Wandalizm w Orchard Lake

ksiazki

Gwiazda Polarna od prawie trzydziestu lat pozostawała w ścisłej współpracy z byłym dyrektorem Archiwum, ks. dr. Romanem Nirem, który przez długi czas pełnił też funkcję jej redaktorakorespondenta. Jego osobistej pieczy redakcja powierzyła swoje archiwum z zaleceniem przekazania go kiedyś do wolnej Polski. Podobnie było z depozytem i archiwum Edwarda Duszy. Trudno nam było uwierzyć, że – jak nas poinformowano w listopadzie – ks. Nir te rzeczy zagubił i rozproszył, tym bardziej że jeszcze w 2002 r. mieliśmy możność sprawdzenia na miejscu, iż depozyty te były zabezpieczone. W 1998 r. ks. Nir na prośbę redakcji Relaxu i redaktora Andrzeja Jarmakowskiego wykonał fotokopie egzemplarzy Gwiazdy Polarnej, w których zamieszczano komunikaty POMOSTU, a także drukowano w odcinkach sławną powieść emigracyjną Andre R. Poraya pt. „Skoki”.

 

W 2004 r., na prośbę Mirosławy Kruszewskiej, ks. Nir wykonał fotokopie wszelkich artykułów Wacława Iwaniuka i Józefa Mackiewicza drukowanych w Gwieździe Polarnej, a także podał wykaz książek z dedykacjami, znajdujących się w zbiorze Edwarda Duszy, zdeponowanym w Archiwum.

W czasie naszej listopadowej wizyty okazało się, że nowy zarząd nie jest w stanie wskazać pomieszczenia, w którym ten zbiór się znajduje. Na propozycję pomocy, wysuniętą przez ks. Nira, odpowiedziano odmownie, twierdząc, że zgodnie z zarządzeniem kanclerza Zakładów, ks. T. Whalena, i rektora Kosanke, ks. Nir nie ma prawa wstępu do Archiwum (sic!). Tak powiedział nam M. Chumięcki. Nie uzyskalismy jednak potwierdzenia tego zarządzenia od kanclerza.

 

Pokazano nam fotografie przedstawiające potworny bałagan panujący w pomieszczeniach Archiwum. Nie wspomniano jednak przy tym o likwidacji wielu z nich, o przemieszczaniu zbiorów ani o remontach.

Jak się niedawno dowiedzieliśmy, idąc za radą archiwisty z Polski, Pawła Pietrzyka z Łodzi, nowa archiwistka centralizuje zbiory, często wbrew woli ofiarodawców, usuwa – wyprzedając i wywożąc z terenu Zakładów – niepotrzebne z jej punktu widzenia druki i książki, i w końcu wypełnia ponoć zniszczonymi egzemplarzami pudła i plastikowe worki, które ostatecznie lądują na śmietniku. Po nagłośnieniu tej sprawy przez Towarzystwo Krzewienia Nadziei oraz apelach do kanclerza, wówczas nieobecnego i – jak wierzymy – nieświadomego stanu rzeczy, przyspieszono wywóz przeznaczonych na makulaturę książek z III piętra budynku zwanego Arką. Udało nam się jednak, dzięki pomocy studentów z Zakładów Naukowych, zdobyć dowody tej akcji wandalizmu: posiadamy cały szereg zdjęć z ostatnich tygodni lutego i połowy marca, z których część tu publikujemy, jak również przesłane nam pocztą dowody rzeczowe.

 

zbiory Są to bezpowrotne zniszczenia, podobne barbarzyństwu hitlerowskiemu w Polsce w czasie II wojny światowej. Wśród przesłanych nam zniszczonych książek znajduje się egzemplarz ze zbioru Edwarda Duszy, łatwy do rozpoznania dzięki charakterystycznej oprawie i ekslibrisowi właściciela. Inne druki, które potraktowano łagodniej, każdy może zabrać sobie z regału w bibliotece – za darmo. A ktoś kiedyś je Archiwum podarował.

 

Do niedawna zbiory Archiwum Polonii w Orchard Lake liczyły około 50 tys. książek. Jeszcze w 2003 r. pokazywano nam pierwsze wydanie „Pana Tadeusza”, niezwykle ważne druki polskiego wychodźstwa XIX i XX w., eksponaty, które wprowadziłyby archiwistów krajowych w zdumienie.

 

Gdzie są dzisiaj te książki? Czy jest dostęp do jakichkolwiek sygnatur, wykazów inwentaryzacyjnych? Dlaczego tak lekkomyślnie powierzono zbiory pani Majewski, osobie być może o najlepszych chęciach, ale nie posiadającej doświadczenia w archiwistyce etnicznej i słabo znającej język polski oraz dzieje wychodźstwa? Dlaczego autorytetem dla nowej dyrekcji Archiwum jest młody, nie znający i nie „czujący” wychodźstwa pracownik łódzkiego archiwum pan Pietrzyk, zalecający usunięcie wszelkich dubletów, pozbawienie Archiwum personalnych, indywidualnych zbiorów na rzecz biblioteki centralnej?

 

Dlaczego nie rozpisano konkursu na pozycję archiwisty w Orchard Lake, tym bardziej że wśród Polaków w Ameryce jest wiele osób o wykształceniu humanistycznym i ze znajomością kilku języków, a co najważniejsze – języka polskiego?

Pamiętajmy, że mamy prawo tego się domagać, ponieważ Archiwa utrzymywane są przez polonijne wychodźstwo, a dwie wiodące organizacje Polonii – Związek Narodowy Polski i Zjednoczenie Polskie Rzymsko Katolickie – wspierają Orchard Lake stałymi, dorocznymi donacjami.

 

Trudno tutaj nie nadmienić, że z Zakładów Naukowych znikają sami Polacy. Wśród tamtejszych pracowników ciężko znaleźć osoby mówiące po polsku, i to na wszystkich szczeblach – poczynając od kanclerza i rektora, na pracownikach biurowych i personelu porządkowym kończąc. Czołowe stanowiska w tym polonijnym ośrodku zajmują Amerykanie niepolskiego pochodzenia, od których trudno spodziewać się oddania dla polskiego dziedzictwa narodowego. Nowy zarząd Misji Polskiej, której samo powstanie wypacza testament ideowy założyciela Zakładów ks. Józefa Dąbrowskiego, zwiększa niebezpieczny udział laikatu w funkcjonowaniu Archiwum, czego dowodem jest likwidowanie książek o charakterze religijnym czy rozproszenie unikalnego zbioru XIX- i XX-wiecznych egzemplarzy Pisma Świętego. Brak rozeznania urzędników Misji Polskiej jest jednakże największym niebezpieczeństem dla zbiorów.

 

Częsty gość w Archiwum ks. Romana Nira, professor Uniwersytetu Jagiellońskiego, znany naukowiec i znawca zagadnień Polonii, dr Emil Orzechowski, w pięknym artykule o Zakładach Polonijnych napisał:

 „Kontakt ze starą książką, której nawet nie potrafimy czy nie mamy czasu przeczytać, jest kontaktem z historią, z osobami, które dziesiątki i setki lat temu książkę tę miały w ręce. Kontakt taki jest czynnikiem jednoczącym pokolenia, dającym poczucie więzi pokoleń, trwania historii narodu przez wieki. W warunkach polskich wartość taka jest szczególnie ważna, stąd niezwykły w Polsce pietyzm dla każdego starego druku jeszcze raz ocalonego z palonych, niszczonych, grabionych bibliotek i domów. (…) Książki polskie zgromadzone w Orchard Lake zbierane były w ciągu [ponad] stuletniej historii istnienia polskiego Seminarium SS Cyryla i Metodego. Książki te, przesyłane z Polski, kupowane po świecie przez kolekcjonerów a potem ofiarowane tutaj, książki przejęte po likwidowanych polskich bibliotekach, książki – pamiątki rodzinne, książki – relikwie polskości.

 

(…) O ile jednak kontakt z historią poprzez książkę polską w bibliotece krajowej jest czymś więcej niż naturalnym, to więź taka poprzez książkę polską w zbiorach pozakrajowych dostarcza emocji nieporównywalnie większych. Raz poprzez wyjątkowość takiego wtajemniczenia (…) dwa ze względu na to, że pokłady historii polskiej zawarte w archiwach i bibliotekach polskich poza Krajem są szczególnie wielkie. Są szczególnie intensywne, szczególnie tragiczne i specjalnie barwne – trzeba tylko chcieć je dostrzec”.

 

Szkoda, że dotąd nie pojęli tego: pan Paweł Pietrzyk z Łodzi i Jacek Miler, dyrektor Departamentu Dziedzictwa Kulturowego oraz dyrektor Sławomir Radoń z Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych w Warszawie, który wydał Pietrzykowi specjalną instrukcję przekazania pod kontrolę wszelkich księgozbiorów historycznych Karen Majewski. Dlaczego?

 

Praca ks. dr. Romana Nira jest nam wszystkim znana. Nie wierzymy, aby dzisiejszy stan rzeczy w Archiwum był wynikiem jego działania. Za czasów jego zarządu dostęp do zbiorów miało wielu wybitnych specjalistów (zaznaczmy: dostęp nieograniczony) i żaden z nich nie sygnalizował niebezpieczeństwa czy jakiegokolwiek zagrożenia. Nie potrafimy inaczej wytłumaczyć stanu faktycznego Archiwum, jak tylko dając wiarę informacjom o najeździe na Archiwum ignorantów. Najwyraźniej wielu naukowców podziela nasze zdziwienie w tej sprawie.

Dyrektor Archiwum Emigracji przy Uniwerytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu dr Mirosław Supruniuk pisze w liście opublikowanym w Internecie: „To niemożliwe, to jakaś bzdura i prowokacja… Przez wszystkie lata Archiwum Polonii w Orchard Lake stawiane było jak wzór działalności archiwalnej na emigracji. Brałem udział w kilku spotkaniach Stałej Konferencji Archiwów, Bibliotek i Muzeów Polskich na Zachodzie i słuchałem ze zdumieniem o osiągnięciach i dokonaniach ks. Romana Nira. I zazdrościłem mu możliwości finansowych… Trafiały tam skarby ogromnej wartości materialnej, historycznej i muzealnej z całej »polskiej Ameryki«. Cała pamięć Polonii Amerykańskiej… a na zdjęciach widać jakieś kartony śmieci … A gdzie prawdziwe fotografie, które ksiądz Nir zamieszczał w broszurach? Nie chce się wierzyć, to, niestety, jakieś nieporozumienie…”

 

Jaka szkoda, że nie jest to nieporozumienie, ale stan faktyczny. Musimy to zmienić, a stać nas na to. „Wystarczy – jak pisze Orzechowski w cytowanym wcześniej artykule – trochę zrozumienia, by nie dopuścić do tego, że zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń”.

Reasumując – szukanie konkretnych winowajców mija się z celem.

Winna jest przede wszystkim Polonia jako całość, która nie potrafi właściwie chronić skarbów swojej kultury.

http://www.gwiazda-polarna.com/czytaj.php?nr=907&cat=1&art=01-01.txt