POSTACIE: PAT SMILLIE

Pat

 

 

Pat Podobnie jak klasyczna postać z naszej literatury historycznej, nikczemnego wzrostu Pat Smillie, włada mikrofonem niegorzej niż mały rycerz pałaszem.

I tak jak mały rycerz szabelką powstrzymał nawałę szwedzką /trochę później to my zwaliliśmy się do nich/, tak Pat Smillie i jego mikrofon bronią nas przed zalewem muzycznej tandety i bezguścia.

Nie poruszy Pat Smillie wąsikiem, bo go nie ma. Ma za to znakomity głos. Posiada również głębokie zrozumienie dla tradycji i dziedzictwa bluesa, soulu, rhythm and bluesa. Od czasu erupcji soulowego talentu brytyjskiej piosenkarki Dusty Springfield, ten typ wykonawców został nazwany Blue Eyed Soul.

Muzyka duszy wykonawców o niebieskich oczach. I chociaż w historii Blue Eyed Soulowych wokalistów pojawiało się wielu, to jednak na tyle rzadko, że bardzo łatwo można by je wszystkie wymienić.

 

Zatrzymajmy sie jednak na dwóch. Mitch Ryder z Detroit oraz Joe Cocker z Wielkiej Brytanii. Z Mitchem Ryderem łączy Pata Smillie nie tylko Detroit, nie tylko fascynacja soulem i bluesem, ale przede wszystkim fate, czyli przeznaczenie.

I jeden i drugi, robiąc w sposób doskonały to co ukochali najbardziej, skazani są na funkcjonowanie na marginesie zainteresowań tzw. szerokiej publiczności.

Mitch Ryder znany i przyjmowany jest chętniej w Niemczech niż w rodzinnym kraju.

Pat Smillie ceniony, wręcz uwielbiany przez środowisko muzyków, przez koneserów w klubach większych i mniejszych intensywnie pracuje siedem nocy w tygodniu. Obaj – i Pat i Mitch Ryder – są fanami Joe Cockera, który i dla wielu innych będzie  niedoścignionym przykładem przebłysku wokalnego i aranżerskiego geniuszu, gdy z prostej piosenki the Beatles “Z małą pomocą moich przyjaciół” uczynił majstersztyk wykonawczy.

 Ryder

PAT SMILLIE with MITCH RYDER

 

Atencja do Joe Cockera jest tym większa, iż pomimo upływu kilku dekad nie znalazł się nikt, komu udałoby się w sposób równie przekonywujący “przekuć” zwykłą piosenkę na ponadczasowy rhythm and bluesowy standard. Pat Smillie do soulu ma serce szczególne. Może powodem jego wrażliwości jest fakt, że przyszedł na świat w dzień św.Walentego? A może to rok jest bardziej istotny? W 1969 roku Joe Cocker Mad Dogs and Englishmen mają Amerykę u swoich stóp, dzięki sukcesowi na festiwalu Woodstock… Tego na pewno nie będziemy nigdy wiedzieli. Ale pewne jest, że to w połączeniu z muzyką wytwórni Motown owego okresu /Marvin Gaye, the Temptations, Stevie Wonder, Levi Stubbs z Four Top’s i inni/ kilkuletni Pat Smillie wie, jaką drogę wybierze. Będąc nastolatkiem studiuje ukochaną muzykę, podejmuje próby kompozytorskie, śpiewa gdzie tylko ma po temu okazje.

 

Oficjalnie, pierwszy zespół, którego Pat Smillie jest frontmanem powstaje w Detroit. Pat jest wówczas osiemnastolatkiem. Kolejna dekada w jego życiu to praca nad repertuarem, równolegle ze studiowniem materiałów źródłowych i klasyki. Pat poznaje dogłębnie muzykę, której stanie się niebawem jednym z najlepszych interpretatorów. Przerabia wnikliwie warsztat wykonawczy Ray’a Charles’a, James’a Brown’a, Howlin’a Wolf’a, Chuck’a Berry’ego, Wilsona Pickett’a, Otis’a Redding’a, Al’a Green’a i wielu innych.

Pod pretekstem podjęcia studiów na uniwersytecie Loyola w Chicago, Pat opuszcza Detroit w 1992 roku. Prawie natychmiast zaznacza swoją obecność na chicagowskiej scenie muzycznej. W jakimkolwiek klubie się nie pojawi, natychmiast proszony jest o śpiewanie. Lata spędzone na poznawaniu materiału źródłowego owocują natychmiast. Wrodzony talent muzyczny, pracowitość oraz erudycja zjednują Patowi Smillie całe środowisko. Wkrótce zatem, już na czele swojej grupy wystepuje w “Tyron Davies Entertainment Center”. Nieżyjący już Tyron Davies to jeden z filarów soulowo-bluesowej tradycji, występ zatem w jego klubie to szczegolna nobilitacja. Kolejnym sukcesem jest kilkuletnia praca Pat Smillie Band w słynnym Checkerboard Lounge. I to na tej scenie do zespołu Pata dołączają ci, o których jeszcze niedawno, w rodzinnym Detroit się uczył: Jessie Fortune, Phil Guy, John Primer, Billy Branch oraz wielu innych.

 Smillie

Z ważniejszych artystów, którzy zapraszali Pata Smillie do współpracy wymieńmy – Koko Taylor, Robert Cray, Jim Belushi i Dan Aykroyd /the Blues Brothers/, Bobby Rush i Andre Williams.

 

Pat Smillie, Dan Aykroyd, Wendell Peoples & Brian Lupo at the Vic.

Sam Tyrone Davies, uznając kwalifikacje muzyczne Pata Smillie, przyłączał się do niego na scenie, dodając niezwykłego kolorytu do tych, i tak już bardzo intensywnych emocjonalnie wystepów. Inny znakomity bluesman, Vance Kelly, sam będąc nie tylko świetnym gitarzystą ale i wokalistą, stawia Pata Smillie przed mikrofonem, występując w Checerboard Lounge, Lee’s Unleaded Blues oraz innych miejscach. Naturalną koleją rzeczy dochodzi do nagrania pierwszego albumu Pat Smillie Band. Jest rok 2003, album nosi tytuł “Letter to Hampton” /FBM 1001/.

W realizacji albumu bierze udział plejada chicagowskich artystów z Vance Kelly oraz Jimmy Burns’em na czele. Moi osobiści faworyci z listy muzyków, to saksofonista Ronnie G oraz klawiszowiec Alton Woodley.

Na przełomie marca i kwietnia 2004 roku album “Letter to Hampton” znajduje się na liście 25-ciu najlepszych magazynu “Living Blues”. Nagrania z tej płyty prezentowane są na falach radiowych w całych Stanach Zjednoczonych.

 Tina

Pat Smillie and Tina Howell performing at Harlem Ave Lounge – October 2007

Dwukrotnie Pat Smillie Band występuje na Chicago Blues Festival w 2003 oraz 2005 roku. Przyjęcie jest entuzjastyczne. Przychodzi czas na rejestracje drugiego albumu. Nosi on tytuł “Down by the River” /FBM 1002/.

I znowu porcja świetnej muzyki. Soul, Rhythm and Blues i Blues. Głos Pata Smillie jakby dojrzalszy, podobnie jak na “Letter to Hampton” operujący na tle chórków tworzonych przez dwie wokalistki, Renee Ruffin i Tine Howell.

Niezwykle smacznie zaaranżowane partie wokalne podparte są wspaniałą sekcją dętą Chicago Playboys Horns, gościnnie występuje również Corky Siegel oraz powtórnie Ronnie G. Należy podkreślić stylową produkcję obu albumów, będącą dziełem Bud’a Johnson’a ze studia Red Brick Recording w Chicago. Swoistym smaczkiem na albumie “Down by the River” jest quasi country’owy utwór “Mona”, z interesującą solówką Corky Siegel’a na harmonijce. Zachęcam do zajrzenia na www.PatSmillieBand.com , oraz do wybrania się na jeden z licznych w Chicago i okolicach, występ tego zespołu.

 

CD A koniecznie trzeba zobaczyć, jak na czele supergrupy muzyków chicagowskich, Pat Smillie składa hołd swojemu idolowi, w koncercie pod nazwą: “Joe Cocker – Mad Dogs and Englishmen – a 40 th Anniversary Tribut Concert”, kolejny już raz  w Reggie’s Rock Club na 2109 S. State, w czwartek 30 września, o godz. 9-tej.

 

Byłem na premierze, będę i tym razem. Dlaczego? Bo Pat Smillie i jego produkcje to gwarancja wspaniałego wieczoru z muzyką na najwyższym poziomie. Na zakończenie kilka cytatów z prasy muzycznej o Pat’cie Smillie.

Karen Hanson “Today’s Chicago Blues”: “Pat Smillie jest wspaniałym wokalistą, obdarzonym bardzo wyrazistym, soulowym głosem. On nie tylko śpiewa – on przeżywa swoje utwory, zmuszając słuchacza do przeżywania ich również. To jest tak, jakby muzyka przejmowała władzę nad nim”.

Jeff Berwits “Illinois Entertainer”: “W Detroit urodzony, na stylu Chicago wyrosły Pat Smillie wspaniale łączy blues’a i soul w 12-tu utworach “Down by the River”… Płyta ta udowadnia bez cienia wątpliwości, dlaczego Smillie i jego zespół od ponad 10-ciu lat są jednym z najlepszych zespołów, których możemy tutaj posłuchać”.

 Eric Stainer “Cosmik.com”: “Wiele osób twierdzi, że blues nie jest już tym, czym był kiedyś. To może odnosić się do wielu środowisk, ale stanowczo twierdzę, że blues ma się doskonale w Chicago, z grupami wiernie podążającymi szlakiem i 12-to taktowym bluesem Muddy Waters’a i Paul’a Butterfield’a. Pat Smillie Band jest przykładem tego i mam nadzieję, że wkrótce otrzymają propozycje nagrania albumu na szerszą skalę”.

Kevin Toelle “Illinois Entertainer”: “Bluesowo-rockowa młocka, funky-soul, wyrafinowany rhythm and blues wielkiego miasta, łagodne ballady, a również smaczek country… ten album demonstruje ich niezwykłą uniwersalność”.

 Waymon Timbsdale “Roctober Magazine”: “Ten wspaniały album dokumentuje energię i ekscytację wokalistyki zanurzonej w tradycji Stax Records. Wszystkie utwory brzmią orginalnie a jednoczesnie klasycznie”.

Dave Whiteis “Chicago Reader”: “Niezwykle odświerzający i dojrzały warsztat piosenkarski”.

James Porter “Illinois Entertainer”: “Co jest warte podkreślenia, to Pat’a Smillie podejście do materiału muzycznego. Nie zadawala się on odgrywaniem bluesowych standartów, sięga on dalej. Tworzy utwory, które stają się JEGO standartami. To coś niezwykle rzadkiego w chicagowskim bluesie”.

 

Foto:

Pat  Smillie website:

www.patsmillie.com