Czynnik przeważający nazywa się brakiem doświadczenia. Ci, co nie wiedzą nic o detalach, nie idą w głąb, nie doświadczają, nigdy się nie sparzyli czymś lub na czymś i wierzą, że tak się da rozwiązać każdy problem. Pozostała część populacji składa się zarówno z fachowców, lub jak chcą niektórzy pesymistów (pesymista, to jest były optymista, który już wie) i pozostałych osobników, których posądzanie o troskę o cokolwiek poza końcem własnego nosa, jest mocno przesadzone.
Od kiedy najwięksi filozofowie ustalili, że nie mogą się porozumieć co do tak oczywistych definicji określających „dobro” lub „zło” (co dla jednego jest dobrem, to dla drugiego złem), byt jakobina został zakwestionowany. Od kiedy bowiem okazało się, że coś co było „dobrem”, przekształciło się nagle w „zło” lub na odwrót, do pomieszania zmysłów był już tylko krok. Można to ująć jeszcze bardziej kolokwialnie i powiedzieć, że jakobini utracili legitymację procesową do dalszego oczyszczania „życia z plew”, które dla jednych są „plewą”, zaś dla drugich „skarbem”.
Jeszcze łatwiej poszło rozprawienie się z niesprawiedliwością. Koryfeusze prawa pouczają nas, że „Temida jest ślepa i głucha”. I taka zapewne pozostanie. Zamiast więc zajmować się walką z niesprawiedliwością, która podobnie jak natura ludzka jest niezmienna i ułomna, należy uznać, że tak ma być i nie należy tracić czasu na jej poszukiwanie. Ukaranie złodzieja, zbója czy gwałtownika pozostanie więc tym, czym jest, czyli aktem niesprawiedliwości, podobnie jak jego uniewinnienie. Kto tego nie rozumie, nie rozumie czym jest życie, ludzka natura oraz święty spokój tych, którzy „muszą” tym wszystkim zawiadywać.
Skoro ani dobro ani zło nie są już problem, a niesprawiedliwość pozostanie uprawniona, zajmowanie się wyzyskiem (jednego człowieka i obywatela przez drugiego) jest niezwykłym wręcz nieporozumieniem. Niezwykłym dlatego, że usiłuje w sposób sądzę zgoła niezamierzony, podkopywać filozoficzne fundamenty tego, co już raz zostało dowiedzione ostatecznie. Skoro nie ma różnic między dobrem i złem, sprawiedliwością i jej brakiem, jak może więc istnieć wyzysk? Mógłby on powstać tylko tam, gdzie jest samo dobro albo samo zło i gdzie istnieje sprawiedliwość lub dzieje się wyłącznie niesprawiedliwość.
W tej sytuacji ogłoszenie anihilacji jakobinów jest czystą konsekwencją rozwoju wiedzy.
Zniecierpliwionych należy zwyczajnie leczyć. Podanie na ten przykład preparatu „zantac” przynosi znakomite rezultaty. Poczuć się oszukanym może tylko ktoś na własne życzenie. Przecież idąc do cyrku, teatru czy kina, „przeżywamy” różnego rodzaju emocje, których dostarcza nam scena. Im bardziej wirtualna, tym więcej dostarcza emocji. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach, widząc na ekranie strzelających zza węgła kowbojów, nie wydziera się na całą salę po angielsku: „Pete, be carefull, bihaind you from the left”, ani nie wskakuje na scenę, aby wziąć udział w ratowaniu życia przelewających tam obficie krew bohaterów.
Każdy kto chce, może dziś nauczyć się czytać, zaś ten, który posiadł tę umiejętność, może się nawet czegoś doczytać. Mało tego, może się nawet czegoś dowiedzieć. A jak już zdobędzie odpowiednią porcję wiedzy, to niewykluczone, że nie da sobie wmówić, że białe jest tylko odcieniem jasnej szarości (pomrocznej). W miarę postępów może się jeszcze gdzieś doczytać, że to co dobre, to nie zawsze jest tak bardzo złe, etc. Dowie się też, czym jest sprawiedliwość i jej czwarty wymiar. A jeżeli po tym wszystkim da się jeszcze oszukać, to nikt zdrowy na umyśle nie da się nabrać na to, że zaistniało to na czyjeś a nie na własne życzenie „beneficjenta”.