Klęska aliantów?
Trwająca od siedmiu lat operacja wojskowa w Afganistanie zamiast powoli zmierzać ku powodzeniu zaczyna się z każdym miesiącem przeobrażać w regularna wojnę partyzancką w której wojska największego paktu obronnego na świecie zaczynają ponosić coraz większe straty. Tylko w ciągu ostatniego tygodnia swoich żołnierzy opłakiwali Francuzi, Kanadyjczycy i Polacy. Dowódcy wojskowi i stratedzy coraz otwarciej i głośniej mówią, że szanse na zwycięstwo Sojuszu w Afganistanie z każdym miesiącem zaczynają maleć a Talibowie stają się coraz silniejsi. Jednocześnie przywódcy Państw członkowskich Sojuszu, zdają się nie dostrzegać widma klęski pierwszej i największej operacji bojowej NATO, i nie kwapią się do wzmocnienia sił w górach Afganistanu. Trwająca obecnie wojna w Afganistanie zaczyna coraz bardziej przypominać konflikt z jakim mieli do czynienia Amerykanie w Wietnamie i Sowieci w Afganistanie. Siły Talibów, zaczynają coraz częściej stawać do regularnych bitew z oddziałami aliantów prowadząc klasyczną wojnę partyzancką. Jednocześnie świat zachodnie wydaje się nie mieć pomysłu ani na zakończenie swojej obecności w tym górzystym kraju, jak również na to jak osiągnąć sukces swojej największej operacji militarnej w historii. Misja NATO w Afganistanie bardzo wyraźnie pokazuje, że Sojusz Północnoatlantycki nie jest już typowym paktem obronnym, a stał się ekskluzywnym klubem państw cywilizacji euro-atlantyckiej, który traci powoli coraz bardziej swój główny czynnik odstraszający jakim jest zasada jeden za wszystkich wszyscy za jednego.
Powrót koncertu mocarstw.
Jednakże o ile po atakach z 11 września 2001 roku, można jeszcze było twierdzić, że w XXI wieku będziemy mieli do czynienia tylko z konfliktami asymetrycznymi w charakterze wojny z terroryzmem, to polityka prowadzona przez Putina, której zwieńczeniem jest rosyjska inwazja na Gruzję wyraźnie pokazała, że musimy się liczyć z powrotem do myślenia o bezpieczeństwie międzynarodowym w kategoriach znanych z dawnych czasów konfrontacji wielkich mocarstw.
Rosyjska interwencja w Gruzji jest ewidentnym przykładem na to, że zachodnie myślenie o bezpieczeństwie w kategoriach życzeniowych zaczyna się upodabniać do patrzenia na politykę międzynarodową w sposób prezentowany przez Nevilla Chamberlaina w latach 30-tych XX wieku.
Ostania dekada XX wieku bardzo rozleniwiła tzw. zachód w patrzeniu i ocenie zagrożeń dla własnego bezpieczeństwa. Radość po zwycięstwie w zimnej wojnie, spowodowała, że uznano że teraz światu już nie grozi powrót do prowadzenia polityki międzynarodowej metodami ekspansjonistycznymi. Niestety historia nie znosi próżni i w miejsce konfrontacji dwóch bloków polityczno – militarnych pojawiła się konfrontacja pomiędzy wartościami bogatej cywilizacji euro-atlantyckiej i światem islamskim. Do tego należy jeszcze dołączyć aspiracje Chin do stania się mocarstwem globalnym oraz co widać coraz bardziej rosyjska chęć odzyskania na światowej scenie politycznej miejsca ZSRR. Tak więc w drugą dekadę XXI, wchodzimy mając doczynienia z co najmniej 3 potencjalnymi obszarami konfliktogennymi, wywodzącymi się z powrotu do prowadzenia polityki międzynarodowej przez pryzmat interesów poszczególnych aktorów sceny międzynarodowej. Globalizacja przełomu wieków sprawiła tylko, że do grona graczy na światowej scenie oprócz podmiotów państwowych możemy również zaliczyć podmioty niepaństwowe takie, jak np. fundamentalizm islamski reprezentowany przez Al.-Kaidę.
Pierwszym obszarem jest już trwający otwarty konflikt, pomiędzy zachodem a fundamentalistycznym islamem. Drugim jest odbudowującą swoją potęgę Rosja, której celem ponowna zagospodarowanie regionów będących od wieków pod jej panowaniem. Trzecim obszarem potencjalnego konfliktu są aspiracje Chin do zajęcia miejsca głównego gracza na arenie międzynarodowej. I o ile możliwe, że okaże się, że ten trzeci proces będzie przebiegał w sposób ewolucyjny i spokojny to dwa pierwsze charakteryzują się już otwartym konfliktem zbrojnym.
Zagubiony zachód.
Należy w takim razie zadać sobie pytanie, czy alianci są w stanie wyjść z tej konfrontacji interesów (ze światem islamskim i z Rosją) zwycięsko czy też są skazani na porażkę.
W konfrontacji ze światem islamskim w łonie zachodu ścierają się ze sobą dwa sposoby rozwiązaniu konfliktu. Z jednej strony mamy podejście amerykańskie nastawione na walkę i pokonanie przeciwka w toku walk, a z drugiej podejście europejskie skierowane głównie na aspekt współpracy ze społecznościami lokalnymi i wspieranie rozwoju biednych regionów świata islamskiego. Nie da się ukryć, że oba te podejścia są ze sobą nierozerwalnie związane. Jeśli Sojusz Północnoatlantycki chce odnieść sukces w górach Afganistanu, musi przede wszystkim sprawić, aby Afgańczykom nie opłacało się walczyć po stronie Talibów. Jednakże nie da się poprawić warunków życiowych chłopów na afgańskiej prowincji bez zapewnienia bezpieczeństwa, do czego potrzebna jest obecność wojska. W tym momencie dochodzimy do pewnego paradoksu. Chcąc odnieść zwycięstwo w Afganistanie zachód powinien prowadzić przede wszystkim akcje na rzecz zwiększenia dobrobytu jego mieszkańców, jednakże nie da się ich prowadzić w warunkach całkowitej wojny partyzanckiej z Talibami. Tak wiec bez szybkiego wsparcia dla państw ponoszących obecnie główny ciężar walk z Talibami, przy jednoczesnym całościowym planie odbudowy Afgańskiej gospodarki, pierwsza bojowa misja NATO, będzie skazana na porażkę.
Drugim poważnym wyzwaniem przed jakim stają państwa obszaru euro-atlantyckiego jest odbudowująca pozycję mocarstwa światowego Rosja. W stosunkach z Rosją państwa zachodnie stały się zakładnikiem swojej własnej polityki poszanowania wolności i prawa do samostanowienia. Akcja wojskowa Rosji w Gruzji była do przewidzenia po poparciu przez Zachód niepodległości dla Kosowa. Uznanie przez Zachód niepodległości kadłubowego państewka bez własnej gospodarki stało się niebezpiecznym precedensem, dającym władcom na Kremlu bardzo wygodne narzędzie do odbudowy swojej strefy wpływów i podporządkowania sobie obszarów mających strategiczne znaczenie dla pozycji Rosji. Na pierwszy ogień poszła Abchazja i Płd. Osetia, w przyszłości Rosja może wykorzystać ta sama retorykę o obronie własnych obywateli w celu realizacji własnych interesów w Naddniestrzu, na Krymie czy we wschodniej Ukrainie.
Interwencja Rosji w Gruzji była pierwszym etapem realizacji jej strategicznych interesów jakim jest uzależnienie Europy od dostaw swoich surowców i uzyskanie przez to wpływu na politykę w krajach europejskich. Głównym celem operacji rosyjskich „sił pokojowych” było przede wszystkim zniszczenie infrastruktury niezbędnej do zaspokojenia dostaw surowców energetycznych dla Europy z pominięciem jej terytoriów. Po wojnie w Gruzji, strategiczny dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego projekt rurociągu Odessa – Brody – Gdańsk stanął pod znakiem zapytania, tak samo zresztą jak działalność rurociągu Baku – Tbilisi – Ceyhan. Bardziej oczywistego dowodu, że Rosjanom chodzi o zaprzestanie dostaw ropy z Azerbejdżanu do Europy, niż wysadzenie transportu ropy na linii kolejowej w Gruzji chyba nie można było sobie wyobrazić. Obecność rosyjskich żołnierzy w Gruzji skutecznie zablokowała jedyną drogę jaką można by było zapewnić Europie tanio dostawy surowców z pominięciem Gazpromu.
Należałoby się zatem zastanowić czy państwa zachodnie dysponują obecnie środkami, które pozwoliłyby im skutecznie zadbać o swoje własne bezpieczeństwo. Niestety zarówno przykład pogarszającej się sytuacji w Afganistanie jak i reakcja na ostatnia wojnę na Kaukazie, wyraźnie pokazują, że zarówno NATO jak i Unia Europejska stoją na straconej pozycji. Fiasko misji Sojuszu w Afganistanie oraz przede wszystkim obecne podziały wśród członków NATO dotyczące sposobu zaangażowania własnych wojsk sprawi, że NATO przestanie być sojuszem obronnym odstraszającym potencjalnego przeciwnika. Swoboda działania jaką pokazują wojska rosyjskie w Gruzji nic sobie nie robiąc z deklaracji przywódców państw zachodnich dowodzą z kolei, że Unia Europejska i NATO, nie są w stanie skutecznie zagwarantować nie tylko bezpieczeństwa państwu o którym otwarcie mówią, że jest ich głównym partnerem w regionie lecz nawet pośrednio swojego własnego bezpieczeństwa w perspektywie długoterminowej.
Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie obecnie ryzykował wojny z Rosja o Gori. Obecna sytuacja jest efektem wieloletniego zaniedbania jaką cechowała się polityka zagraniczna państw zachodnich spowodowana fałszywym przeświadczeniem o „końcu historii”. Zachód nie wykorzystał szansy jaka miał w latach 90-tych aby nie tylko region Europy środkowo-wschodniej związać ze strukturami euro-atlantyckimi lecz również zapewnić trwały pokój i stabilizację na Kaukazie i we wschodniej Europie. Tak samo jak zostawił Afganistan samemu sobie po klęsce Rosjan, zostawiając wolne pole do działania fundamentalistom islamskim, tak samo zostawił większość republik post-radzieckich ze swoimi konfliktami i napięciami narodowościowymi.
Dlatego też, nie da się już obecnie uniknąć powrotu do prowadzenia polityki międzynarodowej metodami znanymi z czasów, kiedy pokój na świecie zapewniały porozumienia o strefach wpływów pomiędzy mocarstwami. Najwyższy czas aby liberalne demokracje zachodnie porzuciły marzenia o tym, że demokracja i liberalna gospodarka są systemami uniwersalnymi w których chcą żyć wszyscy ludzie na ziemi. Niestety wracamy do sytuacji kiedy na nowo trzeba będzie określić strefy wpływów zachodu, Rosji, Chin oraz świata islamskiego i na tej podstawie budować nowy porządek świata, oparty na nowym statusie quo ante.
Tomasz Badowski
Źródło: http://www.stosunki.pl