Restauracja Burbonów – czy tylko?

burboni

 

 

 

burboni Ludu specjalnie to nie dziwi. Historia kręci się kołem, jak powiadają stare wiarusy. Ktoś emigruje w podskokach, kogoś nawet wkładają do okazalej a ostałej jeszcze po Habsburgach starej twierdzy. Sytuacja stabilizuje się.

Wiktor Hugo pisze o tym, jak w tej samej policji, ci sami policjanci, pilnują teraz według tych samych rozkazów, tych których jeszcze wczoraj mogli z całym majestatem prawa posadzić tam, gdzie dzisiaj siedzą już ich wczorajsi adwersarze i byli władcy w jednej osobie. Starzy policjanci konstatują z namaszczeniem, że jednak stabilne państwo i nic innego jak tylko prawo, pozwala im na pełnienie tej odpowiedzialnej służby, bez względu na ustrój. Formuje to u nich poczucie jakiegoś mistycznego wręcz przywiązania do państwa oderwanego niejako od ustroju. Dobry policjant, dobrze służy państwu, choćby nie wiem co się działo. Ustrój się może zmieniać ale nie policjant. Ten potrzebny jest zawsze i w każdym ustroju. Policjant – zawodowiec to jak niewymienna część państwa.

 

Druga połowa XX wieku. Niemcy zabierają się do restauracji Republiki. Była już Rzesza Niemiecka, była już nawet 1000-letnia Rzesza Niemiecka, teraz będzie Republika Federalna. Denazyfikacja daje o sobie znać. Nie podejrzewam Niemców o brak historycznej pamięci, niedbałość lub niefrasobliwość. Nie, to z pewnością nie lekkomyślność. Niemcy myślą perspektywicznie. Jeżeli 1000 lat to za mało, przemyślą coś na dwa tysiąclecia naprzód. To naród bardzo praktyczny i nie tylko lubiący porządek ale umiejący docenić każdego, kto taki porządek potrafi uczynić. Jeżeli coś zaplanują to nie po to aby w połowie drogi z tego zrezygnować. Doprowadzą do końca, bo ich działanie a nawet każde ich działanie jest celowe. Ich cele są realne, a ich osiągnięcia namacalne i niezbywalne. Tacy są. I za to są podziwiani.

Czy zatem restauracja republiki osiągnęła już zamierzone cele? W pytaniu  kłębi się skrajna naiwność. Konstytucja Republiki Federalnej Niemiec nie rezygnuje z określenia granic z 1937 roku, to jest jeszcze sprzed anszlusu Austrii. Traktaty z Maastricht czy też z Lizbony nie ograniczają niczego naprzód. W tym więc sensie, kontynuacja snu Habsburgów jakkolwiek absurdalna, jest jak najbardziej realnym przedmiotem nieustającej restauracji.

 

Wiek XXI, Rosja. Problemy te same co sto i dwieście lat temu. Kraj – największy na świecie. Bogaty? Nie – najbogatszy! Jedyna władza na Kremlu. Największa i zupełnie absolutna. Zresztą, nikt nie byłby w stanie zarządzać krajem tak wielkim, tak bogatym w jednym miejscu i tak biednym w bezkresie swoich wielu mniejszych miejscowości, gdyby nie samodzierżawie. Rosjanie dawno do tego przywykli, tak samo jak do samogonu, głodu i czaju. Kto tego nie pojmuje, jego sprawa; z całą pewnością nie to jest zmartwieniem prawdziwej rosyjskiej duszy. Ostatniego cara, znaczy to, co z niego udało się wykopać ze świętej ziemi rosyjskiej, pochowano z honorami państwowymi i obyczajami prawosławnymi w soborze Pietropawłowskiem w Sankt Petersburgu (1998) w obecności najważniejszych osób w państwie, w osiemdziesiąt lat po wykonanej na nim egzekucji (17/18 lipca 1918). W Twerze pod patronatem samego Prezydenta Rosji otwarto u sióstr pod wezwaniem św. Katarzyny internat dla dziewcząt z bardzo dobrych rosyjskich domów. Rosja potrzebuje bowiem kobiet bardzo dobrze wykształconych i nieco lepiej wychowanych, a kto może tego dokonać lepiej niż mniszki klasztorne z poczuciem bezwarunkowego  posłuszeństwa?

Na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie, język rosyjski słyszy się nawet częściej niż niemiecki czy jakikolwiek inny. Rosjanki i Rosjanie chętnie studiują w Berlinie wszystkie kierunki wiedzy, z tajemną włącznie. Rosja potrzebuje ludzi wykształconych na Zachodzie. Po tylu latach zaniechań jest co restaurować a kto jeśli nie Niemcy wiedzą najlepiej, jak podjąć starania w odpowiednim kierunku. Niektórzy złośliwcy, zwłaszcza na Zachodzie opowiadają, że na Kremlu znowu rządzi car. Biedacy, nawet nie mają pojęcia o tym, że car nie miał nawet ułamka tej władzy, jaką ma współczesny premier Rosji. Widocznie nigdy nie studiowali na Uniwersytecie w Berlinie lub innym mieście Federalnej Republiki Niemiec. Tymczasem Rosjanie po prostu chętnie i dużo się od innych uczą.

 

Plac Tian’anmen (Plac Niebiańskiego Spokoju) w środku Państwa Środka. 20 lat po masakrze. Wszystko pięknie odrestaurowane. Chińczycy jedzą dzisiaj kilkadziesiąt razy więcej mięsa niż jeszcze 20 lat temu. Ostatnie kartki na żywność wycofano tam z użytku zdaje się, że dopiero 16 lat temu. Stadion olimpijski, który wybudowali w rekordowym tempie, jest nie tylko największy, lecz i najnowocześniejszy w tym raczej biednym kraju, mierząc liczbą osób niezamożnych, jest też najdroższym obiektem na świecie. Dla Ludowo-Wyzwoleńczej Armii Chińskiej nadal najpoważniejszym zagrożeniem są Stany Zjednoczone i ich akolici w Korei Południowej i Japonii. I nie ma znaczenia ani to, że w republice chińskiej produkuje się najwięcej gadżetów na licencji i technologii amerykańskiej, ani to że Bank Chin jest w już posiadaniu przeszło 2 trylionów $$ USA i nadal jest największym nabywcą, weksli zastawnych rządu USA. Do Komunistycznej Partii Chin chętnie przyjmowani są milionerzy. Co kraj to obyczaj, a u nich to prawdziwy zaszczyt. Bądź co bądź pokazali do czego są zdolni w zarządzaniu gospodarką. Metody są wprawdzie jakby importowane żywcem, ale już sam żywiec jest jak najbardziej odrestaurowany i miejscowy.

Chiny budują bardzo dużo. Turyści mogą podziwiać pięknie odnowione zabytki, jak i świeżo odkryte artefakty.

Ulice miast są znowu zatłoczone, a z powodu nadmiaru nowoczesnych samochodów wszystkich światowych marek produkowanych w Chinach, po prostu nieprzejezdne. Duży to kraj. Można powiedzieć, że Chiny restaurują się nadzwyczajnie, choć oczywiście po „chińsku”, żeby nie powiedzieć – po mandaryńsku. W końcu językiem oficjalnym w Pekinie jest dialekt mandaryński.

 

Co restaurują Amerykanie? Nic specjalnego. Zaczęli od Iraku, potem zdaje się Afganistan. Z rozpędu zahaczą o Iran.

I jeszcze restauracja Pakistanu. Jak każdy ambitny plan ma swoich zwolenników i przeciwników. Nie zapominajmy o sojusznikach! Niektórzy są nawet w trakcie nieustającej restauracji.

 

Zapyta ktoś znienacka, a co zamierza się restaurować w Polsce?  Złotówka ciągle rośnie w siłę, zupełnie jak przed wojną. Bezrobocie i emigracja, jak dotychczas utrzymuje się na poziomie bijącym dwa razy na łeb stan przedwojenny. Bogaci robią to co zawsze, czyli bogacą się. Politycy to samo, to znaczy kłócą się zawzięcie. Ile biorą? A no mówią, że ustawę można już przepchać za $2mln USA. Cukier krzepi? To się nie zmieniło podobnie, jak właściciele cukrowni. Przed wojną „Każdemu wolno było kochać” i nawet o tym śpiewano, a dzisiaj? Dzisiaj „za wszystko trzeba płacić, jeśli się nie zna nikogo” i też się o tym śpiewa. No to tak jak przed wojną! No właśnie, wiedziałem, że się połapiecie. Restauracja udała się nadzwyczajnie.

A LOT-em bliżej. Do Hanoi oczywiście.