Dyktator

Muammara

 

Muammara Dzierżył władzę w państwie od 42 lat. Wielu oczywiście było chętnych aby go zastąpić, jednak był niezastąpiony. Działo się tak pomimo różnych wysiłków jawnych nieprzyjaciół i co oczywiste, jak słońce na niebie wszystkich tych, którzy chcieli aby uważał ich nie tylko za swoich zwolenników. Jego „przyjaciele”, pośród nich głowy państw, prezesi korporacji, celebryci (jak można by ich tutaj pominąć) i szereg innych postaci, kręciły się wokół niego z powodów tak oczywistych, jak oczywistą jest realna władza każdego kalifa.

 

Jedyna różnica (zresztą jak najbardziej przepastna), jaka dzieliła go od innych „executives all over”, polegała na tym, że płacił zawsze, właściwie z góry a na dodatek nie jakimś tam kretyńskim kredytem, tylko najżywszą gotówką. Kto rozumie co to dzisiaj znaczy, po prostu wie i docenia. Kto nie wie, prawdopodobieństwo tego, że się jeszcze dowie jest już niewielkie. Niestety, temu, kto jeszcze tego nie wie, zdecydowanie odmawiam udzielenia jakiejkolwiek rady.

 

Największy kłopot sprawiał nie tym, którzy go z tego siedziska chcieli za wszelką cenę wysadzić. Bezpośrednio zaangażowani w tę „akcję”, nie płacą tego z własnej kieszeni, więc jakiekolwiek mówienie (czytaj rozpaczanie) tutaj o kosztach operacji jest zabiegiem czysto jałowym. Kłopot sprawiał tym, którzy wiedzieli, wiedzą i nie przestaną „wierzyć”, że demokracja jest ważną wartością, choć ułomną nie mniej, jak ten co ją wymyślił, nie mniej, jak ten co ją pielęgnuje, ani nie mniej, jak ten, który został jej „tymczasowym dyrektorem wykonawczym”, wybranym na określoną przecież kadencję.

 

Z dyktaturą jest niestety tak, że to ona wybiera, sama nie będąc przedmiotem jakiegokolwiek namysłu wyborców.

Są dyktatury oświecone, które rozumieją znaczenie „dekoracji systemowych”, koniecznych, bo takie jest życzenie ludu „zmian”, „przeobrażeń społecznych”, „zmian pokoleniowych”, pijaru, etc. etc., wszystkich sztuczek współczesnej technologii socjo. Wtedy to, jak mówią starzy znawcy powiedzeń ponadczasowych, „i wilk jest syty i owca cała”. A na dodatek, kiedy i business się kręci, to po prostu żyć, nie umierać.

 

Jak uczy doświadczenie, nie zawsze tak jest i wtedy demokracja, „przychodzi z namacalną i bezcenną wręcz pomocą”. Demokracja bowiem, pozwala wtedy zachować to co najlepsze, i odsiewa zdecydowanie to co nadaje się już tylko do odrzucenia. Po upływie następnej kadencji, okazuje się wprawdzie, że to co właśnie podczas poprzednich wyborów uznawano za mniejsze zło, okazało się ani mniejsze ani porównywalne tylko zupełnie inne, ale w końcu po to są następne wybory, aby znowu odsiać. I tak da capo al fine, choć niekoniecznie z powodzeniem.

 

Ponieważ dyktatura ten element scenariusza, zupełnie z dramatu zwanego sprawowaniem władzy eliminuje, stąd też wypalanie materii politycznej w dyktaturze, następuje gwałtownie, ale przecież nie bez jakiejkolwiek kontroli „uprawnionych do tego organów państwa”, o ile takie zostały odpowiednio zainstalowane i wyposażone.

 

Dyktator Po wielu miesiącach zmagań, dokonaniu zniszczeń o nieznanej jeszcze skali, zabiciu wielu zupełnie przypadkowych osób, dyktator Khadafi wciąż pozostaje jednym z głównych rozgrywających. Czerpie z najlepszych oxfordzkich szkół to oczywiste. Jak zawsze płacił, tak robi to i dziś, co tłumaczy niejaką osowiałość atakujących. Spośród przyjaciół, jak zwykle pojawili się Ci, którzy nie szczególnie lubią jego otwartych dzisiaj przeciwników, choć wielu z nich (dzisiejszych przeciwników) jeszcze na początku br, zabiegało u niego o przyjaźń i kontrakty. Niestety okazało się, że ich oferty, nie były tak konkurencyjne, jak tego oczekiwał stary wyga pustyni.

 

Jakie ma szanse? Może zrobić kolejną voltę i tak, jak ogłasza to jego zstępny, wprowadzić demokrację, na wzór amerykański. Taka federacja plemion beduińskich, z całą pewnością zadowoli wielu wewnętrznych oponentów, a zewnętrznym może znakomicie utrudnić dotychczasowe zamiary. Jakie ma szanse? Spore, biorąc pod uwagę, że głównymi oponentami zewnętrznymi, zarządzają zupełnie sprzeczne interesy wzajemne, a on jest ich jedynym beneficjentem i płatnikiem zarazem. Mało tego stać go na to, aby każdemu coś obiecać, a wszyscy zgodni są co do tego, że przecież ma czym zapłacić i to przez najbliższe kilkaset lat.

 

A co ma do tego demokracja. E, no co tam; demokracja jest dla tych, którzy chcą lub muszą się nią posługiwać. Pułkownik, dyrektor wykonawczy a do tego sprawny i kompetentny administrator gospodarczy (przekształcił pustynię w kwitnące państwo i kiedy go zaczęto kontestować, aktywa jego kraju w gotówce przekraczały $140 mld!!!), wygląda na jednego z tych niewielu, którym się powiodło.

Porównując dodatni bilans płatniczy Libii po 42 latach zamordyzmu Muammara Khadafiego, z osiągnięciami takich demokracji, jak Grecji, Irlandii, Portugali czy Hiszpanii, (USA, Japonia, WB, etc. nie chce się tego wymieniać), gdzie deficyt po latach „owocnej” działalności przekracza ludzkie pojęcie, wprowadzić nas może w osłupienie, kiedy zdamy sobie sprawę z tego, do czego prowadzi brak odpowiedzialności. Wprawdzie dokonano tego aplikując demokrację, ale przecież, nie przesadzajmy, zdarza się, że i tam zachoruje ktoś na raka. Jednak nikomu nie przyjdzie do głowy, że demokracja mogłaby mieć z tym coś wspólnego.

 

Co innego z dyktaturą. Tu odpowiedzialność jest, jak najbardziej ewidentna od samego początku i wynika to z założenia. Tak jak z powodu założenia, pozostaje w całkowitym dysonansie do demokracji. Zwłaszcza kiedy ta ostatnia, nie ma się już czym pożywić.

Na podstawie tego przypadku można skonstatować, że d e m o k r a c j a jest dobrym wynalazkiem. Tylko jej wykonawcy wymagają jeszcze treningu.