Fot:upsart.blogspot.com
Słownik wyrazów bliskoznacznych
HAKATA – Heinemann, Kenneman i Tieddeman, byli działaczami „Ministerstwa Kultury” II Rzeszy, zawiadywanej przez Bismarcka; wsławili się tym, że odegrali zasadniczą rolę w okresie tzw. Kulturkampf (lata 1894 do 1934); polegało to m.in. na zorganizowanym przez rząd II-giej Rzeszy i przeprowadzonej w finansowanych przezeń instytucjach, walki z obecnością języka polskiego, przejawami kultury i organizacji środowisk polskich oraz wszelkich odznak polskości; pod hasłami czystości i jedności kultury niemieckiej; z perspektywy historycznej, była to znakomita pożywka i uwertura do działalności nazistów od roku 1929. Dzisiaj także możemy obserwować przejawy tego samego pod innymi pozorami. Polacy w Niemczech nie mają finansowania edukacji oraz kultywacji języka polskiego przez rząd federalny Niemiec. W Polsce natomiast jest dokładnie na odwrót. I to po 1945 roku.
Bismarck – polityk, pierwszy minister (zwany w Niemczech Kanclerzem) rządu II Rzeszy. Szczególnie zasłużony w konsekwentnym zwalczaniu polskości.
Dolnald Tusk – były i obecny (12/2023 – 1/2024) premier rządu Polskiego oraz były przewodniczący UE. Człowiek dla którego „polskość to nienormalność”, czego wyraz dał w swojej publikacji poświęconej „kulturze”. Trudno powiedzieć, czy dla działacza i polityka Tuska, HAKATA to wzór normalności, ale jak dotychczas wiele odznak potwierdza, że tak właśnie jest. Dziwić jedynie się należy (i nie wiadomo co tu jest normalne a co nie), że niejaki Donald Tusk, posługuje się oficjalnie językiem brzmiącym jak polski. Co prawda składnia językowa, czy zasób posiadanych określeń, to sprawa zupełnie oddzielna a nawet kwestia indywidualnych zdolności, ale w tym przypadku, jest to uwaga konieczna i niewystarczająca.
Leszek Miller – były sekretarz PZPR, następnie przenicowany na polityka nowej formacji politycznej (wraca stare pod nowymi dekoracjami), premier rządu RP, poseł do PE oraz farbowany lis. Zasłużony dla sprawy Niemiec oraz niemieckiej polityki wschodniej. Namiestnik najpierw Rosji a następnie Rosji i Niemiec łącznie. Wsławiony między innymi tzw. pożyczką moskiewską.
Niemiecka polityka wschodnia
Pod tym pojęciem, rząd Niemiec oraz różni jego funkcjonariusze, „przepychają” działania Niemiec znane pod historyczną nazwą „Drang Nach Osten” (parcie na Wschód). Jest to celowe działanie mające nie tylko znaczenie oszukańcze opinii publicznej, ale również odwrócenie uwagi państw sojuszniczych od polityki Niemiec, która pozostaje od zawsze ta sama. Europie i światu przyniosło to sporo kosztów, kłopotów, zgryzot i trudów, a Niemcom dobrobyt (do dzisiaj Niemcy nie chcą nawet podjąć negocjacji, na temat odszkodowań wojennych z Polską, Grecją) a inni poszkodowani, nie mają „obecnie interesu” aby sprawę wznowić.
Układ Ribbentrop – Mołotow – zawarty 23 Sierpnia 1939 w Moskwie. Dotyczył udziału Rosji w zajęciu Wschodniej Polski, jako wyraz dobrej woli i współpracy z Niemcami Hitlerowskimi. Stał się potem podstawą systematycznego, konsekwentnego, wspólnego zwalczania ruchu oporu na ziemiach polskich. Istnieje domniemanie, że układ ten obowiązuje nadal, o czym świadczy m.in. podział Europy, czy konstytucja Niemiec, oraz historia stosunków Rosja – Niemcy po Drugiej Wojnie Światowej. Ostatnio, tzw. „poparcie” Niemiec dla aspiracji Ukrainy, z zachowaniem niewzruszonych stosunków z Rosją.
Ostaszkowo, Czarci Jar, Starobielsk, Katyń – miejsca martyrologi Polaków, dokonanej przez bratni cywilizowany, rozwinięty kraj, Rosję w czasie II Wojny Światowej. Rosja do dziś nie przekazała kopii dokumentacji mordu i jego okoliczności do Polski. Oczywiście pomimo odnośnych ustaleń, zapewnień, etc.; o żadnych odszkodowaniach mowy być nie może.
Niemieckie obozy śmierci na terenach okupowanych przez Niemcy w czasie II Wojny Światowej – w świadomości globalnej, Niemcy (i nie tylko), zadbali o zanikanie jakichkolwiek wzmianek na ich temat, tj. budowy, organizacji i realizacji „zadań” ufundowanych przez siebie obozów koncentracyjnych. Kilka razy w roku, pojawiają się wprawdzie publikacje ignoranckich redakcji lub informacje celowo zniekształcone o „Polskich obozach koncentracyjnych”. Skoro były na terenie Polski no to nieważne, kto je tam zainstalował, czerpał „korzyści”, kogo tam i kto mordował i co w tej sprawie mają do powiedzenia Polacy. Nikt nie mówi wtedy o Niemcach – sprawcach, ale nazywa się ich wtedy nazistami. Kulturalni Niemcy nie mają i nie mieli z tym nic wspólnego. Było to wbrew ich woli a nawet bez ich wiedzy. „Nasze Matki, Nasi Ojcowie” to taki niemiecki film o tych czasach. Ciekawe, kto dokręci odcinek pt. „Nasze Dzieci, Nasze Wnuki”.
Dobro sąsiedzkie stosunki Polsko – Niemieckie – eufemizm pojawiający się w okolicznościach wymagających wyjaśnień tyle, że zamiast. Rozpatrując „te stosunki” z punktu widzenia prawa międzynarodowego, Polska i Niemcy są i pozostają w stanie wojny. Nie przeszkadza to w prowadzeniu wymiany handlowej, dobrowolnej zmianie miejsca zamieszkania wielu milionów osób po roku 1945 (przesiedlenia to rezultat wojny), wzajemnych inwestycjach a nawet w przynależności do NATO, czy współpracy wojskowej. W jednej z publikacji, pewien działacz polski, pochodzenia niemieckiego, stwierdza nawet, że „polskość to nienormalność”. W tym kontekście trudno nie zauważyć, kogo u licha miał na myśli… . No ale w końcu obydwa państwa mają wspólną historię od co najmniej 1000 lat. Tyle nie przetrwała 1000 letnia Rzesza a stosunki i owszem. Trudno oczekiwać, że pomiędzy organizmami Polski i Niemiec nie nastąpiła w tym czasie jakaś wymiana poglądów, ja wiem ludzi, koncepcji, fortun i jak tam jeszcze zwał. No ale, czy nie unosi się nad tym wszystkim czar Drang Nach Osten, tego nie wiedzą nawet najbardziej zapatrzeni w osiągnięcia Reichu prestidigitatorzy. Czy na pewno? Tu i tam. No i nie tylko wtedy.
Denazyfikacja
– po 1945 roku, zgodnie z ustaleniami państw koalicji antyhitlerowskiej, zobowiązano się do przeprowadzenia denazyfikacji, tj. usunięcia wszelkich pozostałości po reżimie nazistowskim. Wkrótce okazało się, że nikt, ani byli sojusznicy ani tym bardziej Niemcy nie byli zainteresowani w realizacji tych ustaleń związanych z denazyfikacją. W sprawach takich jak nazewnictwo – zmieniono nazwy. Urzędników państwowych początkowo zwolniono. By po paru latach powrócili do łask. Wojsko – stworzono od nowa, zatrudniając doskonałych fachowców ze stażem na froncie nie tylko wschodnim. Na giełdzie w NY, mówią „business as usual”. O co kruszyć kopie, prawda? A co z prawem? Praworządni Niemcy, mający wybitne osiągnięcia co potwierdza historia ich dokonań, (inne prawo obowiązywało w Niemczech inne w Generalnej Guberni, etc.) a do tego dbający o wysoką kulturę prawną, postarali się aby dobre prawo, napisane pod wybitnym kierownictwem kiedyś tam, mogło trwać nawet wtedy, kiedy po 1000 letniej Rzeszy nie pozostał by kamień na kamieniu. Niemcy są narodem praktycznym. W czasie wojny, wykorzystywali nawet płaty ludzkiej skóry do produkcji abażurów domowych lamp, itp.
Dekomunizacja
-termin zastępczy, używany w tyglu propagandy zamazywania przeszłości oraz wytwarzania wrażenia patrzenia w przyszłość. Zabieg taki podjęły się wykonywać kraje tzw. demoludów, które miały w ten sposób wyprzeć się ery zależności od Moskwy. Odbywało się to różnie, a często groteskowo, kiedy na przykład były aparatczyk zostawał prezydentem państwa i nikt właściwie nie wiedział, jak to możliwe. Nazywano to ubocznym efektem wolności w demokracji. W Niemczech nikt czegoś podobnego nigdy nie proponował, a byli NRD-owscy aparatczycy, zajęli nawet jeszcze lepsze pozycje i związane z tym apanaże w rządzie zjednoczonych już Niemiec. To ciekawe, bo z przytoczonych obrazów rzeczywistości i oczywistości zastanej, wynika kompletna immunizacja Niemiec na mody zewnętrzne. Gdzieś tam w innych landach, jak chcą, mogą się denazyfikować, dekomunizować, de – katolikować, czy deprecjonować. Ale Niemcom, nikt nie powie co oni mają robić, żadna koalicja, żadna królowa angielska z domu Windsor, żaden jegomość z fajką, czy z whisky. Udowodnili to już tyle razy, odrodzili się jak Fenix z popiołów a jak będzie trzeba, to zrobią to po raz kolejny. Nawet, jeśli przejściowo będą ubierać – prosto z katalogu Burdy – w zgrabnie skrojone burki.
Pre-rogatywy
– określenie zastępcze używane w miejsce takich określeń, jak doktryna (tu przymiotnik, np. polityki państwa), lub cele polityczne, albo „kamienie milowe”, paradygmaty, etc. etc. Prerogatywa może sobie istnieć w tzw. „przestrzeni – ewentualnie publicznej” tyle, że jeszcze nikomu nie przyszło do głowy uczynić z tego przepisu prawa, jakkolwiek powodem powstania „różnych regulacji”, jest już od lat. Prerogatywa jest wygodnym narzędziem publicznej komunikacji, której cechą współczesną (ale u poprzedników także), jest wykorzystanie specyficznej własności ustrojowej wyrazu: złotousty może stwierdzić, że nie nawoływał do nienawiści, a używanie cudzej prerogatywy dla takiej konfiguracji, jest zwykłym nadużyciem. Konstruowanie zbitek słownych, zawierających jednocześnie pytanie i sugestywnie wskazującej odpowiedź, jest cechą aktywnej teraźniejszości w uprawianiu polityki i to na każdym szczeblu. Jako wygodne narzędzie dominacji intelektualnej, nad potencjalnym nie tyle przeciwnikiem ile wścibskim dopytywaczem.
Pryncypialne nadawanie znaczeń
– znane w semantyce pod nazwą: dryft semantyczny (oba wyrazy jakże polskie); metoda nowomowy, nadająca znaczenie odmienne od słownikowego, dalekie lub około znaczenia słownikowego, rozszerzone lub zawężone lub wręcz nie mające żadnego związku ze znaczeniem znanym i stosowanym. Dla osób nie mających pojęcia o co chodzi, działanie takie może być absorbujące oraz wywołujące zamieszanie. Dla znawców – rozśmieszające ignorancją. Dla użytkowników nowomowy – wartością dodaną. Dla odbiorcy przypadkowego i powszechnego, tego typu figura retoryczna, może budzić podejrzenie, że osobnik taki, chce ukryć przed społecznością to, co zamierza. Używane w celu pozyskiwania społecznego poparcia jest współcześnie powszechne. Tak jak powszechne staje się obiecywanie gruszek na wierzbie. To ostatnie, w dobie genetycznej interwencji, może się na dodatek sprawdzić wcześniej niż to sobie możemy wyobrazić.
Marcisz Bielski GH/ USA 1/2/2024