Dziełem społeczeństwa, w trudzie, w pracy, w przedziale czasowym. To wynik przekładu na użytek nasz i świata polskiej myśli, twórczości, propozycji, razem tego, tych dzieł, które mają znaczenie głębsze i trwalsze niż nie jeden manifest polskości. Tak rozumiana polskość, to dzieło w ciągłym ruchu, w ustawicznym, odważnym tworzeniu, nigdy niedomkniętym do końca, nie zafiksowanym na tym czy innym temacie, co dla duchowej przyszłości Polski jest najważniejsze.
Wyrazu, nazwy, określenia: „polskość” nie znajdziemy w pomnikowym słowniku języka polskiego Samuela Bogumiła Lindego. Autor miał korzenie szwedzko-niemieckie, a wniósł wielki wkład w polską naukę i edukację. Był Polakiem, tak jak Polakiem jest dla nas pół-Francuz Chopin czy pół-Czech Matejko. Wielu przybyłych z zagranicy architektów, malarzy, Niemców, Włochów, Francuzów, Holendrów współtworzyło polską kulturę przed rozbiorami. Znaleźli w Rzeczpospolitej przystań, czasem do końca życia. Ileż mamy w późniejszej naszej historii takich przykładów wybitnych spolonizowanych przybyszy i ich potomków budujących polskość. Po 1989 roku Polska staje się atrakcyjna życiowo i zawodowo, zwłaszcza po 2004 r..odkąd jest członkiem Unii Europejskiej. Słownik Lindego wydano w początkach XIX w.
Polskość, jako pojęcie pojawia się w odpowiedzi na wyzwania, jakie dla Polaków niosła utrata suwerenności, rozbiory, akcje wynarodowienia. Trzeba się było na nowo określić: kim jesteśmy, co to znaczy być Polakiem, czy i jakie wiążą się z tym obowiązki? Narody, które były zawsze wolne lub utraciły niepodległość nie na długo, rzadko dyskutują o takich rzeczach. Dużo łatwiej znaleźć gorliwych dyskutantów o takiej czy innej „-ości” w narodach po przejściach, jak Litwini, czy Ukraińcy. Nasi sąsiedzi miewają kłopot z polskością. Widzą ją jako zagrożenie dla swej tożsamości. Tak jakby zapomnieli o dawnej wspólnocie historycznej i kulturowej, kiedy, nazwijmy to, cywilizacja polska działała jak magnes przyciągający elity na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej. Echa tego są żywe do dziś. Ojciec odrodzonej poradzieckiej niepodległości litewskiej Vytautas Landsbergis (z rodu zresztą mającego korzenie niemieckie), dziś eurodeputowany, mówi biegle po polsku. Jego pradziad Kazimierz u początku XIX w. uważał, że polszczyzna stoi wyżej niż język litewski. Syn Kazimierza, Gabriel, był już działaczem litewskiego odrodzenia narodowego, ale jeszcze niemówiącym płynnie po litewsku i ożenionym z Polką. A co z polskością w samej Polsce? W czym się ona dziś wyraża? Bo przecież na symbolach i skrzydlatych słowach kończyć się nie powinna.
A skoro mowa o symbolach, to porozmawiajmy chwilę o jednym z nich, naszym narodowym hymnie. To też może być jakiś test na naszą polskość praktyczną. Niedawno podczas piłkarskich mistrzostw świata w RPA stanęły przeciwko sobie drużyny Anglii i USA. Przed meczem zagrano oba hymny. I oto piłkarze razem z dziesiątkami tysięcy kibiców odśpiewali z uczuciem i bez fałszowania swoje pieśni. A u nas nawet Jarosław Kaczyński miał kłopot z poprawnym odśpiewaniem „Mazurka Dąbrowskiego”. A przecież nie tylko on. Ciekawe, ilu z nas zna cały tekst hymnu i rozumie jego treść. Wie, kto jest jego autorem (bo nie Dąbrowski) i jakie były okoliczności jego powstania. Dlaczego trzeba iść z ziemi włoskiej i przeprawiać się przez morze jak Czarniecki, kim był Dąbrowski i czym są tarabany? Znajomość hymnu jest w tym sensie testem na polskość, że znajomość naszej historii jest elementem polskości. Nim zaczniemy się spierać o naszą historię, co w niej było i jest wartościowe, a co destrukcyjne, najpierw lekcja podstawowa: hymn… Inaczej jesteśmy skazani na patriotyzm i polskość fasadowe, wyprane z konkretnej dramatycznej treści. Prof. Bronisław Łagowski mówił ostatnio, że istotą polskiego patriotyzmu jest kult patriotyzmu. Można to rozszerzyć na pojmowanie polskości. Im w nim więcej emocji i widowiska, tym mniej miejsca dla refleksji, czym polskość jest nie tylko od święta. Czym ona jest od wielkiego dzwonu, to mniej więcej wiemy. Nie ma chyba wybitnego polskiego pisarza, myśliciela, reżysera, aktora, malarza, artysty, historyka, socjologa, psychologa, działacza, kapłana, który by nam tego nie tłumaczył. Czasem aż do zmęczenia i przesytu; po raz pierwszy w dziejach dorasta w Polsce pokolenie, dla którego przywiązanie do kraju ojczystego nie jest rzeczą oczywistą, lecz kwestią wyboru. „Dzięki łatwości podróżowania, dzięki nowoczesnej technice znają świat lepiej niż jakiekolwiek poprzednie generacje. I porównują. I zadają rodzicom bardzo kłopotliwe pytania: z czego właściwie mam być dumny(a)? Nie zaspokoisz ich bitwą pod Grunwaldem ani obroną Jasnej Góry”.
Polskość to stan szerszy niż romantyzm, katolicyzm, bohaterstwo wojenne, Bóg, Honor i Ojczyzna. Coś więcej niż tylko rytuały polskości. Polskość to dziś przede wszystkim pewna, jak by to powiedział nieodżałowany ks. Tischner, propozycja etyczna. Nie musimy jej przyjmować, ale możemy. Obejmuje język i kulturę, historię i pamięć, ale także cywilizację, obyczaj, kulturę masową, dostępną dla wszystkich, w tym polską kuchnię. A czy można na serio rozprawiać o polskości bez dyskusji o tym, czemu polskość, dawniej i dziś, traci atrakcyjność i czy jej porzucenie, wybór jakiejś innej „-ości”, na przykład europejskości, mamy od razu potępiać jako akt narodowej zdrady? Bo do polskości się dorasta i wchodzi, ale też się od niej odchodzi. Rzadko do końca i finalnie, ale jednak. Dlaczego? Bez odpowiedzi na to pytanie nie ogarniemy polskości. W XIX w. odchodziło się na przykład dla chleba i kariery w państwach zaborczych. Ale też dlatego, że nie wszyscy byli gotowi do zrywów kończących się klęską. Albo dlatego, że należało się do elity społecznej, w której uczestnictwo w kulturze europejskiej było do pogodzenia z polskością. Mamy na to wspaniałe powojenne przykłady choćby w kręgu paryskiej „Kultury” Jerzego Giedroycia. Bo polskość to także interakcja ze światem, dialog z kulturą powszechną. Nie tylko z Europą i Ameryką, także z nowymi aktorami na globalnej scenie, jak Indie, krąg muzułmański, nowa Afryka czy Chiny. Dlatego rzecznikami polskości są też tłumacze, dosłownie i w przenośni. Ci, którzy przyswajają nam dzieła obcych autorów, tłumacze zagraniczni przyswajający obcym literaturom i kulturom dzieła naszych autorów, wreszcie wszyscy ci, którzy starają się wyjaśnić nam i innym bez uprzedzeń i zacietrzewienia, czym jest ta polskość, jakie są jej meandry, zalety i wady.
Dzieło przekładania polskości na użytek nasz i świata ma znaczenie głębsze i trwalsze niż manifestowanie polskości. Tak rozumiana polskość, dzieło w ciągłym ruchu, w ustawicznym odważnym tworzeniu, nigdy niedomkniętym do końca, nie zafiksowanym na tym czy innym temacie, jest dla duchowej przyszłości Polski najważniejsza.
Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy!
Opracowano na podstawie artykułu “Polskość I inne -ości” Adama Szostkiewicza, Polityka 28, 2010; Ogląd i pogląd; Oryginalny tytuł tekstu: “Polskość i inne ości”.
S. BLACK