Po 40 latach mojej rezydencji w Stanach Zjednoczonych, ze zdumieniem zauważam zmiany jakie zaistniały w mym kraju w porównaniu z ideałami jakim Ameryka hołdowała 40 lat temu. Nie będę się tutaj rozwodzić na temat stopniowego ograniczania praw obywatelskich, podsłuchów i kontroli korespondencji, akceptacji tortur jako środka zbierania informacji, prototypu obozu koncentracyjnego na Kubie, gdzie można trzymać ludzi w nieskończoność bez postawienia im zarzutów. Ograniczę się zaledwie do ekonomi.
Nigdy nie przypuszczałem, że moje artykuły sprzed zaledwie trzech miesięcy, staną się aktualne już dzisiaj, 1 grudnia, 2008 r , kiedy to rząd amerykański nareszcie się przyznał, że kraj jest w głębokiej depresji, jakiej nie doświadczył od roku 1929. Poniżej postaram się ustosunkować do metod jakie rząd amerykański przedsięwziął aby ratować sytuacje. A kraj rzeczywiście woła o ratunek. Problem jest w tym, że nie ma nikogo, kto wie co robić i wszyscy liczą, że jest to problem z dziedziny finansowej i finansiście wiedzą najlepiej jak go rozwiązać.
Wedle mnie problemy jakie ma Ameryka są natury strukturalnej i nie powstały wczoraj ani nawet przedwczoraj. Od wielu lat mącono ludziom w głowie. Intelektualiści zgrupowani w różnego rodzaju „Instytutach Myśli” przekonywali, że żyjemy w wieku po- przemysłowym (post industrial). Wedle tych mędrców produkowanie czegokolwiek to przeżytek XIX i XX wieku i należy taka prymitywna działalność, jak produkcja, przekazać innym, którzy to zrobią taniej. My, na szczycie światowej drabiny społecznej, zajmiemy się bankowością i ubezpieczaniem innych od nieszczęśliwych wypadków. Ci którzy nie będą mieli odpowiedniego wykształcenia, zostaną subiektami w sklepach z chińską odzieżą. Ponieważ jednak bankierzy i finansiści musza na cos wydawać swoje pieniądze zarobione na wirtualnych operacjach, powstały wielkie domy towarowe rozprowadzające produkty robione przez ludzi w obcych krajach za marne pieniądze. W prasie pojawiają się hiobowe wieści, ze spadek konsumpcji w handlu detalicznym o 2% może spowodować w USA głęboki kryzys.
Dochodzimy wiec do sedna rzeczy.
Rząd amerykański nagle został zaskoczony kryzysem. Kryzys ten dotknął także, wszystkie kraje, które zapatrzone w model amerykański kopiowały metodę życia na kredyt. Kryzys który został zapoczątkowany niewypłacalnymi pożyczkami na nieruchomości ( domy i mieszkania) zaczął się rozszerzać na niewypłacalność przedsiębiorstw i zamorzenie obrotów finansowych miedzy bankami. Banki nagle przestały pożyczać pieniądze, a ku mojemu zdumieniu, bez kredytu amerykański przemysł nie może istnieć.
Ministrowie, a nawet sam Prezydent, w swych codziennych wypowiedziach straszą społeczeństwo, zmorą braku kredytu. Okazuje się, że większość z nas żyje na kredyt i nie ma własnych oszczędności. Nikt ni wspomina, że kredyt winno się brać w wypadkach, kiedy zysk z pożyczonych pieniędzy przewyższa procenty spłaty długu. Nikt nie ma odwagi wypomnieć społeczeństwu, że żyje nad stan i powinno oszczędzać. Ponieważ, handel detaliczny jest tak wielka częścią gospodarki, rząd wymyślił metodę ożywienia gospodarki przez rozdawania pieniędzy poprzez tak zwany kredyt podatkowy a właściwie darowiznę, gdyż prawie połowa amerykańskich podatników (ponad 40%) żadnych podatków nie płaci i to w sposób zupełnie legalny. Darowano więc już miliardy dolarów i jak widać, na nie wiele się przydało.
Jest jasne, ze model amerykańskiej gospodarki się zawalił i ci naiwni, a było ich wielu w innych krajach, którzy ten model kopiowali, teraz zbierają się w panice radząc jak się z niego wykaraskać. Ciekawe jest, że nikt nie mówi o radykalnej zmianie systemu wartości. Wszystkie propozycje i posunięcia zmierzają w kierunku sporządzenia szczudeł finansowych, albo maszyny do sztucznego oddychania, na których finansowy inwalida, utrzyma się jeszcze jakiś czas przy życiu. Mętne wypowiedzi finansistów ozdobione trudno zrozumiałym żargonom bankowo-giełdowym nie wspominają o konieczności zmiany struktury gospodarki a nawet wartości społecznych. Wszyscy starają się system utrzymać w jego uprzedniej postaci i nikt nie ma odwagi wspomnieć, że „Król Jest Nagi”, bez gaci i dziurawych skarpetkach.
Rządowi trudno się dziwić, bo wina ma swe źródło w trójkącie, jakiego ramiona stanowią Przemysł finansowy, Rząd a i samo Społeczeństwo. Nagle przypomniano sobie o walących się mostach i dziurawych drogach Zapomniano o dwu wojnach prowadzonych za pożyczone od Chińczyków pieniądze. Konflikt Izraela i Palestyńczykami przestał istnieć, przynajmniej w prasie i TV. Nowy Rząd, czyli politycy, mają stwarzać nowe miejsca pracy. Skąd weźmiemy pieniądze na ten kolejny stymulus? Oczywiście, wystukamy miliardy na klawiaturze bankowych komputerów.
Głosując na Obamę, większość Amerykanów głosowała za zmianą. Niestety nowo wyznaczani ministrowie jego gabinetu nie wskazują na zmianę. Hilary Clinton, niedawno zacięcie popierająca wojnę w Iraku, ma zostać Ministrem Spraw Zagranicznych. Minister obrony w rządzie Prezydenta Geogrga Busha, Gates, ma zostać na tym samym stanowisku. Najwięcej kontrowersji budzi plan wyznaczenia Larry Sommersa, ministra na ministra finansów. Otóż deregulacje bankowe jakie Sommers wprowadził za czasów ministrowania w rządzie Clintona, są uważane za źródło dzisiejszego kryzysu. Większość innych ministrów pochodzi także z rządu byłego prezydenta Clintona, czyli „nowe wraca”. Albo inaczej, chłop który zepsuł zegarek, będzie go teraz reperował.
Kryzys ekonomiczny do którego, dzisiaj 1 grudnia, się rząd oficjalnie przyznał, nie zaczął się wczoraj. Jego początki sięgają rządów Clintona, a może wcześniej. Wydaje się, że ludzie którzy maja ratować nasza gospodarkę będą łatać jej wyświechtane gacie, do momentu aż katastrofa ekonomiczna zmiecie ich ze stanowisk rządowych, a nas obywateli zapędzi do ulicznych kotłów z grochówką… Kto ich zastąpi? Oto jest pytanie za trylion dolarów, na które tylko czas da odpowiedź.
Dr.inż. Jan Czekajewski
Członek Polskiego Instytutu Naukowego Naukowego NY (PIASA)