Mamy kulminację zadymy w związku z kolejnym orzeczeniem TK. Do merytoryki tego wrócę ale pobieżnie, bo kwestia tu będzie w podobieństwach dwóch orzeczeń. Ale najpierw zajmijmy się wydarzeniem, czyli zaplanowanym na najbliższą niedzielę zgromadzeniem, do którego wezwał lider Koalicji Obywatelskiej, powrócony Donald Tusk. Zwolennicy opozycji, ale i ci, którzy mają być zaniepokojeni, jak utrzymuje opozycja, jawnym Polexitem, do którego ma dążyć PiS, zbierają się o 18.00 na placu Zamkowym. Nie wiem tylko czy to jest zgłoszone do władz miasta, ale można przyjąć, że prezydent Trzaskowski odpalił już z góry abonament na takie wiece.
Ton wezwania jest alarmistyczny, będą się zbierać pod hasłem powstrzymania jakichś „ich”, moim zdaniem będzie to Ciamajdan 2.0, bo po raz kolejny mamy dramatyczne zapytania, jak wtedy spod Sejmu, gdzie walczono o wolne media i zwoływano się pod hasłem (niezależny redaktor Lis): „jak nie teraz to kiedy?”. Przypomnę, że to nawiązanie do leninowskiego hasła Rewolucji Październikowej (obchodzonej dla zmyłki w listopadzie): „jak nie my – to kto, jak nie tu – to gdzie, jak nie dziś – to kiedy?”. Wzorce zobowiązują a red. Lis znowu się uaktywnił w tym tonie. Zbiera się na burzę.
Ten Tusk to jednak zadymiarz jest, bo zaplanował ten zjazd dokładnie na dzień miesięcznicy katastrofy smoleńskiej i to w miejscu, gdzie drogi obu plemion w ilościach sporych mogą się skrzyżować. I albo chce popsuć Kaczyńskiemu jego drażliwą uroczystość, albo – co najgorsze – doprowadzić do konfrontacji. Bo co innego jest spokojny (?) wiec w obronie przynależności Polski do UE, a co innego obrazki w telewizyjny newsach, gdzie Polacy naparzają się między sobą w tej kwestii.
Co do merytoryki. To jest tak, jak kiedyś pisałem o orzeczeniu TJ w sprawie aborcji. No TK nie mógł orzec inaczej. Tak jak w Konstytucji stało, że życie dziecka jest chronione od poczęcia i nie było siły, by to było zgodne z ustawą dopuszczającą aborcję eugeniczną, tak mamy i teraz. Art. 8 Konstytucji stoi jak byk i trudno wobec niego przejść obojętnie. A tam pisze, że Konstytucja jest najwyższym źródłem prawa. Oczywiście, obowiązują nas również traktaty, ale, zgodnie z regułą przekazania w traktatach przystąpienia Polski do UE stoi, że Unia może działać tylko i wyłącznie w ramach przekazanych jej kompetencji, co czyni pozostałe obszary wyłączną domeną państw. No, przydarzył się nam jednak po drodze wypadek z Traktatem Lizbońskim, który nie tyle przekazał kolejną paczkę państwowych kompetencji do Unii, ale w dodatku zrobił to w sposób tak mglisty i niekonkretny, że teraz bardziej się mówi o „duchu” prawa, niż o konkretnych zapisach. W związku z tym rządzą interpretacje, a to znaczy, że siła.
Nieszczęściem było także otwarcie sobie pola do ingerencji w kwestie praworządności. No, bo traktatowo wymiar sprawiedliwości był wyłącznie przynależny do kompetencji państwa, ale – głównie na poziomie Traktatu Lizbońskiego pojawiły się „wartości” Unii, do których wpisano m. in. praworządność, co otworzyło interpretacyjną puszkę z Pandorą. I mamy to, co mamy – podobne rozwiązania jak w innych krajach w tej sferze, stosowane przez nas są kamieniem obrazy, zaś w innych – normalką. Ale jak chce się uderzyć psa, to kij się zawsze znajdzie. A tu kija nie trzeba było szukać, po różnych próbach (demokracja, konstytucja, wolne media) najlepiej udała się praworządność. I można nas dowolnie tarmosić, zwłaszcza, że ślimacząca się reforma wymiaru sprawiedliwości dostarcza coraz to kolejne kije.
Właśnie w tej sprawie odezwał się mój były niemiecki szef z wydawnictwa. Hugo stronił od zawsze od politycznych deklaracji. Był (i jest) na tyle uważny i kosmopolityczny, że wiedział, iż w sprawach wewnętrznej polityki danego kraju to lepiej słuchać niż się ujawnić z ignorancją. Ale wczoraj zrobił wyjątek i dostałem wpis o tym, że się boi, iż Polska zrobi Polexit, że mamy Trybunał na pasku polityki i idziemy drogą na ścianę. Naprawdę się martwił, choć czułem od dawna, że ma bardzo negatywny stosunek do obecnych władz w Polsce. Wdałem się z nim (niepotrzebnie) w dyskusję i okazało się, że Hugo ma przeczucia, słucha różnych (?) komentatorów, na sprawie merytorycznie się nie zna ale dedukuje z tego wszystkiego swe obawy. Były one dziwnie zbieżne z ogólnym mainstreamowym przekazem niemieckich przekaziorów, a więc śmiem wątpić, że był to wyraz jego wyłącznej i niesterowanej dedukcji.
To mi wskazało następne wnioski. Chodzi o korelację narracji. To smutne, gdy się śledzi np. białoruskie media na temat sytuacji na granicy i widzie się wręcz to samo w polskich mediach i Sejmie. Ja już nawet nie chcę wnikać kto kogo inspiruje, ale taki smutas jak Łukaszenka gra na naszej scenie politycznej jak na basetli. I to samo w sprawie orzeczenie TK i szerzej – polskiej kwestii praworządności. Krótkie spotkanie bojowe z Hugo dowiodło mi, że w kwestii uznania wyższości polskiego prawa nad unijnym narracja niemiecka i nasza, lokalnej opozycji totalnej są zbieżne. Dla wielu ta zbieżność to zbieg ludzi rozsądnych, którzy martwią się o Polexit i, jak widać – po obu stronach Odry. Dla mnie tak nie jest, bo ta gra jest jednak na osłabienie Polski. Wyraźnie widać, że jak Biden namaścił ostatnio Niemcy na reprezentanta amerykańskich interesów w Europie, Berlin ma carte blache na ustanowienie swojej hegemonii, mitygowanej jeszcze za Trumpa. A więc Berlin używa do tego swego uniwersalnego narzędzia, jakim jest Unia Europejska. I walą w ten rząd z tych unijnych armat ile wlezie. I wydaje mi się, że tak jak w kwestii podobnych narracji Łukaszenki i opozycji „nasi” robią to w duecie cynizmu politycznego i pożytecznych idiotów, to w przypadku tożsamej narracji relacji prawa polskiego do unijnego stanowisko Niemiec wspierają już wyłącznie cynicy.
Dowód? Jak wspomniałem na początku – widzę podobną sytuację jak za Strajku Kobiet, tyle, że dziś o wiele bardziej gatunkowo cięższą, gdyż ma wielką wagę międzynarodową. Ja po prostu pamiętam te same twarze, które pojawiały się i na protestach w sprawie obrony konstytucji, i na zadymach błyskawic. Ci sami ludzie, którzy dzieciom do łóżka, pasażerom w tramwaju czytali polską Konstytucję jako miarę wszech rzeczy, punkt startu i końca polskiej państwowości i praw obywatela, wtedy, kiedy TK miał orzec czy ustawa ewidentnie sprzeczna z Konstytucją jest z nią sprzeczna, to ci ludzie doznali jakiejś schizofrenii. Bo z jednej strony bronili Konstytucji jako całości, a chwilę potem podważali jeden z jej zasadniczych zapisów. Tak samo teraz – na placu Zamkowym zbiorą się znowu (niegdysiejsi?) obrońcy ustawy zasadniczej, którzy będą podważać jej normy definiujące źródła prawa w Polsce. Nie można tego wytłumaczyć inaczej niż orwellowskim pojęciem „dwójmyślenia”, które pozwala w pogubionych, a raczej stotalizowanych umysłach łączyć ze sobą rzeczy kompletnie sprzeczne i na końcu wierzyć w nie wszystkie na raz.
Widzę w internecie, że niektóre sprytne grupy prawicowe umawiają się, by przyjść w niedzielę na Zamkowy z koszulkami z napisem KONSTYTUCJA.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.