Europa ante portas

Europa

 

Europa

W ciągu ostatnich 20 lat, zmieniliśmy, co się tylko dało. Nazwę kraju, symbole, nazwy instytucji, ulic i pomniki, a nawet udało się nam zmienić niektóre nazwiska. Rządy zmieniały się jak w przedwojennej Francji, z podobnym zresztą skutkiem. Zmieniliśmy nawet konstytucję, sojusze, partie przewodnie i ideologie o całe 180 stopni.

 

Wyprzedaliśmy za bezcen więcej niż połowę majątku narodowego, najczęściej nie wiadomo komu. Ubiegłego lata wydawało się już przesądzone, że tak troskliwie chołubione do tej pory (prawie bezczynne zresztą) stocznie polskie, pójdą wreszcie pod młotek. Ponoć nasi sprzedawcy, mieli kupca w Katarze.

 

Do tej pory nie można jakoś ustalić, dlaczego wmówiono wszystkim, że w Katarze a nie w nosie. Przecież katar jest w nosie a nie na odwrót. No, w każdym razie skoro nasi sprzedawcy mieli ten interes w nosie, to i nic dziwnego, że rządowi przysporzyło to kolejnego kataru, szybko jednak zażegnanego i pożegnanego a nawet przykrytego kolejną aferą, tym razem – hazardową. Nie będę się o tym rozpisywał, ponieważ cokolwiek się w kraju dzieje, wygląda na hazard, a przecież jak wszyscy wiedzą doskonale, aby dostać właściwą kartę, trzeba wpierw na stolik wyłożyć stosowne sztony, a kogo dziś drogi panie stać w Polsce na to, oprócz tych, co już są w grze oczywiście.

 

Szlachta odzyskała i nadal odzyskuje swoje majątki i wpływy polityczne, ale odkąd okazało się, że tak zwana lewica ma za przywódców baronów, nic już więcej zdziwić nie może, a zgorszyć tym bardziej.

 

Bezrobocie mamy na tym samym poziomie co przed wojną w 1939 roku, więc chociaż pod tym względem nic się nie zmieniło i nic też na razie zmiany nie zapowiada, a jeżeli już, to w kierunku raczej odwrotnym do oczekiwanego przez samych zinteresowanych. Jest to, jak głoszą politycy, sytuacja normalna i dodają, że przeniesienie produkcji z Niemiec do Polski tylko na czas jakiś zachamowało przyrost bezrobocia. „Czas jakiś” bierze się stąd, że jak powiadają lepiej zorientowani, po przystąpieniu do Unii Turcji i Ukrainy, operację przeniesienia produkcji dalej na Wschód wymusi rynek i nie ma przed tym ucieczki ani recepty, a na nowe inwestycje nikogo tu ani nie stać, ani też nikt oprócz Ruskich robić tego nie chce. Ruscy i owszem, mają jakieś własne recepty na robienie interesów i opłaca im się w Polsce kupować co się da, a to czego nie da kupić wprost, kupują poprzez niemieckich pośredników i podstawionych agentów z niemieckimi najczęściej paszportami. Widać wyraźnie, że ta umowa z Ribbentropem działa dalej w najlepsze, choć nikt się do tego oficjalnie nie przyznaje. No, ale jak mówi pismo święte – „po uczynkach ich poznacie” – tedy poznajemy co czynią.

 

Nawet Kościół o zgrozo, nie jest już oskarżany o prozelityzm, czego nikt przy zdrowych i chorych zmysłach nie jest już w stanie pojąć. Nie ruszyliśmy zupełnie korporacji prawniczych i lekarskich, a wręcz przeciwnie, umocniły one swoje wpływy. Chłopstwo okopało się po zaściankach i nie pomogły nawet dotacje unijne, które rozeszły się jak to drzewiej bywało gdzieś pomiędzy lud, jednak nie trafiło to z pewnością tam, gdzie było przeznaczone. Ba, możemy wręcz zauważyć, że przybyło nam nowych rolników rozłożonych wygodnie na zupełnie nowych kanapach w jeszcze nowszych włościach.

 

Nawet narodowy klejnot w koronie, czyli wojsko polskie, ma problemy techniczne z przetrwaniem w nowych warunkach. Nasze najlepsze jednostki wraz z wyposażeniem wyszły na Bliski Wschód, tak jak w 1941 – świeć Panie nad jego duszą – za Andersa. Niewiele im to pomogło. Teraz dogorywają gdzieś nasi najlepsi chłopcy pod Kandaharem, czy w jakiejś innej zapyziałej afgańskiej mieścinie. Islamscy bojownicy się z nimi nie cackają, bo nie mają amerykańskiej technologii wojennej, a tylko to się dzisiaj liczy. Tak więc skazani na zapomnienie są przywożeni do kraju pojedynczo w trumnach dla niepoznaki, jak się któremu szczęśliwie uda skrócić te okrutne cierpienia na wygnaniu.

 

Afganistan to podobno jedyne miejsce na świecie, gdzie kwitną plennie maki. Jak wiadomo, Armia Polska pod dowództwem gen. Andersa, ma poza sobą doświadczenia z makami pod Monte Cassino. Na kartach historii zapisano, że maki spod Monte Cassino piły polską krew. Nie wiem czy to ważne czy nie, ale wywiad polski powinien przed wyjazdem do Afganistanu sprawdzić, czy maki w Afganistanie też chętnie piją polską krew, czy jest to też jakiś inny bardziej przyjazny nam gatunek. No bo jeśli to ten sam uchowaj Boże, to aż strach pomyśleć, że wleźliśmy znowu tym razem w jeszcze większe bagno, na dodatek wiedząc, co nas czeka. No chyba, że w tym Afganistanie zdążą jakoś te maki genetycznie podkręcić, żeby im polska krew mniej smakowała. Nie ma też żadnej pewności, czy naszym wojakom herbatka z makowin nie przypadnie do gustu tak bardzo, że aż strach pomyśleć.

 

Mówią też, że miejscowy biznes makowy ruszył się znowu dynamicznie, bo to czemu Talibowie łeb ukręcili, teraz sami rozkręcają na nowo z udziałem miejscowych specjalistów od makowin, mających w dyspozycji różne amerykańskie wynalazki do szybkiego i wielkogabarytowego transportu swoich produktów najwyższej, jak mówią jakości, a przeznaczone na najlepsze rynki konsumenckie na całym świecie. W tej sytuacji, trudno się naszym dziwić, że się chcą do tego interesu kogoś dobrać, choć z drugiej strony, nijakiej pewności nie ma, że ich ktoś do tego dopuści.

 

O jednej jeszcze rzeczy wspomnieć mi wypada, bo to na jakąś zmianę jednak wygląda, czego przed wojną nijak nie można było uświadczyć. Otóż po tych wszystkich zawieruchach, jak zburzenie muru w Berlinie, czy wyjeździe Rosjan do siebie oraz po dojściu do przekonania, że skoro poszczególne nacje, zamieszkujące kontynent, nijak nie mogą porozumieć się co do przebiegu swoich granic, bo nawet w tak zwanym Zjednoczonym Królestwie ciągle się o to biją, że Górnego Tyrolu, Kraju Basków czy Albańczyków przez grzeczność nie wspomnę, unioniści z Europy wymyślili , że oni po prostu zlikwidują same granice i w ten to właśnie bezkrwawy i zaiste najprostszy sposób mieć będziemy Europę od Atlantyku po linię Curzona wraz z Inflantami niestety. A przecież serca niemieckie biją znacznie dalej niż na Uralu. No cóż nie ma się co spieszyć, jeszcze trzeba poczekać na podciągnięcie odwodów. Tym bardziej, że budowa autostrad w Polsce i u innych ościenników ślimaczy się niepomiernie a to podciąganiu odwodów jak wiemy nijak nie służy. Próba budowy autostrady do Kijowa pod pozorem Mundialu w 2012 też jakoś się nie powiodła, bo Ukraińcy jak zawsze do ugody są pierwsi, acz do wywiązania z umowy dochodzi dopiero wtedy, gdy Hetman Wielki Zaporoski ma nóż na gardle a na karku topór, co może stać się jawą niebawem.

 

W pobliżu południowo-wschodniej flanki Europy odmieńcy jacyś czy co, wymyślili ponoć budowę gazociągu Nabucco, który miałby uniezależnić jej część południową od wpływów potomków Romanowów. Jak donoszą nasi korespondenci z Moskwy, Rosjanie uznali, że z tą rurą z Nabucco ktoś ich robi w bambucco, wobec czego budują równolegle swoją własną rurę południową – dla równowagi oczywiście. Biorąc pod uwagę fantazję Rosjan i zupełny brak wyobraźni tych z Nabucco, przewidywać można z małym prawdopodobieństwem popełnienia błędu, że po uruchomieniu obu gazociągów, gazociągiem Nabucco gaz popłynie na Zachód a po dotarciu tamże, gazociągiem południowym, zwanym dla niepoznaki Southstream, skierowany zostanie z powrotem gdzieś na Wschód. W końcu Rosja to duży kraj, przewodzący kartelowi gazowemu, który dzięki niej powstał i ma jakieś szanse coś urwać, jako największy na świecie konglomerat producentów i dystrybutorów gazu. Nic więc dziwnego, że dba o swoje interesy, robiąc tych z Nabucco w bambucco nie tyle nie przebierając w środkach, ile tymi samymi metodami.

 

Raz z grubej rury Nabucco

Gaz płynął Banialukom

Ktoś w końcu zbiesił się w Gazpromie

I stwierdził: eto nielzja tobie

I zrobił wszystkich w bambucco.

 

Marcisz Bielski