W rozegranym w niedzielę 9 czerwca meczu 9. kolejki Topligi drużyna Seahawks Gdynia przegrała na własnym boisku 20:21 z Warsaw Eagles. Orły zwycięskie przyłożenie zdobyły w ostatniej akcji spotkania. Tym samym przerwały trwającą od zeszłego roku passę trzech porażek z Jastrzębiami.
Podobnie jak w poprzednim meczu tych dwóch zespołów, również dzisiaj ofensywy obu drużyn rozkręcały się powoli. W pierwszej kwarcie najbardziej udaną ofensywną serię wykonali goście, ale na jej końcu Jastrzębie zablokowały próbę kopnięcia z pola Marcina Łojewskiego. O jedyne punkty w tej części spotkania zadbała obrona Eagles, a konkretniej defensive back Łukasz Koniusz, który przejmując na własnej połowie podanie Ferni’ego Garzy, zakończył swoją akcję powrotną dopiero w polu punktowym gospodarzy.
Sytuacja zmieniła się w drugiej kwarcie, w której inicjatywa należała do Seahawks. Mistrzowie Polski najpierw wyrównali stan meczu po przejściu prawie całego boiska. W swojej 94-jardowej serii aż trzy razy radzili sobie w trzecich próbach (biegami Gawła Pilachowskiego lub złapanymi podaniami Sebastiana Krzysztofka) aż wreszcie Jeremy Dixon zdobył touchdown. Obrona Jastrzębi szybko ponownie wywalczyła piłkę dla ataku miejscowych, który mógł dzięki temu zaczynać grać z połowy boiska. Na pokonanie tego dystansu gospodarzom wystarczyło pięć akcji – w tej ostatniej Marcin Bluma został pozostawiony sam sobie w polu punktowym, co świetnie dostrzegł naciskany przez defensorów Garza.
Orły mogły pogorszyć swoją sytuację przed przerwą, gdy ich kolejne odkopnięcie (już czwarte wymuszone po zaledwie trzech akcjach ataku) nie doleciało nawet do połowy, ale już na początku serii ofensywnej Seahawks piłkę zgubił Pilachowski. Dzięki temu goście w ostatnich dwóch minutach pierwszej połowy postraszyli jeszcze miejscowych i gdyby Szymon Modzelewski utrzymał piłkę w rękach, pewnie wyrównaliby stan spotkania. Trzecia kwarta zaczęła się od następnego mocnego uderzenia Jastrzębi. 70-jardowe podanie do Blumy, które przeniosło Żółto-Czarnych na przedpole Eagles, zamienił moment później na przyłożenie Krzysztofek. Po nieudanej próbie podwyższenia gospodarze prowadzili 20:7.
Ich radość nie trwała jednak długo. Świetną, 88-jardową akcją powrotną po wykopie popisał się Clarence Anderson i nadzieje Orłów odżyły. Po ważnym i udanym podwyższeniu za dwa punkty Seahawks prowadzili już tylko 20:15. To prowadzenie mogło się zwiększyć już w następnej serii, ale obrona Eagles zatrzymała gospodarzy w czwartej próbie na własnym 15. jardzie. W kolejnych posiadaniach, już po rozpoczęciu czwartej kwarty, oba zespoły musiały odkopywać. Dłuższą serię skonstruowali dopiero ponownie goście z Warszawy, ale tym razem to oni zostali zatrzymani w okolicach 15. jarda przed polem punktowym.
Do końca meczu zostały już tylko ok. 2 minuty i wydawało się, że to drużyna Macieja Cetnerowskiego znów będzie górą w tej rywalizacji. Szybko zatrzymana seria ofensywna gospodarzy sprawiła jednak, że piłka wróciła jeszcze do Eagles. Po świetnym puncie musieli oni zaczynać z własnego 10. jarda, mając tylko 90 sekund do spożytkowania. Mieszanka konsekwencji, dobrych akcji biegowych i rozpatrzonych na ich korzyść decyzji sędziowskich sprawiła, że goście znaleźli się o parę jardów od upragnionego przyłożenia.
Wszystko sprowadziło się wreszcie do czwartej próby na trzecim jardzie, gdy na zegarze zostały raptem dwie sekundy. Ostatnia akcja miała zadecydować o tym, kto zwycięży w Gdyni. Orły postawiły na bieg swojego rozgrywającego Shane’a Gimzo, który przemierzył z futbolówką resztę dystansu do pola punktowego rywali. Na murawę wbiegli wiwatujący gracze i sztab trenerski warszawiaków. Warto jednak pamiętać, że Eagles co prawda wygrali bitwę, ale w dwumeczu o 12 punktów lepsi są Seahawks. Jeśli Jastrzębie wygrają swój ostatni mecz w sezonie zasadniczym, to zajmą pierwsze miejsce w Grupie Północnej, co da im prawo rozegrania półfinału Topligi na własnym boisku.
– Cieszymy się, że ponownie wygrywamy na Narodowym Stadionie Rugby w Gdyni. Po wcześniejszym dobrym meczu z Giants i wyrównanym pierwszym spotkaniu z Jastrzębiami, wreszcie rozstrzygnęliśmy zacięte spotkanie na swoją korzyść – powiedział Jacek Śledziński, manager Warsaw Eagles. – Różnica punktów z dwumeczu była dla nas drugorzędną sprawą. Chcieliśmy zagrać dobrze i udowodnić, że możemy wygrywać z najlepszymi w kraju. Nieważne więc, gdzie zagramy półfinał. Wygraliśmy w Gdyni więc nie widzę żadnego powodu, dla którego nie mielibyśmy wygrać we Wrocławiu – dodał.
Wśród Jastrzębi kolejne udane spotkanie rozegrał Jeremy Dixon. Solidnie zaprezentował się też Ferni Garza, mimo iż po jego nieudanym podaniu rywale zdobyli punkty. Słowa uznania należą się też całej defensywie, która w całym meczu pozwoliła rywalom zdobyć tylko jedno przyłożenie.
W szeregach Orłów wyróżnili się biegacze Witold Szpotański i Jakub Juszczak, a także jedyny pewny cel podań Shane’a Gimzo Clarence Anderson. W defensywie szczególnie dobrze zagrała pierwsza linia, której gracze kilkukrotnie postarali się o powalenia rywali przed linią wznowienia.
Kolejny mecz Seahawks będzie ich ostatnim w sezonie zasadniczym. 16 czerwca Jastrżebie zagrają na wyjeździe z Kozłami Poznań. Eagles dzień wcześniej spotkają się ze Spartans w Warszawie.
Seahawks Gdynia – Warsaw Eagles 20:21 (0:7, 14:0, 6:8, 0:6)
I kwarta
0:7 przyłożenie Łukasza Koniusza po 57-jardowej akcji powrotnej po przechwyceniu podania rozgrywającego Seahawks (podwyższenie za jeden punkt Marcin Łojewski)
II kwarta
7:7 przyłożenie Jeremy’ego Dixona po 4-jardowej akcji po podaniu Ferni’ego Garzy (podwyższenie za jeden punkt Jakub Fabich)
14:7 przyłożenie Marcina Blumy po 29-jardowej akcji po podaniu Ferni’ego Garzy (podwyższenie za jeden punkt Jakub Fabich)
III kwarta
20:7 przyłożenie Sebastiana Krzysztofka po 6-jardowej akcji biegowej
20:15 przyłożenie Clarence’a Andersona po 88-jardowej akcji powrotnej po wykopie (podwyższenie za dwa punkty Caleb Singleton po podaniu Filipa Mościckiego)
IV kwarta
20:21 przyłożenie Shane’a Gimzo po 3-jardowej akcji biegowej
Adrian Fulneczek
Biuro Prasowe PLFA
Zdjęcia: Warsaw Eagles