Odszedł legendarny Gerard Cieślik

 

W ostatnim czasie poważnie chorował. W piątek ponownie trafił do szpitala, a w niedzielę nad ranem zmarł. Gerard Cieślik, legendarny napastnik Ruchu Chorzów i reprezentacji Polski nie żyje. Miał 86 lat.

 Urodził się 29 kwietnia 1927 roku w Hajdukach Wielkich, które teraz są dzielnicą Chorzowa. Od małego Gerard Cieślik wiedział, że chce być piłkarzem. Jego marzenia mocno storpedował wybuch II wojny światowej. Na samym jej początku chłopiec stracił ukochanego ojca – powstańca śląskiego, który zginął w bombardowaniu. Czasy wojny były dla rodziny Cieślika tragiczne. Pod jej koniec 17-letni wówczas zawodnik, a także jego brat Jerzy zostali przymusowo wcieleni ma kilka miesięcy do Wehrmachtu. Do domu wrócił tylko Gerard.

 W 1945 roku filigranowy napastnik mógł w końcu w całości poświęcić się piłce nożnej. Tak naprawdę był skazany na Ruch, bo urodził się praktycznie 200 metrów od ówczesnego stadionu “Niebieskich”. Z chorzowskim klubem, który w czasie okupacji przemianowano na Bismarckhuette SV był od 12. roku życia do samego końca. Na dobre i na złe. Nigdy nie zmienił barw, a propozycji miał mnóstwo. Dostał nawet powołanie do wojska, aby w ten sposób zasilić Legię Warszawa. Ostatecznie nic jednak z tego nie wyszło, bo wstawił się za nimi wysoko postawieni dygnitarze wojskowi ze Śląska. “Gienek” miał także propozycję ze szkockiego Aberdeen. Niezwykle związanego z regionem piłkarza nie przekonały nawet wielkie, jak na tamte czasy zarobki w wysokości 10 tysięcy funtów za rok.

 Z chorzowskim zespołem wywalczył trzy mistrzostwa kraju. Był dwukrotnie najlepszym snajperem ligi. Wystąpił w sumie w 249 meczach “Niebieskich”, w których strzelił 178 goli, w tym aż 168 w ekstraklasie. To daje mu czwarte miejsce w klasyfikacji wszech czasów. W zeszłym sezonie wyprzedził go Tomasz Frankowski.

 W reprezentacji Polski Cieślik zagrał 45-krotnie i zdobył 27 bramek. Najważniejszym spotkaniem w kadrze było dla niego bez wątpienia to ze Związkiem Radzieckim 20 października 1957 roku. W meczu eliminacji do mistrzostw świata w Chorzowie Polacy pokonali znienawidzonych Sowietów 2:1, a pan Gerard strzelił najlepszemu wówczas bramkarzowi świata Lwu Jaszynowi oba gole. Kibice, których na Stadionie Śląskim zasiadło 100 tysięcy, nosili go potem długo na rękach. To były niezapomniane chwile.

 – Uważam, że dzisiejsi piłkarze są lepsi od tych dawnych, z moich czasów. Tyle, że… jest im za dobrze. Od najmłodszych lat mają różne stypendia, inne dochody. A ja codziennie pracowałem od 6 do 14, a po południu dopiero mogłem trenować – wspominał po latach. Wielu ekspertów wskazywało, że gdyby urodził się później, stałby się znany na całym świecie.

 Czarujący niesamowitym wyczuciem w polu karnym i skutecznością filigranowy napastnik zakończył karierę bardzo wcześnie, bo w 1959 roku. Mierzący tylko 163 centymetry wzrostu zawodnik pożegnał się z profesjonalnym graniem w piłkę w wieku 32 lat. Po ostatnim występie przeciwko Wiśle Kraków dostał od działaczy własnego klubu aparat. Rywale wykazali się większym gestem i wręczyli mu złoty sygnet. Później “Gienek” zaprosił kolegów z zespołu na kolację, za którą musiał zapłacić z własnych, niewielkich bardzo oszczędności.

 Po rozstaniu z boiskiem sprawował w klubie z Cichej praktycznie wszystkie możliwe funkcje: trenera, skauta, członka zarządu. Ostatnio był honorowym prezesem Ruchu. W 1999 roku został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

 – Wszędzie jest dobrze, ale w domu najlepiej. Szkoda mi tylko tego, że nie mieliśmy takich możliwości kontaktów zagranicznych. Dziś nasi piłkarze grają przeciwko różnym drużynom. A gdzie my mogliśmy pojechać? Na Węgry, do Czechosłowacji. Dziś łatwiej się uczyć od najlepszych – mówił nieco ponad rok temu na uroczystości 85. urodzin.

 Cieślik w ostatnich tygodniach czuł się bardzo źle. Na przełomie września i października był hospitalizowany. Miał zapalenie płuc oraz problemy żołądkowe. Udało mu się jednak wrócić do domu na kilkanaście dni.

 W piątek w dzień Wszystkich Świętych ponownie trafił do chorzowskiego szpitala na oddział wewnętrzny. Coraz gorzej pracowało osłabione ostatnio chorobą serce i nerki. Jego stan był bardzo poważny. Zmarł w niedzielę nad ranem w wieku 86 lat.

 – Gdybym zaczynał życie jeszcze raz, też zostałbym piłkarzem. Chyba nie ma nic lepszego – powiedział kiedyś. Te słowa to najlepsze podsumowanie Jego pięknej, pełnej wzruszeń i emocji doli.

 Dziękujemy za wszystko Panie Gerardzie. Niech Panu ziemia lekką będzie.

 

Źródło: Eurosport.pl