Zalążek prywatnego tygodnika nr. 652 rok XIII
Rodziny Skąpskich i Odrowąż – Pieniążków oraz ksiądz w USA
Rafała Skąpskiego i jego żonę, Amelie, moja żona i ja znamy ponad dwadzieścia lat i bardzo ich lubimy, mając nieskromnie pewność, że z wzajemnością. Zaraz po naszym powrocie z USA w 1990 roku, gdzie byłem po raz drugi stałym korespondentem „Trybuny Ludu” akredytowanym przy Białym Domu, Rafał, zajmujący się wówczas działalnością edytorską, wydał dwie moje książki – „Biały Dom i jego prezydenci” (BGW, Warszawa, 1992) i „Wesoła spowiedź” (Polski Dom Wydawniczy, Warszawa, 1993). A także służył mi ogromną pomocą przy wydaniu książki trzeciej pt. „Okiem światowca…lekko przymrużonym”, która ukazała się w Krakowie w 2000 roku nakładem jego kuzyna, drukarza i wydawcy, p. Wojciecha Mischke.
Skąpski piastował w swej karierze ważne stanowiska, m. in. sekretarza Narodowej Rady Kultury, na której czele stał prof. Bogdan Suchodolski, wiceministra kultury, wiceprezesa Polskiego Radia; obecnie jest dyrektorem Państwowego Instytutu Wydawniczego, a także, społecznie, prezesem Fundacji Kultury Polskiej.
Rodziny zarówno Rafała jak i Amelii to rodziny zasłużone dla kultury i nauki polskiej. To też rodziny o szczególnie interesujących dziejach. I oto Rafał pokazał mi w sierpniu 2011 roku notatki i dokumenty dotyczące rodziny Ruszkowskich, z których wywodzi się Zofia z Odrowąż Pieniążków Skąpska, babka Rafała. Z rodziny tej pochodzi Janusz Odrowąż Pieniążek, literat, przez wiele lat dyrektor Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza na Rynku Starego Miasta w Warszawie, obecnie na „czynnej emeryturze”.
Wśród tych dokumentów znalazł się prawdziwy skarb – dwa listy Józefa Odrowąż Pieniążka, urodzonego w Polsce (rozbiorowej) w 1868 roku, który wyjechał do USA w roku 1897. Oba listy były skierowane do jego rodziny w Polsce, którą przynajmniej raz odwiedził. Data listu pierwszego to 27 stycznia 1926 roku. Został on napisany na blankiecie z następującym nagłówkiem: ,,Rev(erend) Dr. Joseph Odrowonz Pienionzek, Church of the Advent, 507 York Ave., Philadelphia PA.”. Reverend – to Wielebny, Church of the Advent to Kościół pod wezwaniem Adwentu (przyjęcia Chrystusa), a PA to stan Pensylwania. A oto treść listu (pisownię pozostawiam niezmienioną a skróty są moje – ZB).
„Kochany Kuzynie Lucyanie i Jego Małżonko!
„Z prawdziwą radością otrzymałem list i śpieszę z odpowiedzią. Zdziwi kochanego Kuzyna nadgłówek listu, ale różne rzeczy dzieją się na świecie, więc i ze mną nastąpiła zmiana, po wielu zawodach w końcu jestem księdzem, a że to Kuzyna interesować będzie (…), więc w krótkości opiszę koleje życia mego w Ameryce. Do Ameryki wyemigrowałem w roku 1897 nie z próżną ręką, bo miałem gotówki deponowanej w banku 10.000 złr. (złotych rubli) czyli 4.000 Doiła r ów, prócz 800 Dollarów na przeżycie póki się nie rozglądnę za czemś.
„Wciągnięty do interesu przez ‘Rodaka’, o którym nie miałem najmniejszego pojęcia, po otworzeniu fabryki wyrobów ze skóry, galanteryjnych, a mianowicie angielskich kuferków na cylindry i kapelusze pierwszej klasy, po niespełna roku egzystencji, straciłem wszystko ale nabyłem doświadczenie. On miał pieniądze a ja doświadczenie. Krótko, zostałem haniebnie oszukanym i to tak sprytnie, że spólnikowi nic prawie zarzucić nie było można. Nie było co robić – wstąpiłem do teatru – i podróżowałem z towarzystwem z tygodnia na tydzień coraz to w innym mieście, grając dwa razy dziennie prócz niedzieli, którą spędzało się w pociągu. Naturalnie nie był to teatr polski lecz amerykański i tu zacząłem uczyć się jeżyka, bo miałem sposobność -Dwa sezony byłem aktorem, naturalnie nie bohaterem, ale podrzędną, typową rólką, raz Turka w ‘Sapho’ z Olgą Nethersal, sławną aktorką angielską, a drugi sezon Muszkieterem Kardynała Richelieu w Trzech Muszkieterach; trzeba Warn wiedzieć, że kompanie teatralne w Ameryce grają jedną sztukę przez dziesiątki lat, to samo po południu i wieczorem. Byłbym może pozostał przy teatrze, ale spotkałem w New Yorku pannę Zofię Czaplińską z teatru lwowskiego, która po awanturze Zimy (?) w Kasie Oszczędności zawitała do Ameryki, opatrzona przez starca coś, jak mówili, z 40.000 złr. Ona namówiła mnie na zapoczęcie Polskiego teatru stałego, pieniędzy jednak dać nie chciała, mówiąc, że nie ma – z tym teatrem to była klapa, bo europejskie teatry doniosły nam, że pani Cz. wyjechała z konsulem rosyjskim, którego była utrzymanką czy coś podobnego, polskie pisma to powtórzyły i po uwolnieniu się od pani Cz. grałem jakiś czas a potem zwinąłem, bo nie było poparcia.
„To było w 1900 roku i po zastanowieniu się zapisałem się na medycynę, którą ukończyłem w 1904 roku i byłem asystentem w szpitalu – nauczyłem się po włosku i jako taki, posiadając kilka języków, powodziło mi się nieźle, tak, że usprawiłem sobie nieco grosza i pozwoliłem sobie na przejażdżkę do Europy w celu uregulowania spraw po zmarłej Ciotce naszej Okuniowej, która nam cały swój majątek zapisała.
„Po powrocie z Europy trafiło mi się nabyć klinikę prywatną z apteką w G…, we włoskiej okolicy (dzielnicy) i szło, gdyby djabeł był nie sprowadził kolegi mego, księdza Gr(ecko)-Kat(olickiego) Lewickiego, który namówił mnie do przeniesienia się do Pensylwanii – tu zaczęty się moje nieszczęścia. Miałem aptekę w R…PA (Pensylwanii) i drukarnię gazety – następnie przeniosłem się do Philadelphii w 1908 roku, tu zdawałem egzamin stanowy, bo tu takie głupie prawa, że każdy Stan jest tylko dla siebie i dyplom jest dobry tylko w Stanie, w którym uzyskany – i to (zdałem) pomyślnie – miałem dwie apteki, ale mi nie szło i tak męczyłem się aż do 1911 roku aż poznałem się z Arcybiskupem Francuzem, który jest obecnie w Paryżu, przez Biskupa Włocha, ze starego szlacheckiego rodu Paul de Gullatti Miraglia i ci panowie namówili mnie do stanu kapłańskiego; zapisałem się na teologię i w 1914 roku skończyłem teologię w Akademii duchownej z tytułem Dr. Św(iętej) Teol(ogii). Aptekę PODAROWAŁEM polakowi i nie żałuję bo przy nadzwyczajnej protekcji, pomimo mych lat zacząłem awansować nader szybko. Od samego początku Kościół użył mnie do urzędu, a nie parafialnej pracy, tak że dziś jestem kanonikiem, szefem biura missyjnego, pod żadnym względem niezależnym od kongregacji lecz na pensji Dyecyzjalnej. Mam nadzieję i zamiar kiedyś powrócić do kraju, ale jako emeryt i Kościołem się nie zajmować…”.
Ksiądz Józef Odrowąż Pieniążek do Polski na stałe nie powrócił, a jego drugi list, bez daty, ale też z okresu międzywojennego (1918-1939) do kuzyna Lucyana wiele wyjaśnia, dlaczego.
„Co do interesu, o którym piszesz, to z tego nie zdaje mi się, aby coś być mogło. Polacy w Ameryce, co coś mają, są zniechęceni do Polski i słyszeć o niej nie chcą. -straty poniesione przez składanie oszczędności w P.K.O. i bankach zarobkowych, które składane w zdrowej walucie amerykańskiej zamienione zostały na grosze polskie lub obiecankę, przytem upadek Towarzystwa…(Mechaników ?) Braci Perlowskich i innych instytucji, obligacji Warszawy, bondy przeróżne, kupowane za drogie dolary, a dziś nic nie warte…”
Cóż powiedzieć na to teraz ? Chyba, na pocieszenie, tylko to, że to właśnie ta bogata i solidna Ameryka przeżywa poważne wstrząsy gospodarcze, a dolar może tylko marzyć o tych czasach, kiedy był w Polsce bogiem. Dotyczyło to zwłaszcza PRL’u, gdzie dolar mógł się naprawdę czuć jak Mr Dollar i to nie tylko w pisowni.
http://www.zygmunt-broniarek.com/html/broniarek_652.html
wydawca: A. Szkoda