Z amerykańskiej półki…

US flag

Demokracje kontra autokracje

Jaka jest nowa rzeczywistość? Jaka ma być w niej Ameryka? Co to oznacza dla świata?

W pierwszym zdaniu swojej książki „The Return of History and the End of Dreams” Robert Kagan stwierdza przewrotnie, że świat znów stał się normalny. W jego słowniku oznacza to: państwa narodowe są najważniejszymi podmiotami na arenie międzynarodowej; są zawistne, rządne władzy, bez sentymentów; logika działania nie ma wielu odcieni – „jesteś z nami, albo przeciw nam”. Walka toczy się na dwóch frontach: liberalne demokracje stają w szranki z autokracjami, nowoczesna zsekularyzowana cywilizacja mocuje się ze wsteczną radykalną wersją islamu. Kagan przekonuje, że to, do czego przez wieki doszedł Zachód, nie jest pochodną naturalnego rozwoju ludzkości. Zostało to osiągnięte poprzez walkę. Jednak świat post-zimnowojenny uśpił państwa demokratyczne – przestrzega autor. Straciły one szerszą perspektywę, zajęły się podważaniem własnej moralności, wypominaniem sobie win i grzeszków, wytykaniem niedociągnięć. Brak jedności osłabił i zdemoralizował liberalne demokracje. A tymczasem wróg podniósł głowę. Rosja i Chiny zbudowały alternatywny model państwa, który może stać się wzorem do naśladowania dla wielu rządów na wszystkich kontynentach. Dla zwolenników polityki kooptacji państw niedemokratycznych do światowego systemu ekonomicznego Kagan ma przestrogę: potencjał militarny nadal ma znaczenie, a Szanghajska Organizacja Współpracy zrzeszająca m.in Chiny i Rosję cicho wyrasta na przeciwwagę NATO.

„Drugi świat” polem walki

Wywołany do tablicy promotor globalizacji, jaką dziś znamy, Fareed Zakaria w „The Post-American World” stara się trzymać fason, szukać optymizmu. Według niego to nie Stany Zjednoczone zatraciły się w marzeniach, lecz cała reszta świata podwyższyła loty. Wynik? Paradoksalnie jest zgodny z Kaganem – trzeba zakasać rękawy i zabrać się do pracy, bo rzeczywistość nie jest już tylko amerykańska. Mimo tego, że Zakaria dobrze rokuje przyszłość USA w rywalizacji z Indiami i Chinami, które uważa za głównych konkurentów – podając przewagę Ameryki w statystykach gospodarczych, innowacyjności technologicznej, jakości uniwersytetów, demografii społeczeństwa – to nie sposób nie wypomnieć mu artykułu z „Newsweeka” w 2003 roku. Napisał wtedy, że żyjemy w świecie jednobiegunowym, który ma tylko jedną globalną potęgę – Amerykę z pozycją bez precedensu na arenie międzynarodowej. Minęło sześć lat, a Zakaria – przyznając, że kosztem wolności obywateli system polityczny w Chinach ułatwia im niespotykany rozwój gospodarczy – zobaczył powrót Historii.

W przestrzeń między neokonserwtystą Kaganem, a liberałem Zakarią stara się wkroczyć młody Parag Khanna z książką „The Second World”. Autor zgadza się ze starszymi kolegami, że Ameryka nie jest już jedynym rozgrywającym. XXI wiek będzie bezwzględną walką potęg o topniejące zasoby naturalne – powtarza za Kaganem. Bitwa będzie się toczyć wyłącznie w wymiarze ekonomicznym, który jest dużo ważniejszy od militarnego – uśmiecha się do Zakarii. Wykształcony w Europie i Stanach Zjednoczonych Khanna, w celu zrozumienia rzeczywistości wybrał się w podróż dookoła świata, którą następnie drobiazgowo opisał. Po tym, co zobaczył doszedł do wniosku, że politykę światową kształtują dziś nie stosunki między zwykłymi narodami, czy stosunki między cywilizacjami, ale relacje między mocarstwami – USA, Unią Europejską i Chinami. Polem, na którym ma się toczyć rywalizacja jest tytułowy „drugi świat” – od Europy Wschodniej po środkową Azję, od Ameryki Południowej przez świat arabski po Azję Południowo-Wschodnią. Kto tam wygra, ten będzie dyktował warunki.

Wróćmy do domu!

Kilka miesięcy po ukazaniu się „The Second World” można było pomyśleć, że interpretacja powrotu Historii według Khanny ma siłę ponad podziałami ideologicznymi. W każdym razie pewna część tej wizji. Dowodem na to jest książka „The Limits of Power”, której autorem jest Andrew J. Bacevich. Ten ultra- lub paleo-konserwatysta, jak nazywają go niektórzy, bądź po prostu konserwatysta, jak sam siebie określa, były wojskowy, profesor uniwersytetu bostońskiego, upomniał się o zagubioną tradycję klasycznego realizmu w stosunkach międzynarodowych. Dotychczasowa polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych – argumentuje – doprowadziła do tego, że Amerykanie zaczęli polegać wyłącznie na swojej sile militarnej. Zostali uwiedzeni mitem swojej potęgi i wyjątkowości. Zamiast budować swój kraj, budują go innym. Zamiast zająć się rozwojem własnej gospodarki u siebie, muszą walczyć na obcej ziemi – w jakimś „drugim świecie” – o własne bezpieczeństwo ekonomiczne, społeczne i polityczne. Zamiast wykorzystać najlepsze na świecie umysły naukowców i pracować nad nowymi źródłami energii zdecydowano, że lepiej zrobić w Zatoce Perskiej strefę strategicznego bezpieczeństwa i oprzeć się na potędze wojska. Zamiast produkować we własnych fabrykach – uważa Bacevich – Ameryka na potęgę konsumuje wytwory obcych. A wszystko to prowadzi do upadku reguł, zasad i moralności, na których zbudowano Amerykę. Litania Bacevicha jest długa, krytyka polityki zagranicznej mocna, wniosek jasny: wróćmy do domu, zamknijmy za sobą drzwi, posprzątajmy, a będzie nam się tutaj dobrze żyło. Może Historia o nas zapomni i wypuszczona, jak dżin z butli, szwendając się po świecie do nas nie przyjdzie?

Z przedstawionych czterech publikacji wyraźnie widać, że w Stanach Zjednoczonych czuć respekt przed Chinami. Amerykanie z natury zafascynowani są wielkością. Chiny są ogromne. Jako głównego rywala wymienili je Kagan, Zakaria i Khanna. Bacevich wszystkim obarczył własnych liderów. A co z Europą? Tylko Khanna przewiduje rolę mocarstwa dla Unii Europejskiej. Zakaria rysuje raczej trójkąt z Indiami, Kagan z Rosją, a właściwie starcie dwóch bloków: demokratycznego z autokratycznym. Europa pozostaje dla niego zapleczem USA. Innym ciekawym zagadnieniem jest wojna ze światowym terrorem, jak nazwał ją Bush. A właściwie brak wojny. Dla analityków kwestia, która zdominowała początek nowego tysiąclecia nie wydaje się w przyszłości problemem pierwszoplanowym. Będzie raczej pochodną splotu innych decyzji. Czy się mylą? Prezydent Obama zapowiedział koniec operacji w Iraku. Ogłosił jednak chęć wysłania kolejnych żołnierzy do Afganistanu. Ta wojna będzie trwać.

Nagłego upadku nie będzie

Przy całej goryczy ich analiz, błędem byłoby sądzić, że autorzy oczekują detronizacji Ameryki. Nie będzie spektakularnego upadku tego imperium, jak bywało z każdym innym w przeszłości. Według Kagana Ameryka pozostanie najpotężniejsza. Aby utwierdzić swą supremację powinna zainicjować „ligę demokracji”, która pozwoliłaby obejść niewydolną ONZ i strachliwy Pakt Północnoatlantycki (nota bene: Kagan jest mężem Victorii Nuland, przedstawicielki USA przy NATO za prezydentury George’a W. Busha). Byłaby ona najlepszą odpowiedzią na rosnącą siłę autokracji. Ułatwiłaby walkę o rząd dusz wśród państw szukających wsparcia mocarstw. Podczas ostatniej kampanii prezydenckiej pomysł ten promował John McCain. Zakaria widzi Amerykę w sieci globalnych zależności jako głównego maklera, który będąc w dobrych kontaktach ze wszystkimi znaczącymi graczami, próbuje dobić interesu poprzez pracę „za kulisami”. Wykorzystując swoje znaczenie i siłę „perswazji” ustala plan dnia, definiuje priorytety, mobilizuje do działań. Wszystko w duchu kooperacji, konsultacji, może nawet kompromisu. W zeszłym roku Obama został przyłapany na czytaniu „The Post-American World”. Czy tak będzie wyglądać jego i Clinton „smart power”? Khanna rozwiązania dla Ameryki upatruje w zastosowaniu „miękkiej siły”. Dyplomacja publiczna, programy pomocy rozwojowej i technologicznej dla państw „drugiego świata”, dostęp do tej wyższej – nie tylko pop – kultury amerykańskiej, oto narzędzia, którymi powinna się posługiwać. Rada Bacevicha, ujęta jest w motcie jego książki – cytacie z Biblii: „Rozporządź domem swoim” (2 Krl 20,1). Wszyscy są zgodni – w Ameryce coś nie działa, coś się zacięło, ale wciąż ma ona wielki potencjał.

Zeszły rok na amerykańskim rynku wydawniczym w zakresie stosunków międzynarodowych obfitował w podsumowania dokonań odchodzącej od władzy ekipy Busha i próbami zdefiniowania świata, jaki po sobie zostawia. W Stanach Zjednoczonych zawsze ceniono krytyczną analizę rzeczywistości, często wieszczono upadek imperium, jednak wśród największych zawsze byli tacy, którzy wierzyli, że wszystko idzie ku dobremu. Różnice poglądów były widoczne gołym okiem. Tym razem istnieje powszechna zgoda wśród ekspertów, co do tego, że nagłego upadku nie będzie, a równocześnie świat jednobiegunowy mamy już za sobą. Świadczy to o sile, z jaką Historia wróciła na amerykańskie uniwersytety i do tutejszych think-tanków. Co przyniesie nowy rok – 2009? Ukazujące się właśnie publikacje pokażą, dokąd zdąża amerykańska myśl polityczna i spośród jakich opcji będzie wybierać nowa administracja pod wodzą Obamy.


Jan Barańczak

Źródło: http://www.stosunki.pl/