Wpis nr 275
Minęło już trochę czasu od piku manifestacji tzw. Strajku Kobiet, na tyle dużo, by się pokusić o głębsze analizy niż tylko wyjaśniające dlaczego kobiety są takie agresywne, jak się nabrały na protest i wycofały oraz czy chcą, i które, powrotu do kompromisu aborcyjnego. Zastanawiał jakiś wręcz organiczny poziom frustracji w tych demonstracjach i powoli doczekuje się on jakichś głębszych uzasadnień.
Jak już pisałem protest został przejęty i wykorzystany do eskalacji walki politycznej, co odstręczyło od niego większość kobiet, ale politycznie zafałszowane problemy kobiet nie zostały nawet nazwane, a co dopiero załatwione. Tak jak ze wszystkimi poprzednimi „ruchami”, które zamiast skonfrontować polską politykę z niezałatwionymi i ważnymi sprawami, posłużyły jako taktyczna pała do nawalania w rządzących.
Nie lubię tych podziałów, są dla mnie zbyt seksistowskie, eskalujące do „piekła kobiet” (w domyśle – zgotowanym przez mężczyzn) i przesadne w środkach wyrazu. Nawet jestem zażenowanym świadkiem dyskryminacji pozytywnej, to znaczy wywyższania pozycji kobiety poprzez poniżanie mężczyzn. Gdyby połowę z tych kawałków i całość przekleństw, które kierują wobec mężczyzn kobiece ruchy odwrócić i skierować przeciwko kobietom to wylądowałoby się na manowcach mizoginizmu. A kobietom wolno. W ramach odginania mniemanych zaszłości dyskryminacyjnych. Taka to tolerancja.
No dobra, przyjmijmy dla czystości wywodu ten podział na świat mężczyzn i kobiet. Ale bez wchodzenia w dyskryminacyjne koleiny, bo wtedy zjedziemy na boczne tory z końcowym szlabanem z napisem „wyp..alać”. Zastanówmy się jak ma kobieta we współczesnym świecie oraz dlaczego to może prowadzić do frustracji.
Wydaje mi się, że kobiety są przeładowane rolami, które mają spełnić we współczesnym świecie. Zacznijmy od (kiedyś) podstawowej, czyli strażniczki domowego ogniska, karmicielki i wychowawczyni dzieci, królowej kuchni i pani domu. Obecnie to ta właśnie rola jest wskazywana jako źródło opresji, zaś wszelkie formy zaradzenia tejże są przedstawiane jako konieczność zrzeczenia się tych funkcji, co najwyżej współdzielenia ich z partnerem. To ta rola, zatopiona w patriarchalnym modelu rodziny jest wraz z nim sekowana z życia publicznego, wskazywana jako polskie zapóźnienie i źródło tłamszenia samorealizacji kobiet. To pierwsza rola, z którą ma zmierzyć się współczesna kobieta.
Druga to realizacja swych ambicji porzez pracę. To zabiera co najmniej tyle samo czasu i sił, co rola pierwsza. We współczesnym świecie rola ta jest wskazywana jako kluczowa, bo na jej antypodach pozostaje już wspomniane odium kury domowej, co to do pracy nie chodzi, walczy z dziećmi i garami. Jest świadectwem średniowiecznego poziomu stosunków społecznych. Obecnie kobieta ma medialny i towarzyski nakaz pójścia do pracy. Ale przypomnijmy jedną rzecz. Kobiety poszły do pracy nie tyle dlatego, że chciały się w niej realizować, tylko, że przy jedynym pracującym mężczyźnie w rodzinie – przestało starczać do pierwszego.
Widziałem wiele badań, w których pytano np. panie z kas w supermarketach, czy jest to ich forma samorealizacji, czy też wolałyby poprowadzić partnerowi i dzieciom dom. Te w większości odpowiadały, że pewnie wolałyby dom, ale muszą dorobić do domowego budżetu. A czemu faceci, a właściwie wszyscy, zarabiają coraz mniej? Bo coraz więcej zabiera państwo, na poszerzane przez siebie funkcje, wreszcie na redystrybucje środków publicznych w formie transferów socjalnych.
Przypominają mi się kalkulacje prof. Gwiazdowskiego, z którymi jeździliśmy po Polsce, a z których wynikało, że Polacy widzą tylko swoją płacę netto, zapominając, że ze 40% z ich brutto (wraz z kosztami pracodawcy) zabiera państwo. Profesor nawet proponował taki eksperyment: wypłacajmy pracownikowi pensję brutto, bez potrąceń, nawet dajmy mu do ręki to, co płaci za niego pracodawca. I teraz w dniu płacenia wszystkich składek i podatków pracownik (czy pracownica) udawałby się do okienka i oddawał z własnego portfela wszystko to co jest mu teraz potrącane z pensji tak, że tego nie widzi. A tak by to zobaczył. Myślę, że w jeden dzień byłyby tłumy na ulicach, żądające zmiany sytemu podatkowego.
I te obciążenia płacy wypychają kobiety z domów do roboty, kosztem ich czasu, ściśniętego przez obowiązki domowe. Efektem społecznym są pokoleniowe zaniedbania dzieci, usychające relacje rodzinne, czego skumulowanym świadectwem były ostatnie występy młodzieży na ulicach. Oczywiście praca kobiet jest ideologicznie sprzedawana jako dobrodziejstwo dla pań, wyjście na wolność z kuchni i uzyskanie podmiotowości w nowym świecie. Ale to ideologia, bo co to za dobrodziejstwo pod przymusem? Ekonomiczny przymus pracy jest jak dowcip o Albinie Siwaku, który staruszki przeprowadzał na drugą stronę ulicy, czy chciały tego, czy nie. No to kobiety mają właśnie taki wybór – świat je i tak pogoni do pracy czy któreś będą tego chciały czy nie.
No i trzecia rola kobiety – kobieta. A więc mamy panią przeciążoną przez dwa etaty (domowy i pracowniczy), która do tego ma jeszcze wyglądać jak z żurnala. To trzeci etat, może już nie tyle męczący jak poprzednie, ale nie mniej frustrujący. No bo popatrzmy na wzorce mód i przemysłu rozrywkowego. Na przykład seriale – toż to prawie zawsze jakieś kancelarie prawnicze, gdzie wszyscy wyglądają jak z wybiegu, zaś praca polega na intrygach i romansach. Kobieta ma być zadbana, wiecznie wypoczęta, młoda i… nieprzepracowana, bo inaczej wypadnie z towarzyskiego i medialnego wzorca. To musi być frustrujące, choć dla mężczyzn… może być atrakcyjne.
Wydaje mi się, że te trzy etaty to może być przeciążające. W dodatku z co najmniej dwóch takich etatów nie można zrezygnować nigdy, w dowolnych kombinacjach. I to ciągłe przeciążenie może prowadzić do nieustannej frustracji, a ta napełnia ludzkie emocje kropla po kropli, aż do gwałtowanego wybuchu agresji, odreagowania. Świat zapędził kobiety do narożnika, w którym mężczyźni nie bardzo już mogą im pomóc. Kobiety powinny pamiętać, że postulowane przez nie „zwiotczenie” cech męskich, tej ich agresji, przebojowości, testosteronu, tak by się zbliżyli do kobiet, które wychodzą im z nowymi zmaskulinizowanymi cechami naprzeciw, pozbawia facetów jednej z ważniejszych ich cech, które miał z dobrodziejstwem inwentarza każdy pan domu – odpowiedzialności.
I obecny świat kreuje takich nijakich mężczyzn, „mamców”, co to naprawdę się już można zastanawiać – po co oni są. Ale wtedy to pretensje można mieć już tylko do siebie i świata, który zluzował facetów z ich zwykłych posterunków. Jest to samospełniająca się przepowiednia. A mężczyznom w to graj, jak kobiety przejmują ich obowiązki. Leniwi się nie martwią, porządni lekko się dziwią tym kierunkiem, ale każdy ich opór w tym względzie będzie uznawany za mizoginizm. A więc odklepią mantrę o prawach kobiet i pójdą na piwo z kumplami.
A więc staram się zrozumieć tę frustrację, która się pojawiła ostatnio na ulicach i szybko zniknęła. Zniknęła, bo ich główny rzut manifestacyjnych mas musiał pójść do domu obrobić dzieci, a rano do pracy…
No i jak tę frakcję się odejmie od tego co było widać na ulicy to co zostaje? Chyba już tylko niepracujące „działaczki”, bez obowiązków rodzinnych. O kwestii trzeciej roli, tej kobiecej, taktownie przemilczę jako aspirujący jeszcze do resztek staroświeckiego gentlemeństwa w stosunku do kobiet…
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.