Oczywiście od tego czasu w USA odbywają się co dwa lata serie jakichś wyborόw do rόżnych parlamentόw i pies z kulawą nogą, nie potyka się o dzieło dociekliwego Deschnera. Podobnie zresztą dzieje się w kontekście rόżnych amerykańskich rewolucji, ktόre miały coś zmieniać, wiekopomnych wydarzeń od ktόrych Ameryka już nigdy nie będzie taka, jak kiedyś- znaczących dokonań za ktόre nagradzano Pulitzerem lub Noblem, etc…
Tak więc aby się zbliżyć do meritum, zauważmy jeszcze, że kosmos polityki i kosmos ekonomii, spotykają się w Ameryce codziennie, ale jedno absolutnie w nosie ma drugie i nic, ani nikt recepty na to aby się ze sobą porozumiały żadnej nie ma. Nie jest to ani pierwszy na świecie przypadek, kiedy porozumienie byłoby być może pożądane, ani pewnie ostatnie, wobec czego “Wybory w USA A.D. 2010” można włożyć między bajki Deschnera i sny Lincolna, bo i tak jak najstarsi gόrale twierdzą: “że tego roku zima przyjdzie tak, czy owak”. Co więcej, zima przychodzi tak czy owak – rokrocznie, to niby dlaczego wybory parlamentarne miałyby się nie odbywać tak, jak to było dawniej co dwa lata? Przecież jeszcze nikomu od tego nic specjalnego się nie stało, ani nie przybyło ani nie ubrało, więc o co kruszyć kopie?
Panie, wszystko co Pan żeś tu napisał jest bez sensu, bo do Kongresu weszła zupełnie nowa Partia Herbaciana, „Tea Party” ktόra wywrόci amerykańską demokrację do gόry nogami a właściwie już się to stało.
W myśl tego ,o czym mówi konstytucja USA stan na 1/listopada/2010, to raczej nie zanosi się na to wcale, ponieważ ekonomia w USA ma być i jak na razie pozostaje domeną prywatnej przedsiębiorczości jej obywateli. Tak więc konstytucji dajmy święty spokόj, bo niczemu tu nie zawiniła. Rządowi też, bo nie jest od tego aby nas zatrudniać,od tego jest prywatny biznes.
Nawiasem mówiąc, rząd USA jest obecnie największym pracodawcą na kontynencie. I tu jest sedno problemu: prywatny biznes od dłuższego już czasu, ma taki sam związek z przedsiębiorczością, jak rząd USA. Przedsiębiorcy tak bardzo zapatrzyli się na Waszyngton , że ani chybi, gdzie im tam w głowie ekonomia, kiedy można łatwo, dużo i o wiele przyjemniej zyskać, podejmując “odpowiednie decyzje polityczne”. Sława kreatywnej ekonomii mόwi chyba sama za siebie.
Po wielu latach przymierza między “sacrum i profanum” w starej Europie, jacyś cykliści doszli do wniosku, że jest “potrzeba rozdzielenia” tych dwojga. Niby w Ameryce też to już wiedzą. Bieda w tym, że jak biznes ma kłopot. Pierwsze co robi, to ucieka się pod opiekę rządu. W końcu to “w interesie Ameryki jest robienie interesόw”, a zatem niech rząd “pomaga”. Ja tu dostrzegam konstytucyjny dysonans i ekonomiczny nieład. Innymi słowy: rząd ma legitymację procesową do kontynuowania swojej działalności, jeśli biznes robi to co do niego należy to jest: ładuje rządowi do kasy tyle ile ten jest w stanie wydać ale nigdy na odwrόt. Każda inna relacja, rządowi odbiera legitymację do czegokolwiek. I na tym właśnie polega systemowa i logiczna dziura konstytucyjna, ale jak mόwią doświadczeni Rosjanie: “tym gorzej dla faktόw”.
Czy można jaśniej?
Marcisz Bielski