Dekerta, oraz obraz allegoryczny przedstawiający nawę wśród burzy, W oknach redakcyi Kurjera Polskiego wystawiono trzy przezrocza: widok zamku warszawskiego, widok kościoła św. Jana w Warszawie i grupę allegoryczną pojednania stanów. Towarzystwo wzajemnego kredytu rękodzielników wystawiło portret Dekerla z napisem: „cześć zacnemu obywatelowi”. W mieszkaniu p. Rybczyńskiej w ulicy św. Jana jaśniał wymowny i godny zanotowania transparent, z napisem: „Niechaj pokolenia pokoleniom przekazują pamięć dnia 3. maja 1791-1891 roku”. W powietrzu rozbrzmiewały tony dźwięczne „Lutni” krakowskiej.
Jednocześnie odbywał się drugi wieczorek ku uczczeniu konstytucyi w sali strzeleckiej. Ślicznie udekorowana sala mieściła na estradzie wśród zieleni olbrzymią złotą kotwicę z napisem 1791 3 maja 1891.
Z uderzeniem godziny wpół do 8 wystąpił poseł Dr. Ferdynand Weigel i powitał zgromadzoną publiczność.
Mówca podniósł w gorących słowach znaczenie wiekopomnej konstytucyi 3 maja. Pozostanie ona po wszystkie wieki żywem świadectwem dojrzałości politycznej narodu, który przez wrogów zawsze o bezrząd był pomawiany. Dlaczego dla nas tak droga jest ta konstytucya, która w dzisiejszych czasach wydana, wymagałaby niewątpliwie w niejednym kierunku reformy i zmiany? Oto dlatego, że serca
ją polskie gorącą przejęte miłością dyktowały, że miała na celu Ojczyznę wydobyć z upadku, losy narodu na nowe pomyślne pchnąć tory. I złotemi głoskami zapisała się ta pamiętna ustawa w sercach każdego Polaka, co więcej w sercach i pamięci całego świata cywilizowanego.
I oto pamięć jej święci dzisiaj cały naród, dokąd sięga język polski, święcą ją Polacy w tej dzielnicy, święcą ją bracia za kordonem cichą łzą i stłumionym szeptem i Wielkopolska ją święci jak może tam, gdzie stanęła siła przed prawem. A święcimy ten dzień z całą powagę, na jaką nas stać tylko, z najwyższą wzniosłością ducha, z niekłamaną radością, niezagłuszoną w tej jedynej chwili echem cierpień i klęsk, jakie od stu lat biją jak gromy w nasz naród nieustannie. A wielki urok dnia dzisiejszego upatrujemy w tern, że możemy kłam zadać pozorom, jakiemi chcą usprawiedliwić rozbiory Polski.
Naród nasz był politycznie dojrzały, a wszelkie najazdy i wtargnięcia sil obcych były i pozostaną niczem nieusprawiedliwionem pogwałceniem praw narodu, praw ludzkich i boskich. (Burze oklasków). A jeśli dziś zapytać nam się godzi, czem mamy uświęcić chwilę tak uroczystą, jaką wytyczyć drogę na przyszłość i co nam u schyłku tego wieku czynić wypada, to przypomnieć należy to, co podniósł także kaznodzieja na nabożeństwie na zamku tj. śluby Jana Kazimierza w katedrze lwowskiej. W nich zawierają się śliczne hasła do was tu zastosowane — tu mówca zwrócił się do ludu siermiężnego — w nich podniesiono ideę poświęcenia się dla ludu i mieszczaństwa, dla poczciwych oraczy naszych, kmiotków i pracowitego ludu miejskiego. I dziś nie co innego nam pozostaje, jeno ślubować razem z Janem Kazimierzem, a ślubować święcie, że jak kto może, wszystkie siły swe obróci na pracę dla ludu, na oświatę jego, na poprawienie jego doli, a jeśli dziś w setną rocznicę ogłoszenia konstytucji trzeciego maja taką złożymy przysięgę, jeśli w myśl jej pracować będziemy szczerze i usilnie, wówczas Bóg nam dopomoże do uczciwego dzieła dźwignięcia się i odrodzenia, wówczas nikt nie będzie śmiał rzucić nam słów, podsuwanych niegodnie nieśmiertelnemu naczelnikowi Kościuszce, że „Finis Poloniae”, że naród nasz znikł z powierzchni ziemi, ale pełną piersią, skutecznie i silnie zawołamy: „Jeszcze Polska nie zginęła”.
Z kolei chór „Sokoła” pod kierownictwem p. Deca odśpiewał trzy piosnki: „Witaj majowa jutrzenko”, Noskowskiego „W starym domku” i „Pieśń wojenną”, Moniuszki-Galla. Nastąpił odczyt o konstytucyi 3 maja, wygłoszony przez p. Michała Danielaka. Prelegent skreśliwszy pokrótce stan Polski w czasach przed konstytucyą, wykazał bezzasadność zwalania obecnej doli naszej Ojczyzny tylko na winy ojców naszych, porównał ówczesne położenie włościan w Polsce z nieszczęsną dolą ich w innych krajach Europy i przykładami poparł fakt niezaprzeczony, że w państwach cywilizowanych zachodniej Europy o wiele, wiele gorzej obchodzono się z ludem, aniżeli u nas. Przechodząc z kolei do samej konstytucyi 3 maja, w której nasz naród o wiele wyprzedził wszystkie inne narody stałego lądu Europy, opowiedział p. Danielak, co uczyniła wiekopomna ustawa dla ludu wiejskiego i dla mieszczaństwa, podniósł w gorących słowach zasługi burmistrza Dekerta, przytoczył najpoważniejsze głosy zagranicznych historyków o konstytucyi polskiej i zakończył wezwaniem do pracy nad ludem w myśl konstytucyi 3 maja, nad tym ludem, który „uprawi i użyźni glebę polską pod zasiew wolności i dobrobytu Ojczyzny”.
Nastąpiły z kolei produkcje muzykalne. Panna Schöngut odśpiewała dwie piosnki Galla: „Pieśń miłosna” i Kratzera „Ujrzałem raz”, i zmuszona była nad program odśpiewać jeszcze Niedzielskiego „Piosnkę Krzysi” i Kratzera „Chciałbym”.
Następnie odegrał na skrzypcach p. prof. Jan Ostrowski „Kołysankę” Obnickiego i własnej kompozycyi polonez p. t. „Nasz wawrzyn”.
W dalszym ciągu odśpiewał p. Stypkowski „Wędrowca” Szuberta i „Dumkę” Kratzera, a p. Buziacki oddeklamował „Hymn Polski” Romanowskiego i odczytał następnie wiersz, napisany w setną rocznicę konstytucyi.
Chór „Sokoła” zakończył obchód odśpiewaniem „Pieśni Filaretów” i piosnki Moniuszki-Galla „Wędrowna ptaszyna”, a gdy oklaski żadną miarą umilknąć nie chciały, zabrzmiała w końcu z piersi naszych Sokołów „Straż nad Wisłą”.
Dzielny chór „Sokoła” wraz z kierownikiem swoim p. Decem po ukończeniu wieczoru w Towarzystwie strzeleckim podążył także na miasto i przy bramie Floryańskiej, pomniku Rejtana, oraz kamieniu Kościuszki odśpiewał patryotyczne pieśni. Przy kamieniu tym śpiewała także „Lutnia” krakowska, stowarzyszenie śpiewackie, którem dyryguje pan Adolf Steibelt.
***
— We wszystkich bóżnicach krakowskich odbyły się solenne nabożeństwa, na których mnóstwo izraelitów zapełniło domy modlitwy. Rabini w polskim języku skreślili znaczenie konstytucyi, oraz zbawienne skutki onej, przez nadanie praw wszystkim stanom w Polsce, a więc i żydom. Ogólne modlitwy zakończyły tutaj uroczystość.
— W lokalu Stowarzyszenia św. Józefa przy ulicy Mikołajskiej, zebrała się 3 maja bardzo tłumnie publiczność. Wieczorek rozpoczął się odczytem profesora St. Kozłowskiego, o konstytucja 3 maja. Chór męski odśpiewał bardzo ładnie „Trzeci Maj”, „Wisła” mazur Nowakowskiego i „O święty kraju nasz” H. Jareckiego. Do kwartetu smyczkowego zasiedli pp. Wereszczyński, Jaglarz, Klein i Wojsolin. Ustęp z „Dziadów” Mickiewicza poprawnie wypowiedział p. Janiszewski „Stacha” Noskowskiego wykonał p. Klein, poczem odegrano obrazek dramatyczny Szymanowskiego „Na ulicy” i Fredry „Odludki i poet”. W komedyjkach tych bardzo ładnie z ról swoich wywiązali się: pp. Kalicińska, Stefański i Pietkiewicz. Wieczorek zakończył obraz żywych osób, oświetlony ogniem bengalskim, przedstawiający połączenie stanów.
— Członkowie Koła artystyczno-literackiego obchodzili w dniu 6 maja, setną rocznicę konstytucyi 3-go maja. Powaga łączyła się z serdecznością, nie brakowało ani głębszych myśli, ani prawdziwego zapału.
Program składał się z odczytu i wspólnej uczty. Prelegentem był p. K. Bartoszewicz. Mówił o literaturze pięknej i satyrze przed dniem 3-go maja, o ile ich treścią było dążenie do reformy rządu. Wykład trwał całą godzinę i niesłychanie zajął i zaciekawił słuchaczy.
Podczas uczty wniósł pierwszy toast prezes Juliusz Kossak na cześć niespożytej miłości Ojczyzny, objawiającej się w święceniu wielkich faktów przeszłości. Idea, która świeciła twórcom 3 maja, w sercach ich potomków znajduje pełny oddźwięk, niechże więc ta nić co nas łączy z przeszłością (kończył prezes), nigdy się nie zerwie, a przyszłość nie zawiedzie pokładanej w niej nadziei. Po prezesie zabrał głos p. Kazimierz Bartoszewicz i w przemówieniu swem scharakteryzował dwa typy: Suchorzewskiego i Kazimierza Sapiehy. Obaj byli przeciwnikami konstytucji, ale kiedy pierwszy dla doktryny wolności gotów był ojczyznę poświęcić, drugi wbrew własnemu przekonaniu poddał się większości, bo salus Reipublicae suprema lex. To dało mówcy sposobność uczynienia aluzji do dzisiejszych stosunków, które są pod pewnemi względami odbiciem ludzi i czasów 3 maja. Niech, coraz mniej mamy Suchorzewskich, a coraz więcej Sapiehów. Niech hasło twórców 3 maja, by dobrze było Ojczyźnie, stanie się przewodnikiem myśli i czynów, niech osobiste zapatrywania zawsze ustępują dobru publicznemu. — Dr. Kastory z uwagi, że łączność i zgoda tak potrzebne w całym narodzie, znajdują zawsze swój odgłos w „Kole” dzięki zasłużonemu prezesowi, wniósł zdrowie Jul. Kossaka w słowach serdecznych i pełnych zapału. P. Mrazek ciepło podniósł znaczenie sztuki i poezji polskiej, przyświęcających narodowi w najcięższych jego chwilach i wychylił toast na ich powodzenie w ręce prof. Löefflera. Następny toast na cześć tych, co walczyli za kraj z bronią w ręku, był wypowiedziany przez dra Kastorego w ręce prof. Gadomskiego.
Prof. Gadomski dziękując wspomniał, że dzień dzisiejszy jest mu powtórnie drogim, bo nie tylko obchodzi konstytucją 3 maja, ale i rocznicę zaszczytnej bitwy pod Kobylanką. P. Bartoszewicz podniósł znaczenie codziennej, zwykłej a sumiennej pracy; geniusze są ozdobą narodu, ale siłą jego dobrzy pracownicy, wzniósł więc zdrowie tych, co żmudną pracą i sumiennem wykonywaniem obowiązków dają podstawę siły narodowej. Dr. Bandrowski w pełnem głębszych myśli przemówieniu scharakteryzował stuletnią walkę narodu o byt polityczny, i wyraził z zapałem głębokie przekonanie, że przyszłe pokolenia iść będą śladem ojców, nie żałując niczego dla dobra kraju i obrony praw nieprzedawnionych. Mówili jeszcze pp. Jul. Kossak, Mrazek, pułkownik Miłkowski (wierszem), dr. Kastory, dr. Doboszyński. (Kurjer Polski).
— Stowarzyszenie młodzieży handlowej stuletnią rocznicę nadania konstytucyi uczciło uroczystym wieczorem muzykalno-deklamacyjnym, który się odbył we czwartek 7 maja w lokalu stowarzyszenia przy ulicy Brackiej. Na program wieczoru złożył się wykład prof. Cz. Pieniążka, liczne produkcye wokalne chóru, pod kierunkiem p. Wereszczyńskiego i produkcya kwartetu smyczkowego. Uroczystość zakończyła się przedstawieniem znanego obrazu ludowego Wł. L. Anczyca „Łobzowianie” w grze amatorów.
— Wieczorek w „Zgodzie” ku uczczeniu 100-letniej rocznicy 3 maja odbył się w sali cechu rzeźniczego we czwartek 7 maja. Zagaił wieczorek dr. Lesław Boroński podnosząc patryotyczne motyw a konstytucyi 3 maja. Dr. August Sokołowski przedstawił istotę konstytucyi, uchwalonej w Polsce przed stu laty i znaczenie jej dla dzisiejszych pokoleń.
Resztę obfitego programu wypełniły śpiewy, gra na skrzypcach i deklamacya. Z zapałem deklamowała p. Anna Kałużyńska. Dzielnie spisały się chóry pod kierownictwem p. Michała Wierzyńskiego, pomimo tropikowego gorąca w sali powiodły się nawet duety i sola na baryton p. Zbosia. Cały wieczorek miał cechę bardzo uroczystą i poważną.
— W muzeum techniczno-przemysłowem dnia 3 maja od godz. 12-1 w muzealnej sali pięknie dekorowanej barwami narodowemi i herbami wszystkich województw i ziem całej Polski w dawnych jej granicach, odbył się publiczny odczyt prof. dra Augusta Sokołowskiego posła do Rady państwa „O Konstytucyi 3 maja”. Audytorium złożone było prawie wyłącznie z samych pań, które po skończonym odczycie dziękowały serdecznie prelegentowi za jego bardzo zajmujący odczyt, którym objął i treściwie wyłożył całą historyę tej ważnej chwili dziejowej.
— Pamiątkowy wieczór izraelitów. Komitet, który miał urządzić wieczorek dla wszelkich warstw żydowskich w Krakowie, doznawszy odmowy ze strony policyi, urządził obchód w kole prywatnym, wobec 400 zaproszonych osób. Po patryotycznem gorącem przemówieniu dra M. Kohna, które silne po sobie zostawiło wrażenie, nastąpił obfity i dobrze wykonany dział muzykalno-deklamacyjny. Odczyt wygłosił dr. P. w ciepłych trafnych słowach przedstawiając dzieje i znaczenie aktu konstytucyi, poczem odśpiewała cała publiczność, w towarzystwie chóru, pod kierownictwem p. J. Fiszera, pieśni patryotyczne.
— „Ognisko”, Towarzystwo drukarzy krakowskich, urządziło w sobotę dnia 2 maja, w gustownie przyozdobionym lokalu własnym, wieczorek muzykalno-dramatyczny ku uczczeniu setnej rocznicy konstytucyi 3 maja. Wieczorek zagaił dobrze obmyślanem przemówieniem jeden z towarzyszów drukarskich — następne numera programu jak chóry, sola i gra na skrzypcach, wykonano bez zarzutu, co świadczy korzystnie o staraniach występujących. Koroną wieczorku był dramat A. Urbańskiego p. t. „Kenia”, który dzięki grze nie utracił nic z swej wartości, wypowiedziany zaś został z wielkim zapałem i zrozumieniem rzeczy. Bardzo licznie zebrana publiczność szczerze oklaskiwała wszystkie produkcye, cały zaś nastrój wieczorku miał cechę poważną i podniosłą i pozostawił miłe wspomnienie w umysłach słuchaczy.
— Dekoracyą pomnika Rejtana, sali „Sokola”, sali strzeleckiej, pamiątkowego kamienia Kościuszkowskiego na Rynku zajmował się p. Ludomir Benedyktowicz przy pomocy młodzieży ze szkoły sztuk pięknych.
Obie sale i pomnik Rejtana tak wspaniale były udekorowane, że wszyscy wyrażali się z największem uznaniem, które się należy p. Benedyktowiczowi.
— W końcu dodać należy, iż niektóre instytucje naukowe obchodziły pośrednio setną rocznicę konstytucji. I tak na dorocznem publicznem posiedzeniu Akademii Umiejętności w dniu 30. maja, prezes jej prof. hr. Stanisław Tarnowski w sprawozdaniu swojem poświęcił setnej rocznicy ustęp wybitny, a sekretarz Akademii prof. Dr. Stanisław Smolka miał odczyt p. t. „Stanowisko mocarstw wobec konstytucji 3go maja” (drukowany w „Przeglądzie Polskim”).
W Towarzystwie prawniczem 13. maja na zebraniu miesięcznem odczytał Dr. Bronisław Dembiński rozprawę o konstytucji. Towarzystwo to ogłosiło przedtem konkurs na rozprawę porównywającą konstytucję 3. maja z innemi europejskiemi.
Opr. Aleksander Wietrzyk