We wtorek kluczowe znaczenie miały raporty finansowe za pierwszy kwartał. Rezultaty zaprezentowało 39 spółek z indeksu S&P500, a sezon publikacji wyników wkroczył w końcową fazę. Publikowane dziś sprawozdania były na ogół lepsze od większości prognoz analityków.
Najgłośniej było o wynikach Forda. Największy amerykański koncern motoryzacyjny zwiększył zyski o 24% przy obrotach o pięć miliardów wyższych niż przed rokiem. W obu kategoriach rezultaty Forda zdystansowały oczekiwania analityków, choć akcje spółki zakończyły dzień zwyżką ledwie o 1% (w trakcie dnia drożały nawet o 3%).
Dobrze zaprezentowały wyniki koncernu 3M – czyli przemysłowego konglomeratu nazywanego czasem „amerykańską gospodarką w pigułce”. Zyski i przychody były o 15% wyższe niż przed rokiem, więc kurs spółki wchodzącej w skład średniej przemysłowej Dow Jonesa wzrósł o 2,3%. Przeceniono za to walory Coca-Coli, która z powodu kosztów restrukturyzacji osiągnęła niższy od konsensusu zysk netto i dodatkowo nieznacznie rozczarowała poziomem sprzedaży.
Dobrze przyjęto za to wyniki firmy kurierskiej United Parcel Services. Mimo drogich paliw UPS zdołał zwiększyć zysk netto o dwie trzecie, ale przychody urosły jedynie o 7,3% i okazały się niższe od prognoz analityków. Inwestorzy wybaczyli jednak to potknięcie i notowania UPS wzrosły o 0,6%.
W ten sposób Ford, 3M i UPS dołączyły do blisko 80% spółek z indeksu S&P500, których wyniki okazały się wyższe od rynkowego konsensusu. Dziś to wystarczyło, aby na Wall Street zapanowała mini euforia, a inwestorzy zapomnieli o wszystkich zagrożeniach. Czyli o drogiej ropie, kryzysie zadłużenia w Europie, Japonii i USA oraz rosnącej inflacji. Główne amerykańskie indeksy odnotowały wzrosty w granicach 1%, dzięki czemu S&P500 w końcu przekroczył szczyt z lutego. Dow Jones i Nasdaq zrobiły to już kilka dni temu i we wtorek tylko poprawiły swe kilkuletnie maksima.
Taka sytuacja wydaje się być dobrym momentem do rozpoczęcia korekcyjnego odwrotu, dla którego pretekstem może się okazać środowe posiedzenie FOMC. Władze Fed zapewne zdecydują się do końca czerwca wygasić drugą rundę ilościowego luzowania polityki monetarnej (tzw. QE2), która to operacja od listopada dostarczała paliwa dla giełdowej hossy.
Zwłaszcza że zagrożeniem dla amerykańskiej gospodarki pozostaje sytuacja w sektorze nieruchomości. Nadpodaż domów sprzedawanych na licytacjach komorniczych wywiera coraz silniejszą presję na ceny transakcyjne. W lutym indeks S&P/Case-Shiller mierzący ceny w 20 metropoliach był o 3,3% niższy niż rok wcześniej i niemal wyrównał dno z kwietnia 2009 roku. Druga faza recesji na rynku mieszkaniowym prowadzi do spadku wartości majątku Amerykanów, co może skutkować ograniczeniem konsumpcji i zastopowaniem dynamiki PKB. To zaś byłoby poważnym zagrożeniem dla wyników giełdowych spółek. Na razie na Wall Street nikt o czarnych scenariuszach nie mówi.
Krzysztof Kolany
www.Bankier.pl