USA w wielkich długach

Budget

 

Stosunki Międzynarodowe, 11 maja – 2011

Stany Zjednoczone stoją obliczu wielkiego problemu, jakim jest ogólnokrajowe zadłużenie. Według ostatnich danych dług publiczny urósł do astronomicznej wysokości 14,02 bilionów dolarów, co jest niekwestionowanym i zarazem niechlubnym rekordem wszechczasów. Sekretarz Skarbu USA Timothy Geither ostrzega, że w najbliższym czasie może zostać złamana bariera 14,3 bilionów dolarów, czyli ustalony przepisami prawa limit dopuszczalnego zadłużenia.

Budget

Szczególnie niepokojąca jest stale rosnąca, od 2005 roku, tendencja tego zjawiska. Niemal połowa ze wspomnianej sumy powstała właśnie w ostatnich sześciu latach. Jeszcze w 2005 roku dług publiczny wynosił 7,6 bln, a gdy Barack Obama obejmował urząd prezydenta było to 10,6 bln. Przedstawione w ostatnich miesiącach statystyki pokazują więc, że przeciętny obywatel amerykański posiada długi w wysokości ok. 45 tysięcy dolarów. Przyczyną takiego stanu rzeczy są prowadzone przez USA kosztowne wojny oraz kryzys gospodarczy, który porównać można do wydarzeń z lat 30-tych ubiegłego stulecia.

Eksperci od gospodarki biją na alarm i ostrzegają przed poważnymi konsekwencjami, jakie mogą mieć miejsce, jeśli władze nie podejmą radykalnych działań. Podają oni maj 2011, jako najpóźniejszy terminy przekroczenia przez dług publiczny 14,3 bln dolarów. Pesymiści mówili nawet o marcu, ale póki co, nie ma jeszcze oficjalnych danych w tej sprawie. Nie wiadomo bowiem, jak wielkie przychody osiągnęło państwo z tytułu podatków. Sytuacja za oceanem jest niezwykle poważna i amerykańskiemu sektorowi finansów publicznych grozi największe w dziejach niebezpieczeństwo.

Ekonomiści zgodnie stwierdzają, że jedynym wyjściem, które może uchronić Stany Zjednoczone, jest podwyższenie przez władze obowiązującego limitu zadłużenia. W przeciwnym razie nie uda się uniknąć wielkiej „plajty”, która spowoduje katastrofę finansową dla rządu i całej gospodarki. Może dojść do kolejnego kryzysu finansowego w USA, który swoimi rozmiarami przekroczy to, co działo się w latach 2008-2009. Tego typu ostrzeżenia wygłosił już w styczniu sekretarz Geither, który zwrócił się do Kongresu o ustalenie nowego limitu długu. Ewentualne jego podwyższenie, będzie już jedenastą zmianą w ciągu ostatniej dekady.

Jeśli władze USA nie zdecydują się na zwiększenie limitu, zrodzi się konieczność radykalnej podwyżki podatków, w celu ograniczenia rosnącego długu publicznego. W takim wypadku możliwa jest też likwidacja części instytucji, zmniejszenia zasiłków, czyli jednym słowem zacznie się szybkie „zaciskanie pasa”. Jest to jednak strategia dosyć ryzykowana, gdyż grozi, iż w pewnym momencie zabraknie w kasie państwowej funduszy na spłatę odsetek od obligacji. Wtedy dojdzie do ich przeceny, co doprowadzi do wielkiego zamieszania na rynkach giełdowych w całym kraju. Amerykanie, pomni doświadczeń z ostatnich lat, zrobią wszystko, aby do takiej sytuacji nie dopuścić.

Ciekawym aspektem zadłużenia Stanów Zjednoczonych, jest fakt, jak bardzo „siedzą” one w kieszeniach innych państw, w szczególności Chin. Liczby, które pojawiają się w oficjalnych danych są szokiem dla obywateli amerykańskich. Okazało się bowiem, że długi USA wobec „Kraju Środka” sięgają już 1,16 biliona dolarów. Według publikacji miesięcznika „Forbes” tylko w ciągu dwóch ostatnich tygodni lutego nastąpił wzrost tego wskaźnika o niemal 30%. Takie informacje to zaskoczenie także dla Departamentu Skarbu, który pierwotnie szacował zadłużenie najwyżej na 900 mln dolarów.

Taka drastyczna różnica jest wynikiem zastosowania przez władze nowej metodologii obliczeń. Zaczęto bowiem uwzględniać kraj pochodzenia nabywców, ale nie tylko miejsce, z którego dokonywane były zakupy długów. Szybko okazało się, że wielu chińskich inwestorów zakupuje amerykańskie zadłużenie, działając na Wyspach Brytyjskich. Z jednej strony, analitycy mówią, że była powszechna świadomość takiego zjawiska, ale nowe statystyki niezwykle pogłębiają negatywne wrażenie uzależnienia USA od Chin. Tendencja wzrostowa w tym zakresie może się utrzymać jeszcze przez dłuższy czas, bowiem Chińczycy są niezwykle zdeterminowani, aby dalej finansować amerykański dług.

Pośród tylu niekorzystnych wydarzeń, niewielkim pocieszeniem dla amerykańskiej gospodarki są dane dotyczące deficytu budżetowego. Prawdopodobnie będzie on mniejszy niż w 2010 roku. Wtedy to ukształtował się on na poziomie 1,7 bln dolarów, podczas gdy szacunkowe obliczenia za rok 2011 mówią o deficycie w wysokości ok. 1,3 bln dolarów. Można więc mówić o delikatnej poprawie, ale bez popadania w hurraoptymizm, bowiem przestawione prognozy oznaczają, że do każdego wydanego dolara, rząd wciąż musi dopłacać 41 centów.


Jako pierwsi, swój plan ratowania kraju przedstawili Republikanie. Zadziwiający był natomiast fakt, że przez pewien czas ich propozycja nie była komentowana przez Baracka Obamę, który w tej arcyważnej sprawie zachowywał niezrozumiałe dla wielu milczenie. Dopiero 13 kwietnia, podczas spotkania na Uniwersytecie im. George’a Washingtona, prezydent przedstawił swój plan wyciągnięcia USA z wielkich problemów. Zaproponował wtedy m.in. redukcje wydatków na armię czy likwidacje ulg dla rodzin zarabiających powyżej 250 tys rocznie. Obama planuje też efektywniejsze finansowanie służby zdrowia oraz reformę podatkową, w szczególności polegająca na eliminacji wszelkiego rodzaju zwolnień, obejść i luk prawnych.

 

Biały Dom określił swój pomysł jako zrównoważony oraz zapewnił, że w sposób bardziej sprawiedliwy obciąży on skutkami walki z długiem publicznym bogatych, klasę średnią oraz biednych obywateli. Celem Obamy jest także wspomniane już wcześnie zwiększenie limitu zadłużenia, ale nie chce w żadnym wypadku na to przystać Partia Republikańska. Jej przedstawiciele, posiadający, od niedawna, większość w Kongresie, twierdzą, że nie mogą pozwolić, aby poprzez takie rozwiązanie, doprowadzić do zahamowania rozwoju gospodarki i wzrostu bezrobocia.

Republikanie nie pozostawili na planie prezydenta suchej nitki i w dalszym ciągu forsują swój projekt. Wpływowi politycy tej formacji Paul Ryan i Harry Reid jasno zaznaczają, że rozwiązania jakie proponuje prezydent nie przyczynią się poprawy sytuacji, bowiem problemem USA nie są wcale niskie przychody budżetowe, ale zbyt wysokie wydatki. Ich plan naprawczy zakłada uzyskanie 4 bln oszczędności w ciągu najbliższej dekady. Największe cięcia mają dotyczyć programów leczenia emerytów (Medicar), a także osób biednych i niepełnosprawnych (Mediaid). Takie rozwiązanie krytykuje z kolei otoczenie Obamy i cała Partia Demokratyczna, która nazywa autora tego pomysłu senatora Ryana „osobliwym Robin Hoodem”, który zamierza zabierać biednym i dawać bogatym.


Od momentu wystąpienia Baracka Obamy, obie strony atakują siebie nawzajem i wytykają coraz to nowe błędy w koncepcjach przeciwników. Demokraci oskarżają Republikanów o próbę zniszczenia systemu chroniącego najbiedniejszych obywateli, a więc złamanie tradycyjnej, niepisanej „umowy społecznej” między państwem i obywatelami. Ci z kolei odpowiadają, że prezydent wykorzystuje kwestię zadłużenia do swojej kampanii wyborczej przez wyborami w 2012 roku. Zarzucają też Demokratom rozpowszechnianie kłamstwa, jakoby Partia Republikańska dążyła do całkowitej likwidacji Medicare.

Nie ulega wątpliwości, że trudna sytuacja finansowa Stanów Zjednoczonych będzie jedną z głównych armat skierowanych przez Partię Republikańskiemu przeciw Barackowi Obamie. Opozycja stara się ona dotrzeć do społeczeństwa z przekazem, że prezydent, który miał zmieniać kraj na lepsze, jeszcze bardziej go pogrążył, a co gorsze, nie zdaje sobie nawet sprawy z powagi sytuacji i nie ma koncepcji na jej poprawę. Samo zadłużenie staje się też poważnym problemem dla zwykłych Amerykanów. Według najnowszych sondaży, już ponad 2/3 obywateli wyraża swoje głębokie zaniepokojenie tym, co dzieje się w państwowych finansach. O tym jak szybko USA wyjdą z kryzysu zadecyduje sprawność przyjętych rozwiązań naprawczych oraz to czy Demokraci i Republikanie będą w stanie porzucić wzajemne waśnie i porozumieć się w imię najwyższego interesu państwa.

 

www.stosunki.pl