
Ale furda tam, wolność (zawierająca się w zawołaniu „róbta co chceta”) okazała się chwilowo ważniejsza a może nawet do czegoś potrzebniejsza, niż wszystkie cnoty na raz i każda z osobna.
Nie oznacza to bynajmniej, że w charakterystyce przestępcy, zbrodniarza, lub innego czynownika, nie przeczytamy teraz, „ze inkryminowany osobnik, „cieszył” się w swoim środowisku opinią pozbawionego skrupułów, zdemoralizowanego, etc. etc. To samo wyczytamy o świeżo upadłym polityku, któremu noga w końcu podwinęła się i zwłaszcza konkurencja twierdzi, że to zwykły łapownik.
Tak więc wykreowany został moralny dualizm, kiedy to raz można wygodnie powołać się na cokolwiek i demoralizację ogłosić jako oficjalnie obowiązującą, od kiedy mamy wolność, innym zaś razem wszystko jest w jak najlepszym porządku, kiedy demoralizację się napiętnuje. Rzecz bowiem w tym, że trzeba umieć nadążać za tym co mainstream niesie. Jeżeli wieje wiatr a my kierujemy się właśnie w kierunku z którego on podąża, trudno nam zachować równowagę. Co innego, kiedy udajemy się z prądem, jest nam i lżej i mniej mamy rozterek i łatwiej nam dotrzeć na miejsce. Może to nie być wprawdzie miejsce bezpieczne, możemy poczuć się tam nawet cokolwiek niewygodnie, ale jeżeli nie będziemy niepotrzebnie zadawać głupich pytań w rodzaju no to jak to ma być właściwie, to może nawet nic się nam nie przydarzy.
Kontestatorzy, nigdy i nigdzie zresztą nie mają łatwo. Tak już z nimi jest narażają się z równą łatwością tradycjonalistom i zdecydowanym progresistom – cokolwiek miałoby to znaczyć.
Parę lat temu na bezhołowiu gdzieś w Europie Środkowej, pojawiła się potrzeba zdegradowania jakiejś głowy państwa, czy opozycji. Chodziło oczywiście o chwilową degradację moralną w oczach opinii publicznej aby zaszkodzić tak, jak to tylko możliwe, po to aby wyjść na swoje. Wytoczono więc armaty autorytetów, które przekonywały skutecznie do walki z tradycją poszanowania obyczajów a nawet urzędów w imię bezcennej to pewne wolności. Nikt się zatem specjalnie nie zdziwił, że znalazło się kilka papug, naśladowców i bezhołowian, zachowujących się „jak z nakazu chwili wynikało”, czyli nazwijmy to nietradycyjnie. Nieustąpienie miejsca osobie starszej w tramwaju, można tu zaliczyć do mniejszych gatunków wtopy. Atoli wszystko co szczęśliwe, też ma swój koniec, bowiem po kolejnych „wyborach”, urząd został obsadzony ponownie i już właściwie, atoli okazało się, że rozpoczęty wówczas na zupełnie innym etapie „ruch ignorancji tradycji i obyczaju”, przyjął się był naturalnie w narodzie i dziś, kiedy przecież cały świat wygląda już zupełnie inaczej i nietradycyjnie, brak jakichkolwiek hamulców w wypowiedziach dotyczących dostojników bieżącego etapu, wyraźnie rozmija się z gwałtownie wyrosłym zapotrzebowaniem na okazywanie im szacunku, może nawet podziwu, czy wręcz kultu.
Walka otóż z tradycją i jej zabobonami, jest niewątpliwie jedną z odnóg wywalczonej kiedyś wolności, tyle że niewykluczone, mało roztropną a nawet niezwykle krótkowzroczną. Ludzie przekonani do tego, że urząd ten, czy inny nic nie znaczy, każdy jest chamem a nawet durniem, tylko Doda nie wygląda jak kartofel, a profesor uniwersytetu to taki sam ignorant, jak Kowalski tylko posługujący się tytułem, niewiadomego zresztą pochodzenia, skoro wie, że on sam jeden tylko nie jest matołem, a pozostali i owszem, są, dzisiaj nie dadzą się tak łatwo namówić do zmiany poglądów. Każdy z nich musiałby bowiem przyznać, no cóż: ”od dzisiaj znowu jestem czyimś pachołkiem”! Za poprzedniego prezydenta, to był raj. Można było mu naubliżać i wszystko to było dozwolone a w gazetach przeczytać własne nazwisko. Dziś, znowu wepchali nas do klatki z napisem „banda idiotów i małpiarnia na własne życzenie” i jeszcze do tego nie można nawet pisnąć.
No cóż każda rewolucja musi się czymś pożywić. Francuska pożarła własne dzieci. Podobnie postąpili bolszewicy. Amerykańska, uwolniła czarnych Afro-Amerykanów i ani się tym nikt nie pożywił ani też nie wszystkim przyniosło to upragnione szczęście. Mało tego, do dziś pewna liczba zwolennikόw niewolnictwa, prosperuje w nowej formie w jak najlepsze. Rewolucja Ajatollachów przywróciła tradycję, wydając na żer cały postęp. Na bezhołowiu, usiłowano odwrócić się od tradycji, ale dziś wydaje się, że nie był to pomysł trafiający w upodobania obecnie rządzących po ich przejściu z opozycji do rządu. Zupełnie oczywiście wyglądają sprawy Sahelu, Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Odejść od tradycji jak najdalej. No tak, ale co potem w tej oddali, bo przecież wahadło raz wychylone. . .
A potem, choćby potop. A może potop, urządzić należy przed? Pod warunkiem, że znajdzie się ktoś, kto za te „incydenty” z gόry zapłaci.
Marcisz Bielski
5/29/2011
Zdjęcie: Pomnik Dekalogu w Łodzi.
Autor:Gustaw Zemła