Zanim krótko opiszę przebieg meczu, komentarz do nieobecności w tej konfrontacji dwóch ww. graczy. Sprawa Noaha jest znana od kilku dni, kiedy to dowiedzieliśmy się już wcześniej o rezygnacji tego młodego koszykarza z meczu gwiazd ze względu na kontuzję stopy. Wielka szkoda, bo J. Noah to utalentowany zawodnik, który w ostatnim sezonie jakby dojrzał i wreszcie mogliśmy oglądać jego wielkie możliwości. Jego absencja potrwa kilka tygodni. Inaczej ma się sprawa z Thomasem. Został on zawieszony na 1 mecz za swe nieodpowiedzialne wypowiedzi, które przynosiły szkodę całemu teamowi. Na temat tej decyzji wypowiadali się zawodnicy – wszyscy jak jeden uważają, że brak Thomasa jest odczuwalny w zespole ale również wszyscy uznali decyzję za słuszną. Wielka szkoda – T. Thomas po kontuzji doszedł do wysokiej formy i stawał się powoli podstawowym graczem Bulls a na dodatek ulubieńcem kibiców. Mam nadzieję, że to jednorazowa wpadka tego sympatycznego, skądinąd, koszykarza.
Nowa twarz w barwach Bulls – C. Richard (nr 35)
Sam mecz stał na dość dobrym poziomie – dużo było w nim ciekawych akcji i pojedyńczych zagrań, które rozgrzewały do pełna wypełnioną widownię United Center (22 352 widzów). To co piszę dotyczy obu teamów, z tym, że Chicago okazało się bardziej zdeterminowane i dokładniejsze w swych poczynaniach.
Gra była wyrównana, bez dużych deficytów punktowych (największe prowadzenie Heat – 6 punktami, a Bulls – 7). Prowadzenie zmieniało się 12 krotnie. Remis zanotowano 7 razy. Statystyka ta oddaje więc zaciętość spotkania.
D. Wade (nr 3) przyjmowany jest zawsze w Chicago z aplauzem
Wśród gospodarzy prym jak zwykle wiedli: L. Deng (25 punktów, 7 zbiórek, 2 asysty) i oczywiście D. Rose (24 punkty, 5 zbiórek i 2 asysty). Jednak Bulls staje się coraz wyrównanym zespołem i już nikogo nie dziwi dobra gra B. Millera, T. Gibsona czy J. Salmonsa. Nie wspominając o weteranie K. Hinrichu. Jak na 4 mecze rozegrane w ciągu 5 dni wszyscy prezentowali się naprawdę dobrze. Na parkiecie zobaczyliśmy również nowe twarze Bulls – młodego C. Richarda i doswiadczonego D. Browna. Obaj spisywali się dobrze (nieco bardziej przekonywujący jest C. Richard).
A co słychać w teamie z Miami? Mnie osobiście on zawodzi. Wizualnie prezentują się dobrze, ich gra jest poukładana i przemyślana ale coś w tym wszystkim brakuje. Może błyskotliwości w grze ich gwiazd? Najlepszy na boisku spośród gości był J. O`Neal. Rzucił 24 punkty, zebrał 16 piłek i zanotował 5 asyst. D. Wade był nieco mniej widoczny (20 punktów, 6 zbiórek i 8 asyst) i jakby trochę zmęczony. Myślę, że tu tkwi przyczyna słabszej dyspozycji teamu z Florydy. Nawiasem mówiąc D. Wade witany jest w United Center zawsze dużym aplauzem (pochodzi z przedmieść Chicago).
Ta grupa taneczna wzbudza zachwyt w żeńskiej części widowni
Jak przedstawia się grafik obu drużyn na najbliższe dni?
Chicago Bulls we wtorek, 9 lutego wyjeżdżają do Indiany a w środę, 10 lutego podejmują Orlando.
Miami Heat we wtorek zagrają na własnym parkiecie z Houston a w środę udadzą się na trudny mecz do Atlanty.
Poźniej cała NBA ma 5 dni przerwy spowodowanej weekendem gwiazd.
Ja szczególnie polecam środowy mecz Bulls z Magic. Przypomnijmy, że 2 stycznia Chicago pokonało Orlando 101:93 i spotkanie o którym piszę będzie okazją dla Magic do rewanżu. A poza tym w barwach Orlando powinniśmy znów zobaczyć naszego „jedynaka” – Marcina Gortata.
Jacek Urbańczyk
Zdjęcia (autor – J. Urbańczyk):