Błąd za Błędem Polskiej Dyplomacji

prezydenci

 

prezydenci Któż to ja?  Ani polityk, ani jenerał, ani professor. Po prostu przeciętny groszorób o chłopskim pomyślunku, obserwujący od lat ponad dwudziestu niemrawe poczynania polskich polityków starających się zabezpieczyć interesy Polski poprzez nieodwzajemnioną „przyjaźń” ze Stanami Zjednoczonymi.

Nie rozdrabniając się w szczegóły, postaram się określić źródło tych błędów w sposób taki jak je widzę.

Otóż błędy Polaków wynikają z zasadniczej różnicy kulturowej. Polacy i Amerykanie maja różne systemy wartości. Polacy, mimo 45 lat sowieckiej urawniłowki, zachowali mentalność arystokraty z dużą dozą romantyzmu. Być może arystokraty chodaczkowego, niemniej dumnego. Amerykanie, którzy nigdy nie mieli własnej arystokracji zachowali mentalność kupców i kasjerów (bankierów). Dla Polaka mówienie o pieniądzach z „przyjacielem” na jakiego Polacy mianowali (bez ich zgody) Amerykanów, jest w złym tonie. Natomiast Amerykanie oceniają partnera z punktu jego i własnego interesu finansowego. Jasność warunków finansowych jest uważana przez Amerykanów za wartościową cechę charakteru i nieodzowny warunek uczciwości, a nie grubiaństwo, odwrotnie to opinii Polaków. W stosunku do „przyjaciela” Polacy czynią niemrawe gesty przyjaźni ufając, że przyjaciel zrozumie ich intencje i się odwzajemni, przynajmniej w dwójnasób. Amerykanie o mentalności kupców, nie rozumieją cienkich aluzji w postaci „Pan wie, a ja rozumiem”  i przyjmują polskie gesty jako przykład naiwności albo głupoty.

Dla Amerykanów, rozumiejąc pod tym określeniem Rząd Amerykański, decyzje winny być poprzedzone przez twarde negocjacje zakończone wiążącym kontraktem.

Oferty takie jak np. wysłanie polskich wojsk do Iraku, bez uprzedniego uzgodnienia warunków, Amerykanie przyjmują jako naiwność , albo wynik jakichś ukrytych, niejasnych  polskich interesów, których nie próbują zrozumieć.

Polacy wysyłając wojska do Iraku spodziewali się dochodowych kontraktów przy odbudowywaniu armii Iraku i ich pól naftowych. W rzeczywistości kontakty dostały się w ręce amerykańskiej firmy Haliburton, bez przetargów. Być może Amerykanie nie zrozumieli naszych intencji, myśleli zapewnie polscy politycy? Wyślijmy wiec polskie wojsko do Afganistanu. I co ? Ano pstro! Raz się nabrać to pomyłka. Za drugim razem to głupota. Z czasów sowieckich, Polacy, mając na myśli polskie rządy minionego PRL-u,  zachowali drugą, szkodliwą  cechę, która w czasach sowieckiej satrapii do pewnego stopnia była przydatna, przynajmniej dla namiestników z PZPR-u. Jest nią usłużność wasala w stosunku do moskiewskiego satrapy. Niestety my, Amerykanie nie znosimy lizusów. Lizusi nie są dla nas parterami. Zazwyczaj lizusi po ich wykorzystaniu dostają kopniaka w tyłek. Dla ilustracji pozwolę sobie przypomnieć historię umierającego na raka  Szacha Iranu, któremu, w roku 1979,  Stany Zjednoczone odmówiły azylu. Nawet wieloletnia przyjaźń i handel z Izraelem mu nie pomogły. Szach Iranu od wielu dziesiątków lat był ostoją amerykańskich interesów na Bliskim Wschodzie, ale kiedy fundamentaliści muzułmańscy przejęli władzę w Iranie, nie tylko spisano go na straty,  ale umierającego szacha wyproszono z USA. ( Szach Iranu, Mohammad Reza Pahlawi umarł w lipcu 1980 roku w Egipcie).  Jeśli Polacy chcą być przyjaciółmi Stanów Zjednoczonych winni wykazać się dużą dozą własnej wartości, a jeśli tej wartości nie są pewni to przynajmniej powinni kierować się honorem. Mam tu na myśli także sprawę wiz.  Odrobina sceptycyzmu także nie zawadzi.  Dr. Zbigniew Brzeziński, były doradca Prezydenta Cartera,  w niektórych swych wypowiedział dawał w tej mierze cenne Polakom wskazówki, wspominając, że solidna przyjaźń polsko-amerykańska polega na wspólnocie interesów i wzajemnym szacunku. Niestety, jeden rząd polski za drugim, albo jego wskazówek nie rozumiał, albo sam wiedział lepiej. Podobnie zresztą jak rząd amerykański.

 

Jan Czekajewski

Columbus, Ohio, USA

[email protected]

Foto: www.Prezydent.pl/