Po pierwszym meczu półfinałowym stan rywalizacji brzmiał 1:1, jednak w rewanżu na Camp Nou Real pozbawił odwiecznego rywala złudzeń, pewnie wygrywając 3:1. Najjaśniejszą postacią spotkania był Cristiano Ronaldo, który dwukrotnie znalazł drogę do bramki Barcelony. Portugalczyk strzelił bramkę w szóstym kolejnym Gran Derbi na Camp Nou, czym pobił rekord Lionela Messiego, który zdobywał bramki na stadionie Realu w pięciu klasykach z rzędu.
W poniedziałek gruchnęła wiadomość, że gdy Josep Guardiola był jeszcze trenerem Blaugrany, zlecił szpiegowanie Lionela Messiego, Ronaldinho, Samuela Eto’o i Gerarda Pique. Po wtorkowym spotkaniu śmiało można wysnuć tezę, że ten ostatni powinien skorzystać z usług śledczych, by ci pomogli mu wytropić Cristiano Ronaldo. Portugalczyk już nie pierwszy raz dał się we znaki hiszpańskiemu stoperowi, co miało jednoznaczne przełożenie na wynik spotkania.
W 13. minucie Ronaldo pomknął na bramkę Barcelony i w polu karnym “przekładanką” ograł mistrza świata i Europy, który ratował się faulem. Decyzja sędziego Undiano Mallenco mogła być tylko jedna: rzut karny i żółta kartka dla Pique. Do piłki ustawionej na 11. Metrze podszedł Ronaldo, któremu nie zadrżała noga i pewnym strzałem w lewy róg pokonał Jose Pinto.
Tymczasem gospodarze mogli prowadzić już od drugiej minuty. Pedro zagrał w pole karne, gdzie Lionel Messi popisał się wybornym przyjęciem piłki, a następnie uderzył prawą nogą tuż obok długiego słupka.
Zaledwie dwie minuty po bramce dla Realu w polu karnym gości upadł Fabregas. Piłkarze Barcelony reklamowali rzut karny, ale sędzia słusznie puścił grę.
A Cristiano Ronaldo ciągle było mało. W 18. minucie lider Realu nie wahał się uderzyć bezpośrednio z rzutu wolnego, mimo że piłka była ustawiona 40 metrów od bramki rywala. Ronaldo uderzył w górne piętra trybun, ale bynajmniej go to nie zniechęciło do podejmowania kolejnych prób. Kilka minut później Portugalczyk uderzył tyle mocno co niecelnie lewą nogą z 30 metrów, a kilka chwil później przymierzył z 25. metra. Tyle że wprost w ręce Pinto.
Ronaldo aż nadto się rozochocił, bowiem w kilku kolejnych sytuacjach mógł zachować się bardziej altruistycznie, bo na pewno przyniosłoby to więcej korzyści jego zespołowi.
Jak to w swoim stylu Real decydował się na pojedyncze wypady, a grę prowadziła Barcelona. W 34. minucie zapachniało wyrównaniem. Na prawym skrzydle Pedro założył Ramosowi “siatkę” i wpadł w pole karne, gdzie został popchnięty przez Xabiego Alonso. Skrzydłowy Barcelony upadł na murawę, ale arbiter nie użył gwizdka. Gospodarze kontynuowali akcję i w pewnym momencie rozpędzony Messi wpadł w sędziego, co spotkało się z potężną wrzawą na trybunach. Trudno jednak posądzać Mallenco o to, że chciał tak niecnym zagraniem powstrzymać najlepszego piłkarza świata przed zagrożeniem Diego Lopezowi.
A bramkarz Realu był dość niespodziewanie przez długi czas zupełnie bezrobotny. Zastępca kontuzjowanego Ikera Casillasa został zatrudniony dopiero w 32. minucie, kiedy to musiał wyjść do dośrodkowania Pedro.
Hiszpański golkiper nie musiał się także wysilić kilka minut później. Rzut wolny z 18. metra wykonywał Messi, ale uderzył minimalnie obok słupka. W odpowiedzi Ramos był bliski wciśnięcia piłki do siatki Barcelony po wrzutce Oezila.
Druga połowa nie mogła rozpocząć się inaczej. Mając nóż na gardle, Barcelona podkręciła tempo, czego efektem były częste wizyty pod polem karnym Realu. Gdy w 52. minucie wydawało się, że po strzale Busquetsa piłka nieuchronnie wpadnie do bramki Królewskich, na wyżyny swoich umiejętności wspiął się Diego Lopez. Do odbitej przez wychowanka przyjezdnych piłki dopadli Fabregas z Arbeloą i po nodze tego drugiego opuściła boisko.
Wtedy jednak Ronaldo wyprowadził drugi cios. W 57. minucie Sami Khedira nieco chaotycznym wybiciem rozpoczął kontratak, a w walce o piłkę z Di Marią Puyol się poślizgnął, co otworzyło Argentyńczykowi drogę do sytuacji sam na sam z Pinto. Bramkarz Barcelony odbił uderzenie skrzydłowego Realu, ale wobec dobitki Ronaldo nie był w stanie już nic zrobić. Portugalczyk ze stoickim spokojem przyjął piłkę na klatkę i nieco szczęśliwie między nogami Jordiego Alby umieścił piłkę w siatce.
Zanim Barcelona zdołała otrząsnąć się po tym nokdaunie, leżała już na deskach. Z rzutu rożnego dośrodkował Oezil, a w polu karnym świetnie odnalazł się Raphael Varane, który strzałem głową nie dał szans Pinto. Tą bramką Francuz świetnie podsumował swoją świetną postawę w tym dwumeczu. Należy bowiem przypomnieć, że to 19-letni stoper był główną postacią pierwszego spotkania, w którym oprócz wzorowej gry w defensywie zapisał się bramką, również zdobytą po rzucie rożnym.
Piłkarze Barcelony mogą zarzekać się w wywiadach pomeczowych, że mimo trzybramkowego prowadzenia Realu, nadal wierzyli w awans, ale ich gra mówiła co innego. W poczynaniach Jordiego Roury (Tito Vilanova nadal leczy się w Nowym Jorku) nie było już tej zawziętości
W 89. minucie Barcelona zaliczyła honorową bramkę po uderzeniu Jordiego Alby, który wykorzystał podanie Andresa Iniesty.
Źródło: eurosport.pl
Foto: J. Lago