NA ŚMIERĆ CHOPINA
Serveryn Kapliński
Umarł Szopen! Z nim razem wstąpił do mogiły
Władca tonów, co wstrząsał sercami naszemi;
Ludzie wieszcza, niebiosa kapłana straciły,
Co o lepszej krainie rozpowiadał ziemi!(…)
Fryderyk Chopin na łożu śmierci. Rys. Ołówkiem N. Ordy.wg T. Kwiatkowskiego. Zb. Muz. TiFC.
ŚMIERĆ CHOPINA
Wreszcie przyszła śmierć wyzwolicielka. O tym jak zmarł, istnieje kilka relacji . Ale jak to bywa zwykle, każdy jedno i to samo zdarzenie inaczej widział i w innym oświetleniu przedstawił, oczywiście stosownie do intencji uwarunkowanej osobistymi poglądami lub potrzebami. Niektóre z nich były całkiem ze sobą sprzeczne, o czym można przekonać się czytając całą książkę… ( Przyp. Red).
Najwcześniejsza relacja pochodzi od ks. Aleksandra Jełowickiego, ze zgromadzenia zmartwychwstańców, który spowiadał umierającego. Podał ją w liście z 21 października 1849 roku do Ksawery Grocholskiej, jednej z najwybitniejszych kobiet polskich owej epoki, arcygorliwej katoliczki. Zrozumiałe więc, że relacja ta musiała otrzymać piętno, jakie nosi (Nb na liście ks. Jełowickiego i osobistej z nim rozmowie oparł opis śmierci Chopina w swej książce o nim Liszt, który z czasem sam przywdział sutannę katolickiego księdza.)
„Przezacna Pani.
Jeszcze pod wrażeniem śmierci Chopina piszę o niej słowo Umarł 17 października 1849 roku o godzinie drugiej nad ranem.
Od lat mnogich życie Chopina było jak na włosku.
Ciało jego, zawsze mdłe i słabe, coraz bardziej się wytrawiało od ognia geniuszu. Wszyscy się dziwili, że w tak wyniszczonym ciele dusza jeszcze mieszka i nie traci na bystrości rozumu i gorącości serca. Twarz jego jak alabaster zimną była, białą białą i przejrzystą; a oczy jego zwykle mgłą przykryte iskrzyły się niekiedy blaskami wejrzenia.(…)
(…) Ofiaraowałem sie przyprowadzić mu , jakiego zechce spowiednika, A on mi w końcu powiedział: «Jeśli kiedy zechcę się wyspowiadać, to pewno u Ciebie.»
Tego się właśnie po tym wszystkim, co mi powiedział, najbardziej lękałem.
Upłynęły długie miesiące w częstych odwiedzinach moich, ale bez innego skutku. Modliłem się wszakże z ufnością, że nie zaginie ta dusza. Modliliśmy się o to wszyscy zmartwychwstańcy, zwłaszcza czasu rekolekcji. A oto 12 bm. wieczorem przyzywa mię co prędzej doktór Cruveiller mówiąc, że za nic nie ręczy. Drżący od wzruszenia stanąłem u drzwi Chopina, które po raz pierwszy przede mną zamknięto. Jednak po chwili kazał mię wpuścić, lecz tylko na to, aby mi rękę uścisnąć i powiedzieć: «Kocham cię bardzo, ale nic nie mów, idź spać».
Wystaw sobie, kto możesz, jaką noc przebyłem! Nazajutrz przypadł dzień św. Edwarda, patrona ukochanego brata mojego. Ofiarując za jego duszę mszę świętą, tak prosiłem Boga: «0 Boże, litości! Jeżeli dusza brata mego Edwarda miłą jest Tobie, daj mi dzisiaj duszę Fryderyka!»
Więc ze zdwojoną troską szedłem do Chopina. Zastałem go u śniadania, do którego gdy mię prosił, ja rzekłem: «Przyjacie- lu mój kochany, dziś są imieniny mego brata Edwarda.» Chopin westchnął, a ja mówiłem tak dalej: «W dzień mego brata daj mi wiązanie.». «Dam ci, co zechcesz» — odpowiedział Chopin, a ja odrzekłem: «Daj mi duszę twoją!» «Rozumiem cię, weź ją!» — odpowiedział Chopin i usiadł na łóżku. [•••] podałem Chopinowi Pana Jezusa ukrzyżowanego, składając Go w milczeniu na jego dwie ręce.
[…] «Czy wierzysz?» — zapytałem. Odpowiedział: «Wierzę.» «Jak cię matka nauczyła?» Odpowiedział: «Jak mię nauczyła matka!» I wpatrując się w Pana Jezusa ukrzyżowanego, w potoku łez swoich odbył spowiedź świętą. I tuż przyjął Wiatyk i Ostatnie Pomazanie, o które sam prosił. Po chwili kazał dać zakrystianowi dwadzieścia razy tyle, co zwykle się daje, a ja rzekłem: «To za wiele.» «Nie za wiele — odpowiedział — bo to, com przyjął jest nad wszelką cenę.» […]
Tegoż dnia poczęło się konanie Chopina, które trwało dni i nocy cztery.
Cierpliwość, zdanie się na Boga, a często i rozradowanie towarzyszyły mu aż do ostatniego tchnienia. W pośród najwyższych boleści wypowiedział szczęście swoje i dziękował Bogu, że aż wykrzykiwał miłość swą ku Niemu i żądze połączenia się z Nim co prędzej. I opowiadał swe szczęście przyjaciołom, co go żegnać przychodzili, a i w pobocznych izbach czuwali. Już tchu nie stawało, już się zdawał, że kona już jęk nawet był umilkł, przytomność odbiegła. Strwożyli się wszyscy i tłumem się do pokoju jego byli nacisnęli czekając z biciem serca już ostatniej chwili. Wtem Chopin otworzywszy oczy i ten tłum ujrzawszy, zapytał: «Co oni tu robią? Czemu się me modlą?» I padli wszyscy ze mną na kolana, i odmówiłem Litanią do wszystkich Św., na którą i protestanci odpowiadali.
Dzień i noc prawie ciągle trzymał mię za obie ręce, nie chcąc mię opuścić, a mówiąc: «Ty mnie nie odstąpisz w tej stanowczej chwili.» […] Niekiedy przemawiał do Obecnych, z największą tkliwością mówiąc: «Kocham Boga i ludzi!… Dobrze mi że tak umieram… Siostro moja kochana, nie płacz. Nie płaczcie przyjaciele moi. Jam szczęśliwy! Czuję, że umieram. Módlcie się za mną! Do widzenia w Niebie!» […]
W końcu on, co zawsze był wykwininym w mowie, chcąc mi wyrazie całą wdzięczność swoją, a oraz i nieszczęście tych co bez sakramentów umierają, nie wahał się powiedzieć- «Bez ciebie, moj drogi, byłbym zdechł – jak świnia’»
W samym skonaniu jeszcze raz powtórzył Najsłodsze Imiona: Jezus Maria, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca swego i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa;”Jestem już u źródła”
I skonał.
„Tak umarł Chopin! Módlcie się za nim, ażeby żył wiecznie”(…)
Maska pośmiertna Chopina, wykonana przez A. Clesingera.
Z wielu listów naocznych świadków śmierci Chopina należy przytoczyć list Ludwiki z Jędrzejewiczów Ciechomskiej, siostrzenicy Chopina, z 7 sierpnia 1882 r., ogłoszony w „Kurierze Warszawskim” po ukazaniu się ustępu z biografii jej Wuja, pióra Maurycego Karasowskiego, w której autor podał opis śmierci Artysty, oparty na relacji Karola Gavarda. Jest to dokument pierwszorzędnej wagi, tym bardziej że jest suchy, rzeczowy, koryguje „niektóre błędne wiadomości” i nie zdradza jakiejkolwiek specjalnej intencji.
„Przeczytawszy w 154 numerze «Kuriera Warszawskiego» opis ostatnich chwil Chopina wyjęty z dzieł p. Maurycego Karasowskiego, uważam sobie za obowiązek sprostować niektóre błędne ‘wiadomości, jakie p. Karasowski w tym opisie podaje, a mam do tego prawo, ponieważ cztery ostatnie miesiące jego życia wraz z matką moją, Ludwiką z Chopinów Jędrzejewiczo wą, a rodzoną siostrą Fryderyka, spędziłam przy nim, będąc naocznym świadkiem jego ostatnich dni.
Mieszkałyśmy z Fr. Chopinem najpierw na Chaillot nr 74, w letnim jego mieszkaniu, a następnie na placu Vendóme nr 12 (a nie 11). Z tego mieszkania wuj już nie wyjeżdżał, ale się podnosił, chodził po pokojach i przyjmował znajomych prawie do końca, ponieważ co dzień nieomal bywało po kilka godzin, w których czuł się lepiej. Nie oczekiwał też śmierci z utęsknieniem, jak to pisze p. Karasowski, nie domyślał się bowiem długo swego stanu i projektował nawet, że zimę przepędzi na Południu, dla czego też matkę moją i mnie przy sobie zatrzymywał, abyśmy mu w tej podróży towarzyszyć mogły, kiedy tymczasem ojciec mój, Józef Jędrzejewicz, który z nami był także do Paryża przyjechał, powrócił do kraju. W ostatnich dopiero chwilach domyślał się, że jest źle, mówiąc: «Niedługo się to skończy.»
Przy chorym bezustannie czuwała moja matka, mie opuszczając go ani na chwilę: byłyśmy nieodstępnie przy nim, a księżna Marcelina Czartoryska wszystkie wolne chwile wraz z nami spędzała przy wuju.
Chopin nie skonał na rękach Gutmanna, bo tego wtedy nawet w Paryżu nie było, nie mógł zatem czuwać przy nim i dźwigać go, jak pisze p. Karasowski w swym dziele, czego by nawet nie potrzebował, bo Chopin do końca życia sam się dźwigał, to jest podnosił się i siadał na łóżku o własnych siłach (…)
(…) Nikt też Chopinowi w godzinę śmierci nie śpiewał. Pani Delfina Potocka, na kilka dni jeszcze przed śmiercią wuja, będąc u niego śpiewała na własne jego żądanie, a to z następującego powodu:
Jeszcze w letnim mieszkaniu (Chaillot nr 74) odwiedziła raz była Chopina sławna śpiewaczka pani Sartoris, która na prośby wuja dla mej matki zaśpiewała jedną arię Belliniego, jaką, nie pamiętam, a że Chopin’ osłabiony tego dnia nie mógł jej akompaniować, śpiewała bez fortepianu siedząc na krześle na środku salonu.
Po jej odejściu Chopin odezwał się do mej matki, zachwyconej śpiewem pani Sartoris: «Jaka szkoda, że nie ma tu Delfiny Potockiej! Chciałbym, żebyś słyszała, jak ona to śpiewa.» Wolał bowiem śpiew pełen uczucia pani Delfiny. Gdy go więc pani Potocka odwiedziła powróciwszy do Paryża, powiedział, że żałuje, że leży tego dnia, bo poprosiłby ją o zaśpiewanie dla mej matki tej samej arii, którą Sartoris śpiewała.
Zaradzono temu, przysuwając fortepian do drzwi sypialni, w czym pomagał Teofil Kwiatkowski, malarz, będący wtedy u Chopina, a pani Potocka akompaniując sama, zaśpiewała nie tylko żądaną arię, ale i kilka innych, po czym fortepian na powrót przesunięto.
Śpiew nie zmęczył chorego, ale jakby pokrzepił, i resztę dnia spędził nieźle się czując. Parę dni przed śmiercią spowiadał się i ostatnie namaszczenie przyjmował, potem żegnał i błogosławił obecnych.
Księżna Marcelina odmówiła następnie głośno litanię za konających, a wszyscy zgromadzeni za nią ją powtarzali.(…)
(…) Chopin przed śmiercią nie dawał żadnych poleceń, prócz tego, że życzy sobie, aby serce jego przewieziono do Kraju. Do końca życia przytomności nie tracił, tylko coraz więcej czuł się osłabionym. A kiedy jeszcze o 11 wieczorem dnia 16 października doktór Cruveiller przyszedł po raz ostatni go odwiedzić, widząc zbliżającego się lekarza, Chopin rzekł do niego: «Ne vous fatiguez pas, monsieur, je vous debaraserai bientót» [Niech się pan nie trudzi, wkrótce pana uwolnię].
Gdy doktór stanąwszy przy łóżku chciał puls chorego zobaczyć, ten cofnął rękę, oczy przymknął, a pan Cruveiller odszedł.
Słowa wyrzeczone do doktora sprawdziły się, Chopin Bogu oddał ducha, lecz bez żadnych cierpień, nie tak jak p. Karasowski opisuje.
Ostatnie jego słowa były: «Matka, moja biedna matka», ciągle bowiem o swej matce myślał i z tymi wyrazami na ustach życie zakończył.
Nadzwyczajnie kochał swą rodzinę i wiedział, jak od niej jest kochanym. Rozdzierała mu też serce myśl, jakim ciosem będzie śmierć jego dda ukochanej i żyjącej jeszcze wówczas matki..(…)
Gdy się zestawia relacje o śmierci Chopina, rzuca się w oczy fakt bezsporny: w chwilach przedśmiertnych i ostatniej wykazał ten sam charakter, który cechował go za życia — prawdziwie męski, pozbawiony słabości, sentymentalizmu i tchórzostwa — jak również wysoką kulturę i opanowanie.
NA ŚMIERĆ CHOPINA
Serveryn Kapliński
Umarł Szopen! Z nim razem wstąpił do mogiły
Władca tonów, co wstrząsał sercami naszemi;
Ludzie wieszcza, niebiosa kapłana straciły,
Co o lepszej krainie rozpowiadał ziemi!(…)
Szopenie! tyś nie znaną śmiertelnym potęgą
Podsłuchał śpiewy niebios, archaniołów chóry;
Tyś się zbratał z serc naszych tajemniczą księgą,
Tyś z niej wyczytał skryte tajniki natury.
Żegnamy was, melodie, którymi tak błogo
Pieścił serca; na próżno serce dzisiaj słucha:
Mogą nas inni zdziwić — zachwycać nie mogą,
Boś ty jeden przemawiał do naszego ducha!
Jego natchnienie jakby magicznymi słowy
Rzuca w krainę wspomnień młodości tęsknoty!
I czujem uścisk matki, ojczyste pieszczoty
I uśmiech przyjaciela, i z lubą rozmowy.
To znowu jakby wiarę obudził z kolei,
Wiarę naszą dziecięcą, tak prostą, tak jasną;
Umilknie rozum, zwątpienia płomienie przygasną;
Czujemy pełność szczęścia w pełności nadziei.
I gdyby taką wiarę można chować długo,
Wiara byłaby zmysłem, jak dziś jest zasługą.
Z Kopernikiem cię łączy kolebka i sława;
On siłą swojej myśli prawa słońcem pisał;
Tyś duszą dla dusz bratnich słodkie kreślił prawa,
Którymiś serca wzruszał, rozrzewniał, kołysał.
On czuje gwiazd harmonię, lecz cyframi ziębi;
Ty harmonię niebieską wlewasz do serc głębi.
Twój geniusz jego bratem: on wziął wiedzę w podział,
By nieskończoną prawdę stawić nam przed oczy:
Tyś piękność nieskończoną w boskie formy odział.
Od obydwóch geniuszów bije blask uroczy:
Ty sercom, on rozumom jak słońce przyświeca.
Bez chwały poprzednika, bez chwały dziedzica,
Hołd wam, wielcy mężowie, jednej matki syny!
Nieśmiertelność was obu na swe skrzydła wzięła:
Dla obu ludzkość cała przynosi wawrzyny,
Podziwia święty ogień, wielbi wasze dzieła!
Opr. Na podstawie książki Fryderyk Chopin, autorstwa Adama Czartkowskiego i Zofii Jeżewskiej.
Państwowy Instytut Wydawniczy ( 12) .
Cdn.